Po wąskich, skrzypiących schodach wdrapały się na drugie piętro. Pani Agata siedziała w sypialni i korzystając z resztek dziennego światła, mozoliła się nad koronkową serwetką. Na widok Heli aż poderwała się z miejsca.
Dziewczyna uklękła przed nią.
- Pani, wiarołomna służąca powróciła.
Wdówka parsknęła perlistym śmiechem.
- Najwyższy czas - powiedziała. - Wiem, że Marek został uwięziony, lecz Artur nie był w stanie wyśledzić, gdzie się zatrzymałaś. Świetnie, że jesteś.
- Przyjmiecie mnie, pani, z powrotem?
- Jasne. Będzie jak w Bergen. Roboty więcej, bo dom duży, ale mniej zarazem, bo pomożesz Marcie, a do szykowania posiłków kucharkę mamy, popracujecie z nią obie... Doskonale się składa. - Klasnęła w ręce uradowana. - Spać będziesz ze mną, Artur z miasta wróci, to jakąś skrzynię na twoje rzeczy wyszuka i tu przyniesie...
- Ja mogę przynieść - zaofiarowała się ciemnowłosa Marta.
- Młoda jesteś, to nie dźwigaj. Od tego mężczyzna w domu. Ja tu pracę dzisiejszą jeszcze dokończę, a ty Helę oprowadź. Ojciec mój do dom nie powrócił?
- Jeszcze nie.
- Zatem w porze kolacji cię przedstawimy. Czekaj, bo to ważne. - Zmarszczyła nos. - Marek uwięziony jest w lochu pod ratuszem. Pilnuje go mój kuzyn, Grzegorz Gerhard Grot. Rozmawiałam z nim już. Niestety dla nas, człek to twardy, uczciwy i nieprzekupny, tedy losu przyjaciela poprawić nie możemy. Ale umyśliłam sobie plan, by jednak spróbować krewniaka trochę urobić. Zobaczymy, jak nam to wyjdzie.
- Myślałam, że więźniów trzymają w tej wielkiej wieży obok bramy - zdziwiła się Hela.
- Zazwyczaj tak, ale ponoć tylu rzezimieszków tej zimy nachwytali, że wszystkich na śmierć skazanych do ratuszowych piwnic wtłoczyli. Marka też widać chcą mieć na oku, a może i śledztwo prowadzą... Tak czy siak, zrobię, co w mej mocy. Idźcie teraz dom obejrzeć.
- Panno Heleno... - Marta zwróciła się do gościa.
- Po imieniu sobie mówicie - zadysponowała wdówka. - Pokaż jej wszystko i opowiedz co i jak. Jutro w obowiązki ją wprowadzisz, a i ja zadania różne mam obmyślone. Warto przed Wielkanocą uprzątnąć trochę ten grobowiec. Dodatkowa para rąk jest na wagę złota.
- Chodźmy zatem - uśmiechnęła się służąca. - Domostwo spore i choć nie ma tu wiele do obejrzenia, nie traćmy czasu.
Hela szybko poznała kamienicę.
Od frontu znajdował się kantorek i gabinet. Wyżej mieszkał pan Wiktor, nestor rodu. Mimo że owdowiał całe lata temu, wedle słów Marty nadal nosił żałobę. Obok znajdowały się pokoje jego synów. W Gdańsku mieszkał obecnie tylko najmłodszy, Artur, pozostali trzej czy czterej rozjechali się po Europie, prowadzili interesy gdzieś w obcych portach. Na drugim piętrze mieszkała Agata, znajdowały się tu także magazyny cenniejszych towarów. Kuchnię umieszczono w podwórzu, tam też w oficynie mieszkała kucharka i służąca. Ferberowie nie trzymali zwierząt, mieli tylko kilkanaście królików, może ze trzydzieści kur i kapłonów oraz kilka gęsi i perliczek.
*
Staszek wszedł do kuchni. Na jego widok wszyscy umilkli. Miejsce Heli było puste. Chłopak poczuł, że nagle zabrakło mu powietrza. Przed oczyma zawirowały kolorowe plamy.
- Gdzie...? - wykrztusił.
- Zebrała swoje rzeczy i odeszła - powiedział Samiłło poważnie.
Staszek spojrzał na niego całkiem zbaraniały.
Porwali ją, pomyślał, zaraz jednak odrzucił tę myśl jako niedorzeczną.
- Ale... - zaczął i urwał, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. - Dokąd...? Dlaczego? Przecież ja nic...
Przestraszyła się tego, co stało się z nią w nocy, domyślił się błyskawicznie.
- Muszę ją odnaleźć - wybuchnął. - Pomożecie mi?
- Bratok - odparł gospodarz - daruj. Pomóc ci nie możemy. Wiemy oczywiście, dokąd się udała, bo o drogę zapytała i Pańko ją pod drzwi zaprowadził, ale prosiła też, byśmy ci nie mówili.
- Czyli wiecie, ale nie powiecie... - westchnął z rezygnacją.
Kozacy. Prędzej z kamienia by krew utoczył, niż zmusił ich do zdradzenia tajemnicy.
- Trafnieś rzekł. Twierdzi, że tam będzie bezpieczna. Wedle naszego rozeznania tak też i jest.
- Dobre i to, ale...
- Kobiety mają długie włosy i krótki rozum - powiedział Samiłło. - Jeśli uciekła, bo tak jej się ubrdało, to ochłonie i wróci. Tedy nie potrzebujesz naszej pomocy, poczekać cierpliwie wystarczy. Jeśli jednak odeszła, bo powód po temu istotny miała, nie naszą jest rzeczą przywlec ci ją z powrotem. U nas na Ukrainie kobieta jest wolną i choć w tych pludrackich krainach różnie z tym bywa, obyczaj nasz kobietę i jej wolę uszanować nakazuje. To, co między wami, to wasza sprawa.
- Hela...
- Ta żinka jest jak płomień - powiedział Pańko.
- Że niby ruda? - Polak spojrzał na Kozaczka zbaraniały.
Obaj chłopcy z trudem zachowali kamienny wyraz twarzy.
- Nieczęsto się takie rodzą. - Gospodarz jakby nie zauważył głupiej odzywki Staszka. - To żywioł, jakby to określił Grek Empedokles. Woda, ziemia, powietrze, wreszcie ogień.
Staszek wytrzeszczył oczy.
- Skąd u waszmości znajomość klasycznej myśli filozoficznej? - zdumiał się.
- Nie zawsze byłem Kozakiem. - Samiłło wzruszył ramionami. - Był czas, że w przyklasztornej szkole portkami ławę wycierałem.
- Nie rozumiem, co macie na myśli. Żywioły, koncepcje budowy materii, uczyłem się o tym i ja, ale...
- Ludzie są różni. W zależności od tego, co im przypisane. Są tacy jak ziemia. Siedzieć będą w miejscu, wszystko zniosą, wszystko przyjmą. Są i tacy, co jak wiatr hulają po świecie, niesieni przygodą. W wicher porywisty mogą się zamienić, wtedy drzewa z korzeniami wyrywają, domy i wieże obalić mogą. Wszędzie dotrą, z każdej niewoli się wyrwą, jeśli nie wraz z ciałem, to choć duchem. Przyjaciel twój Maksym z takich i ty. Są i tacy, którzy niczym woda, z pozoru spokojni, ale w tym spokoju jest siła nieokiełznana. Widziałeś kiedyś górską rzekę? Możesz usypać wał, stawidło uczynić, puścić jej siłę na koło młyńskie. Ale gdy znudzi ją obracanie żaren, zerwie się wiosną z uwięzi lodu, stawidła wyrwie i poniesie młyn ku nizinom. I znów zalegnie, zapadnie w rozlewiska. Są i tacy jak płomień. Ich najmniej. Na szczęście, czy na nieszczęście może. Ci nie będą czekać ani cierpieć. Uderzą samojeden na setkę wrogów. Sami sobie prawa stanowić będą. Ten, kto zechce ich zniewolić, szybko pojmie, iż ubić ich musi albo zgorzeje... Oni nie uciekną, wędrować bowiem nie lubią i nad włóczęgę miejsce stałe przedkładają. Lecz o swoje walczyć będą. Plecami o ścianę zaparci opór stawią, póki życia stanie. Ranni śmiertelnie sami śmierć nadal nieść będą, nim dłoń szablę dzierżąca osłabnie...
Dokładnie to samo, co opowiadał Marek, pomyślał Staszek. To, co pokazała mu łasica. Hela została zgwałcona, była poraniona, pchnięto ją bagnetem, przygwożdżono do podłogi, wykrwawiała się, a jeszcze dwóch oprawców zastrzeliła.
- Helena idzie swoją drogą - kontynuował gospodarz. - Nie zatrzymasz jej, nie złamiesz, nie przekonasz. Zrobi, co jej serce dyktuje. Jest taka jak my, Kozacy. Nie podda się nigdy. W niewoli zawsze będzie myśleć nie o ucieczce, ale jak oprawcy gardło przegryźć. Gdy będzie trzeba oddać życie, odda. Nie okiełznasz jej, nie ujeździsz. Możesz co najwyżej iść przez życie u jej boku. Jeśli oczywiście wystarczy ci sił, by kroku dotrzymać. Bo jak w tyle zostaniesz, jej ogień w sercu ci popiół zostawi...
Staszek dłuższą chwilę milczał.
Nie, to nie tak, pomyślał. To dobry człowiek, ale troszkę próżny. Przeczytał coś czy zasłyszał i zapragnął popisać się przede mną erudycją. Ale nie da się sprowadzić całej złożoności duszy człowieka wyłącznie do czterech cech pierwotnych.
Читать дальше