Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów

Здесь есть возможность читать онлайн «Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wszystko Dla Potworów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszystko Dla Potworów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Beniamin Malaussene jest bratem doskonałym – by utrzymać liczne rodzeństwo porzucone przez frywolną mamę, pracuje w domu towarowym na stanowisku… kozła ofiarnego. Z pokorą i głębokim żalem przyjmuje na siebie wszelkie winy producentów. Ale oto na kolejnych stanowiskach wybuchają bomby, zawsze tuż po przejściu lub na oczach Beniamina, który nie przypuszcza, w jak makabrycznej grze został kozłem ofiarnym.

Wszystko Dla Potworów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszystko Dla Potworów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Cisza.

– Od trzech lat, od kiedy objąłem dyrekcję Sklepu, panie Malaussene, żaden pracownik nie został zwolniony. Powtarza, wciąż tak samo uśmiechnięty:

– Żaden.

(A jednak to prawda, uśmiecha się zawsze w ten sam sposób, tylko raz.)

– Dlatego trzymaliśmy pana wśród nas.

Teraz coś nowego w jego głosie. To coś stanowi siłę wszystkich Sinclairów na świecie: on w to wierzy. Wierzy niezachwianie w wersję, którą właśnie przedstawił. To nie jego prawda, to prawda w ogóle. Która wprawia w ruch kasy rejestrujące sprzedane towary. Jedyna.

– Jeszcze coś.

(Tak, panie Sinclair?)

– Na pana miejscu bałbym się własnego cienia, bo wydaje mi się, że gdybym ja był klientem, który miał z panem do czynienia w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, to postarałbym się pana znaleźć. Nie pożałowałbym czasu.

(Istotnie, widzę pewne plecy przed sobą, mogące z łatwością spowodować zaćmienie słońca: “Nie pozwól, żeby te gnoje wypijały z ciebie krew, nie daj się, mały!")

– To wszystko.

(Co wszystko?)

– Może pan sobie iść, jest pan zwolniony.

– Ale powiedział pan, że policja zabroniła ruchu kadr w czasie trwania śledztwa…

Prawdziwy wybuch dyrektorskiego śmiechu.

– Żartuje pan! Po prostu kłamałem, Malaussene, w interesie firmy, rozumie się. Wywiązywał się pan znakomicie ze swej roli i nie chciałem pańskiej dymisji.

(Dobra. Dobra, dobra, dobra. Jestem załatwiony. Załatwił mnie.)

I uprzejmie odprowadzając mnie do drzwi:

– Zresztą, nie całkiem pana utracimy: oszczędzaliśmy na panu dużo pieniędzy, teraz zarobimy na panu znacznie więcej.

Tak to jest. Człowiek szykuje się na radochę stulecia, a kiedy ta chwila nadchodzi, ma posmak jak z Ferneta Branki. W tym względzie, jak i w kilku innych, Julia ma rację: nigdy nie pokładać nadziei w obietnicy rozkoszy. Od razu albo wcale. Spytajcie tych tam z drugiej strony kurtyny, którzy harują dla Świetlanej Przyszłości…

Tak sobie filozofowałem, przesuwając się po raz ostatni przed oczami Lehmanna. Ach, to spojrzenie człowieka zdradzonego, które posyła mi ze swojej przezroczystej klatki, podczas gdy wraz z ruchomymi schodami pogrążam się w najgłębszą otchłań. Wstyd! Jest mi wstyd, a powinienem być w skowronkach!

Czuję się tak paskudnie, że o mało nie rozkwaszam sobie gęby, kiedy schody docierają do punktu, który jest zawsze nieruchomy. A kiedy odzyskuję równowagę (śmichy chichy panienek z zabawkowego), słyszę, jak głos miss Hamilton rozpyla, z całkiem już innym uśmiechem:

– Pan Cazeneuve jest proszony do działu reklamacji.

Rozkład zajęć życiowych powinien uwzględniać chwilę, konkretną chwilę w ciągu dnia, kiedy to człowiek mógłby się użalić nad swoim losem. Chwilę specjalną, która nie byłaby wypełniona ani pracą, ani żarciem, ani trawieniem, chwilę całkowitej wolności, pustą przestrzeń, gdzie człowiek mógłby w spokoju ocenić rozmiary katastrofy. Dzięki takiej ocenie dzień byłby lepszy, odarty ze złudzeń, z jasno zarysowanym krajobrazem. Ponieważ myśląc w przelocie o swoim nieszczęściu i mając w perspektywie konieczność szukania następnej pracy – człowiek popełnia błędy, niewłaściwie ocenia, uznając sytuację za gorszą, niż jest ona w rzeczywistości. Ale bywa też i tak, że uważa się za szczęśliwego!

Tak to przed chwilą rozmyślałem, wyciągnięty na swoim wyrku, grzejąc się w cieple Juliusza, kiedy zadzwonił telefon. Było mi dobrze. Szacowałem dokładnie rozmiary porażki, żując w ustach szczególny smak klęski, jakiego nabrało moje zwycięstwo nad Sinclairem. Byłem już bliski doskonałej oceny mojego nieszczęścia, kiedy ten kurewski dzwonek pomieszał mi szyki: wykonałem gest, który jest najbardziej ze wszystkich przepojony złudzeniem – odebrałem telefon.

– Ben? Luna urodziła szczęśliwie.

“Urodziła szczęśliwie"… tylko Teresa ma takie sformułowania. Kiedy kopnę w kalendarz, zamiast być poruszona moją śmiercią, oświadczy, że “jest pogrążona w głębokiej żałobie po stracie swojego starszego brata".

Dobrze. Luna urodziła szczęśliwie. Wziąłem bielutki adres kliniki, wsiadłem do metra, chwyciłem się rączki, czekam, aż mi przejdzie: coś we mnie kołacze na myśl, że zobaczę nowiutkie mordki bliźniaków. (Jedną i tę samą u obydwu?) To coś zaczyna wkrótce walić równie mocno jak pięć lat temu przy pojawieniu się Malca, a dalej wstecz przy Jeremiaszu, a jeszcze dalej przy Klarze – którą sam przyjąłem na świat (akuszerka była zalana, a lekarz zwiał z kasą), sam odcumowałem jej mały stateczek i powitałem ją z wielkimi honorami w domu, moją Klarę, z mamą w tle, która już wtedy powtarzała: “Jesteś dobrym synem, Beniaminie, zawsze byłeś dobrym synem…"

Tak. To, co odczuwam, to szczęście. To znaczy, coś w tym rodzaju. Wszystkie oceny, których dokonałem leżąc w łóżku, wzięły w łeb. Postarajmy się jednak myśleć trzeźwo. “Luna urodziła szczęśliwie": powściągliwy optymizm dla określenia czegoś, co jest w rzeczywistości początkiem nowych nieszczęść. Albowiem bliźnięta, nie oszukujmy się, to oznacza dwie gęby więcej do wyżywienia, czworo oczu do zabawiania, dwudziestkę palców do pilnowania i mnóstwo nastrojów do podtrzymywania na duchu w kółko i w kółko. Wszystko to z procesem Sinclaira w perspektywie, ruiną na horyzoncie i, być może, więzieniem, a w każdym razie hańbą i (ahoj, Emilu Zola!) alkoholiczną degrengoladą. Trudno! Jak tylko skończą pięć lat, poślę te bliźniaki do roboty! Oto co zrobię! Amputujemy to i owo i na żebry! Niech zarabiają! Jeżeli chcą obgryzać coś więcej niż własne pięści!

Dlaczego “rzeczywistość" zawsze staje mi na przeszkodzie? Dlaczego życie krzyżuje moje plany? Te właśnie pytania zadaję sobie stojąc u wezgłowia Luny w pełnej pisków i kwiatów klinice, spoglądając na Laurentego, który ściska moją siostrę w ramionach, “moje kochanie, moje drogie kochanie", a potem rozpłaszcza pysk o szybę aseptycznego akwarium wymyślonego po to, żeby chronić dzieci przed żarłocznością ojców, i bełkoce:

– Mam trzy Luny, trzy Luny, Ben! Miałem jedną, a mam trzy!

(Cena za jedną nie jest taka sama, bądź pewien.)

Rzecz kończy się u Kutubii, gdzie Amar serwuje nam wszystkim kuskus na koszt firmy, jak zawsze, kiedy przychodzę z wiadomością o narodzinach.

– Odkryłem coś ważnego, Ben (to filozofuje Laurenty, oficjalnie wspierany przez szesnastoprocentowe wino Mascara), że rzeczywistość jest zawsze łatwiejsza do zniesienia niż wyobrażenia, nawet jeżeli jest gorsza! Nie chciałem bachora, a mam dwa, no i nie ma w tym nic strasznego, straszne jest to, Ben, że tak się bałem tego cudu. (Westchnienia…) O, Ben, jak mogłem zrobić Lunie coś takiego? (Łkania…) Spierz mnie po pysku, proszę cię, Ben, spierz mnie, zrób to dla swojej siostry. (Samobiczowanie, rozdzieranie koszuli…)

– Jeszcze szklaneczkę mascary?

– Tak, jest całkiem niezła w tym roku.

– Ben?

Julia obejmuje dłonią moje udo.

– Klara mi mówiła, nie przejmuj się tym procesem, Sinclair cię nabrał. Jeżeli będzie proces, to przeciwko gazecie, a sędzia musiałby być już superzłośliwy, żeby przyładować nam symbolicznego franka odszkodowania.

– Starego franka, przed de gaulle'owskiego, mikrofranka – uściśla Teo, którego wzrok pieszczotliwie przesuwa się po pośladkach Hadusza.

Melodia wieczoru – Klara kroi mięso Jeremiaszowi, Teresa, przyklejona do wideo, niestrudzenie puszcza pogrzeb Urn Kalsum, Malec wtajemnicza Juliusza w rytuał herbaty miętowej, a Amar po raz setny obwieszcza bliski koniec restauracji z powodu wznoszenia New Belleville.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wszystko Dla Potworów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszystko Dla Potworów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów»

Обсуждение, отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x