Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów

Здесь есть возможность читать онлайн «Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wszystko Dla Potworów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszystko Dla Potworów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Beniamin Malaussene jest bratem doskonałym – by utrzymać liczne rodzeństwo porzucone przez frywolną mamę, pracuje w domu towarowym na stanowisku… kozła ofiarnego. Z pokorą i głębokim żalem przyjmuje na siebie wszelkie winy producentów. Ale oto na kolejnych stanowiskach wybuchają bomby, zawsze tuż po przejściu lub na oczach Beniamina, który nie przypuszcza, w jak makabrycznej grze został kozłem ofiarnym.

Wszystko Dla Potworów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszystko Dla Potworów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Wejść!

Rety, w głosie Lehmanna brzmi niepokój. Mastodont nie odwracając się sam otwiera drzwi. Przemykam pomiędzy jego ręką a futryną z lękliwą zręcznością zbitego psa.

– Trzy dni szpitala i dwa tygodnie zwolnienia zarobi ten wasz kontroler techniczny.

To głos klienta. Opanowany, jak się spodziewałem, i pełen groźnej determinacji. Nie przyszedł się uskarżać ani dyskutować, ani nawet żądać – przyszedł egzekwować swoje prawo siłą, i już. Wystarczy raz spojrzeć, by zrozumieć, że nigdy nie funkcjonuje inaczej. Wystarczy spojrzeć po raz drugi, by stwierdzić, że to go nie zaprowadziło zbyt wysoko w hierarchii społecznej. Chyba doskwiera mu serce. Ale Lehmann nie czuje tych rzeczy. Przyzwyczajony do rozdawania ciosów obawia się tylko jednego: że sam oberwie. W tej zaś kwestii klientowi można na pewno zaufać.

Nadaję wyraz takiej grozy moim oczom, że Lehmann zbiera się wreszcie na odwagę, by mnie wtajemniczyć w sprawę. Krótko mówiąc, pan Jakmutam, tu obecny, z zawodu nurek morski (po co ten szczegół? żeby udokumentować mięśnie?), zamówił w zeszłym tygodniu łóżko metr czterdzieści w dziale mebli drewnianych litych.

– Lite drewno to przecież pański dział, Malaussene?

Moje nieśmiałe przytaknięcie.

– A więc zamówił łóżko metr czterdzieści, orzech rzeźbiony, model TP 885 w pańskim dziale, panie Malaussene, łóżko, w którym obie nogi u wezgłowia złamały się przy pierwszym użyciu.

Przerwa. Rzut oka na nurka, którego dolna szczęka masakruje drobinę gumy do żucia. Rzut oka na Lehmanna, który jest zadowolony, że może przekazać pałeczkę mnie.

– Gwarancja – powiadam.

– Gwarancja swoją drogą, ale pan za co innego odpowiada, w przeciwnym razie nie wezwałbym pana.

Zbyt to, jak na mnie, skomplikowane.

– W tym łóżku był jeszcze ktoś.

Takiej przyjemności Lehmann, nawet maksymalnie spietrany, sobie nie daruje.

– Pewna młoda osoba, jeśli pan wie, co…

Reszta zdania ulatnia się jednak pod tnącym jak brzytwa spojrzeniem olbrzyma. On zaś lakonicznie kończy:

– Jeden obojczyk i dwa żebra. Narzeczona. W szpitalu.

– Oooch!

Wydałem prawdziwy okrzyk. Okrzyk bólu. Na który obaj podskoczyli.

– Oooch!

Jakby mi ktoś dal kuksańca w żołądek. Następnie wciskam łokieć między żebra i oto robię się blady jak prześcieradło. Tym razem Herkules postępuje jednak krok do przodu, a nawet czyni gest, jakby próbował mnie podtrzymać na wypadek, gdybym miał zemdleć. Zdławiony głos, zaczynam się dusić. Chwieję się i opieram o biurko Lehmanna.

– Zrobiłem coś takiego?

Samo wyobrażenie sobie, jak ta góra miecha spada z wysokości swojej trampoliny na ciało Luny albo Klary i łamie im wszystkie kosteczki, wystarczy, żeby wydusić ze mnie niepodrabiane, gwarantowane łzy. Z zalaną twarzą pytam:

– Jak się nazywała?

Reszta idzie jak po maśle. Szczerze przejęty moim wzruszeniem pan Mięsień z miejsca wypuszcza powietrze. Nadzwyczajne. Prawie że rysuje się kształt jego serca. Lehmann natychmiast z tego korzysta i oskarża mnie. Składam dymisję szlochając. Lehmann szydzi, że to byłoby zbyt proste. Uderzam w ton błagalny dowodząc, że Sklep nie może naprawdę niczego oczekiwać po takim zerze jak ja.

– Bycie zerem kosztuje, Malaussene! Jak każda inna rzecz. Drożej niż inne rzeczy!

I proponuje mi za bycie zerem cenę tak wygórowaną, że potężny klient przemierza nagle cały pokój i opiera obie pięści na biurku.

– Rajcuje ci męczyć tego faceta?

“Ten facet" to ja. No proszę, i oto znalazłem się pod ochroną Jego Wysokości Mięśnia. Lehmann wolałby, żeby jego fotel był głębszy. Tamten wyjaśnia, że już w szkole go wkurzało, kiedy jakiś cwaniaczek dobierał się do skóry słabszemu od siebie.

– Więc uważnie mnie wysłuchaj, dobry człowieku.

“Dobry człowiek" to Lehmann. W kolorze wosku. Takiego na świece, które ludzie zapalają wtedy, kiedy chcą, żeby coś się skończyło. To, czego Lehmann ma wysłuchać, jest proste. Po pierwsze, tamten wycofuje skargę. Po drugie, przyjdzie niezadługo, żeby sprawdzić, czy ja nadal pracuję. Po trzecie, jeśli mnie nie będzie, jeżeli Lehmann mnie wyrzuci…

– Zgniotę cię tak jak toto!

“Toto" jest śliczną hebanową linijką Lehmanna, kolonialną pamiątką, która właśnie pękła w palcach mojego wybawcy.

Lehmann dochodzi do siebie dopiero wtedy, kiedy ruchome schody unoszą ostatni centymetr sześcienny olbrzyma. Dopiero wtedy wali się po udzie i zaczyna chichotać jak wariat. Nie podzielam jego wesołości. Nie tym razem. Wysłuchałem uważnie do końca tyrady Umięśnionego. “Nie pozwól, żeby te gnoje wypijały z ciebie krew, nie daj się, mały", tak mi na odchodnym powiedział, a ja znów zacząłem rozmowę z samym sobą, jakbym był kimś innym. Umięśniony myślał, że oto dobierze się do skóry wielkiemu Domowi Towarowemu, jakiemuś imperium, albo przynajmniej kontrolerowi technicznemu, potężnej, abstrakcyjnej Instytucji, i na to się szykował. Samotny chwat, gotów w pojedynkę rzucić na kolana cały garnizon. A tu trafia na niedużego typka w nieokreślonym wieku ( yourself , Malaussene), który wygląda, jakby zaraz miał umrzeć i, biedny frajer, topnieje jak zwykle z nadmiaru dobroci. Kiedy mój nurek odwrócił się wychodząc, spojrzałem na jego buty i pomyślałem: “Mam nadzieję, że twoje płetwy są w lepszym stanie."

Teraz ja z kolei otwieram drzwi:

– Starczy na dzisiaj, Lehmann, wracam do siebie. W razie potrzeby Teo mnie zastąpi.

Śmiech więźnie Lehmannowi w gardle.

– Ta ciota nie za to bierze pieniądze!

– Nikt nie powinien za to brać pieniędzy.

Uśmiecha się z całą pogardą, na jaką go stać, nim odpowie:

– W pełni podzielam twoje zdanie.

(Oj, należałoby ci się to mechaniczne ramię, panie Cipowski).

Kiedy ponownie schodzę na dół, w dziale zabawek jest czarno od ludzi.

– Pierwszy raz sprzedajemy więcej dwudziestego szóstego grudnia niż dwudziestego czwartego!

Uwaga pochodzi od małej rudej z głową wiewiórki. Mówi tak do koleżanki, podobnej z kolei do łasiczki, która pakuje boeinga 747. Jej długie palce ślizgają się z fantastyczną szybkością po granatowym papierze w różowe gwiazdki, który samoistnie przybiera postać paczki. Obok pakującej, na specjalnym stoliku, robot w postaci King Konga demonstruje, co też to on potrafi. Jest to duża czarna małpa, muskularna, włochata, prawdziwsza niż w naturze. Unosi w ramionach półnagą lalkę, która przypomina śpiącą Klarę. Maszeruje, ale nie posuwa się naprzód. Od czasu do czasu odrzuca głowę do tym. Czerwone oczy i otwarty pysk miotają błyskawice. Od matowej czerni sierści, krwawoczerwonego spojrzenia i biednego ciałka, które jest takie białe w jego straszliwych łapskach, wieje prawdziwą grozą. (Dobry Boże, ta praca rzeczywiście zaczyna mi ciążyć… a ta lalka naprawdę przypomina moją Klarę…)

7

Kiedy wracam do siebie, w głowie nadal wędruje mi wielka czarna małpa. A kiedy dzwoni telefon, mam straszne trudności, żeby wydusić przynajmniej “słucham".

– Ben?

To Luna.

– Ben? Wysadzam małego lokatora.

O nie! Nie mam ochoty do tego wracać. Nie dziś wieczorem.

Odpowiadam ze złością:

– Czego się po mnie spodziewasz? Że podpalę lont?

Odkłada słuchawkę.

Pierwsze, co widzę, kiedy i ja odkładam swoją, to wesoła gęba Juliusza Psa w obramowaniu drzwi. Nie wypuścił swojej piłki przez cały boży dzień. Patrzę na niego złym wzrokiem. Mówię:

– Nie dziś wieczorem!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wszystko Dla Potworów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszystko Dla Potworów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów»

Обсуждение, отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x