Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów
Здесь есть возможность читать онлайн «Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wszystko Dla Potworów
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wszystko Dla Potworów: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszystko Dla Potworów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wszystko Dla Potworów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszystko Dla Potworów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Błyskawicznym ruchem wskazuje podwójne okno, które wychodzi na rzekę.
– Kiedy go wyłowili, miał recenzję przy sobie, podpisaną moim nazwiskiem. Bardzo przykre.
Dobra, zrozumiałem, co z nią jest nie tak. W swoim czasie królowa Zabo była wrażliwą istotą, małą dziewczynką cierpiącą z powodu nieszczęść całej ludzkości. Umęczoną nastolatką. Coś w tym sensie. Tajemniczą depozytariuszką smutku istnienia. Kiedy męka przybrała postać drogi krzyżowej, po wielu wahaniach zapukała do drzwi jakiegoś wziętego psychologa. Wysłuchiwacz od razu skapował, że ludzkie uczucia uwierają to bystre dziecko, i cierpliwie, seans po seansie, wytrepanował je z niej dokumentnie, a na to miejsce wszczepił poczucie społeczne. Oto czym jest królowa Zabo. Owocem udanej psychoanalizy: kiedy się opycha, korzysta tylko głowa. Reszta nie. Spotkałem już takich ludzi, jeden diabeł.
– No więc angażuję pana, panie Malaussene, żeby uniknąć tego rodzaju nieprzyjemności.
(Mnie? Ja nie jestem zaangażowany!) Cisza. Przenikliwe spojrzenie Jej Wysokości. Potem:
– Przypuszczam, że po takim artykule został pan z Domu Towarowego zwolniony?
Spojrzenie w ultrafiolecie. Cień uśmiechu:
– Może nawet opublikował go pan w tym celu?
Po czym kategorycznie:
– Zrobił pan głupstwo, panie Malaussene, jest pan stworzony do tej pracy, i do żadnej innej. Kozioł Ofiarny to pański stan .
I, odprowadzając mnie szybkim krokiem, jak żołnierz w ataku:
– Niech pan będzie spokojny, dostanie pan masę propozycji, proszę pamiętać, że my zapłacimy podwójnie.
37
No i nadchodzi fatalny czwartek. Bardzo się starałem zatrzymać czas skupiając się na każdej sekundzie, ale, niestety, przeciekł przez szczeliny mojej świętej duszy. (“Duchowi memu dała w pysk", na tym się Klara potknęła na ustnej maturze…)
Najoględniej mówiąc, w dziale zabawek nie ma tłumów. Musieli nadać jakieś hasło, jakiś znak, który w tajemniczy sposób trzyma klientelę z daleka. Ja jestem. I zdaję sobie sprawę, że od naszej podziemnej wyprawy z Gimini Świerszczem ani przez moment nie przestałem myśleć o tej chwili. Termin tkwił obsesyjnie na dnie każdej najdrobniejszej myśli. Boję się. Boże, jak ja się boję! Jest siedemnasta trzydzieści. Gimini jeszcze nie przyszedł. Coudrier też nie. Ani żaden z jego ludzi.
Moja wiewióreczka schudła. Z policzków zniknęły zimowe zapasy: Sklep… zmęczenie Sklepem… Jej koleżanka łasiczka porządkuje na półkach towary porozrzucane przez dzieciarnię w godzinach szczytu o czwartej. Giminiego nie ma.
Ja jestem.
A ofiara? Czy ofiara jest? “Wskażę ją panu w odpowiednim momencie, zobaczy pan, będzie pan zdziwiony." Dlaczego zdziwiony? W gruncie rzeczy właśnie o tym nie mogłem przestać myśleć. (Dlaczego zdziwiony? A więc znam ofiarę? Osoba publiczna? Twarz z mass mediów?) O tym i o reszcie myślałem, naraz. O naszej rozmowie w metrze. “Dlaczego zabija ich pan w Sklepie? Zwabia ich pan? Jak?" Mój staruszek miło się uśmiechnął: “Czy pan czasem czyta powieści?" Odpowiedziałem, że tak i że częściej niż czasem. “No to pan wie, że nie można od razu rozgryźć całej intrygi." Pomyślałem, że słowo “rozgryźć" pasuje do jego wieku. Ale pomyślałem też: intrygi? “Intrygi?" “Dokładnie, niech pan sobie wyobraża siebie w jakimś miejscu powieści, to panu pomoże zwalczyć strach." I dodał: “A może nawet się nim rozkoszować." Wtedy przestał być dla mnie taki jednoznaczny. Zacząłem mieć pietra. Utajonego pietra, który mnie już ani na chwilę nie opuścił. Z ubocznymi skutkami upłynniającymi. “Laksą", powiedziałby Rabelais. (Sraczką, no.) Zastanawiałem się, skąd mi się to wzięło. To był strach… A Teresa? Jak sobie poradził, żeby znaleźć Teresę i ją zidentyfikować? “Z pańskiego rodzeństwa ona jest najbardziej podobna do pana." (Ach tak, bo zna także i resztę? Tak, tak, Malca i jego potwory, Jeremiasza i jego zdolności do nauk eksperymentalnych, oko Klary…) “To żadna tajemnica, młody człowieku, wasz przyjaciel Teo bardzo was lubi." Oczywiście, Teo, racja. Teo mu o nas mówił. “Jesteście jego rodziną, w pewnym sensie, tak jak on jest naszą." Naszą? Aha, wszystkich staruszków ze Sklepu. Niemniej to właśnie to, a nie ostrzeżenie Coudriera wywołało uczucie, że nad moją rodziną wisi jakaś dziwna groźba, w przypadku gdybym się cofnął, i dlatego tu przyszedłem. Nadal go jednak lubiłem, mojego mitycznego ojca, mojego “likwidatora potworów", chociaż był taki stuknięty. Metro trzęsło nami jak samo życie i, żeby jakoś utrzymać równowagę, kładł swoje małe rączki płasko na siedzeniu. Niczym dodatkowe tylne kółeczka do dziecinnego roweru.
Tak, chętnie bym go do siebie sprowadził, mojego staruszka, umieściłbym go w domu, na miejscu protoplasty, gdyby nie ta historia z bombami i to cholerne umówione spotkanie. No bo jednak, siedząc tak sobie naprzeciwko mnie na swoim małym tyłeczku, wciągał mnie w morderstwo…
– Zaświadczysz o tym, młody człowieku, jesteś jedynym, który jest tego godny!
Jest. Przyszedł. Włożył swoją szarą bluzę, jak wszyscy staruszkowie od Tea. Przykleił znowu na twarz starcze rysy. Jest tym samym co z początku zapyziałym staruszkiem. Staruszkiem od AMX 30. Nie sposób zorientować się, czy mnie dostrzegł, czy nie. Jest po przeciwnej stronie działu. Obmacuje robota King Konga, który z zemdloną kobietą w ramionach dobił mnie ostatecznie po mojej przygodzie z nurkiem. Dobywam mojego peryskopu i szukam w Sklepie choćby cienia gliniarza. Nic. Wyłącznie z rzadka rozsiana klientela, która obwąchuje to i owo, nieświadoma, co się tu rozgrywa. A ofiara? Ofiary także nie ma. W każdym razie nikogo, kogo bym znał. Coudrier, do jasnej! Napoleonie mój, nie wytnij mi takiego numeru jak Grouchy! Zjaw się! Umieram ze strachu. Nie chcę patrzeć na morderstwo. Nie życzę sobie, żeby ktoś zabijał zabójców, nigdy tego nie chciałem, jestem przeciw! Przyłaź, Coudrier, do cholernego diabła! Bierz się za swoją gliniarską robotę! Zgarnij Zorro i jego ofiarę! Odznacz pierwszego, a drugiego poślij na śmietnik, ale wyłącz z tego mnie! Jestem porządnym bratem rodziny! Nie jestem ramieniem sprawiedliwości ani jej okiem! COUDRIER! GDZIE JESTEŚ?
(Gdyby mi ktoś powiedział, że kiedyś będę pokładał tyle nadziei w przybyciu gliniarza!…)
Gimini mnie zobaczył.
Uśmiecha się.
Spod swojej lipnej stetryczałości daje mi znak, żebym czekał, żebym się nie niecierpliwił. Dalej bawi się jak dzieciak czarną małpą z białym ciałem zemdlonej Klary w ramionach. Stawia ją na podłodze i puszcza w moją stronę. Złośliwa małpa rusza. Otóż to, pobawmy się. To jest odpowiedni moment! Bądźmy cierpliwi…
(Zabieram się stąd, nie ma mowy, żebym tu został. Zabieram się! Jeżeli w ciągu pięciu sekund nie zobaczę Cesarza i jego Gwardii, zwijam manatki!)
Jeden…
Dwa…
Trzy…
Nagle olśnienie. ZNAM OFIARĘ! To ten gnój Risson! Księgarz moich marzeń! Wszystko się zgadza: wiek, zgnilizna mózgu, obecność w Domu Towarowym czterdzieści lat temu. Dostawca! To on był dostawcą dzieci! To on był tym kusicielem, który tumanił zagrożone rodziny, obiecując, że wyprowadzi dzieciaczki na tyły wojny, a tymczasem dostarczał je potworom do kotła! Jest jedynym znanym mi facetem zdolnym do pełnienia tej roli! Risson. Zaraz tu przyczłapie, zagadkowo zwabiony zapachem własnej śmierci. I wyleci w powietrze na moich oczach! Jeśli sobie pójdę, i tak zginie. Absolutna pewność. Wystarczy, że znam godzinę i miejsce i jestem świętym zakładnikiem zabójstwa! Ostatnim razem Zorro zadowolił się przecież obecnością Teresy. Teraz już ani myślę odchodzić. Nie jestem mordercą. Bardzo bym chciał, to na pewno ułatwia życie, ale nie leży w mojej świętej naturze. Zostać. Bawić się z chodzącym gorylem tak długo, jak długo to będzie konieczne. Czekać. Wytrzymać. A jak tylko Risson się pokaże, rzucić się na niego i wypchnąć poza obszar zaminowanego pola. Niech sprawiedliwość sobie z nim radzi, ale beze mnie. Nie jestem Zbrodniarzem, nie będę też Sędzią.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wszystko Dla Potworów»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszystko Dla Potworów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.