– Jordi powiedział, że mamy zaczynać sami. Prosił, bym zamówiła coś dla niego – dodała Unni z niejaką dumą.
Restauracja przypominała, jak to często bywa w Hiszpanii, betonowy garaż trochę tylko zaadaptowany i przystrojony. Na każdy dźwięk ściany odpowiadały głośnym echem, radio darło się na cały regulator, mężczyźni przy barze usiłowali przekrzykiwać muzykę i siebie nawzajem, a przy kilku stolikach goście grali w domino, uderzając raz po raz głośno w blat. Krzesło przesuwane po podłodze wydawało łoskot przypominający grzmot. W kącie wrzeszczała papuga.
Posadzono ich na oddzielnej, przewiewnej werandzie, gdzie panowała cisza, i młody chłopak zaczął przyjmować zamówienia. Pedro wyjął swoją imponującą kartę.
Na zewnątrz w piniowym lesie czekał Jordi. Wezwał rycerzy wciąż jeszcze wzburzony.
Odczuwał niechęć pomieszaną z lękiem.
I oto pomiędzy pniami drzew ukazali się goście z zaświatów. Pełni godności i wyprostowani jak zawsze. Jordi nienawidził takiej sytuacji, że rycerze siedzą w siodłach i patrzą na niego z góry. Wiedział, że kiedy stoją na ziemi, to on jest od nich o głowę wyższy, rycerze bowiem pochodzą ze średniowiecza, kiedy ludzie generalnie byli niżsi od współcześnie żyjących, on sam zaś miał wzrost znacznie ponadprzeciętny.
Rycerze też o tym wiedzieli. Dlatego woleli pozostać w siodłach.
Jordi powitał ich uprzejmie, jak to zwykle robił, choć może nieco szybciej niż normalnie.
– Dlaczego mi nie opowiedzieliście o Santiago Navarro? Jak to się stało, że jesteśmy tacy do siebie podobni? Czy to jakaś forma reinkarnacji, czy też ja jestem Santiago?
Don Federico de Galicia uniósł swoją starczą rękę. Jego myśli dotarły do Jordiego:
„Fakt, że jesteście do siebie podobni, to czysty przypadek. Zresztą pochodzicie z tej samej rodziny. Musimy jednak przyznać, że posłużyliśmy się tym podobieństwem, kiedy wybieraliśmy ciebie”.
– W jaki sposób? Jak?
„Młody człowieku, trzeba ci wiedzieć, że Santiago był bardzo inteligentny”.
Czyżby próbowali mu pochlebiać? Jordi nadal był zły.
Jego bezpośredni przodek, don Ramiro de Navarra, wtrącił:
„Pamiętaj, że staraliśmy się już wcześniej szukać pomocy u naszych krewnych! Ty nie jesteś pierwszy!”
– Wiem. Słyszałem, że próbowaliście się posłużyć Teresą.
„Owszem, ale się nie udało. Santiago zaszedł najdalej w swoich poszukiwaniach. Przed wami”.
– To my posunęliśmy się dalej?
„I tak, i nie. Wy zaszliście dalej w pewnych obszarach, ale Santiago dowiedział się rzeczy, na które wy nawet nie wpadliście”.
– Powiedzcie nam, co wiedział!
Wszyscy rycerze potrząsali głowami.
„Dobrze wiesz, że jesteśmy zobowiązani do milczenia. Żebyśmy nie wiem jak bardzo chcieli, nie możemy powiedzieć ani słowa” – przekazał mu w myślach don Galindo de Asturias.
Myśli dona Garcii de Cantabria były gniewne:
„Ale zmuście tego imbecyla, Elia, żeby zrobił porządek w swojej głowie, to sobie przypomni, co mówiono na temat Santiago! Dokonaliście wielkiego wyczynu i odszukaliście Elia Navarro, nie pozwólcie teraz, żeby jego wiedza pozostała niewykorzystana. Popędźcie go trochę!”
– Nie uważam, żeby Elio był imbecylem – starał się łagodzić Jordi. – Człowiek łatwo zapomina, co niegdyś słyszał. Może dacie mi jakąś podpowiedz.
„Nie wolno nam”.
Jordi zaklął w duchu. Niestety przekleństwo dotarło do rycerzy i wszyscy popatrzyli na niego z wyrzutem, ale temu i owemu zadrżały kąciki warg.
Zaraz jednak znowu rycerze wyprostowali się w siodłach, a ich twarze spoważniały. Don Sebastian de Vasconia wyraził to, co wszyscy myśleli:
„Miejcie się na baczności! Bądźcie ostrożni. Sępy szykują się do strasznego ataku na was”.
– Sępy? Macie na myśli mnichów?
„Oczywiście!”
– Więc oni tutaj są?
„Są tutaj tak samo przepełnieni złą żądzą zniszczenia jak zawsze. Tymczasem jeszcze was nie znaleźli, szukają, węszą gdzie się da, ale jeśli was znajdą, to niech was Bóg ma w swojej opiece!”
Jordi nie uważał, że należy Pana Boga wciągać w te makabryczne rozgrywki, ludzie Kościoła w przeszłości czynili to nader często, a konsekwencje były straszne, ale głośno tego nie powiedział.
– Jak mamy się wystrzegać? – zapytał.
„Ukrywajcie się, jak dotychczas! Don Pedro de Verin y Galicia y Aragón to potężny sojusznik – przekazał mu don Federico de Galicia. My długo mieliśmy z nim powiązania”.
– Czy zostaniecie tutaj?
„Będziemy próbowali was chronić”.
– Ale mnisi nas nie dopadną?
„Nie. Oni nie”.
Po tych złowieszczych słowach rycerze pożegnali się i zniknęli.
Jordi stał jeszcze przez chwilę w piniowym gaju. Wiał lekki wiatr, ciepły, czuć było zbliżające się lato.
On jednak słyszał coś w szumie wiatru, jakąś cichą skargę, zawodzenie, jakby wiatr przeczuwał, co się ma stać, i drżał z tego powodu.
A może skarga wiatru odnosi się do tego, co się niegdyś w tym kraju zdarzyło? Do tego, co sprawiło, że rycerze i mnisi błąkają się po czasach i przestrzeni w bezskutecznym pościgu za tymi, którzy mogliby przeniknąć całą historię i dotrzeć do źródeł? Rycerze dlatego, że pragną raz na zawsze uwolnić się od klątwy. A mnisi dlatego, że bardzo chcą zapobiec takiemu wyzwalającemu zakończeniu.
Jordi przypomniał sobie nagle, że Unni powiedziała tego dnia coś dziwnego. Czego on nie zrozumiał.
Powiedziała mianowicie, że chciałaby porozmawiać z rycerzami. Ale o czym? Ona nie może się z nimi skomunikować. To potrafi tylko Jordi.
Czego Unni może od nich chcieć? Miała taką tajemniczą minę. Tyleż uszczęśliwioną, co pełną oczekiwania, można by powiedzieć samarytanka, która zamierza zrobić dobry uczynek.
Jordi miał wrażenie, że skarga wiatru przybiera na sile aż do bolesnego krzyku jakby ze strachu. Odwrócił się szybko i poszedł w stronę restauracji. Chciał znowu zobaczyć Unni. Musiał ją zobaczyć. Z jego piersi wyrwał się głuchy szloch, jak echo skargi wiatru. Unni… Dlaczego nie może jej mieć?
Jordi wszedł do restauracji. Jakiś młody człowiek, otworzywszy usta ze zdumienia, poprowadził go dalej. Jordi nigdy się naprawdę nie dowiedział, jakie wrażenie robi na ludziach. A po spotkaniu z rycerzami jego oczy miały osobliwy blask. Była w nich jakaś dzika, szalona głębia.
– Hej, Jordi! – powitał go Pedro. – Ledwo zdążyliśmy zamówić. Wszyscy to samo, bo Vesla aż się paliła, żeby spróbować paelli.
– Znakomicie – powiedział Jordi.
Unni popatrzyła na niego wzrokiem pytającym i zarazem pełnym podziwu. Przeniknął go gorący dreszcz na widok jej oczu. Uśmiechnął się do niej ciepło i uspokajająco – wszystko poszło dobrze.
Nie była to tak całkiem prawda. Jordi nie chciał jednak nikomu powtarzać ostatnich, ostrzegawczych słów rycerzy. Nie teraz.
Jak zwykle musiał usiąść z dala od Unni, choć tęsknił za tym, by być jak najbliżej niej. Tym razem siedzieli po tej samej stronie stołu, więc nawet nie mógł spoglądać jej w oczy.
Przyniesiono zamówione dania i przez jakiś czas wszyscy jedli w milczeniu.
Señora Navarro zachowywała się tak elegancko jak to tylko możliwe, skoro znalazła się w tak ekskluzywnym towarzystwie. Była jednak w ogóle kobietą elegancką i nie musiała podejmować dodatkowych wysiłków. Elio nie miał może aż takich manier, siedział pochylony nad talerzem, pogrążony w głębokiej zadumie. Powinni byli pewnie wybrać nieco bardziej wyszukane dania dla znajdujących się w towarzystwie Hiszpanów, ale wszyscy chcieli zadowolić Veslę.
Читать дальше