Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów

Здесь есть возможность читать онлайн «Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wszystko Dla Potworów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszystko Dla Potworów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Beniamin Malaussene jest bratem doskonałym – by utrzymać liczne rodzeństwo porzucone przez frywolną mamę, pracuje w domu towarowym na stanowisku… kozła ofiarnego. Z pokorą i głębokim żalem przyjmuje na siebie wszelkie winy producentów. Ale oto na kolejnych stanowiskach wybuchają bomby, zawsze tuż po przejściu lub na oczach Beniamina, który nie przypuszcza, w jak makabrycznej grze został kozłem ofiarnym.

Wszystko Dla Potworów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszystko Dla Potworów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ciocia Julia notuje swoim szkolnym pismem, że profesor Leonard właśnie zapoznał się z dialektyką.

Później, w samochodzie, kiedy myślę o krwawej przygodzie Fraenkhla, wyrażam pogląd, że dziewczyna pomyliła cel. Powinna była rzucić te swoje cielęce płucka raczej w profesora Leonarda, to on uosabia tego prawdziwego Czarnego Luda. Julia śmieje się cicho.

– Myślałam najpierw, Malaussene, że jesteś masochistą, bo przyjąłeś tę pomyleńczą robotę Kozła Ofiarnego, ale nie, tak naprawdę, to jesteś swego rodzaju świętym.

Ano pewnie tak.

Święty pozwala się podwieźć pod drzwi Domu Towarowego i zaczyna krążyć po parterze. W poszukiwaniu kogoś. Kogoś dokładnie określonego. Kogo absolutnie muszę znaleźć. Pilnie. Jest siódma wieczorem. Mam nadzieję, że się jeszcze nie zabrał. Słodki Jezu, spraw, żeby jeszcze był. No, zdobądź się na gest, nigdy cię o nic nie proszę. Panie. Jest nawet całkiem prawdopodobne, że nigdy o mnie nie słyszałeś. Wysłuchaj mej prośby, do cholery! Dziękuję! Jest. Widzę go. Idzie pokręcić się koło swetrów. Ani cienia klienta w tym dziale. W dechę. Przyspieszam kroku. Spotykamy się.

– Cześć, Cazeneuve!

Posyłam mu haka w wątrobę, porządnego, impetem całego ciała. (Nauczyłem się tego z książki.) Zgina się wpół. Mam zaledwie tyle czasu, żeby uskoczyć w tył, tak że haftuje na swoje buty, nie na moje. (Ze świętym jest taki problem, że nie można nim być całą dobę na okrągło.)

Co uczyniwszy, schodzę na poziom majsterkowiczów, gdzie znajduję Tea zajętego sprawdzaniem kieszeni staruszków, jak co wieczór. Czekają grzecznie, ustawieni gęsiego. Żaden nie protestuje, kiedy Teo wyciąga spod szarych bluz buchnięte w ciągu dnia przedmioty.

– Cześć, Ben, zasuwasz już i w wolne dni? Sinclair będzie zadowolony!

Darowuję mu zdjęcia zrobione przez Klarę w Lasku i pomagam poodkładać podwędzone towary.

– Dasz wiarę? Jeden nosił się przez cały dzień z pięcioma kilogramami środków chwastobójczych w kieszeniach!

19

Wnastępnym tygodniu ciocia Julia i Klara zaczynają szykować swój reportaż o Koźle. Ze swej strony daję z siebie wszystko. Szczyty płaszczenia się, skamlanie, samobójcza szmata. Ani jeden klient nie podtrzymuje skargi. Prawie że wypisują mi czeki. Przychodzą napompowani jak cholera uzasadnionym oburzeniem, a odchodzą przekonani, bez względu na to, co przeżyli, przeżywają czy przeżyją, że tego dnia widzieli najgorsze: nieszczęście czyni człowiekiem, jak w baśni Hoffmanna przerobionej na dzisiejszą modłę. Na każdym zaś etapie ich drogi wchodzenia w arkana Sklepu krzyżują się z obiektywem Klary. Klary, która uchwyci ich wściekłość, kiedy pędzą do biura Lehmanna, Klary, która utrwali wszystkie fazy ich przemiany wewnętrznej w wyżej wymienionym biurze, Klary, która uwieczni wyraz autentycznego ludzkiego odczuwania w chwili, kiedy opuszczają biuro, Klary, która fotografuje, jak z Lehmannem po świńsku zanosimy się śmiechem, odegrawszy naszą komedię, Klary wreszcie, której aparat jest zawsze niewidoczny .

Ciocia Julia wpierw spędziła kilka dni na obserwacji, jak wykonuję swoje obowiązki, ale teraz pracuje już tylko na podstawie zdjęć mojej siostrzyczki. Stanowią dla niej rzeczywistość wymowniejszą niż rzeczywistość sama. Bazgrze tony notatek, w miarę jak napływają klisze. Do Klary zwraca się wyłącznie z osobliwym połączeniem macierzyńskiego wzruszenia i profesjonalnego podziwu. Przysposobiła ją sobie jak duchową córkę zrodzoną z jej najgłębszych ambicji.

Odtąd wieczorami we dwie robią notatki, kiedy ja serwuję dzieciom ich porcję literatury. Teresa nad maszyną do przyszpilania słów i ciocia Julia nad szkolnym kajecikiem. Zdjęcia, które Klara robi w domu, są teraz odrobinę gorsze.

– Bo o czym innym myślę, ciociu Julio, słucham opowieści Bena.

Przez ten czas ciało Juliusza obrasta w rurki. Niektóre wchodzą do środka, niektóre wystają: woda, plazma, witaminy i bycza krew z jednej strony, z drugiej – mocz i kał. Zgodnie z obietnicą Laurenty robi, co może. Juliusz ma to gdzieś. Nadal, z metafizycznym uporem podkurczywszy wargi nad śmiercionośnymi kłami, pokazuje światu wywalony ozór. Czasami, nocą, mam wrażenie, że dzielę pokój z jakimś pająkiem z Apokalipsy. Zwłaszcza wtedy, kiedy jest pełnia i kiedy białe światło wydłuża załamane cienie jego wychudłych łap.

– Myślisz, że ile czasu może tak wytrzymać?

– Nie mam pojęcia – odpowiada Laurenty – wygląda na to, że postanowił pobić wszelkie rekordy.

A potem, nagle, ta bezwładna kupa sierści zaczyna od czasu do czasu podrygiwać, tak że pojemniki dźwięczą, wprawiając cienie w ruch falisty, który przebiega po ścianach pokoju. Sprawiliśmy mu bowiem materac impulsowy, ma zapobiegać tworzeniu się odleżyn.

Dzieciom, które niepokoją się, że Juliusz nie wraca, opowiadam, że wyzdrowiał, tylko dyrektor kliniki poprosił, by jeszcze trochę u niego został i nauczył jego psa różnych życiowych psich sztuczek: otwierania i zamykania drzwi, spoufalania się z dobrymi i nieufnego traktowania złych, chodzenia po dzieci do szkoły i wracania z nimi metrem, kiedy pada deszcz.

Luna, mieszkająca z nami od czasu, kiedy odszedł Laurenty, słucha mojego blagowania z wyrazem jakiejś zachwyconej naiwności, który dobrze znam, bo go widywałem na twarzy naszej wspólnej mamy: właściwie to nie ona słucha, tylko mały lokator, który sobie w niej rośnie.

Jeśli chodzi o pracę, Sinclair, który znowu mnie wezwał, ale tym razem do swojego biura (“whisky?", “cygaro?"), winszuje sobie (niczyje powinszowania nie dorównują własnym), że przejawiam tyle świeżego zapału w pracy. Na podstawie danych liczbowych informuje, ile Sklep zaoszczędził dzięki mnie tylko w dwa tygodnie. Suma godna uwagi.

– Jedna rzecz nie daje mi spokoju, panie Malaussene. Czy ma pan jakiś sekret pozwalający tak znakomicie wywiązywać się z równie niewdzięcznego zadania? Jakąś własną filozofię?

– Pensję, szefie, filozofię wysokiej pensji.

Pensję, którą z wielce dystyngowanym uśmiechem, natychmiast mi podwaja. (No czekaj tylko, drogi dobroczyńco.)

Jeśli chodzi o Lehmanna, to mój całkiem nowy duch współpracy budzi jego najżywsze zdumienie. Po raz pierwszy Lehmann łapie kontakt. Z trudem przychodzi mi odrzucać wszystkie jego propozycje pójścia razem na obiad, i inne. “Znam knajpę, no nie masz pojęcia, z taką masą dziuń, że w życiu nie widziałeś!" Jesteśmy teraz kumple, po prostu. Pyta mnie o Klarę – widział nas rozmawiających w wolnych chwilach.

– To moja siostra, chce być sprzedawczynią, uczę ją zawodu.

– Miałem córkę podobną do niej. Umarła.

Coś w nim zadrgało. Odwraca głowę. (Cholera, jeżeli nawet drań nie może być doskonały…)

Teo to nie Sinclair ani Lahmann, więc z początku nie mówi nic, a później, nie wytrzymawszy, powiada:

– Co to za gorliwość, Ben? Co za numer szykujesz?

– Czy ja się ciebie pytam, po co się fotoautomatyzujesz?

– Nie, bo ja ci mówię po co!

Cazeneuve, gdy tylko mnie spostrzeże, udaje, że jestem przezroczysty. I im bardziej pogrążam się w aferę, tym bardziej go podejrzewam, że wreszcie wykonuje swoją robotę sumiennie.

Zdaniem Lecyfre'a coś, o czym od dawna się po cichu mówiło, stało się dziś całkowicie jasne:

– Jesteś wtyka pracodawców, Malaussene, zawsze tak myślałem, a dziś jestem o tym przeświadczony, nosem to czuję.

Jest to węch, który doprawdy uzasadnia ostatnie sukcesy jego partii w wyborach do rad miejskich (przegrana w sześćdziesięciu miastach). Co nie przeszkadza mu przygotowywać z zapałem naszą tutejszą sklepową manifestację związkową (rytuał obchodzony dwa razy w ciągu roku, bowiem jego partia zna się na celebrowaniu nabożeństw) w sprawie przestrzegania umów zbiorowych. – I nie próbuj rzucać nam kłód pod nogi, Malaussene!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wszystko Dla Potworów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszystko Dla Potworów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów»

Обсуждение, отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x