- Zatem... - zaczął.
- Ona wróci. Ale musi minąć trochę czasu, zanim zrozumie, czego tak naprawdę chce i potrzebuje. I nie wróci, by ci się poddać, ale po to, żeby podać dłoń do wspólnej wędrówki.
- Wiecie, gdzie się udała. Czy w razie jakiejś katastrofy będziecie mogli przekazać jej informację?
- Tylko w razie prawdziwych problemów.
Maksym został na dole. Staszek wdrapał się na swój strych. Czuł, że musi rozważyć wiele spraw, ale myśli jakoś nie składały się do kupy. Co mówiła Hela o samej sobie? Usiłował przypomnieć sobie jej słowa, to o wściekliźnie duszy czy jakoś tak...
A ja? - zadumał się. A jeśli te porównania mimo swojej powierzchowności niosą jakąś mądrość, jakąś użyteczną wiedzę? Jaki żywioł determinuje moje działania?
Wyciągnął dłoń i nożykiem utrącił spalony knot świecy. Zrobił to zupełnie odruchowo i dopiero po chwili spojrzał na kozik w swej dłoni. Co powiedziała Hela? Jej przyjaciel, członek oddziału jej brata, robił tak samo? W tamtych dziwnych czasach, zanim jeszcze wynaleziono lampy naftowe...
Reinkarnacja? - zamyślił się na chwilę. Żyliśmy już kiedyś oboje, spotkaliśmy się na ogarniętej powstańczym wrzeniem Lubelszczyźnie... Potem umarłem i urodziłem się ponownie. Miłość okazała się wieczna. Spotkaliśmy się znowu. Bzdura z gatunku New Age. Ale może ona w to jakoś trochę wierzy. Może dzięki temu spojrzy na mnie przychylniej...
*
Skończyły wieczorną modlitwę niemal jednocześnie. Agata ziewnęła rozdzierająco i przeciągnęła się jak zadowolona z życia kotka. Odziała się w czyste giezło i rozpuściła włosy. Hela przyklękła i pospiesznie zaczęła rozczesywać je grzebieniem.
- Powiedz mi: po co? - zapytała gospodyni.
- Tak, pani?
- Helu, nie udawaj. Nie musiałaś tu przychodzić. Masz zapewniony byt. Odnalazł się twój narzeczony. Jesteś też szlachcianką. Czemu chcesz mi służyć? Co cię tu przygnało? Przecież nie brak ci gotówki.
- Mam pieniądze, pani. Mój... przyjaciel też zarobił krocie. Ale... - urwała.
- Znalazłaś się tu, bo czegoś chcesz. Czegoś potrzebujesz tak rozpaczliwie, że kładziesz uszy po sobie, odrzucasz na bok dumę...
- Pani...
Wdówka odwróciła się i ujęła Helę pod brodę. Spojrzała w oczy. Wpatrywała się długo i badawczo. Dziewczyna nie spuściła wzroku. Patrzyła spokojnie.
- Czego szukasz? Czego pragniesz?
- Spokoju. Prostych, codziennych obowiązków. Ciepłego łóżka i twego, pani, towarzystwa. I kilku rad, bo budzę się rankiem i zadaję sobie to samo pytanie: kim jestem?
- Gnębią cię troski i sądzisz, że pomogę je rozwiać?
- Jestem sierotą. Wychowali mnie mężczyźni. Prawi i szlachetni, ale zabrakło mi matki. Przepisy i receptury kuchenne poznałam od starej klucznicy. Jednak zabrakło tego wszystkiego, czego kobieta uczy swoją córkę, gdy ta zaczyna dorastać... Przyjaciółki nie wiedziały więcej niż ja. Wasze, pani, doświadczenie życiowe pomoże mi znaleźć odpowiedzi na moje pytania... Muszę...
- Usiąść i w spokoju przemyśleć swoje życie?
- Ty rzekłaś. - Hela spuściła głowę.
- Nie mogłabyś być moją córką. Ledwie sześć, może siedem lat nas dzieli. Moje młodsze siostry umarły dawno temu. Pomogę ci, wytłumaczę. Jak siostrze.
Wiatr dął wśród dachów, gwizdał w wąskich zaułkach. Łańcuch ciężkiego rozkołysanego szyldu zabrzęczał. Gdzieś daleko załomotała zatrzaskiwana okiennica. Miasto kładło się do snu. Kołatek ukryty w belkach stropu zachrobotał. Wdowa rozsunęła zasłonki baldachimu. Była szczupła, ale stare łoże i tak zaskrzypiało pod jej ciężarem. Hela posłusznie zajęła swoje miejsce z boku posłania.
- Pytaj więc.
- Jesteście, pani, kobietą - powiedziała z namysłem.
- Trudno, aby było inaczej. - Jej mentorka kokosiła się na grubym sienniku.
- Opowiedzcie mi, pani, proszę, o miłości. O tym, jak to jest położyć się z mężczyzną do łoża... Co się wtedy czuje. Co się czuje, jeśli serce przepełniała wcześniej miłość. I jak rozpoznać, czy to ten jeden jedyny. Jak ustrzec się przed błędem.
Agata trochę poczerwieniała.
- Zgaś świecę - poleciła.
W pokoju zrobiło się ciemno, tylko słaby poblask żaru dogasającego w piecyku rzucał cienie na ścianę. Wdówka objęła Helę ramieniem i zbliżywszy wargi do ucha podopiecznej, szeptem zaczęła opowiadać.
*
Hela wstała o świcie. Wyplątała się spod ramienia Agaty, ochlapała twarz w misce i założyła skromną płócienną norweską suknię znalezioną kiedyś w jukach Onofrii. Zeszła na parter. Służąca szorowała popiołem i piaskiem blat stołu. Hela dygnęła na powitanie i bez słowa zaczęła jej pomagać. Kucharka popatrzyła spod oka i uśmiechnęła się oszczędnie, prezentując resztki uzębienia.
- Spójrz na nią tylko. - Wskazała Helę. - Pamiętasz, co ci mówiłam? Ty głowę spuszczasz, ona nosi wysoko. Ty ramiona już kulisz, ona jakby kij połknęła. Ją masz naśladować, nie mnie. To dziewczę z dworu. Szlachcianka lub w połowie chociaż...
- To bez znaczenia - westchnęła Hela. - Tu w kuchni ty, pani, władzę sprawujesz. Wyjaśnijcie mi, proszę, jakie będą moje zadania.
Kobieta uśmiechnęła się znowu, tym razem cieplej i jakby przyjaźnie.
- To dobrzy ludzie. Pracy jest wiele, ale rzadko kiedy ponad siły - rzekła. - Patrz na nią i ucz się, żebyś nie zapomniała, kim jesteś - ponownie zwróciła się do Marty. - Żeby nigdy nie przygasł ci blask oczu... Obie jesteście na miejscach, które nie zostały wam przeznaczone. Helena z woli własnej, ty splotem wypadków.
- Wczoraj na wozie, dziś pod wozem - bąknęła służąca.
- Nie turbuj się, duszko, to minie jak zły sen. Tyś z innej gliny ulepiona, jeszcze będziesz na powrót wielką panią.
Hela patrzyła na Martę dłuższą chwilę w milczeniu.
- Żyłaś kiedyś inaczej - powiedziała wreszcie. - Jak ja. Modlitewnik w szkaplerzyku na piersi nosisz, zatem czytać się w domu wyuczyłaś, czas nie zatarł w tobie dumy. Raz na wozie, raz pod wozem, ale...
- Ojciec mój w sztormie życie postradał, okręt po przodkach odziedziczony i ładunek, który nawet nie był jego. Dom wcześniej u bankierów zastawił, by łajbę od lichwiarzy wykupić. Fracht wziął do Rosji i ruszył w zły czas, byle innych ubiec, bo kto pierwszy, ten cenę bierze najlepszą. Nawet nie wiadomo, gdzie przepadł, wieści żadne do nas nie dotarły. Tedy trzeci rok na łaskawym chlebie żyje, bo pan tego domu mnie, sierotę, przygarnął...
- Część ładunku na waszym statku należała do niego? - domyśliła się Hela.
- Tak, ale to dobry człowiek, nie wypomina mi tego ani odpracować nie każe. I za służbę coś tam zawsze płacą. A jeśli posag jakiś uciułam, może i za majstra pójdę. Albo do klasztoru wstąpię? A ty?
Hela przechyliła głowę.
- Mój dwór spalono. Przybrany ojciec siedzi w więzieniu. Mam starającego się. Nie wypadało mi samej mieszkać z nim pod jednym dachem... Ale nie wiem, czy... Muszę przemyśleć tak wiele rzeczy.
- No, waćpanny, do roboty - kucharka odezwała się łagodnie, lecz stanowczo.
Po śniadaniu Hela rozgrzała świecę w dłoniach. Długo i starannie urabiała ją w palcach. Ług niszczy skórę... Dopiero gdy wosk polepił całą powierzchnię rąk, zabrała się do pracy. Posadzki na parterze zmyła wodą, przetarła piaskiem zmieszanym z popiołem, potem zmyła raz jeszcze. Płytki zalśniły ciepłą barwą dobrze wypalonej cegły. Deski w pomieszczeniach na piętrze i w pokoju chlebodawczyni wyszorowała staranniej. Wyskrobała nożem brud ze szczelin, umyła okna. W tym czasie wszystko przeschło. Marta przyszła jej pomóc. Podłogi na korytarzu pociągnęły starym olejem i starannie wypolerowały pakułami. W pokoju Agaty Hela wolała użyć czegoś lepszego. Tarła dechy kamieniem wosku, potem zwitkiem starych lnianych szmat nadała ostateczny połysk. Pomieszczenie wypełniło się miłą, lekko miodową wonią.
Читать дальше