– Jakub – rozległ się głos wzmocniony przez megafon, – wiemy że tu jesteś. Wychodź z podniesionymi rękami, a gwarantujemy ci uczciwy proces. Nie próbuj żadnych sztuczek.
– Tunel minerski numer cztery – ocenił Semen patrząc przez peryskop. – Jeden ładunek, to ich nauczy rozumu.
Józef wziął laskę dynamitu i zagłębił się w niski chodnik. Po chwili wrócił. Zatrzasnęli drzwi i podparli je dwoma workami z piaskiem.
– Trzy, dwa, jeden…
Pierdut! Nieoznakowany radiowóz podskoczył w górę i dachował. Z krateru uniósł się dym…
– Na drodze zatrzymał się wóz straży pożarnej – powiedział zaniepokojony Semen.
– Strażacy też przeciwko mnie?! – zdumiał się Jakub. – To ja im tyle roboty przez ostatnie lata załatwiłem a oni tak się odpłacają…
– Jakub, daję ci ostatnią szansę!!! – wydzierał się na podwórzu posterunkowy. – Zaraz cię wykurzymy jak królika z nory…
– Akurat – zaśmiał się bimbrownik.
Na podwórze wjechał kolejny pojazd, ciężarówka marki Star z aparaturą do wiercenia studni artezyjskich. Jeden z policjantów wypakował z radiowozu jakąś walizkę na kółkach.
– Co za diabeł? – zdumiał się Józef.
Nie wiedzieli. Nikt z nich nie widział wcześniej radaru geologicznego… Gliniarz przeciągnął walizkę w poprzek podwórza, patrząc na mały ekranik. W ziemię wbił chorągiewkę. Star podjechał w to miejsce i puścił w ruch świdry.
– O cholera, oni nie żartują – zdenerwował się kozak. Urządzenie błyskawicznie wywierciło dziurę w klepisku.
– Trafili na tunel do obory – zaniepokoił się Józwa.
– Strażacy ciągną wąż od swojego pojazdu – Semen nadal patrzył przez peryskop. – O cholera jasna, chodu!
Puścili się pędem tunelem ewakuacyjnym. W pewnym momencie Jakub rzucił przerażone spojrzenie przez ramię. Za nimi z oszałamiającą szybkością poruszała się fala wody.
– Całkiem jak na filmie – zdążył pomyśleć.
I nawet się nie pomylił, bo na polecenie aspiranta Rowickiego całą operację wykurzania Jakuba filmowano starannie – jako materiał dydaktyczny dla szkoły policyjnej.
W zapuszczonym sadzie drgnął prostokąt ziemi, a potem odleciał na bok, pchnięty gejzerem wody i błota. Trzej kompani wylądowali na trawie. Semen pierwszy doszedł do siebie. Rozejrzał się w około i zagryzł wargi. Stali nad nimi czterej gliniarze uzbrojeni w pistolety maszynowe.
– Żywcem nas nie wezmą – wybełkotał egzorcysta, przecierając oczy z błota.
– Założymy się? – rozległ się tuż nad nim głos posterunkowego – Jesteście wszyscy aresztowani. Rączki na kark, kujemy chłopaki…
Po kilku minutach cała trójka stała pod ścianą stodoły skuta kajdanami. Posterunkowy wylewnie dziękował policjantom z pobliskiej Bończy, strażakom i facetowi od świdra.
– Dzięki waszej pomocy sprawiedliwość zatriumfowała – mówił potrząsając ich dłonie. – Zapraszam dziś wieczorem na grilla, musimy to uczcić.
– A żeby wam w gardle stanął – mruknął Jakub.
– Oto Jakub Wędrowycz – Birski rzucił z rozmachem skutego starca pod nogi agentów.
Jakub przejechał kawałek na brzuchu po podłodze i o mało nie zarył twarzą w biurko.
– Dlaczego jest skuty? – zdziwiła się Skulka.
– To bardzo niebezpieczny przestępca – wyjaśnił ochoczo policjant.
– A dlaczego jest mokry i ubłocony? – zapytał Mundek.
– Stawiał opór, musieliśmy go wypłukać motopompą z piwnicy – oświadczył z dumą posterunkowy. – Tylko dzięki błyskawicznie przeprowadzonej akcji udało nam się go ująć. I to bez strat własnych – puszył się. – Uszkodził tylko jeden radiowóz, ale dach i złamaną oś to się wymieni.
– Ty głupi palancie – parsknął agent. – Jakub Wędrowycz jest najlepszym w kraju egzorcystą i musimy go prosić o pomoc jako cenionego eksperta, wyraźnie zresztą powiedziałem „zaprosić na rozmowę”…
– Eeeee? – kulturalnie wyraził swoje zdziwienie policjant. – To może go przeprosić?
Jakub, szeleszcząc nowiutkim ortalionowym dresem, siedział rozparty wygodnie na tylnym siedzeniu jeepa. Kumple rozsiedli się po jego prawej i lewej stronie. Agenci trochę protestowali, ale uparł się zabrać ich ze sobą. Semen nie był w Warszawie od czasów międzywojennych i egzorcysta uznał, że przyda mu się wycieczka.
– Tu są akta sprawy – Skulka podała teczkę. – Młotkowiec zaczął grasować trzy tygodnie temu. Ofiary zabija najczęściej jednym uderzeniem dziesięciokilowego młota. Do tej pory było dwadzieścia trupów. Mózgi zostały częściowo wydłubane przy użyciu narzędzia o łódkowatym kształcie.
– Łyżką chirurgiczną znaczy je wyciąga? – zafrasował się Jakub.
– Jak pan sądzi, dlaczego to robi? – zagadnął zza kierownicy Mundek.
– Powodów może być kilka – powiedział w zadumie egzorcysta. – pierwszym i podstawowym są braki w zaopatrzeniu.
– Że co?!
– Jeśli koleś jest smakoszem i lubi zjeść sobie cielęcy móżdżek, to ma problemy z dostaniem go w sklepie…
– Ale dlaczego poluje na ludzi?
– No bo u was w mieście łatwiej o człowieka niż o cielę – wyjaśnił spokojnie egzorcysta. – Zresztą powodów może być więcej. Ucinał głowy?
– Jak do tej pory nie.
– Zatem odpada motyw dekoracyjny – zauważył Józef.
– Jaki!?
– Są ludzie, którzy lubią z czaszek swoich wrogów robić kielichy – tłumaczył egzorcysta. – Wańka partyzant to miał w ziemiance całą półkę… – przypomniał sobie wojenne przygody.
Semen uśmiechnął się w duchu. Też miał w domu półtoralitrowy kufel do piwa wykonany z czaszki esesmana, ale uznał, że nie będzie zabierał głosu.
– A tak swoją drogą, dlaczego jeszcze nie słyszałem o tym Młotkowcu? – zagadnął Wędrowycz.
– Trzymamy sprawę w tajemnicy, by nie wywoływać paniki – wyjaśniła agentka.
Trzy godziny później byli w Warszawie.
Jakub nie lubił kostnic i prosektoriów. Zaraz przypominało mu się jak kiedyś trafił do czegoś podobnego w Łodzi… Ale mus to mus. Ruszyli podziemnymi betonowymi korytarzami.
– Zwłoki numer siedemnaście – agent podniósł prześcieradło.
Egzorcysta popatrzył ciekawie na trupa.
– Faktycznie młotem oberwał – ocenił.
– Identycznie wyglądał Robert Bardak, jak go po tamtej zabawie znaleźli w krzakach – zauważył Józef.
Jakub tylko pokiwał głową. Nawiasem mówiąc, tamto z Bardakiem to była jego robota, ale skoro do tej pory się nie wydało, ani myślał się przyznawać. Wziął latarkę i poświecił do środka czerepu.
– Hmmm – mruknął. – Wyciachany ośrodek pamięci, ale reszta prawie nie ruszona. Znaczy koleś co to robi, zna się na swojej robocie.
Spojrzał wyczekująco na Semena. Kozak też zajrzał i kiwnął głową, potwierdzając diagnozę. Mundek skrzętnie zanotował jego spostrzeżenia i egzorcyście zrobiło się ciepło na sercu. Tak niewiele miał w życiu chwil, gdy go doceniano…
– Późno już dzisiaj – powiedziała Skulka. – Może odwieziemy panów na kwaterę?
– E, wolę się po mieście powłóczyć – pokręcił głową. – Skoro atakuje nocą, może uda mi się na niego trafić.
– Ma pan jakiś trop? – zaciekawił się agent.
– Nie, ale ja jeszcze ciągle bardziej polegam na instynkcie – wyjaśnił egzorcysta.
– Warszawa nocą bywa niebezpieczna, może damy panu do ochrony kilku agentów? – zaproponowała.
– Po co? – wzruszył ramionami.
– A ja bym posiedział w bibliotece Akademii Medycznej – powiedział Semen, – moglibyście załatwić mi klucze, bo już pewnie zamknięta?
Читать дальше