Najwyżej nasz dyro pomyśli, że miałem ciężki weekend, pomyślałem z humorem.
Raczej, że chlałeś dwa dni i do tego przedawkowałeś kokę, dogadywał diabeł. Jeszcze cię z roboty wyleje... Za pijaństwo, narkomanię i rozkład moralny. I pomyśl, co kochani uczniowie wydumają...
Wyleje z roboty? – zamarłem w pół ruchu. W zasadzie dobry pomysł!
Odpaliłem komputer. Nie sądziłem nigdy, że logo systemu operacyjnego może tak mnie ucieszyć. Przejrzałem pocztę, potem uruchomiłem edytor tekstu. Nim w elektrycznym dzbanku zagrzała się woda na kawę, miałem już wydrukowane wymówienie. Zachichota-
łem, wyobrażając sobie minę zwierzchnika. No cóż, mój drogi czerstwo-chlebodawco, życie jest za krótkie i zbyt piękne, by tracić je na jałowym trudzie uczenia jołopów podstaw arkusza kalkulacyjnego...
A zatem plan dnia jest prosty. Najpierw gonię do szkoły, tylko po to, by rzucić tę głupią robotę. Potem do kościoła na poranną mszę. Chyba wypada podzię-
kować... Następnie dobry antykwariat jubilerski, kupię
· 385 ·
Andrzej Pilipiukładny pierścionek. Potem do kwiaciarni po bukiet róż i do biblioteki. O trzynastej, akurat w czasie przerwy obiadowej, oświadczam się Zuzannie...
Znowu spuści cię ze schodów, ostrzegł diabeł. Pa-miętasz, co było w zeszłym roku?
– Jak mi pogoni kota, odczekam miesiąc, kupię ładniejszy pierścionek i oświadczę się jeszcze raz, odgryzłem się. Do trzech razy sztuka! Poza tym poniekąd mnie zaprosiła...
Nigdzie cię nie zapraszała, naćpałeś się i miałeś urojenia oniryczne, dogadywał kosmaty, ale miałem to gdzieś.
· 386 ·
Epilog
Długo wzbraniała się przed tą wycieczką. Twierdzi-
ła, że to nie wypada. W dodatku nie mogła zrozumieć, dlaczego długi weekend jedenastego listopada spędzić chcę w tak niegościnnym miejscu jak Gotlandia.
A jednak w końcu zgodziła się ze mną jechać. Polecie-liśmy samolotem przez Sztokholm. Znalazłem pieroń-
sko drogi hotelik w samym centrum starego Visby. Przeszliśmy się po muzeach i zjedliśmy w restauracyjce stek z renifera. Było paskudne, jesienne popołudnie. Mżyło i bibliotekareczka stanowczo oświadczyła, że nie interesuje ją jakiś wydumany mieszek dukatów, woli posie-dzieć z książką w ciepłym i suchym hotelowym pokoiku.
Ruszyłem zatem na poszukiwania sam.
Wyszedłem przez średniowieczną bramę. Mur, choć zniszczony, wyglądał niemal jak wtedy. Odszukałem odpowiednią basztę i odmierzyłem siedem kroków. Nikt mi nie przeszkadzał, ulewa wygnała wszystkich spacero-wiczów. Nad Visby zapadał już listopadowy mrok. Kamień częściowo pokryła ziemia, ale znalazłem go bez
· 387 ·
Andrzej Pilipiuktrudu. Wyrwałem głaz z gleby. Wryłem się pół metra w głąb... Kopałem nożem, aż o coś zachrobotał.
– Co jest grane? – zdziwiłem się, widząc garnczek.
Obkopałem naczynie wokoło. Wydobyłem. Przeżeg-nałem się i zdjąłem uszczelnioną woskiem pokrywę. Zanurzyłem palce. Zamiast cienkich złotych blaszek dukatów znalazłem znacznie grubsze monety. Wyjąłem jedną i oświetliłem latareczką wbudowaną w telefon komórkowy. Na mojej dłoni leżała duża złota dwudziestodo-larówka z połowy dziewiętnastego wieku.
– Co, do cholery... – wykrztusiłem.
A potem domyśliłem się. Staszek! Widać pożyczył
sobie złoto, a potem oddał w innej walucie. Pod mone-tami tkwiła mała apteczna butelka z dobrze zalakowaną szyjką. Wyjąłem zwitek pożółkłego, zetlałego papieru.
Czytałem, przyświecając sobie telefonem.
Drogi Przyjacielu,
Umykając z Europy, pozwoliliśmy sobie pożyczyć tę garść kruszcu. Zwracamy niniejszym całą kwotę z nawiązką i podziękowaniami. Przepraszam, że bez pytania i bez stosownego błogosławieństwa poślubiłem Twoją przybraną córkę, ale pewnie i tak byś się zgodził. Bywaj zdrów.
Powodzenia w walce z systemem szkolnym i podobnymi mi leserami, których musisz uczyć. A może... masz ochotę czegoś poszukać?
Poniżej czerniały podpisy jego i Heli.
– Powodzenia, dzieciaki – szepnąłem i zamyśliłem się nad sensem swoich słów.
· 388 ·
Andrzej PilipiukOboje nie żyją od co najmniej stu lat... Te monety. Staszek najwyraźniej zrealizował swoje plany. Pojechał szukać złota. Do Kalifornii, nad rzekę Sacramento, może dotarł do Klondike, całe dekady przed konkuren-cją... Uśmiechnąłem się w duchu. Pogrzebię w starych gazetach, spróbuję przez Internet spenetrować amery-kańskie archiwa. Dowiem się, co udało mu się osiągnąć.
Jak wysoko zdołał skoczyć.
Za te pieniądze mogę kupić jacht z cedrowego drewna nabity miedzianymi gwoździami, nazwać go „Srebrna Łania” i spędzić resztę życia, pływając po dawnych hanzeatyckich portach.
Ciemny wał chmur zwiastował nadciągającą burzę.
Pora wracać do hotelu. Przesypałem monety do woreczka. Dobre cztery kilogramy kruszcu. Jak, u diabła, prze-mycę to do kraju?! Coś brzęknęło. W garnku ukryto jeszcze jeden przedmiot. Wydobyłem go.
Bransoletę wykonano z grubej miedzianej blachy.
Przez ponad sto lat poważnie zaśniedziała i pokryła się grynszpanem, jednak przez warstwę śniedzi prześwity-wały jakieś grawerowane rysunki i napisy. Mapa? Póź-
niej się zobaczy...
Zrobiło się już zupełnie ciemno. Zaczął padać deszcz.
Ruszyłem szybkim krokiem w stronę bramy. Nieoczekiwanie błyskawica rozdarła niebo. W nagłym rozbłysku spostrzegłem przy drodze rząd postaci. Staszek, Hela, Agata, Artur, Maksym, obaj Rosjanie, Marius Kowalik i Grzegorz Grot. Nie brakowało nawet małej Grety i Hansa. Duchy? Nie bałem się. Ruszyłem im na spotkanie. Jednak gdy kolejne wyładowanie oświetliło ziemię
· 390 ·
Sfera Armilarna
Gotlandii, ujrzałem w tym miejscu tylko grupę krzewów.
Potem wszystko i tak zasłoniła ulewa...
Koniec
· 391 ·
Posłowie
Nie cierpię pisać posłowi, ale zdaje się, znowu trzeba... Pisząc ten cykl, dostałem dziesiątki maili, w których czytelnicy wyrażali swoje wątpliwości lub zapytywali, jak to się stało, że postanowiłem opowiedzieć tę historię.
Początków cyklu trzeba szukać bardzo głębo-ko. Moja fascynacja Skandynawią poprzedziła o dekadę zainteresowanie Hanzą. Rodziła się w połowie lat osiemdziesiątych, z lektury książek Astrid Lindgren, z emitowanego w tv serialu o przygodach Pippi. Ze świadomości, że tam, po drugiej stronie Bałtyku, jest fajny kraj... W tym okresie w moje ręce wpadł katalog szwedzkiego domu handlowego. Przechowuję go nadal, jak relikwię. Zmienił mój sposób myślenia. Na jego kartach ujrzałem inny świat. Elegancko ubranych ludzi, domki, pomosty, łódki... Mój ojciec z racji kontaktów korespondencyjnych miał też piękny album o zoo w szwedzkim Boras. Te materiały pobudziły moją jede-nastoletnią wyobraźnię i wywołały głęboką fascynację
· 392 ·
Posłowie
tamtymi krajami. Pokazywały bowiem świat kolorowy, dostatni, diametralnie odmienny od szarego socjali-stycznego syfu, który widziałem wokół siebie.
W maju 1999 roku uzbierałem niewielki stosik bank-notów. Pierwsze trzy tysiączki zarobione na fuchach.
Nadchodziło lato... Swoją rolę odegrała też ulotka o bi-letach Inter-Rail w gablocie na Dworcu Centralnym w Warszawie. U progu tamtego lata, po raz pierwszy w życiu, dysponowałem jednocześnie czasem i pieniędz-mi. Zabrałem ojca, wyciągnęliśmy namiot i plecaki ku-rzące się od kilku lat w garderobie i pojechaliśmy na trzytygodniową włóczęgę po Skandynawii.
Читать дальше