Joanne Harris - W Tańcu
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanne Harris - W Tańcu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Tańcu
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Tańcu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Tańcu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Tańcu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Tańcu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Dane dotyczące wieży Eiffla:
1887 (rozpoczęcie budowy).
18 038 (oddzielnych elementów).
9700 (ton wagi).
31 000 (metrów sześciennych usuniętej ziemi).
2 500 500 (nitów).
312,27 (metrów wysokości).
8 000 000 (koszt budowy w złotych frankach).
57,63 (metrów spadku z pierwszego pomostu).
Wydaje się niezbyt wysoko, prawda? Oczywiście, wysokość jest pojęciem względnym. Przy wzroście metr osiemdziesiąt pięć uchodzę za raczej wysokiego, choć mężczyźni o tak zwanym przeciętnym wzroście są niżsi o zaledwie siedem centymetrów. Pole Marsowe leży u moich stóp niczym cudowny, szarozłoty kobierzec. Mam na sobie nowy garnitur, różowy krawat i melonik; w ręku trzymam walizkę i parasol. Nie znam szczegółów dotyczących ubioru monsieur Dumon – ta owego pamiętnego dnia, ale mam nadzieję, że docenił powagę chwili i ubrał się stosownie do okazji. Francuzi są w tym dobrzy. Lubię myśleć, że prezentował się bez zarzutu.
Z zadowoleniem stwierdzam, że nie ma wielu zwiedzających. Być może z powodu wiatru albo wczesnej godziny. Stanąwszy poza zasięgiem wzroku strażnika w szklanej budce, pośpiesznie wyciągam z walizki minibatut. Rozłożenie go trwa niespełna minutę (przećwiczyłem to starannie). Rozpięty na lekkim, aluminiowym stelażu, ma rozmiaW TAŃCU ry pokrywy od pojemnika na śmieci. Porządne odbicie pozwoli przelecieć nad siatką. Dokładnie obliczyłem wytyczoną trasę. Cóż, nie biorę odpowiedzialności za czynnik X. Zresztą, co by to była za przyjemność, prawda?
Chwilę podziwiam panoramę. Niezbyt długo; strażnik zauważył mnie i na jego twarzy maluje się bezmierne zdumienie. Wolę nie ryzykować, że mi przeszkodzi. Dwa lekkie podskoki na próbę (co za miłe uczucie; szkoda, że nie trenowałem wcześniej), a potem jeden większy. Dachy paryskich domów przechylają się zachęcająco.
Podskakuję dość wysoko. Okrzyki zbliżającego się strażnika nakłaniają do pośpiechu. Muszę wstrzelić się między dwa metalowe słupy i skacząc pod kątem jakichś czterdziestu pięciu stopni, przelecieć nad siatką z drutu. Paryż wiosną. Pani Parsons byłaby zachwycona.
Rzecz jasna, prawdopodobieństwo powtórzenia imponującego skoku monsieur Dumonta jest dość nikłe. Wprawdzie wiatr dmucha solidnie, ale nie uniesie osiemdziesięciu kilogramów spadających z prędkością (wedle mojego rachunku) prawie stu kilometrów na godzinę, z przyspieszeniem co sekundę. Szansa jak jeden do piętnastu milionów, i to w znacznym przybliżeniu. W rzeczywistości szanse mogą być dużo, dużo mniejsze. To prawdziwe wyzwanie. I kiedy nie odrywając wzroku od celu, sprawdzam moje usytuowanie, muszę przyznać, że czuję się jak szczęściarz. Akt wiary, jak powiedziałaby pani Parsons. Wiara. Nadzieja. Prawie można uwierzyć, że człowiek umie latać.
Czekając na Gandalfa
Ponieważ czasami rzeczywistość nie wystarcza.
Bycie potworem to nie zawsze gratka. Wprawdzie ktoś musi to robić i czasem ma frajdę, mogąc dołożyć elfowi albo czarodziejowi, lecz spójrzmy prawdzie w oczy: przeważnie zabawa polega na czatowaniu w krzakach albo brodzeniu po kostki w lodowatej wodzie w oczekiwaniu, aż główni bohaterowie wpadną na ciebie przypadkiem albo w ogóle cię ominą, przechodząc do następnej potyczki. A ty marzniesz na kość, dopóki ktoś nie raczy poinformować, dokąd poszli.
Oczywiście na początku masz nikłe rozeznanie w sytuacji. Wszyscy ci wmawiają, że bycie potworem to najlepsza zabawa. Bez poczucia winy, bez stresu, superkostiumy oraz możliwość zmartwychwstania w dowolnej chwili. Czego chcieć więcej?
Cóż, rzeczywiście bywa nieźle. Pamiętam swój pierwszy raz: miałem szesnaście lat; byłem chuderlawym, zdesperowanym molem książkowym. I pamiętam tamtą dziewczynę, dwudziestoletniego półelfa z chmurą rudych włosów i uszkami z lateksu. Boska. Tak naprawdę wstąpiłem do grupy, żeby znaleźć się blisko niej, chociaż prawie nie zwracała na mnie uwagi, sporadycznie obsypując gradem strzał lub dźgając mieczem. Mimo to zawsze uśmiercała mnie w przyjazny, serdeczny sposób (tak przynajmniej sądziłem), w związku z czym podczas ataków dawałem z siebie wszystko, aż w końcu oskarżyła mnie o molestowanie i jej chłopak (wojownik z klatą gladiatora oraz nadwyżką testosteronu) musiał mnie postraszyć.
Ale i tak wpadłem po uszy. Byłem poniewierany, maltretowany, ćwiartowany na kawałki, polewany wodą święconą, rozstrzeliwany, katapultowany, zakłuwany nożem, zamieniany w upiora, dym tudzież kupę śluzu. Mimo to w każdą sobotę stawiałem się na posterunku i bez względu na pogodę toczyłem nocną walkę przeciw siłom dobra.
Oto demoniczny powab zabawy w odgrywanie ról. Człowiek zaczyna od Tolkiena – czasem nawet zachęca go do tego szkoła – po czym za sprawą Steve’a Jacksona lub Games Workshop jego nawyk umacnia się, jest kamuflowany, ba, staje się groźny. Rodzice narzekają, że nie wychodzi z domu, a z jego pokoju dolatują dziwne zapachy. Przyjaciele zaczynają go unikać; snuje się samotnie w pobliżu sklepów Oxfam [Oxfam – międzynarodowa organizacja humanitarna. Prowadzi m.in. sklepy z używanymi rzeczami. (Przyp. tłum.).] i zaczyna podzielać fascynację swej młodszej siostry „Xeną, wojowniczą księżniczką”. Wreszcie triumfalnie wchodzi na scenę w wełnianym swetrze (pomalowanym srebrną farbą w sprayu, żeby przypominała kolczugę) oraz pelerynie z zasłony okiennej i unosząc gumowy miecz oklejony srebrną taśmą, obwołuje się Scrudem Wspaniałym.
Jak można przewidzieć, jego bliscy zazwyczaj reagują strachem bądź odrazą. Lecz ziarno zostało zasiane: wkracza w świat inscenizacji i w ciągu trzech tygodni zamienia oklejony miecz na broń z lateksu, sporządza kolczugę z tysięcy podkładek hydraulicznych i rozprawia z krasnoludem o imieniu Snorri o zaletach rękawów doszywanych nad rękawami stanowiącymi całość ubrania.
Odtąd już nie ma powrotu. W każdy sobotni wieczór grupa protagonistów, grupa potworów oraz sędzia zbierają się na skraju lasu. Przez całą noc dwa wrogie oddziały, uzbrojone po zęby i żądne krwi, ścigają się wśród krzaków. Widzicie, to naprawdę wciąga: ciemność, atmosfera polowania, prymitywna broń, zwierzęcy strach. Dla niektórych zaś – słabeuszy takich jak ja, desperatów, samotników, outsiderów lub dziwaków – jest upragnioną szansą, by na jedną noc stać się kimś innym.
Przeważnie odgrywałem rolę potwora. Kiedyś byłem walecznym księciem o imieniu Lazar, którego dopadła banda orków. Potem stałem się Waylandem, strażnikiem leśnym, który zdołał osiągnąć trzeci poziom, zanim wpadł w zasadzkę zastawioną przez nikczemnego duchownego. Następnie czarodziejem Doomcasterem, ofiarą magicznego pocisku, oraz barbarzyńcą o imieniu Snod, wyeliminowanym z powodu słabego zdrowia (był styczeń, brnęliśmy w śniegu po kolana, a barbarzyńcy nie noszą podkoszulków).
Moi bohaterowie rzadko dożywali świtu, co początkowo składałem na karb braku szczęścia. Inni stali uczestnicy gry awansowali, zdobywali kolejne poziomy i umiejętności; w końcu stali się wręcz niezniszczalni. Po trzydziestu latach nadal stanowimy zgrane grono: Tytania, kobieta-elf, wciąż piękna i rudowłosa; złodziej Litso; wojownik Bekane, który rozpowiada naokoło, że w weekendy trenuje w oddziałach obrony cywilnej; stary rycerz Philbert Srebrzystogrzywy: kiedy zaczynaliśmy, miał ponad czterdzieści lat – nadal dotrzymuje kroku pozostałym, choć zamiast walki preferuje obecnie łyk eliksiru z piersiówki. Wciąż jest z nami Snorri, specjalista od topora, czarnoksiężnik Jupitus, rycerz Vel – darron oraz uzdrowicielka Morąg, jego dziewczyna. Morąg towarzyszy nam głównie z uwagi na Veldarrona, który ciągle łapie kontuzje. Prawdę mówiąc, nie umie podnieść miecza, żeby nie uderzyć się nim w twarz, lecz dzięki staraniom Morąg właściwie osiągnął nieśmiertelność oraz reputację niezrównanego fechmistrza.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Tańcu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Tańcu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Tańcu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.