- Powieszają? - zapytał Staszek.
- Taki wyrok wydał sędzia, ale jest zwyczaj odwieczny, a tradycją uświęcony, by członków rodzin katowskich karać mieczem - powiedział Grot. - Tedy nasz mistrz małodobry wyprosił złagodzenie kary.
Zamiast powieszenia odrąbanie głowy, pomyślał ponuro chłopak. I to ma być to złagodzenie? Choć może dla nich tak. Ścięcie to kara honorowa, a powieszenie hańbiąca. No i chyba szybciej się człowiek przenosi na tamten świat, mniej męczy...
Strażnicy, nie żałując łokci, torowali drogę zaprzęgowi. Ktoś rzucił zgniłą rzepą, ale nie trafił w skazaną.
- Krzywisz się waść - zagadnął urzędnik. - Nie w smak ci ten widok. A przecież ujęcie zbrodniarki to i twoja poniekąd zasługa.
- Trochę głupie to wszystko... Próbowała zabić mi narzeczoną, ale zrobiła to, gdyż chciała pomścić śmierć męża i córki. On zginął, bo Hela za krzywdy od tej piekielnej rodzinki doznane odpłacić zamierzała... Onofria i jej towarzysz legli, gdyż pochwycić ją próbowali. Hela, gdy na szlaku ją dogonili, myśli o zemście porzuciła, już tylko uciec chciała. Szalony wir śmierci i odwetu.
- Splątane są ścieżki sprawiedliwości. Zemstę osobiście dokonaną może nawet byśmy zrozumieć mogli i katową może by gardłem nie zapłaciła.
- Puścilibyście płazem, gdyby zabiła moją narzeczoną?!
- Krew żąda krwi. Sam przyznałeś, że Hela jej córkę usiekła, a wiemy, że i trupy obrabowała. Sędzia byłby zapewne pobłażliwy. Za samosąd katowa posiedziałaby w lochu z rok i wolna odpłynęła za morze.
- A wieszacie ją za sprawstwo kierownicze czynu - mruknął Staszek.
- Co proszę?
- Nie sama zabijała, ale namówiła tego dzieciaka.
- Owszem. Ale czy to jej winy umniejsza? Sędzia uznał, że przeciwnie. W swoją zemstę wplątała jeszcze chłopaka, który posłuchał jej i grzech na siebie straszny ściągnąć próbował, a sam z życiem się rozstał. Jego śmierć to także wina tej kobiety.
- Chcecie powiedzieć, że ona tu bardziej sumienie obciążyła niż ja?
- Że ona, to pewne. A jaka twoja w tym wina? - Grot wzruszył ramionami. - Poddanie się mu zaproponowałeś.
- Skąd waszmość wiesz?
- Coś taki zdziwiony. Artura przesłuchałem, był już przy klapie na dach, wszystko słyszał, opowiedział. Honorowo i ładnie waszmość postąpiłeś. Nie wiem, czy ja bym się na taką wyrozumiałość zdobył, by żywcem brać. A łyczek cię za to z dachu strącić próbował! Szczęściem, noga mu się powinęła. A ta kobieta ma inne rzeczy na sumieniu, co jako przybyły z tamtych krain zapewne wiesz...
- Wiem. Uwięzienie nieznanej liczby młodych dziewczyn, gwałty, zmuszanie ich do pracy w lupanarze. Czerpanie zysków z ich nieszczęścia. Może rzeczywiście zasłużyła na śmierć?
- Choćby za zniewolenie szlachetnie urodzonej. Tylko to sprawy odległe. Świadków pozyskać szybko nie sposób. Zatem skazano ją jedynie za przelanie krwi w naszym mieście i usiłowanie zbrodni. - Justycjariusz ponownie wzruszył ramionami. - A może i niedobrze się stało?
- Dlaczego?
- Kara doczesna karę wieczną łagodzi. Gdyby ścięto ją za próbę morderstwa i za udział w gwałtach, tu na ziemi sprawa byłaby rozwiązana. A tak na tamten świat ją zabierze...
Staszek milczał oszołomiony.
Teologiczne aspekty kary śmierci. W życiu bym o tym nie pomyślał. Coś jakby zasada, że nie można karać dwukrotnie za jedno przewinienie, tylko z narzuceniem jej zaświatom?! Próbował zracjonalizować, poukładać to sobie w głowie.
- Tak czy inaczej, martwą będzie - powiedział urzędnik. - Nikt nie każe waści patrzeć. Odwróćcie wzrok, jeśli was to mierzi - poradził życzliwie.
- Wiem, że pozbawić życia ją należy. Ale ta egzekucja... Rozrywka dla gawiedzi. Zabić to zabić, można w więzieniu. W czterech ścianach. Bez poniżania wystawieniem na widok publiczny.
- Dorosłym widok ten czczej uciechy dostarcza - przyznał justycjariusz. - I może istotnie lepiej byłoby na dziedzińcu katowni kobietę obwiesić. Z drugiej jednako strony ludzie nie lubią, gdy się ich słabość publicznie obnaża. Niejednego przed złem powstrzyma świadomość, że sąsiedzi i przyjaciele ujrzą jego upadek. No i dzieci przychodzi na takie theatrum wiele, i dla nich to najcenniejsza nauka. One widzą, jak złodziejom ręce są odejmowane, jak cudzołożnicy tracą swe przyrodzenia, jak fałszerzy monet poimy roztopionym ołowiem, jak czarownice-trucicielki płoną na stosach, jak morscy rabusie konają na hakach. I uczą się, co czeka tego, kto schodzi na złą drogę. A gdy rosną, ta nauka im w sercach pozostaje. Lęk do głów wbity przed złem powstrzymuje i ku dobremu wiedzie... Bo bez tego jak w tym wierszyku: od kamyczka do rzemyczka, od rzemyczka do koniczka, od koniczka aż do stryczka i już czeka szubieniczka...
- Tylko czy dzieci, widząc takie okropności, nie nabiorą chorobliwej fascynacji krwią i przemocą?
- To być nie może. - Grot uśmiechnął się z pobłażaniem. - Wszak od tysiącleci ten zwyczaj praktykujemy i zła nijakiego dotąd nie uczynił.
W jego głosie zabrzmiała niezachwiana kamienna pewność.
- Ale i dobra nie niesie, skoro nadal złodzieje i mordercy po miastach grasują - odparował Staszek.
- Bo natura człowiecza słabą jest i zawsze znajdą się ludzie, którzy nauki wyciągnąć nie umieją. Inni natomiast za wielkich spryciarzy się mają i przekonanie głębokie żywią, iż nigdy w ręce ceklarzy nie wpadną. Są i tacy, którzy ze wsi przybyli, w dzieciństwie nauki tej nie otrzymali i jeno bogactwa mieszczan uszczknąć chcą, nie wiedząc, dokąd ta droga prowadzi. Na głupotę ludzką ni sposobów, ni medykamentów dotąd nie wynaleziono. Jednako tak myślę, często dureń płodzi durnia, kanalia i synów ma łajdaków, a człek mądry i pobożny dzieci ma zwykle do siebie podobne. Tedy może gdy durniów i złoczyńców wieszać będziemy regularnie, potomstwo ludzi mądrych i uczciwych z czasem ziemię opanuje.
Średniowieczna eugenika, pomyślał Staszek z rozbawieniem. Ale kto wie, może gdyby częściej drani wieszali, ja cztery stulecia później nie chodziłbym do szkoły z dresiarstwem...
Wózek dotarł do stopni szafotu. „Pasażerowie" zeszli na ziemię. Oprawca z uprzejmym ukłonem wskazał skazanej drogę. Katowa weszła po stopniach niepewnie, potykając się o deski.
- Oto i chwila prawdy, w której każdy musi zadumać się nad swym losem. Nie raz przecież widziała, jak jej małżonek ludzi sprawia niby wieprze w rzeźni. Nie raz ubrania zabitych pożądliwą dłonią obmacywała, szukając zaszytych kosztowności. Dziś jej kolej przyszła - rzucił justycjariusz filozoficznie. - To jej głowę zetną.
Ironia losu, pomyślał Staszek. Kat gwałcił, bo zapewne lubił, kupował dziewczyny jak jałówki na targu, zabijał, torturował i chyba kochał tę robotę, skoro nawet w zaciszu domowym dumał, jak tortury uczynić straszliwszymi. Trupy pewnie obdzierał z ubrań. I nie tylko trupy, skoro suknię zabraną Heli podarował córce. Głupie, prymitywne bydlę. Cale lata tak się bawił, a potem pojawiliśmy się my. Ziarenko piasku w trybach. Kat zginął we własnym warsztacie powieszony, pomocnik i córka usieczeni szablą, brat jego lensmann też na stryczku skonał. A teraz na samą burdelmamę przyszła kryska...
- A może to przeznaczenie? - mruknął urzędnik. - Może sama opatrzność uznała, że przebrała się miarka? Wszak i tak bywa, że zbrodniarz obławie zręcznie się wymyka, by naraz na syfilis zapaść i w smrodzie własnego gnijącego żywcem ciała skonać.
Kat stanął w lekkim rozkroku, podtrzymując ofiarę pod ramię. Herold wydobył zwój pergaminu i zaczął czytać sentencję wyroku.
Читать дальше