Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów

Здесь есть возможность читать онлайн «Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wszystko Dla Potworów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszystko Dla Potworów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Beniamin Malaussene jest bratem doskonałym – by utrzymać liczne rodzeństwo porzucone przez frywolną mamę, pracuje w domu towarowym na stanowisku… kozła ofiarnego. Z pokorą i głębokim żalem przyjmuje na siebie wszelkie winy producentów. Ale oto na kolejnych stanowiskach wybuchają bomby, zawsze tuż po przejściu lub na oczach Beniamina, który nie przypuszcza, w jak makabrycznej grze został kozłem ofiarnym.

Wszystko Dla Potworów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszystko Dla Potworów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Cóż jeszcze? Aha, moje ataki głuchoty. Jeszcze dwa razy paląca igła patroszy moje uszy jak dwa pospolite ślimaki. Zawsze wtedy powtarza się to samo zjawisko; widzę Sklep z podwójną ostrością: nieme uśmiechy sprzedawczyń sprzedających tu swoje życie, zmęczone nogi, zacinające się kasy, dyskretne ataki nerwowe, klientelę w potrzebie wymyślającą sobie zachcianki, radość wobec obfitości rzeczy, płacenie, płacenie, płacenie, podkradaczy wszelkiej maści, bogatych, biednych, młodych, starych, mężczyzn, kobiety, że nie wspomnę o staruszkach Tea, krzątających się wszędzie jak automatyczne mrówki. Nie do wiary, co oni potrafią pomieścić w głębiach swoich kieszeni! I co budują-majsterkują, jakby nigdy nic, pod zblazowanym spojrzeniem sprzedawców! Katedrę ze śrub i nakrętek. Mówię poważnie, wypatrzyłam jednego, który wznosi całą katedrę ze śrub i nakrętek! Chyba Chartres. Może nie naturalnej wielkości, ale prawie. Kiedy mu brakuje właściwego gwintu, udaje się wolnym krokiem pod odpowiednią półkę, kradnie część i wraca tym samym niespiesznym krokiem. Zjawisko Chevala: zainstalował swój neośredniowieczny warsztat u samego podnóża schodów. Wchodzący klienci, zbyt zaabsorbowani tym, co chcą kupić, nie dostrzegają go. Ci, którzy wychodzą, spieszą wypróbować swój nowy nabytek i też go nie dostrzegają. On sam nie dostrzega ani jednych, ani drugich. Taka łagodna postać autyzmu majsterkowicza, dzięki której mężczyźni żyją nastawieni bardziej pokojowo, a kobiety mogą rozporządzać swoim wolnym czasem.

Jeden z tych napadów głuchoty chwyta mnie w nocy, w samym środku rozgrywania partii szachów ze Stoźilem. (Pisemne upoważnienie Sinclaira, proszę państwa!) Gdy prowadzi już na wszystkich frontach, radykalnie odwracam sytuację i niszczę go w dwóch ruchach. Na próżno próbuje zamieszać, wszystko na nic, zostaje zmiażdżony. Dziko i z brutalnością, jakiej w tej subtelnej grze nabiera niepodważalne zwycięstwo.

20

Siedemnastego marca, dzień przez duże D copółrocznej manifestacji na rzecz przestrzegania umów zbiorowych. Teo jest ubrany w perłowy garnitur z alpaki. Do butonierki włożył błękitny, żółto nakrapiany irys. Ale Teo nie wystroił się tak dla Lecyfre'a i jego orszaku…

Wypłakując krokodyle łzy u Lehmanna (nieszczelna kuchenka, która o mało co nie przeniosła do wieczności całej licznej rodziny), widzę, jak mój Teo podskakuje pod drzwiami fotoautomatu, jakby stał pod wygódką.

Wychodząc z biura Lehmanna, para zrobiona przeze mnie w konia, mija staruszka w szarej bluzie, który właśnie klepie Tea po ramieniu. Wzgardliwym ruchem podbródka Lehmann zwraca moją uwagę na tę scenę. Staruszek pokazuje Teo jakąś konstrukcję miedzianą dosyć złożonej budowy. Teo odpędza go oschle. Stary, pochlipując, znika w pobliskim dziale książek. Lehmann miałby ochotę zadrwić, ale telefon anonsuje mu, że za chwilę nastąpi przemarsz demonstracji intra muros przez jego piętro. Tłumi przekleństwo.

Wychodzę.

Dostrzegłszy mnie Teo krzyczy:

– Możesz mi powiedzieć, jak długo jeszcze ten facet, który tam siedzi już od pięciu minut, będzie się onanizował? Co on tam robi?

Wystarczająco głośno, żeby “onanista" w automacie usłyszał to zza zasłony.

– To samo co ty, Teo. Robi się na bóstwo.

– Mógł się wyszykować wcześniej, na Boga, jeżeli w ogóle ma coś do wyszykowania!

To prawda, Teo jest zawsze gotowy wcześniej. Podniósł kwestię fotoautomatu do rangi sztuki. Tym gorzej znosi wyczekiwanie w kolejce za innymi użytkownikami, dla których aparat ten jest tylko pospolitą maszyną do powielania.

Staruszek ponawia atak. Spojrzenie budzące prawdziwą litość. Strasznie zatłuszczona, proszalnie wyciągnięta dłoń z zamiarem dotknięcia ręki Tea.

– Na miłość boską, Ben, weź ode mnie tę kupę smaru! Ciągnę starego łagodnie w stronę księgami. Pokazuje mi tam przedmiot swojego niepokoju stojący na luksusowym albumie ze zdjęciami starej broni. Jest to zestaw czterech miedzianych kranów, połączonych z podstawą za pomocą złośliwego gruzła z nakrętek.

– Zatarło się, panie Malaussene.

Te krany mają w sobie coś lirycznego. Ale jak to u starego człowieka, drżą mu ręce i musiał przekręcić którąś śrubę. Stąd nadmiar smaru, żeby poluzowało. Na okładce pięknej książki widnieją okrągłe brunatne plamy (po prostu należało wyczyścić tę broń przed sfotografowaniem). Wieczorem Teo dyskretnie pozbędzie się obu trupów – książki i kranów. Na razie jest zajęty. Co też wyjaśniam zdziecinniałemu staruszkowi najłagodniej, jak umiem, po czym zanurzam się w labiryncie szaf bibliotecznych w poszukiwaniu pana Risson, księgarza. Pan Risson też jest bardzo wiekowy. W wieku literatury, co najmniej. To wysoki, chłodnego obejścia facet, który mnie lubi niby dlatego, że umiem czytać. Taki dziadek, o którym czasami marzyłem, kiedy dzieciństwo zaczynało mi się dłużyć. A oto i pan Risson. Z zamkniętymi oczami trafia do tego, o co proszę: w serii kieszonkowej nowe wydanie starego, dobrego Gaddy: Straszny absynt z ulicy Merles . Nie mając na razie widoków na nic ciekawszego, pogrążam się w rozkoszach lektury pierwszej strony, którą znam na pamięć.

Oszałamiająco wszędobylski, wszechobecny wszędzie tam, gdzie dzieje się coś podejrzanego. Nazywany teraz przez wszystkich don Ciccio, rzeczywistego nazwiska Francesco Ingravallo, oddelegowany z,,porządkowej", jeden z najmłodszych funkcjonariuszy biura śledczego i, Bóg wie czemu, jeden z najbardziej prześladowanych zazdrością kolegów…

Ale jakiś hałas wyrywa mnie z błogostanu.

Lecyfre – zbierał manifestantów poczynając od podziemia – przechodzi przez nasze piętro i zgarnia, przed udaniem się na wyżyny, kolejne żniwo sprzedawczyń. Organizatorzy starają się, by śmiechy i pogawędki pasowały rytmem do rytmu jedynie słusznych haseł. Wygląda to dziecinnie, harcerzykowato i rytualnie. Tym razem tłum idzie nie od Bastylii przez Republikę do Pere-Lachaise, ale defiluje od sanitariatów na dole do perskich dywanów na górze przed nosem Lehmanna, który, w zaciszu swojej szklanej klatki, marzy o masowej eksterminacji. Tym razem Cazeneuve zadziwia mnie, dołącza bowiem do maszerującej kolumny. Zazwyczaj ogranicza się do postawy wolnomyślnego szyderstwa. Dziś jednak bierze udział. A nawet, przechodząc przede mną (który, jak głupi, podnoszę oczy znad książki, wybacz mi, Gaddo), rzuca mi ciężko pogardliwe spojrzenie zaangażowanego aktywisty. Patrzy na mnie po raz pierwszy od wielu tygodni. Lecyfre ze śmiechem pyta, czemu się nie przyłączam, a towarzyszące mu młode kobiety też się śmieją. Szczególne śmieszki, pod karcącymi spojrzeniami. Czy to sprzeciw? Potrzeba odcięcia się? Palące ostrze znowu przeszywa mi czaszkę i nie słyszę już nic. Ale wszystko widzę: oskarżycielskie spojrzenia, nieme uśmiechy, Tea, który drepcze kawałek dalej, poprawiając irys w butonierce, staruszka, który obmacuje swoje krany, Lecyfre'a, który właśnie zgarnął jeszcze jedną kasjerkę, brzuchatą od siedzenia przez całe życie, Cazeneuve'a wdzięcznie pochylonego nad dekoltem sąsiadki, ostrożnie usuwających się klientów oraz kabinę fotoautomatu, która eksploduje.

Eksplozja odtyka mi uszy. Blachy pozrywane w jednym ułamku sekundy, fontanny dymu ze szczelin, zasłona z materiału smagająca powietrze, krwawy wytrysk przez te na chwilę otwarte drzwi, potem wszystko wraca na swoje miejsce i kabina stoi tam znowu, niema, nieruchoma i dymiąca, z wystającą spod zasłony połową nogi zakończoną stopą, która podskakuje, drga ostatni raz i zamiera. Płuca piętra wypełniają się niesłychanie ostrym zapachem. Demonstracja zmienia się w prawdziwą demonstrację, zupełnie dziką i chaotyczną. Teo, który przez chwilę stał przed kabiną, wskakuje do środka. Zasłona skrywa połowę jego ciała, po czym Teo wychodzi wprost na mnie, a ja rzucam się w jego kierunku. Cały alpakowy garnitur, twarz, ręce są usiane drobniutkimi plamkami krwi. Jest ich tyle i są tak blisko siebie, że wygląda, jakby był nagi, okryty potwornie czerwoną skórą. Nim zdążę zadać pytanie, powstrzymuje mnie gestem:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wszystko Dla Potworów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszystko Dla Potworów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów»

Обсуждение, отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x