W pewnym momencie Pedro odłożył sztućce.
– Może czas już podjąć nasz główny problem… Elio! Dlaczego oni cię ścigają? Teraz nie myślę już o Josém, jego mamy z głowy. Chodzi mi o Leona i Alonza oraz wszystkich ich sługusów. Co takiego ty •wiesz, na czym im tak zależy?
Elio popatrzył na swoją małżonkę, potem znowu na Pedro i wzruszył ramionami.
Ponieważ długo nie odpowiadał, wtrącił się Antonio:
– Musiałeś mieć jakieś podejrzenia. W przeciwnym razie nie zaszyłbyś się tak głęboko.
Jordi zaś dodał:
– To ma coś wspólnego z twoim wujem Santiago, prawda?
– Chyba tak – pisnął Elio cienkim głosem.
– Rycerze powiedzieli mi, bym kazał ci przypomnieć sobie wszystko, co wiesz o Santiago.
Elio patrzył na niego całkiem ogłupiały.
– Dobrze, ale co by to mogło być?
– Zastanów się!
– Santiago wiedział. Mój ojciec powtarzał to zawsze. Ale ja nie wiem, co on wiedział.
– Czy on nic po sobie nie zostawił?
– Nic oprócz tej fotografii.
– A może o czymś ci opowiadał? – spytała Vesla.
Elio podniósł na nią wzrok.
– Santiago rozstał się z życiem czterdzieści pięć lat przed moim urodzeniem.
– Och, naturalnie, przepraszam!
– No, a twój ojciec? – spytał Pedro. – Czy on nigdy nie wspominał o Santiago?
Dosłownie było widać, że mózg Elio pracuje z wielkim wysiłkiem. Bardzo chciał pomóc tym ludziom, którzy usunęli Joségo z drogi jego ukochanej córki Mercedes i którzy chyba potrafią usunąć najgorsze zagrożenie jego rodziny, czyli Alonza i Leona. Spoglądał w górę na piękny żyrandol, jakby tam szukał natchnienia.
Gdzieś dyskretnie dzwonił telefon komórkowy. Pedro oznajmił, że to u niego, przeprosił i odszedł na bok.
Kiedy wrócił, powiedział:
– Elio! Señora Navarro, mam dla państwa wiadomość. Wkrótce przyjedzie tutaj cywilny samochód. Przyjedzie nim Mercedes i mały Pepe, przywiozą też wszystko, co może wam być potrzebne, żeby wyjechać na jakiś czas za granicę.
– Co? – wykrzyknęła señora wzburzona. – Ale…
Pedro jej przerwał:
– Dowiedzieliśmy się, że wasz dom w Granadzie jest obserwowany przez jednego z ludzi Alonza, mieszkającego w pobliżu. Oni z pewnością zaczną was znowu prześladować, żeby się dowiedzieć, gdzie jest Elio. A komisarz policji nie ma dość personelu, żeby was dzień i noc ochraniać. My zaś musimy być pewni, że jesteście bezpieczni, by skoncentrować się na sprawie.
– Ale… – zdążyła jeszcze wykrztusić señora Navarro.
Pedro udał, że tego nie słyszy.
– Policjanci, którzy tu przyjadą, są przekonani, że nikt ich nie widział, kiedy zabierali z domu Mercedes i Pepe razem ze wszystkimi bagażami. Przyjadą tu po was, a potem udacie się na lotnisko. Tam będzie na was czekać moja przyjaciółka, Flavia Cleve, która ulokuje was w swoim domu.
– W Norwegii? – spytała Unni.
– Nie. Norwegia to dla nas niebezpieczny kraj. Leon wszystko tam kontroluje. Nie, rodzina Elia pojedzie do Włoch, gdzie będzie mieszkać w naprawdę komfortowych warunkach.
Elio i jego żona słuchali tego przygnębieni, choć chyba też z wyraźną ulgą. Antonio powiedział:
– W takim razie Elio ma godzinę na myślenie.
– Muszę przynieść swoje rzeczy – zaprotestował Elio.
– Załatwimy to, kiedy samochód już tu będzie.
Unni egoistycznie z radością pomyślała, że teraz będzie znacznie więcej miejsca w samochodzie. Było jej przykro, że wszyscy zawsze siadają, a ona jest jakby ponad miarę, zbędna.
– Podsumujmy zatem, do czego doszliśmy – ponaglał Antonio. – Chodziło o to, czy twój ojciec nie powiedział czegoś ważnego na temat Santiago.
– Próbowałem sobie przypomnieć – zaczął Elio z wahaniem. – Ale jedyne, co mi przychodzi do głowy, jest tak śmieszne, że chyba niegodne uwagi.
– Wszystko, co dotyczy Santiago, warte jest uwagi – rzekł Pedro cierpko. – Zapamiętamy, że uznałeś sprawę za głupią. A zatem, zaczynaj!
– Ale ja muszę pomyśleć.
Pedro nalał mu do kieliszka czerwonego wina.
– Czy tak będzie ci się lepiej myślało?
Unni zwróciła uwagę na pewną starszą kobietę, która przyszła do restauracji z dużym szklanym dzbankiem, co najmniej trzylitrowym. Podała dzbanek restauratorowi, ten zaś spokojnie ustawił naczynie pod kranem sporej, stojącej za nim beczki. Działo się to wszystko przy barze, jeszcze zanim Unni i jej przyjaciele znaleźli się na werandzie. Kobieta wzięła swoje wino i zapłaciła. Unni doznała szoku, widząc, że wino, licząc w norweskiej walucie, kosztuje trzy korony. Zastanowię się, czy by nie zamieszkać w Hiszpanii, pomyślała.
Znowu zaczęła słuchać tego, co mówi Elio.
Słowa padały z wolna.
– Kiedy byłem mały, mój ojciec, Enrico, zawsze wieczorami siadywał na brzegu mojego łóżka i opowiadał bajki. Jego ojciec też tak czynił. Siadywał na brzegu łóżka Santiago, a mój ojciec i najmłodszy brat, który miał na imię Emile, słuchali z wytrzeszczonymi oczyma. Od czasu do czasu dziadek mówił bardzo cicho, jakby tylko Santiago miał to słyszeć…
– Oj! – krzyknęła Unni, poprawiając się na krześle. – Zaczynają się chyba imiona jeszcze jednego pokolenia. Jak miał na imię twój dziadek, Elio?
Elio wyprostował się, popatrzył na nią jasnym wzrokiem.
– Mój dziadek nazywał się Felipe Navarro. Ale to on sam określił formę tego nazwiska. W wyniku bowiem jakichś konfliktów w okolicy gdzie mieszkał, zrezygnował z pełnego jego brzmienia. Urodził się jako don Felipe de Escobar y Navarra.
– A więc tu go mamy! – zawołał Antonio uradowany. – Słyszeliśmy już przedtem, że pochodzimy z wysokiego rodu.
Elio potakiwał zarumieniony z zadowolenia.
– Wiele razy zastanawiałem się, czy by nie wrócić do starego nazwiska. Ale mieszkam tak skromnie…
– Mieszkasz wystarczająco elegancko, ale takie nazwisko mogłoby narobić złej krwi, wiesz.
– No tak, wiadomo. Ale jak słyszycie, nie mam za wiele do opowiedzenia o Santiago. Bo to już wszystko.
– Pozostało jeszcze sporo – rzekł Pedro łagodnie. – Masz nam wiele do przekazania. Bajki, które dziadek opowiadał swoim synom.
– Hee? – zapytał Elio z bardzo głupią miną.
– Chcemy usłyszeć bajki twojego dziadka.
– Co? Nie, to przecież zwyczajne opowiastki.
– Nie szkodzi, my chcemy słyszeć to, co ojciec twojego ojca opowiadał swoim trzem synom. Zwłaszcza to, co szeptał Santiago.
Elio sprawiał wrażenie kompletnie zbitego z tropu.
– Ale przecież ja nie mogę tego pamiętać! Muszę pomyśleć.
– To myśl szybko! Samochód przyjedzie już niedługo.
– Czy mógłbym wyjść na dwór? Będzie mi łatwiej.
– Naturalnie! Zresztą my też już właściwie skończyliśmy. Poczekaj na nas na zewnątrz. Uważaj tylko, żeby cię nikt z drogi nie zobaczył. Zaraz przyjdziemy.
Elio wyszedł przygarbiony. Żona patrzyła w ślad za nim zatroskana.
W jakiś czas potem wszyscy siedzieli w cieniu drzewa przy ogrodowym stole. Gęste liście nie dopuszczały do nich upału.
– Starałem się to wszystko jakoś przecedzić – powiedział Elio. – Usunąłem rzeczy, które prawdopodobnie nie mają znaczenia, jak Kopciuszek, Czerwony Kapturek, Sinobrody i tak dalej.
– Znakomicie!
– Ojciec mi mówił, że dziadek miał swoje własne bajki. I to właśnie te staram się sobie przypomnieć.
– Wspaniale!
– No tak, ale to wszystko jest dosyć skomplikowane. Miesza się wiele różnych…
Nikt nie zwrócił uwagi, że Unni usiadła na ławce obok Jordiego. Nikt, prócz Jordiego. Unni zdawała sobie sprawę, że Jordi ma ochotę ją objąć, ale oboje wiedzieli, jakie będą konsekwencje, więc zachowali jednak parucentymetrową odległość między sobą.
Читать дальше