Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów

Здесь есть возможность читать онлайн «Daniel Pennac - Wszystko Dla Potworów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

libcat.ru: книга без обложки

Wszystko Dla Potworów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszystko Dla Potworów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Beniamin Malaussene jest bratem doskonałym – by utrzymać liczne rodzeństwo porzucone przez frywolną mamę, pracuje w domu towarowym na stanowisku… kozła ofiarnego. Z pokorą i głębokim żalem przyjmuje na siebie wszelkie winy producentów. Ale oto na kolejnych stanowiskach wybuchają bomby, zawsze tuż po przejściu lub na oczach Beniamina, który nie przypuszcza, w jak makabrycznej grze został kozłem ofiarnym.

Wszystko Dla Potworów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszystko Dla Potworów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

O tym to dumam, podczas gdy gliniarz zręcznymi palcami przeszukuje mnie od stóp do głów, by stwierdzić, że nie jestem bombą atomową, i przepuścić.

Nie przyszedłem jako pierwszy. Większość pracowników zgromadziła się już w przejściach na parterze. Patrzą w górę. Przede wszystkim kobiety. Oczy błyszczą im podejrzanie, jakby słuchały Ducha Świętego. Wyżej, na mostku kapitańskim, grucha do mikrofonu Sinclair. Oddaje honor “podziwu godnej postawie personelu" podczas ostatnich “wydarzeń". Zapewnia o pełnym współczuciu Dyrekcji dla Chantredona, faceta, który przeleciał przez gablotę z kosmetykami i leczy swe rany w szpitalu. Przeprasza tych, którym policja złożyła wczoraj wizytę. Wszyscy pracownicy muszą przez to przejść “z Dyrekcją włącznie", ale jedynie po to, by “wnieść do śledztwa wszystkie elementy niezbędne do jego pomyślnego zakończenia".

Jeśli chodzi o niego, Sinclaira, to ani przez chwilę nie sądzi, żeby zamach mógł zostać dokonany przez.jednego z moich współpracowników". Nie jesteśmy bowiem jego “pracownikami", ale właśnie jego “współpracownikami", jak to uroczyście oznajmił na posiedzeniu Rady Nadzorczej. Wielkie przeprosiny dla “współpracowników" za małe przeszukanie przy wejściu. On sam go nie uniknął, a i klienci będą musieli mu się poddać, dopóki trwa śledztwo.

Patrzę na Sinclaira. Młody. Przystojny. Wspiął się szybko. Stanowi pewien autorytet. Ma dyplom renomowanej wyższej uczelni ekonomicznej, gdzie przede wszystkim nauczyli go, jak umiejętnie wykorzystywać swój głos i jak się ubierać. Reszta przyszła sama. Przemawia wręcz czule, a spod blond kosmyka sączy się łagodne spojrzenie zabarwione smutkiem. Sinclair nie pasuje do Sklepu. Otaczający go pracownicy, szef personelu, kierownicy pięter, wyszkoleni na medal bardziej się nadają do swojego zawodu. Stoją wszyscy pod sznurek, wzdłuż pozłacanej balustrady na pierwszym piętrze. Mają okolicznościowe miny. Dobrze nadstawiwszy ucha można by usłyszeć, jak na ich odpowiedzialnych piersiach wyrastają odznaczenia. Na samą taką myśl bierze mnie śmiech. Śmieję się. Stojący przede mną facet się odwraca. To Lecyfre, delegat związkowy w całości i w szczegółach.

– Wystarczy, Malaussene, zamknij buzię.

Mój wzrok spoczywa na tym tłumie w stanie ekstazy, potem na ogolonym karku Lecyfre'a, potem znów na trybunie oficjalnej. Bez gadania, ma talent ten Sinclair. Zrozumiał coś, czego ja nie zrozumiem nigdy.

Zostawiam nabożeństwo własnemu biegowi i udaję się do szatni. Otwieram swoją metalową szafkę i wyjmuję służbowy garnitur. Nie jest moją własnością. Pożyczka firmy. Ani zanadto staroświecki, ani zanadto modny. Lekki ślad szarzyzny, czegoś tracącego myszką, zbyt porządnego. Wygląda tak, że ktoś, kto go nosi, chętnie już by sobie kupił drugi. Trzymam garnitur na odległość wyciągniętej ręki, jakbym wkładał go pierwszy raz. Z zamyślenia wyrywa mnie szyderczy głos:

– Dojrzałeś, Ben? Chcesz się zamienić na któryś z moich?

To Teo, dziś na odmianę wystrojony od Ceruttiego. Tak często się przebiera przed swoimi posiedzeniami w fotoautomacie, że jego szafa pęka w szwach, toteż zaanektował także i moją. Klucz jest wspólny. Codziennie rano siłą wyciągam moje ubranie służbowe spomiędzy jego makaroniarsko-hollywoodzkiej garderoby.

– Bez żartów, chcesz jeden? Obsłuż się!

Odmawiam ruchem dłoni.

– Dziękuję, Teo, zważywszy, jaki to wesoły mundurek, zastanawiałem się właśnie, czy jestem rzeczywiście stworzony do tej roboty.

Gęba aż mu się śmieje.

– Codziennie, kiedy patrzę na moją garderobę, zadaję sobie dokładnie to samo pytanie. Mówię sobie, że urodziłem się heteroseksualistą, a jest ze mnie pedał.

Co mówiąc, udaje się ze mną do podziemia, krainy majsterkowiczów, jego królestwa. Melduje się tu codziennie rano na dobre pół godziny przed sprzedawcami. Kontroluje puste przejścia, jak Napoleon szeregi poborowych przed hekatombą. Nieobecność na apelu najmniejszej wkrętki zauważa błyskawicznie, najdrobniejszy ślad nieporządku w gablotach sprawia mu dotkliwy ból.

– Moi staruszkowie straszliwie tu bałaganią.

Wzdycha. Odkłada rzeczy na miejsce. Mógłby całe podziemie uładzić z zamkniętymi oczami. To jego rewir. Kiedy znajdziemy się tutaj tylko my dwaj, jest cicho jak przed stworzeniem świata.

– Klarze podobała się suknia?

– Cudeńko odziane w cudeńko, Teo.

Mówimy szeptem. Znajduje elektryczną pozytywkę w pojemniku na kółka do foteli.

– Moim starym, widzisz, przede wszystkim nawala pamięć. Łapią byle co i odkładają byle gdzie, żeby natychmiast zwinąć coś innego. Zachłanni i nienasyceni jak bachory…

Królestwo Tea istnieje od czasów, kiedy był jeszcze szeregowym sprzedawcą narzędzi. Miał tak dobre serce dla różnych okolicznych wapniaków, że mogli sobie spokojnie przychodzić i całymi dniami majsterkować na stołach, toteż było ich coraz więcej.

– Sam pochodzę z ulicy, wiem, co to znaczy. Nie chcę ich tak zostawić, mogliby zejść na złą drogę.

Tak odpowiada tym, którzy narzekają na tę inwazję stulatków.

– Tutaj mają poczucie, że budują sobie jakiś świat, nie odbierają nikomu chleba.

Im wyżej w hierarchii wznosił się Teo, tym wyraźniej zwiększała się liczba staruszków. Niektórzy przybywali z najbardziej oddalonych przytułków. Od kiedy zaś Sinclair mianował go Cesarzem Działu Majsterkowania (nie tylko potrafi zbudować Paryż z byle czego, ale nadto sprzeda maszynę do strzyżenia trawy komuś, kto akurat przyszedł po wyposażenie łazienki), całe podziemie należy do staruszków Tea.

– Czują przedsmak ich raju.

– Skąd wytrzasnąłeś te szare bluzy?

– Zlikwidowano sierociniec obok mnie. Kiedy je mają na sobie, przynajmniej zawsze wiem, gdzie są.

W południe, w małej restauracyjce, dokąd uciekamy, by nie jeść w stołówce, Teo wybucha nagle szalonym śmiechem.

– Wiesz co?

– Co?

– Lehmann rozpuszcza plotki, że jestem gerontofilem. Jakby pedalstwo w spóźnionym wieku, kapujesz? (Poczciwina ten Lehmann…)

– Aha, a propos pedalstwa, daj to Malcowi do jego albumu.

Jest to nowe zdjęcie. Teo w wiśniowym garniturze z jedwabnego weluru, w butonierce mimoza. Na odwrocie napis, który Malec starannie przekaligrafuje.

Tak wygląda Teo-statek spacerowy.

Niech zrozumie, kto potrafi. Teo rozumie. Oraz jego niezliczeni przyjaciele, którzy znajdują te fotograficzne przesłania przypięte na jego drzwiach, kiedy nie ma go w domu. A Malec? Czy powinienem mu zabronić tego kolekcjonowania? Wiem, że dzieciaki to nie branża Tea, ale mimo wszystko…

6

Wczesnym popołudniem w przegródce wylądowały już ze dwie, trzy reklamacje – jedna ciężkiego kalibru, z okolicy mebli sypialnianych. Lehmann każe mnie wezwać. Przechodzę obok zabawkowego. Ani śladu po wybuchu. Lada nie została zreperowana, ale w nocy wymieniona. Na identyczną, dokładnie taką samą. Dziwne uczucie, jakby eksplozji nie było, jakbym padł ofiarą jakiegoś zbiorowego przywidzenia. Jakby ktoś chciał mi wyciąć kawałek pamięci. Takie deprymujące myśli, podczas gdy za sprawą ruchomych schodów dział zabawek pogrąża się w zatłoczonych czeluściach Domu Towarowego.

Facet, który złorzeczy Lehmannowi, ma tak szerokie ramiona, że blokuje oszklone drzwi w całości. Z takimi plecami można spowodować zaćmienie słońca. Zrazu nie widzę głowy Lehmanna. Sądząc po drganiu mięśni pod bluzą klienta i żyle pulsującej pod zaczerwienioną skórą szyi, sytuacja Lehmanna nie jest łatwa. To coś, co przed nim stoi, nie należy bynajmniej do gatunku olbrzymów dobrotliwych. Sangwinik, który nie podnosi głosu. Tacy są najgorsi. Nie postąpił ani kroku naprzód. Zamknął za sobą drzwi i mamrocząc wylewa swoje żale z palcem wyciągniętym w kierunku Lehmanna. Pukam dyskretnie trzy razy. Cichutkie puk, puk, puk.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wszystko Dla Potworów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszystko Dla Potworów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów»

Обсуждение, отзывы о книге «Wszystko Dla Potworów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x