-symbol, najważniejszy kantor, miejsce, gdzie odbywały się hansatagi. Po najeździe, przez całe dziesięciolecia emporium wyglądało jak Warszawa w czterdziestym pią-
tym. Morze ruin, spośród których sterczały mury kilkunastu spalonych kościołów. Jeszcze na planie z roku 1579 widzimy, że co najmniej trzy czwarte powierzchni opasanej murem miejskim to pogorzelisko. Wreszcie w roku 1559 doszło do likwidacji kantoru w Bergen i utraty monopolu na handel z Norwegią. To, jak sądzę, był ostateczny cios, który defi nitywnie przetrącił krę-
gosłup Hanzy. Związek przetrwał jeszcze sto lat, ale na kolejne hansatagi przybywali delegaci najwyżej kilkunastu miast.
W okresie, gdy rozgrywa się akcja, Hanza to cień dawnej potęgi. Nadal posiada służby dyplomatyczne, rozbudowany wywiad i kontrwywiad, ale wobec swoich wrogów nie wynajmuje już armii, a co najwyżej czasami posyła cyngli od mokrej roboty. Potrafi boleśnie ukąsić, lecz coraz mniej ma zębów.
Choć idee narodowe nie są mi do końca obce, tu też nie chciałem podsycać waśni. Dziś patrzymy na Niem-
· 412 ·
Posłowie
ców przez pryzmat historii ostatnich stu czterdziestu lat. Myśląc o nich, mamy przed oczyma relacje pisane: pierwsze masowe ludobójstwo – opisane przez Jana Stellę-Sawickiego bezlitosne bombardowanie Strasbur-ga w czasie wojny o Alzację, zbrodnie pruskiego milita-ryzmu popełnione w czasie pierwszej wojny światowej, od bombardowania Kalisza po użycie gazów bojowych pod Ypres i Bolimowem, wreszcie koszmar obozów koncentracyjnych i wyczyny hitlerowców znane nam często z ustnych relacji odchodzącego już pokolenia dziadków i pradziadków. Spotkałem w życiu ludzi z obozowymi numerami wytatuowanymi na przedramieniu.
Główny bohater, skutkiem dwudziestowiecznych zaszłości historycznych, podobnie jak ja nie lubi Niemców – ale trafi a do zupełnie innego świata. Do rzeczywistości, w której Niemcy stanowią po prostu element rzeczywistości. To nie są kolonizatorzy, hitlerowcy ani rewanżyści. Żyją obok nas w naszych miastach. Pomagają budować wspólny dobrobyt. W razie wojny są lojal-nymi poddanymi naszych królów. A granica między Koroną a księstwami tworzącymi Rzeszę Niemiecką przez pięćset lat jest najbardziej stabilną granicą ówczesnego świata. To zmienia Marka. Nawet gdy poznaje nazwisko Hansa, jest w stanie przejść nad tym do porządku dziennego.
Bohaterowie spotykają ukraińskiego Kozaka. I znowu – dziś nasze spojrzenie na Ukrainę nie jest wolne od pamięci o przelanej krwi. Powstania kozackie. Ko-laboracja z Turkami. Rzezie Żydów. Wysługiwanie się caratowi. Walki Orląt Lwowskich i Orląt Przemyskich
· 413 ·
Andrzej Pilipiukze Strzelcami Siczowymi. Niewyobrażalne zbrodnie upa i ss-Galizien. To wszystko kładzie się cieniem na naszych stosunkach i długo jeszcze sprawiać będzie, że w stosunku do przedstawicieli tego narodu zachowamy zwiększoną ostrożność, przez postępowców piętnowa-ną jako ksenofobię. U mnie bohaterowie funkcjonują w świecie, gdy jeszcze można się przyjaźnić bez całego bagażu historii. Gdzie ataman Bajda dopiero kilka razy podstawił nogę Polakom.
I wreszcie problem Rosjan. Sadko i Borys to uchodź-
cy z Nowogrodu – wolnej, bogatej, kupieckiej republiki, która w tym okresie znajduje się pod okupacją Księstwa Moskiewskiego, ale której mieszkańcy jeszcze pamiętają, co to znaczy być ludźmi wolnymi. To przedstawiciele tej Rosji, która nie miała szans nigdy się narodzić. Rosji de-mokratycznej, bogatej i nowoczesnej, otwartej na świat.
Obaj bracia służą Hanzie, likwidując jej wrogów, marzą o powrocie do domu. Tworząc tę parę sympatycznych zakapiorów, odwoływałem się do archetypów, które będą bardziej czytelne dla czytelników z Rosji. Sadko nosi imię legendarnego kupca z nowogrodzkich bylin. Borys-olbrzym zaprawiony w walce jest odbiciem herosów dawnej Rusi, jak Ilia Muromiec czy Dobrynia Nikitycz.
W okresie, gdy dzieje się akcja Oka Jelenia , Nowogród jeszcze istnieje. Wprawdzie niemieccy kupcy zostali wygnani, a w kościele górującym nad dzielnicą Peterhof nie przechowuje się już wagi i insygniów kantoru, ale dzwon wolności nadal wisi na dzwonnicy soboru. Nadal żyją ludzie, którzy pamiętają, że ich dziadowie sami na wiecach wybierali książąt, którym powierzą swój los.
· 414 ·
Posłowie
W roku 1570 przyjdzie zagłada – z rozkazu Iwana Groź-
nego oprycznicy wymordują trzy czwarte mieszkańców miasta, resztę deportują jako niewolników w głąb pań-
stwa carów. Zniknie alternatywa, a Rosja stanie się taka, jaką znamy z historii. Despotyczne państwo bezwzględnej władzy biurokratów, w którym bez zezwolenia nie można pojechać z miasta do miasta, wielkie więzienie narodów i nieustanne zagrożenie dla wszystkich sąsiadów... Przedsmak czasów, które nadejdą, to wysłannicy cara Iwana bezwzględnie szlachtujący ludzi mogących zaszkodzić jego planom. Działający na głębokim zaple-czu frontu przyszłej wojny o Infl anty.
Wreszcie element ostatni – problem dobra i zła... Li-teratura przyzwyczaiła nas, że główny bohater jest dobry, jego sojusznicy takoż, za to wrogowie to zło wcielone.
Część czytelników tak właśnie próbowała odczytywać przesłanie Oka Jelenia . I wielu odczytało je błędnie. Nie pisałem powieści mającej wychwalać Hanzę. Chciałem pokazać tę organizację możliwie prawdziwie. W jej chwale i hańbie. Pokazać to, co było dobre. Idee wolności rynku, swobody handlu, zasadę „kto żegluje, jest wolnym”, okręty pokoju, sprzeciwianie się cłom i podat-kom. I z drugiej strony – lekceważenie praw innych lu-dów, siłowe przeforsowywanie swego zdania, bezczel-ność i agresję, wywoływanie wojen w obronie swych interesów, monopole handlowe, blokowanie portów dla obcych... Dość powiedzieć, że hanzeaci tam, gdzie dotarli, zachowywali się zupełnie jak duże korporacje bezwzględnie kolonizujące i eksploatujące nasz kraj.
Rosenkrantz, likwidując kantor w Bergen, zachował
· 415 ·
Andrzej Pilipiuksię wyjątkowo podle – wprowadzając mordercze podatki i zmuszając kupców do poślubienia prostytutek.
Jednak i oni święci nie byli... Hanza dusiła handel w ca-
łym regionie.
Obok Hanzy ówczesny świat paraliżowały cechy rzemieślnicze. Tego problemu w zasadzie nie poruszałem w książce – jednak warto go sobie uświadomić. Dysponujemy dziś nieograniczonymi możliwościami rozwoju.
Wybieramy sobie zawód. Do wykonywania wielu z nich nie trzeba dziś żadnych uprawnień – wystarczą umiejętności. Jak nam się znudzi kładzenie kafelków, mo-
żemy skończyć kilkutygodniowy kurs i spróbować sił
w krawiectwie lub kuchni albo stanąć przy obrabiarce.
Gdy komuś znudzi się archeologia, może iść ponownie na studia i zostać farmaceutą, lekarzem, fi zykiem, gór-nikiem... W tamtych czasach zawód był jeden na całe życie. Trzeba było przejść długą drogę przez wszystkie etapy: ucznia, terminatora, czeladnika, majstra... Cały czas pod kontrolą cechu, który wedle własnego widzimisię ustalał, czy wolno już wykonać krok dalej. Dziś na większości kierunków wystarczy wykuć i zdać, by dostać papier. To zdumiewające, że cywilizacja ludzi tak przedsiębiorczych i kochających wolność stworzyła system tak dławiący inwencję i tak gorliwie zakuwający ludzi w łań-
cuchy rozmaitych przepisów. Ale podobne mechanizmy obserwuję i dziś. Może zatem ciągotki totalitarne są nieodłączną skazą cywilizacji łacińskiej?
Bohaterowie wpadli w obcy, groźny świat jak do beczki pełnej rozwścieczonych kocurów. Przeżyli cudem, bo lubię szczęśliwe, niemal bajkowe zakończenia.
Читать дальше