- Diabli! - zaklął tymczasem jeden ze strażników, przeszukujący przy świetle latarek ubrania zabitych.
W ręce trzymał wilczy ogon.
- To oni - syknął Grot. - Załadujcie te trupy na nosiłki i do mojej komory. Rano przy świetle obejrzymy. Idźcie spać, ludziska - zwrócił się do gapiów. - Straż czuwa nad waszym bezpieczeństwem.
Rozległo się kilka ironicznych parsknięć i stłumionych chichotów, ale ludzie szybko się pochowali do mieszkań.
- Pora i na nas - westchnął Maksym. - Cóż za czasy parszywe, że z szynku do dom spokojnie przejść nie można - biadał, gdy oddalili się już od strażników. - Jam po Kijowie bez broni chodził, a tu wystarczy nos za próg wyściubić, by... Przeklęte pludrackie miasta pełne okrutników, dzikusów i rzezimieszków.
- Ciekawi mnie jedno - mruknął jego starszy towarzysz. - Zważcie, że pościg za nimi od ratusza szedł.
- Co masz na myśli?
- Ci ludzie, kimkolwiek są, musieli dokonać jakiegoś wielkiego łotrostwa, skoro ceklarze w pogoń za nimi ruszyli taką zgrają. To nie zwykłe łotrzyki, które ront na czymś naszedł. Coś poważniejszego umyślili... W dodatku zaprawieni w bojach jak mało kto - dodał. - Niewiele brakowało, a by nas tu wysiekli.
- Do walki z wrogiem w szablę uzbrojonym nawykli - dodał Maksym. - Ciekawe, skąd ich ród?
- I czemu twarze zasłaniali. Widzi mi się, iż w Gdańsku bywali, rozpoznania obawiać się mogli. Nie siedzą gdzieś w norze, ale po ulicach jak wolni ludzie kroczą...
Staszek milczał. Wsunął dłoń za pazuchę i namacał kolbę rewolweru.
Jestem durniem, pomyślał. Albo do tej epoki bardziej przywykłem, niż mogłem sądzić. Gdy pojawiło się zagrożenie, wyciągnąłem szablę, zamiast wyrwać spluwę z kabury i walić im po nogach... Bo śmierć była blisko... Tak blisko...
Zadrżał.
- Szkoda, że żadnego ranić się nie udało - westchnął Maksym. - Gdyż tak mi się widzi, to ci sami, którzy mieszkańców kamienicy, gdzie mistrz Marek mieszkał, wysiekli... Szansa jedyna, że justycjariusz znajdzie kogoś, kto trupy po twarzy rozpozna, lub że w kieszeniach i mieszkach przedmioty znajdzie, które na trop go naprowadzą...
Dowlekli się jakoś do domu. Kozacy zaparzyli mocny wywar ziołowy i przepłukawszy rany, założyli opatrunki. Potem udali się na spoczynek. Staszek nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, wreszcie poszedł do pokoiku, w którym wcześniej nocowała Hela, zapalił świecę. Rozłożył na blacie kartę papieru. Z worka z rzeczami Marka wygrzebał chiński długopis. Od czego zacząć poszukiwania? Ktoś tu handlował tabletkami antybiotyku. Trzeba ustalić kto, przejść się po aptekarzach i wypytać. Po drugie... Zamyślił się głęboko. Jedna nić w ręku. Jeśli się zerwie? W Dalarnie Chińczycy wydobywali srebro. Ogromne ilości srebra i jako odpad trochę złota. Czy wszystko wydawali na zakup ziemi w Szwecji? A może sztabki trafiły także tutaj? Może dokonywali jakichś inwestycji? Trzeba by pogadać z bankierami, lichwiarzami, z ludźmi, którzy obracają pieniądzem i kruszcami. Ciężka sprawa. To nie są sekrety, które powierza się byle komu. Ślady techniki obcej dla tej epoki? Maksym próbował tej drogi, szukał wyrobów z aluminium i ludzi mających dostęp do surowca.
- Nie umiem zadać dobrych pytań. Nie umiem znaleźć końca nitki, a nawet gdybym trafił na trop, nie będę potrafił nim iść - szepnął do siebie. - Trzeba wtajemniczyć Mariusa Kowalika. Nie ufam mu... ale chyba nie ma wyjścia.
Poczuł straszliwe zniechęcenie.
*
Hela zapaliła świecę. Pani Agata spała jak zabita. Dziewczyna siadła przed lustrem i rozczesała włosy kościanym grzebieniem. Cienkie giezło nie chroniło przed chłodem, więc zarzuciła na plecy pled. Spojrzała na swoją twarz, odbijającą się niewyraźnie w srebrnej tafli lustra.
Kim jestem? - zadała sobie pytanie.
Była jeszcze dziewczynką, gdy carska armia mimo ofiarności i bohaterstwa żołnierzy poniosła sromotną klęskę na Krymie. Pamiętała to ożywienie, grupki ludzi na rogach ulic, zapowiedź reform. Nagle stalowa obręcz trochę się poluzowała. By potem nieoczekiwanie wzmóc uścisk. Pamiętała tamten dzień przed trzema laty, gdy dowiedziała się, że istnieje konspiracja, że trwają przygotowania do powstania, że może pomóc. A potem... Trzy razy w tygodniu popołudniami chodziła na konspiracyjne szkolenia. Zaczęła podwójne życie. Kłamstwo dla sprawy. Sekrety, których nie powierza się przyjaciółkom, których nie wolno zapisać na kartce papieru.
Koleżankom z pensji mówiła, że bierze dodatkowe lekcje gry na pianinie. Tymczasem uczyła się podstaw medycyny, szyfrowania wiadomości. Uczyła się, jak odpowiadać na pytania, by uśpić czujność wroga. Niemal za każdym razem spotykali się gdzie indziej, po kilka, kilkanaście osób. Weszła w inną rzeczywistość. W świat dotąd zarezerwowany dla mężczyzn. Dla ojczyzny poświęcili tradycję. To było coś nowego. Nauka taktyki, surowe egzaminy prowadzone przez starych żołnierzy, uczestników poprzedniego zrywu, niekiedy starców pamiętających jeszcze Napoleona. Wreszcie w lochach łączących lubelskie Stare Miasto z kościołem Świętego Mikołaja na wzgórzu Czwartek została przeszkolona w posługiwaniu się bronią palną.
Powstanie wybuchło o całe miesiące, może lata za wcześnie. Polacy poszli w bój. Kiepsko uzbrojeni, bez oficerów, bez wyznaczonych realnych celów walki. Pamiętała, jak stary Maćko przywiózł wiadomość o śmierci ojca. Pamiętała słowa brata, że walka jest już przegrana. Pamiętała, jak zza drzew patrzyła na zgliszcza i trupy leżące w śniegu. Gdzieś z głębi duszy wypełzło niechciane wspomnienie tamtego dnia, gdy banda maruderów najechała dwór. I wreszcie przebudzenie w ciepłym jesiennym norweskim lesie. Pan Marek... Druga osobowość poruszyła się leniwie, napłynęły cudze myśli. Ruiny, ładunki wybuchowe, zasadzki, wszechobecny gryzący dym. Orgia destrukcji, płomienie ogarniające kolejne kamienice. Odepchnęła Esterę, nim ta zdołała nią zawładnąć.
Kim jestem? - pytanie tłukło jej się w głowie.
Spojrzała bezradnie w lustro. Obciągnęła giezło na piersi, spojrzała na twarz bardziej z profilu. Dawno już z dziewczynki stała się dziewczyną. Teraz poczuła, że tu, w Gdańsku, przekroczyła kolejną nieuchwytną granicę, tę, która dzieli dziewczynę i młodą kobietę.
No i zadanie. Szalone, niewykonalne zadanie zlecone im przez łasicę Inę. Odnaleźć Oko Jelenia... Pieczęć jest prawdopodobnie na Gotlandii. Lody na Bałtyku już puściły, niebawem rada miasta ogłosi otwarcie sezonu żeglugowego. Co wtedy? Marek został uwięziony. Maksym będzie musiał wracać na Ukrainę. Staszek... Czy ma zostawić przybranego ojca w więzieniu i razem z chłopakiem wyruszyć do Visby? Czy to ona ma podjąć decyzję? Nie umawiali się, co robić w takiej sytuacji. Przeklęta łasica. Już wcześniej wyraźnie ich lekceważyła, teraz znikła na dobre.
- Dlaczego los bez przerwy zmusza mnie do jakichś szaleństw? - rozżaliła się Hela do swojego odbicia. - Dlaczego nie dane mi pędzić życia zwyczajnego, nudnego, spokojnego i bezpiecznego? Czemu nie mogę siedzieć na pięterku dworu, patrzeć, jak kwitną jabłonki, słuchać, jak brzęczą pszczoły, i czytać z przyjaciółkami francuskich romansów?
Świeca zapełgała, od okna ciągnęło chłodem. Sięgnęła pod łóżko, szukając nocnika. Nie natrafiła jednak na znajomy kształt. Macała dłuższą chwilę, ale najwyraźniej nie było go tam. A zatem musi iść do wygódki... Zagryzła wargi. Trzeba to trzeba.
Chłopakowi łatwiej, pomyślała z nieoczekiwanym humorem. Okno sobie otworzy i na ulicę wysikać się może...
Читать дальше