na wyspie. Ale równie prawdopodobne, że też wcześniej czy późnej wpakują go tutaj...
Ponownie zbadałem kajdany. Ścierwa, znali się na swojej robocie. Siedziały na tyle luźno, by nie ocierać skóry, i zarazem na tyle ciasno, by można było porzucić myśli o przeciągnięciu ich przez stopy.
Rozkuć albo rozpiłować, pomyślałem. Tylko jak...
Solidne dwurożne kowadło stało na pokładzie środ-kowego okrętu. Można zakraść się nocą, położyć łań-
cuch i kuć. Pojawiały się tylko dwa problemy. Po pierwsze, najpierw trzeba zdobyć przecinak i młotek. Po drugie, ta wesoła robota do cichych nie należy. Umar-
łego by obudziła...
– Diabli nadali – westchnąłem ciężko.
Wypraszam sobie, burknął ogoniasty. Znacznie chętniej widzę cię na wolności. Popełniasz tam znacznie cie-kawsze grzechy.
· 40 ·
Sfera ArmilarnaZatem trzeba rozpiłować... Ale jak? Piłą? Pilnikiem?
Po prostu ich zabij, doradził diabeł. A potem możesz balangować do woli...
Przypomniałem sobie jakiś reportaż z Afganistanu, gdzie prezentowano talibów schwytanych przez miejsco-wych. Groźni terroryści, niedawno jeszcze postrach okolicy, siedzieli z nogami zakutymi w iście średniowieczne, drewniane dyby. Tak niewiele potrzeba. Głupi kawa-
łek żelaza, byle kloc drewna i da się zredukować do zera wolę człowieka!
Było ciepłe przedpołudnie. Staszek szedł przez miasto zatopiony w myślach.
Broszka dla Marty... Coś ładnego, ale przy tym nie nazbyt kosztownego. To znaczy, może być kosztowne, ale nie powinno wyglądać na kosztowne, bo będzie jej głupio, zacukał się. I tak pewnie nie zechce tego przyjąć. Tu trzeba wymyślić jakiś fortel. Zobaczę, co mają w ofercie, i wtedy zadecyduję...
Niespodziewanie wyrosła przed nim szczupła dziewczyna mniej więcej w wieku Heli. Odziana była w popla-mioną suknię z szarego płótna, przewiązaną fartuchem.
Piersi wielkości dorodnych jabłek dosłownie rozsadzały jej dekolt. Spod czepka wymykały się potargane kosmyki włosów. Wyglądała jak posługaczka z gospody. Ukło-niła się głęboko.
– Panie Stanisławie, panowie proszą pana na chwilę do szynku. – Gestem wskazała drzwi pobliskiego lo-kalu.
– Mnie? – zdumiał się. – Kto?
· 41 ·
Andrzej Pilipiuk
– No, panowie. – Zakłopotała się wyraźnie. – Waż-
ni i możni. Rozmówić się chcą.
Uśmiechnął się w duchu, przypominając sobie szlachetków, w kompaniji których pił z Maksymem i Samił-
łą. Miło będzie odnowić znajomość... A może i czegoś ciekawego się dowie?
Pchnął solidne okute wierzeje i wszedł do środka.
Wnętrze izby było ciemne, oczy nie od razu przyzwyczaiły się do półmroku. Staszek potknął się jakby o próg.
Świat fi knął koziołka. W następnej chwili chłopak leżał
rozciągnięty na podłodze. Wykręcono mu ręce. Kilka par dłoni pospiesznie odpięło pendent z szablą. Obszu-kano kieszenie. Usłyszał łomot kopniętych drzwi, huk zatrzaskiwanych rygli. Szarpnął się rozpaczliwie, ale ci, którzy go trzymali, okazali się prawdziwymi fachow-cami.
– Uważajcie na wielopał – rozpoznał głos Grota.
Rewidujący wyłuskali rewolwer z kabury. Ktoś namacał sakiewkę, ale ją dla odmiany zostawiono. Kolejnym szarpnięciem zmuszono chłopaka, by klęknął.
Zarzucono mu rzemienną pętlę na szyję i zaciśnięto ostrzegawczo jak stryczek. Dłonie miał już wykręcone i boleśnie spętane na plecach.
– Mówiłem, że w końcu się doigrasz – powiedział
justycjariusz. – Przepowiadałem, ostrzegałem. Nie po-słuchałeś, ale nie ty jeden... Wy, młodzi, jesteście niczym ćmy. One takoż lecą jak głupie, krążą wokół świecy, aż wpadną w płomień i zgorzeją.
Mówił bez szczególnej złości, w jego głosie po-brzmiewało głównie zmęczenie. Jeniec rozejrzał się
· 42 ·
Andrzej Pilipiukwokoło. Otaczało go czterech rosłych ceklarzy. A więc stało się... Aresztowanie?
Trzeba było w porę uciekać z miasta, pomyślał ze złoś-
cią, smutkiem i rezygnacją. A tak capnęli. Tylko czemu, zamiast wlec na odwach, trzymają mnie w jakiejś knajpie?
Wszystkie przedmioty znalezione podczas rewizji położono opodal na stole. Mężczyzna w szarym płaszczu stojący dotąd tyłem i w głębi pomieszczenia odwró-
cił się i podszedł. Utykał lekko na jedną nogę.
– Poznajesz mnie? – zapytał po niemiecku.
Staszek przypatrzył się twarzy. Szpakowaty, brodaty, grube brwi ułożone w wysokie łuki. Dziwne oczy spoglądały trochę marzycielsko, trochę zawadiacko. Twarz śniada, jakby osmagały ją morskie wiatry. Gdzieś już chyba widział tego człowieka. Niedawno... Gdzie? I naraz sobie przypomniał.
– Tak, panie. Mijaliśmy się na schodach ratusza –
bąknął.
I zaraz ugryzł się w język.
Po cholerę przyznaję się, że w ogóle tam byłem? –
zganił sam siebie. Po cholerę próbuję grzebać w pamię-
ci? Zresztą, pal diabli, i tak wpadłem jak śliwka w...
– A wiesz, kim jestem? – indagował przybysz.
Słowa padały z jego ust twardo, jakby przez całe życie wydawał rozkazy. Wzrok znamionował niezwykłą siłę wewnętrzną. Więzień zaprzeczył.
– Nie mam pojęcia, panie – powiedział i odruchowo skłonił głowę.
W tym mężczyźnie czuło się coś niewypowiedziane-go. Może aura dostojeństwa, może niezwykła witalność,
· 44 ·
Sfera Armilarnamimo kalectwa widoczna w każdym ruchu, coś w nim skłaniało do mimowolnego szacunku.
– To syndyk Hanzy, czcigodny Heinrich Sudermann – wyjaśnił Grot. – Człowiek, za wysłannika któ-
rego podawałeś się przed burmistrzem, wymachując skradzionym pełnomocnictwem...
Staszek milczał. Bo co niby miał powiedzieć? Że jest zaszczycony, mogąc poznać tak wybitnego dyplomatę?
Tłumaczyć, że nie ukradł papieru ani sygnetu, tylko znalazł w rzeczach po Grecie? Kogo to obchodzi? Podszył
się pod kuriera Hanzy. Sfałszował tożsamość. Przekazał
lipną wiadomość. Narozrabiał, jak pijany zając na polu kapusty. Co więcej, przewidywał, że to się źle skończy, no i faktycznie – stało się.
– Pokrzyżowałeś waść nasze plany. Wystąpiłeś przeciw potędze Ligi, w dodatku bezprawnie podając się za jej przedstawiciela. Jednak proces inkwizycyjny będący wzorem dla prowadzenia postępowań zakłada, iż każ-
demu wolno przed trybunałem przedstawić swoje racje i podjąć próbę wytłumaczenia się ze swych postępków.
Twoja wina jest bezsporna, oczywista i nie będziemy tego w ogóle roztrząsali. Masz cokolwiek do powiedze-nia na swoją obronę? – zagadnął syndyk, sadowiąc się na zydlu przy stole.
Musnął opuszkami palców rewolwer, potem ujął
w dłoń pierścionek Grety. Staszek spojrzał na palce Sudermanna toczące po blacie obrączkę. I naraz przypomniał sobie, co Hela opowiadała o zdemaskowa-niu małej szpiegóweczki. Skoro dwunastolatka mogła być odważna, to on tym bardziej. Przepadło wszystko.
· 45 ·
Andrzej PilipiukWpadł po uszy. Mają go. Zapewne zetną albo powieszą.
Lis Reinicke znalazł się w potrzasku. Staszek poczuł żal, że i tym razem eksperyment z penicyliną nie wypali...
I nagle poczuł, że coś się zmieniło. Strach nie odpły-nął, nadal trzymał go w kleszczach. Ale dało się już nad nim choć trochę zapanować. Skoro przepadło wszystko, skoro go pochwycili, to niech przynajmniej zapamiętają.
Читать дальше