Ilustracje
Rafał Szłapa
Lublin 2011
Cykl Oko Jelenia: 1. Droga do Nidaros
2. Srebrna Łania z Visby 3. Drewniana Twierdza
4. Pan Wilków
5. Triumf lisa Reinicke
6. Sfera Armilarna
Visby, 6 maja 1560 r.
Doktor Hulier Hansavritson czekał na pomoście w południowej części portu. Niewielki okręt przycumował wreszcie. Załoga zarzucała liny na pachołki, z pokładu po trapie zszedł wysoki, szczupły mężczyzna.
Ramiona okrył szeroką włoską peleryną, a u boku zawiesił szablę. Worek podróżny z szarego żaglowego płótna przerzucił przez ramię.
– Witam w Visby, panie Rip. – Medyk powitał go kordialnym uściskiem. – Jak podróż minęła?
– Trochę sztorm dokuczył, a i Duńczycy na cieśninach zażądali myta, ale poza tym dobrze – odparł przybysz. – Dopiero tu spotkało nas trochę kłopotów. Już myślałem, że statek utknie na łasze...
– Port jest z roku na rok coraz mocniej zamulony –
westchnął Hulier, ruszając w stronę miasta. – W ze-szłym roku wykonano ogromną pracę, wydobyto cztery duże wraki, inne rozpiłowano pod wodą. Podnoszono z dna basenu portowego kamienie balastowe i wyczerpy-wano piach. Wszystko na nic. Zbyt wiele nadal leży tam
· 5 ·
Andrzej Pilipiukna dnie... Zważcie, panie, że wróg spalił i zatopił nam niemal pół setki dużych okrętów. To zmieniło kierunek prądów morskich, które od tysięcy lat żłobiły skały.
Przegrywamy tę walkę. Także dlatego, że brak nam dziś pieniędzy, by ludzi nająć.
Gość otaksował wzrokiem rozległy basen portowy.
Naturalna zatoka w zamierzchłych czasach osłonięta została falochronem. Teraz, dla poprawienia cyrkulacji wody rozebrano go w kilku punktach. Nawet z pomostu, na którym się znajdowali, widać było, że jest bardzo źle. Z wody tu i ówdzie sterczały resztki nasmołowanych wręgów. Nanoszony piach utworzył miejscami wysepki.
– To robota dla kilku setek ludzi na parę lat – powiedział. – Widzieliście może, panie, model machiny pogłębiającej, który zbudował Marius Kowalik?
– Owszem – przyznał doktor. – Wielce ciekawa konstrukcja, ale do darcia z dna ciężkich głazów nie-przydatna.
Przeszli wąską bramę w starym kamiennym murze oddzielającym nabrzeże od miasta.
– Brak nam funduszy, by Holendrów wprawionych w tej robocie nająć. A więźniów zdatnych do tak ciężkiej katorgi niewielu w lochach zamku siedzi. Przyjdzie chyba port porzucić i nowy w mniej dogodnym miejscu czynić.
– Z dala od magazynów... To i trudność będzie towar transportować. – Gość pokręcił głową. – Nie ma co.
Celnie was ugodzili...
Nie minął kwadrans i stanęli przed domem Hansavritsonów. Brama prowadziła na dziedziniec. Drzwi obok – bezpośrednio do wnętrza.
· 6 ·
Andrzej PilipiukPrzybysz obejrzał z uwagą jedno i drugie.
– Nie ma śladów wyłamywania siłą – zauważył. –
Ani też rygli chyba nie ruszano, bo kryte i dostępu z piłą do nich nie ma...
– Też zwróciłem na to uwagę. Niczego nie zmienialiśmy, tyle że mieszkam w jednym pokoju, a w kuchni służąca sypia i obiady gotuje.
– Wielce słuszna to decyzja, doktorze, bowiem ślad zadeptany niewiele wart... – mruknął Rip.
Długo i w zadumie kontemplował kolejne pomieszczenia. Zanotował na karcie kilka spostrzeżeń. Zatrzymali się w saloniku.
– Dokonał tego ktoś, kogo Peter znał i komu ufał –
powiedział wreszcie.
– Z czego to wnosicie, panie?
– Proszę spojrzeć. – Wskazał stół. – Morderca przyszedł tu wieczorem. Siedli do kolacji. Potem służąca ta-lerze zabrała i spać legła, oni zaś pozostali przy winie.
Wypili go naprawdę sporo. – Wskazał brodą w kierunku resztek dwu roztrzaskanych dzbanów. – Zabójca wstał, niby to udając się na stronę. Poszedł jednak do drzwi i otworzył je, wpuszczając do środka kompanów.
A może poczekał, aż Petera sen zmoże?
– Hmmm... Brat mój nie pijał wiele, a głowę miał
mocną.
– Ten człowiek bywał tu już wcześniej i to nie raz.
Rygle w drzwiach są złożonym mechanizmem, a on musiał je wysunąć cicho i po ciemku. Potem zapewne wrócił
do kapitana Petera i zabawiał go rozmową, aż do chwili, gdy mordercy opanowali dom.
· 8 ·
Sfera Armilarna
– Zabili wszystkich, bo są w Visby znani i bali się rozpoznania? – zadumał się Hulier.
– Kto wie... Jeśli w maskach wystąpili, mord nie był konieczny. Ale wydaje mi się, że zabijali i ni szczyli wszystko z dzikiej żądzy lub wedle ścisłych wskazówek.
No i to... – Wskazał ogon wilka przybity nożem do ściany.
– Znak. Przesłanie. Niczym podpis wydrapany na kamieniu...
– Tak.
– Jeśli do mnie ta wiadomość, to jej nie zrozumia-
łem. Choć domyślać się mogę nadawcy. A w każdym razie wiem, skąd nasi dziadowie piękne wilcze skóry przy-wozili.
– Mnie zaś się zdaje, że symbol ten rozumiem... Czy goście z tego kraju odwiedzali Visby ostatnimi czasy?
– Z tego, co wiem, nie. I jeśli pominiemy znanych wam Borysa i Sadkę, żaden nie przebywa w mieście sta-le. Przyjaciół mego brata podejrzewałem i na ile się dało, próbowałem ustalić, co robili dnia tego. Ale niewiele wskórałem.
– Ten trop jest chyba nazbyt zimny... Wspominali-
ście w liście, że służąca kapitana Petera przeżyła?
– Tak. Za słabo uderzyli ją obuchem. Umarła jednak kilka dni temu w malignie. Nic nie powiedziała.
– Umarła powiadacie?
– Przyczyny jej śmierci nie budzą wątpliwości. Nikt jej nie dobił.
– Nie możemy zatem zakładać, że szajka nadal przebywa na Gotlandii – rozważał przybysz.
– Nie ma po temu żadnych przesłanek.
· 9 ·
Andrzej Pilipiuk
– To bardzo dobrze, gdyż potwierdza pewne kon-strukcje logiczne, które sobie wykoncypowałem. Ruszam zatem do Gdańska – powiedział Holender.
– Sądzicie, panie, że tam właśnie zdołacie odnaleźć wyjaśnienie zagadki?
– Nie jestem pewien, ale... W Visby mordercy uderzyli raz. W Rydze raz. Natomiast w Gdańsku co najmniej trzykrotnie. To może oznaczać, że mieści się tam sztab główny spisku. A jeśli nie, być może zdobędę kolejny kamyczek do mojej układanki.
– W Gdańsku żelazną ręką rządzi justycjariusz Grzegorz Gerhard Grot. Bystry człowiek, dociekliwy.
Wiele trudnych dochodzeń przeprowadził, wielu złoczyńców pochwycił. Co więcej, ma licznych informa-torów.
– Rozumiem. Też o nim słyszałem. Ale czasem przyda się ktoś, kto spojrzy z zewnątrz. Ktoś, kto nie poprze-stanie na grzebaniu w komórkach, kloakach i rynszto-kach, ale spróbuje sięgnąć głębiej... Mój okręt odpływa pojutrze. Przejdę się jeszcze po mieście i powęszę. Może akurat na jakiś trop natrafi ę?
Byłem w drodze już trzeci dzień. Na ile mogłem się zorientować, wiatr nam wyjątkowo nie sprzyjał. „Srebrna Łania” sunęła niespiesznie wzdłuż brzegu, czasem, gdy żagle wisiały niczym mokre szmaty, tylko leniwie dryfowała. Nie zawijaliśmy do portów. Od czasu do czasu mijały nas inne okręty. Wieczorami załoga rzucała kotwicę. Na masztach, dziobie i rufi e wywieszano wówczas lampy sygnałowe i staliśmy aż do świtu.
· 10 ·
Sfera ArmilarnaNie spieszą się, dumałem. Czekają na coś? Na kogoś?
Ktoś ma dołączyć? Może nas dogonić?
Dochodziłem do siebie. Spodziewałem się, że psi smalec z rodzynkami, którym mnie obfi cie raczono, wy-woła totalną biegunkę, ale, o dziwo, mój organizm znosił obrzydliwą kurację z wyjątkowym męstwem. Hans karmił mnie także smażonym łososiem i miodem. Nie powiem, smakowało, a i siły odzyskiwałem. Kaszlałem też mniej, a we fl egmie nie pojawiała się już krew.
Читать дальше