Margit Sandemo
Skarga Wiatru
Z norweskiego przełożyła Anna Marciniakówna
Tajemnica czarnych rycerzy tom 03
Tytuł oryginału: „Vindens klage”
Morten, lat 24, Unni, 21, i Antonio, 27 lat, stwierdzają, że natrafili na jakąś przerażającą tajemnicę, która zdaje się korzeniami sięgać daleko w przeszłość. W rodzinach ich wszystkich każde pierworodne dziecko umiera, nie dożywając dwudziestego piątego roku życia, postanawiają więc zbadać sprawę bliżej. W konsekwencji zostają wciągnięci w wir wydarzeń przypominających kocioł czarownicy, jakieś koszmarne sny, ostrzegawcze napisy na pergaminowych zwojach, czarni rycerze i pełni nienawiści zakonnicy. Nieustannie pojawiają się tajemnicze słowa: „AMOR ILIMITADO SOLAMENTE” (Tylko bezgraniczna miłość).
Wszyscy troje padają też ofiarami ataków osób jak najbardziej żywych. Morten został poważnie ranny.
Starszy brat Antonia, Jordi, zmarł przed czterema laty jako dwudziestopięcioletni młodzieniec. Był on wielką miłością Unni – niebywale trwałe i tajemnicze uczucie na odległość. Po śmierci Jordiego przeklęte dziedzictwo przejść miało na dzieci Antonia, dlatego też on poprzysiągł sobie, że nie będzie mieć potomstwa.
Nieoczekiwanie jednak spotykają ponownie Jordiego, który, jak się okazuje, trwa w jakimś półżyciu, w półzamrożonym stanie. Jordi zawarł pakt z pięcioma hiszpańskimi rycerzami z dawno minionych czasów. Ponieważ zainteresował się ich smutnym losem, rycerze ofiarowali mu pięć dodatkowych lat istnienia, by mógł podjąć próbę rozwiązania zagadki, i tym samym przerwał przekleństwo, dręczące ich potomków. Dlatego musiał przejść do świata nie – egzystencji. Dotychczas Jordi nie miał czasu zajmować się zagadką rycerzy, ponieważ zarówno jego brat, jak i Morten oraz Unni wciąż byli zagrożeni, musiał więc ich bronić.
Z rycerzami walczy zaciekle jedenastu mnichów z czasów inkwizycji oraz współcześnie żyjący zły ojczym braci, Leon ze swoją bandą, do której należy również piękna Emma. Nikt nie rozumie ich zawziętości i pełnych nienawiści ataków. Morten nie ma odwagi nikomu wyznać, że jest zakochany w Emmie.
Młodzi złożyli wizytę babci Mortena, Gudrun, mieszkającej w Selje, by dowiedzieć się czegoś więcej na temat przeszłości rodziny. Zabrali ze sobą pielęgniarkę imieniem Vesla, opiekującą się Mortenem. Vesla zakochała się w kandydacie na lekarza, Antoniu, on jednak jest bardzo powściągliwy w okazywaniu uczuć, chociaż dziewczyna bardzo mu się podoba.
Na wyspie Selja spotykają pięciu rycerzy. Są to:
Don Federico de Galicia, który ma krewnego imieniem Pedro.
Don Galindo de Asturias; jego ród wymarł.
Don Garcia de Cantabria; ród wymarły.
Don Sebastian de Vasconia, który jest przodkiem Unni.
Don Ramiro de Navarra, przodek Mortena, Jordiego i Antonia.
Hiszpański urzędnik Pedro, starszy, schorowany i bezdzietny człowiek, współpracuje z Jordim oraz z sympatyczną macochą Mortena, Flavią.
Przekleństwo, które dręczy rycerzy i ich potomstwo, zostało rzucone w piętnastym wieku przez złego Wambę, stojącego po stronie inkwizycji. Dobra Urraca, przyjaciółka rycerzy również znająca się na czarach, nie była w stanie zdjąć przekleństwa, mogła jedynie przez wypowiadanie kontrzaklęć je złagodzić. Rycerze są niemi, stracili mowę w wyniku tortur, jakim poddawali ich mnisi. Tylko Jordi może się z nimi porozumiewać, posiada on zdolność przekazywania myśli bez słów.
Unni, Antonio, Vesla i Jordi jadą teraz do Hiszpanii, by podjąć próbę odszukania pewnego człowieka imieniem Elio, jedynego krewnego, którego nigdy nie spotkali, ale jego nazwisko znaleźli w dokumentach genealogicznych rodu i mają nadzieję, że może on coś wie. Morten został pod opieką babci Gudrun.
Potomkowie dona Ramiro. Znak przy nazwisku wskazuje osoby, które zmarły w wyniku przekleństwa w wieku 25 lat.
Dawno zapomniana świętość tkwiła nieruchomo w oczekiwaniu. Las zdołał skryć ją już przed wieloma stuleciami, zioła i trawy porosły zielonym kobiercem.
Żadna prowadząca do niej droga już nie istniała. Nigdzie nie widać też było śladów, świadczących o tym, że kiedyś wokół świętej budowli znajdowały się ludzkie siedziby. Wszystko zostało zrównane z ziemią. Komu chciałoby się tu przedzierać przez nieprzebyte pustkowia?
Mimo wszystko jednak miejsce to kryło w sobie rozwiązanie tajemnicy, mimo wszystko mogło zapewnić spokój ducha wielu ludziom, innym zaś przynieść ocalenie.
Ale cóż z tego, skoro w zapomnienie odeszła nawet sama tajemnica?
CZĘŚĆ PIERWSZA. MAŁY KAWAŁEK CIEMNOBRĄZOWEJ SKÓRY
Prysznic, jak najprędzej! Królestwo za prysznic, myślała Unni, siedząc w trzecim już tego dnia samolocie. Najpierw była podróż z Oslo do Kopenhagi. Start, plastikowe jedzenie, lądowanie. Potem lot Kopenhaga – Madryt po całonocnym oczekiwaniu w fotelu w kącie hali tranzytowej lotniska w Kastrup. I teraz do Granady – po hiszpańskim upale na lotnisku w Madrycie.
Parę dni temu, w drodze do Selje, przeżyli lodowatą kąpiel w marcowym, ulewnym deszczu, ale to nie daje takiego uczucia czystości jak gorący prysznic. Ubranie lepiło się jej do ciała, pokryte kurzem i przesycone potem, czuła się brudna.
Vesla spała, oparta o Antonia, który rozmawiał z Jordim, siedzącym po drugiej stronie przejścia. Obaj byli zmartwieni. W Madrycie dowiedzieli się, że Morten po tamtej zimnej kąpieli jest poważnie zaziębiony, grozi mu zapalenie płuc.
Unni spoglądała przez okno na rozległe, spalone słońcem równiny La Manchy. Morten z pewnością wyliże się z choroby, przychodzi do niego lekarz, ma poza tym Gudrun, która go pielęgnuje.
Ona sama siedziała obok pustego miejsca, które oddzielało ją od Jordiego. Nie mogła już dłużej narażać się na działanie zimna, jakie od niego emanowało. Kiedy udzielał jej błyskawicznego kursu języka hiszpańskiego, była rozdarta między pragnieniem, żeby siedzieć tuż przy nim a dojmującą potrzebą włożenia ciepłych rękawic. Teraz jej palce odzyskały normalne zabarwienie, nie są już takie sine i przezroczyste, a ona przestała dygotać i nawet zdążyła się spocić. Za to coraz dotkliwiej tęskniła za jego bliskością.
Nie odważyła się powiedzieć reszcie towarzystwa, że czuje bolesne pieczenie u nasady nosa, i po kryjomu łykała pigułki przeciw zaziębieniu. Zjadła ich już tyle, że chyba w końcu dostanie kolki wątrobowej.
Unni była zmęczona. Pragnienie przygody opuściło zresztą całą czwórkę, ale tylko na razie. Gdy doprowadzą się trochę do porządku w hotelowym pokoju, wezmą prysznic, umyją włosy, zjedzą porządny posiłek i odpoczną, z pewnością znowu odzyskają energię.
Włożyła do ust kolejną pastylkę. Po chwili jeszcze jedną, tym razem przeciwgorączkową, z zapasu, o który dbała jej znająca się na medycynie mama i pilnowała, żeby Unni nie ruszała się bez tej apteczki. Teraz córka przeglądała, czy jest tam jeszcze coś, co pomogłoby zdławić zaziębienie. Tabletki przeciw biegunce? Uff! Bilobil na poprawę pamięci, nie, no, mamo, czy ty myślisz, że jestem sklerotyczką?
Читать дальше