Joanne Harris - W Tańcu
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanne Harris - W Tańcu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Tańcu
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Tańcu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Tańcu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Tańcu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Tańcu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Lecz bez względu na dezaprobatę mojej żony, naszym życiem rządzą właśnie liczby. I czy chodzi o banalny cud zapłodnienia (pięćdziesiąt tysięcy plemników uczestniczących w maratonie pływackim o złote jajo), czy też pojedyncze, dziwne i przykuwające uwagę zdarzenie (mężczyzna wypada z uszkodzonego samolotu, po czym bezpiecznie ląduje na grzbiecie olbrzymiego orła), w każdy wybór, każdy etap podróży, od przekroczenia jezdni do wejścia na pokład feralnego samolotu, wpisane są nieskończenie zróżnicowane możliwości.
Weźmy na przykład następującą sytuację. W roku 1954 pewien Francuz o nazwisku Joseph Dumont postanowił popełnić samobójstwo, skacząc z wieży Eiffla. Rzucił się z pierwszego pomostu widokowego i zdążył przelecieć pięćdziesiąt siedem metrów, kiedy porwał go potężny podmuch wiatru i bezpiecznie osadził na metalowej konstrukcji. Czynnik ryzyka wynosił, jak wyliczyłem, prawie milion do jednego, gdy uwzględnić wagę, wiek oraz kondycję niedoszłego denata, warunki pogodowe, porę dnia, prędkość oraz kąt spadania, no i, oczywiście, czynnik X – przysłowiowy palec boży, ową nieskończoną (tudzież urojoną) liczbę – który jest nieokreślony, niezidentyfikowany, niewysłowiony i tym podobne.
Pozostali mieli mniej szczęścia. Spośród trzystu sześćdziesięciu dziewięciu samobójców skaczących z wieży większość spadała na rozszerzające się ku dołowi podpory. Ciała niejednokrotnie zaplątują się wtedy w metalową konstrukcję, skąd wydobywają je strażacy. W roku 1974 pewien mężczyzna skoczył z wieży przy dużym wietrze, który – podobnie jak w przypadku monsieur Dumonta – zniósł go w stronę budowli, po czym nabił na barierkę ochronną. Nieszczęśnik tkwił tam jak na rożnie, z kością udową sterczącą między obojczykami, przez blisko godzinę, zanim wreszcie wyzionął ducha, co po pierwsze świadczy, że czynnik X nie zawsze jest łaskawy, choć nie brakuje mu swoistej ironii, po drugie zaś dowodzi, że nie warto lekceważyć warunków atmosferycznych.
Nie zdołałem ustalić, czy monsieur Dumont (pod wrażeniem owego cudu prawdopodobieństwa, do którego się nieświadomie przyczynił) obrał inny kierunek i postanowił sycić się radością życia, czy też ponownie skoczył z wieży, by dokończyć dzieła. Jakkolwiek było, szanse na powtórzenie całej sytuacji są tak nikłe, że właściwie nie istnieją – tak jak prawdopodobieństwo wygranej na loterii – a więc monsieur Dumont na zawsze opuszcza scenę, mając na koncie ów ekscentryczny wkład w folklor skrajności.
Co dziwne, chyba nikt nie rozważa tej kwestii podczas zakupu kuponów loteryjnych. Moja sąsiadka, pani Parsons, uboga emerytka, od początku istnienia loterii co tydzień wysyła kupon, zawsze wybierając te same numery w błędnym przekonaniu, że tym samym zwiększa swoją szansę na wygraną. Wspomniane numery to: data urodzenia, data ślubu ze świętej pamięci panem Parsonsem (wypadek w miejscu pracy, nieszczęśliwy, choć niezbyt zaskakujący, zważywszy na nieostrożność zmarłego oraz fakt, że rzadko przestrzegał zasad bezpieczeństwa) oraz – co najważniejsze – jej „szczęśliwy numerek”, siódemka, strażnik wszechwładnego czynnika X, który pewnego dnia (jak wierzy pani Parsons) przyjmie ją do grona wybrańców bożych.
Powinienem uświadomić sąsiadce, że w losowo zebranej grupie Europejczyków w wieku od osiemnastu do sześćdziesięciu pięciu lat osiemdziesiąt dwa procent wskaże siódemkę jako swoją szczęśliwą liczbę. Lecz pani Parsons jest tak gorliwa i pełna nadziei, że nie mam serca tego uczynić ani też przestrzec, że szanse na wygraną – jej czy kogokolwiek innego – są tak niewielkie, iż zakup kuponu minimalnie je zwiększa. Prawdopodobieństwo znalezienia szczęśliwego kuponu na ulicy bądź otrzymania go od przyjaciela niemalże równa się szansom biednej pani Parsons, która od dwudziestu lat z nabożnym zaangażowaniem co tydzień skreśla cyfry. Mimo to nie traci nadziei, co chyba stanowi główną atrakcję przedsięwzięcia. Ostatecznie, cóż innego jej pozostaje? Niedzielna msza, codzienny odcinek ulubionego serialu, siedemdziesiąt funtów zapomogi tygodniowo (jako nieco chybiona rekompensata za śmierć pana Parson – sa, który powinien był włożyć kombinezon ochronny), fryzjer co dwa tygodnie (szampon, płukanka i modelowanie, cztery funty pięćdziesiąt; mąż bardzo by to docenił) oraz promyk nieustającej nadziei, że Szczęśliwa Liczba Siedem któregoś dnia wkroczy na scenę niczym bohaterka jednego z jej ulubionych romansów.
Może tak się stanie. Niech staruszka ma coś z życia. Jednakże szczęścia nie liczy się w liczbach. Weźmy takie dwadzieścia dwa. Po dwudziestu dwóch latach małżeństwa uwielbiana dziewczyna – lat osiemnaście, 90-60-90, w wyniku okrutnej alchemii czasu przeobrażona w osowiałą grubaskę, która ożywia się tylko na „Przyjaciół” tudzież okazjonalną porcję chińszczyzny – oświadcza, że pragnie odnaleźć siebie. Następnie odchodzi, zabierając ze sobą dzieci (szesnaście i dziewięć lat), dom (sto dwadzieścia tysięcy funtów), psa (osiemdziesiąt pięć lat psich), samochód (nissan sunny, rocznik 1988) oraz tajemniczy czynnik X – zapach lakieru do włosów (Elnett,?5,99), ryczący godzinami telewizor, odgłosy obecności drugiego człowieka i nagrzaną stronę łóżka, kiedy co rano wstawała do pracy, a ja leżałem kolejne pięć minut w błogim oczekiwaniu na aromat parzonej kawy.
„Odnaleźć siebie” znaczy oczywiście znaleźć kogoś innego. W tym wypadku jest to Facet z Roboty (metr siedemdziesiąt dziewięć, trzydzieści jeden lat). „Kocha dzieci, polubiłbyś go, nadal możemy być przyjaciółmi” – spośród setki rozwodników dziewięćdziesiąt jeden procent słyszy (bądź wypowiada) identyczne frazesy. Oto ja, jeden na czterech, wciąż żyjący liczbami, lecz pozbawiony mistycznego czynnika X, którym raduje się pani Parsons i który zainicjował sławetny lot monsieur Dumonta.
Poniżej przedstawiam niektóre ze wspomnianych liczb.
Czterdzieści pięć tysięcy (dochód roczny brutto, w funtach).
Dwieście pięćdziesiąt (czynsz za kawalerkę w Shepherd’s Bush).
Dwieście pięćdziesiąt (liczba włosów wypadających każdego dnia, głównie na czubku głowy).
Czterdzieści osiem (wiek, w latach).
Sto trzydzieści na dziewięćdziesiąt (ciśnienie krwi, w spoczynku).
Ósma piętnaście (metro do Hammersmith).
Ósma trzydzieści pięć (metro na Leicester Sąuare).
Ósma czterdzieści pięć (pokonanie krótkiego odcinka do biura).
Ósma czterdzieści siedem (przypadkowe odkrycie małej karteczki przyklejonej do buta).
Był to kupon loteryjny. Schowałem go do kieszeni. Wydarzyło się to trzy tygodnie temu.
Pani Parsons była szczerze uradowana. Sądzę, iż w mniemaniu staruszki potwierdza to istnienie czynnika X i jednocześnie przybliża do celu ją samą. Dziesięć milionów funtów – dziesięć milionów! – przy prawdopodobieństwie wygranej wynoszącym jeden do jakichś piętnastu milionów.
Konsekwentnie odmawiam wywiadów. Moja żona – była żona – nie ma podobnych obiekcji. Moi, i wkrótce dawni, współpracownicy również nie omieszkali wyrazić własnego zdania. Właściciel poprzedniego mieszkania odmalował wzruszający obraz mojego dotychczasowego życia – określił mnie jako człowieka punktualnego, kurtuazyjnego, pogrążonego w niemej desperacji. Podobnie wyrażali się byli sąsiedzi, których część rozpoznała mnie na zdjęciach.
Tylko pani Parsons okazała się niewzruszona. „Zostawcie biedaka w spokoju!”, krzyknęła do grupki fotografów, którzy powitali mnie w drodze do pracy. „Dajcie mu żyć!”. Lecz ich zaciekłość narasta proporcjonalnie do mojego oporu. Przeniosłem się do nieumeblowanego mieszkania w Knightsbridge, wziąłem trzytygodniowy urlop w ramach wypowiedzenia i zgoliłem wąsy. Cóż więcej mogę zrobić? Czuję się jak monsieur Dumont, nieoczekiwanie zmieciony z kursu i zmuszony do ponownego określenia trasy lotu. Zastanawiam się, czy był wdzięczny losowi. Czy stał sparaliżowany, na rozdygotanych nogach, na skraju przepaści, z przerażeniem patrząc w dół?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Tańcu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Tańcu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Tańcu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.