Joanne Harris - Czekolada

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanne Harris - Czekolada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czekolada: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czekolada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Do małej mieściny na francuskiej prowincji, gdzie czas się zatrzymał, przyjeżdża tajemnicza młoda i piękna kobieta z córeczką. Mieszkańcy Lansquenet ze zdumieniem obserwują, jak Vianne z Anouk odnawiają starą piekarnię na rynku, by urządzić tam sklep z czekoladą. W dniu otwarcia właścicielka ofiarowuje zaglądającym do niej ciekawskim takie słodycze, jakie każdy z nich lubi najbardziej, jak gdyby znała ich najskrytsze myśli i pragnienia. Czyżby ta dziwna kobieta była czarownicą?
Dla wielu mieszkańców miasteczka przyjazd Vianne jest prawdziwym darem losu, ale są i tacy, którzy zrobią wszystko, by opuściła Lansquenet. Zbliża się Wielkanoc i Vianne zamierza urządzić dla dzieci "festiwal czekolady", lecz jej wrogowie za wszelką ceną chcą jej w tym przeszkodzić…

Czekolada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czekolada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
Joanne Harris Czekolada Przełożyła Zofia Kierszys Tytuł oryginału CHOCOLAT 1 - фото 1

Joanne Harris

Czekolada

Przełożyła Zofia Kierszys

Tytuł oryginału: CHOCOLAT

1

11 lutego Tłusty wtorek

Przywiał nas wiatr zapustów. Wiatr wyjątkowo ciepły w lutym, roznoszący zapachy smażonych na patelni naleśników i kiełbasek i słodkich od cukru pudru wafli na podgrzanym talerzu, wiatr rozrzucający konfetti w powietrzu i przetaczający papierowe kołnierze i mankiety w rynsztoku, wiatr będący jakąś idiotyczną odtrutką na zimę. Daje się wyczuć gorączkowe podniecenie ludzi, którzy tłoczą się z obu stron wąskiej głównej ulicy i wykręcają szyje, żeby zobaczyć pokryty karbowaną bibułką char z rozetami z papieru i pękami powłóczystych wstążek. Anouk patrzy szeroko otwartymi oczami, stojąc pomiędzy torbą do zakupów i smutnym brązowym psem. Nieraz już widywałyśmy, ona i ja, pochody karnawałowe – korowód dwustu pięćdziesięciu udekorowanych wozów w Paryżu w tłusty czwartek zeszłego roku i sto osiemdziesiąt wozów równie wspaniałych w Nowym Jorku i dwa tuziny maszerujących orkiestr w Wiedniu, klownów na szczudłach, Grosses Tetes, chwiejne głowy z papier-mache i majoretki kręcące roziskrzonymi batutami. Ale kiedy ma się sześć lat, świat jeszcze się objawia pełen szczególnego blasku. Drewniany wóz naprędce przystrojony bibułką i pozłotą, a na nim sceny z baśni. Łeb smoka na tarczy, Rapunzel w wełnianej peruce, piernikowy domek Baby-Jagi z lukrowanej i pozłacanej tektury i sama Baba-Jaga w drzwiach, grożąca niedorzecznie zielonymi paznokciami gromadce oniemiałych dzieci… Mając sześć lat, można postrzegać subtelności, które rok później są już niezauważone. Pod powłoką z papier-mache czy plastiku Anouk jeszcze widzi prawdziwą czarownicę, prawdziwe czary. Podnosi wzrok na mnie. Jej niebieskozielone oczy – jak ziemia z lotu ptaka – błyszczą.

– Zostaniemy? Zostaniemy tutaj?

Muszę ją upomnieć, żeby mówiła po francusku.

– Ale czy zostaniemy? Czy tak? – Czepia się mojego rękawa. Jej włosy, skołtunione w podmuchu wiatru, są jak wata cukrowa.

Zastanawiam się. Nie gorzej tu niż gdzie indziej. Lan-squenet-sous-Tannes, miasteczko-wieś, dwieście dusz najwyżej, punkcik na trasie szybkiego ruchu pomiędzy Tuluzą i Bordeaux. Wystarczy mrugnąć i punkcik zniknie. Główna ulica, dwa rzędy burych, oszalowanych deskami domów chylących się ukradkiem ku sobie, kilka bocznych uliczek równoległych jak zęby wygiętego widelca. Kościół w kwadracie sklepików, świeżo pobielony. I wokół tej osady czujnie rozmieszczone farmy, sady, winnice, połacie ziemi zamknięte, skoszarowane zgodnie z surowym reżimem gospodarki wiejskiej: tutaj jabłka, tam kiwi, melony, cykoria pod szarymi pokrywami z plastiku, winorośle zmarniałe, martwe w rozrzedzonym słońcu lutego, ale oczekujące triumfalnego zmartwychwstania w marcu… Rzeka Tannes, niewielki dopływ Garonny, wytycza sobie drogę przez bagniste łąki. A tutejsi ludzie? Jak to ludzie; być może trochę za bladzi, w tym pozasezonowym słońcu, trochę zbyt szarzy. Chustki i berety mają koloru swoich włosów: brązowe, czarne, popielate. Twarze – pomarszczone jak jabłka z zeszłego lata, oczy wbite w zmarszczki jak rodzynki w ciasto. Nieliczne dzieci rzucają się w oczy dzięki kolorom: czerwonemu, jasnozielonemu i żółtemu, wydają się jakąś nietutejszą rasą.

Kiedy zbliża się ociężale traktor, który ciągnie wóz, duża kobieta w płaszczu w szkocką kratę, o zbolałej kanciastej twarzy chwyta się za ramiona i krzyczy coś w niezbyt dla mnie zrozumiałym miejscowym dialekcie. Na wozie stoi wśród wróżek, syren i chochlików przysadzisty Święty Mikołaj, chociaż to nie jego pora, i agresywnie, prawie niepohamowanie ciska w tłum cukierki. Podstarzały mężczyzna w pilśniowym kapeluszu, a nie w okrągłym berecie popularnym w tym rejonie, podnosi brązowego smutnego psa spomiędzy moich nóg i grzecznie przeprasza spojrzeniem. Ładne szczupłe palce wsuwa w psie kudły. Zwierzę skomli. Na twarzy jego pana maluje się czułość, niepokój, poczucie winy.

Nikt tutaj na nas nie patrzy. Równie dobrze mogłybyśmy być niewidzialne, a przecież nasz wygląd świadczy, że jesteśmy tu tylko przejazdem. Ci ludzie są grzeczni, nikt się na nas nie gapi – na kobietę z długimi włosami wsuniętymi pod kołnierz pomarańczowej kurtki i w długim jedwabnym szaliku trzepoczącym wokół szyi i na dziecko w żółtych, wysokich nad kolana butach i niebieskim jak niebo nieprzemakalnym płaszczyku. Nasz koloryt, nasze ubranie – tutaj egzotyczne, nasze twarze – może za blade, może za śniade – nasze włosy świadczą, że jesteśmy inne, cudzoziemskie, nieokreślenie dziwne. Ludzie w Lans-quenet opanowali sztukę obserwowania nie wprost. Czuję ich spojrzenia jak oddech na karku, nie wrogie, ale zimne. Stanowimy dla nich ciekawostkę, część widowiska karnawałowego, powiew z obczyzny. Czuję ich wzrok, kiedy się odwracam, żeby kupić galette od przekupnia. W papierze gorącym i przetłuszczonym ten pszenny placek jest kruchy na brzegach, ale w środku pulchny i dobry. Odrywam kawałek i daję Anouk, wycieram jej z podbródka roztopione masło. Otyły, łysawy przekupień ma grube okulary i twarz lśniącą od pary buchającej z gorącego półmiska. Mruga do Anouk, drugim okiem ogarnia wszystkie szczegóły. Wie, że później padną pytania.

– Na wczasach, madame? – Małomiasteczkowa etykieta pozwala mu zagadnąć. Pod jego obojętnością handlowca widzę rzeczywisty głód wiadomości. Wiedza jest tutaj walutą, Agen i Montauban są tak blisko, że turyści rzadko tu zaglądają.

– Chwilowo.

– Więc z Paryża? – mówi, oceniając po ubraniu. Na tej krzykliwej wsi ludzie są bezbarwni. Kolor to luksus, źle wygląda. Jaskrawe kwiaty przydrożne to chwasty nachalne i bezużyteczne.

– Nie, nie. Nie z Paryża.

Char już dojechał prawie do końca ulicy. Mała orkiestra – dwie piszczałki, dwie trąbki, puzon i bęben – idąc za wozem, gra nie wiadomo jakiego marsza. Za orkiestrą gromada dzieci zbiera z bruku niewyłapane cukierki. Niejedno z nich jest w przebraniu. Czerwony Kapturek i coś kudłatego – wilk – kłócą się po koleżeńsku.

Tyły zamyka jakaś czarna postać. W pierwszej chwili myślę, że należy do parady – Doktor Plaga, być może, ale potem rozpoznaję staromodną sutannę wiejskiego księdza. Ten ksiądz ma niewiele ponad trzydzieści lat, chociaż sztywno wyprostowany wydaje się starszy. Odwraca się do mnie i widzę, że on też jest tu obcy; ma wysoko osadzone kości policzkowe, jasne oczy człowieka z północy i długie palce pianisty, które trzyma na srebrnym krzyżu zwisającym mu z szyi. Może właśnie ta jego nietutejszość daje mu prawo przyglądania mi się. W jasnych zimnych oczach nie ma jednak powitania. Jest kocia nieufność, obawa o swoje terytorium. Uśmiecham się do niego. Zaskoczony, odwraca wzrok i skinieniem przywołuje dwoje kłócących się dzieci. Wskazuje im zaśmieconą jezdnię. Niechętnie zaczynają zgarniać pomięte chorągiewki i przenosić je do pobliskiego śmietnika. Kiedy się do nich odwracam, on znów patrzy na mnie, wydawałoby mi się nawet, że taksująco, gdyby nie był księdzem.

Lansquenet-sous-Tannes to właściwie wieś bez komisariatu policji, a więc i bez przestępstw. Usiłuję wejrzeć istotę rzeczy jak Anouk, teraz jednak wszystko mi się zamazuje.

_ Zostaniemy? Maman, zostaniemy? – Anouk natarczywie ciągnie mnie za rękaw. – Mnie się tu podoba. Zostaniemy?

Biorę ją w objęcia i całuję w czubek głowy. Pachnie dymem, smażonymi naleśnikami i ciepłą pościelą w zimowy poranek.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czekolada»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czekolada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanne Harris - Blackberry Wine
Joanne Harris
Joanne Harris - W Tańcu
Joanne Harris
Joanne Harris - Runas
Joanne Harris
Joanne Harris - Zapatos de caramelo
Joanne Harris
Joanne Harris - Chocolat
Joanne Harris
Joanne Harris - Jeżynowe Wino
Joanne Harris
Joanne Harris - Runemarks
Joanne Harris
Joanne Harris - Holy Fools
Joanne Harris
Joanne Harris - Sleep, Pale Sister
Joanne Harris
Joanne Sefton - Joanne Sefton Book 2
Joanne Sefton
Отзывы о книге «Czekolada»

Обсуждение, отзывы о книге «Czekolada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x