Margit Sandemo - Fatalny Dzień
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Fatalny Dzień» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Fatalny Dzień
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Fatalny Dzień: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fatalny Dzień»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Fatalny Dzień — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fatalny Dzień», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– On blefuje – szepnęła Ingrid. – W obliczu żywej bogini moje demony są równie bezradne jak my. Choć ona jest tylko omamem.
Kali, która nie miała już wokół siebie wielbiących ją członków sekty, sięgnęła ręką po najbliżej stojącego Zahuna. Demon zgrabnie się wywinął.
– Na co ci krew demonów, Kali? – zawołał Tabris. – Nasza krew nie jest tak dobra jak krew Raktaviji. Nasza krew jest zielonoczarna i smakuje paskudnie.
– Kłamiesz! – warknęła Kali. – Chodźcie tutaj, opróżnię was z życiodajnych soków, obrzydliwe rozmyte gady!
Zahun podszedł za blisko. Jedno z czterech ramion bogini dosięgło go i mocno przytrzymało, podczas gdy druga ręka trzymająca miecz zbliżyła się niebezpiecznie.
Ingrid uderzyła w krzyk.
– Przeklęta czarownico, puść mojego przyjaciela! Mam zamiar spędzić z nimi wszystkimi miłe chwile, nie odbierzesz mi tej przyjemności!
Kali natychmiast skierowała na nią swój wzrok Gorgony. Ingrid poczuła, jak siły ją opuszczają, kiedy śmiercionośne spojrzenie dotarło do niej z drugiego końca świątyni.
Tarab, demon szantażu, widząc, że Kali zdobyła przewagę, zawołał głośno:
– Siwa, wielki boże! Jak długo masz zamiar pozwalać się upokarzać tej kobiecie? Przez setki lat depcze po twoim ciele, tańczy na nim. Cóż to za małżonkę sobie wybrałeś? I gdzie twoja siła, twój gniew?
– Gdzie twoja zemsta za takie poniżenie? – przyłączył się Zaren. Był wszak demonem zemsty i uznał, że być może rzeczywiście opłaca się zachęcić Siwę do walki. Żaden z demonów ani ich towarzyszy nie posiadał mocy, by pokonać Kali; potęga bogini była zbyt wielka.
– Dobra robota, chłopcy! – pomysł zaimponował Ingrid. – Trafione!
Siwa podniósł się z mozołem, zesztywniały po tylu wiekach służenia małżonce za podnóżek. W hinduistycznej trójcy Brahma jest stwórcą, Wisznu – życiem, a Siwa niszczycielem. Bóstwem śmierci, straszliwego unicestwienia. Wysłannicy Ludzi Lodu z przerażeniem patrzyli, jak podchodzi do swej budzącej grozę połowicy. Miał skórę o trupiej barwie, białosiną, a ponieważ był także fallicznym bogiem ekstazy, nosił wiele tego oznak.
O wszystkim tym jednak teraz najwyraźniej zapomniał. Cały swój straszliwy gniew skierował przeciw Kali, Durdze.
Kiedy Kali dostrzegła, że Siwa się zbliża, zaskoczona puściła Zahuna. Wszystkie pięć demonów błyskawicznie pomknęło ku bramie świątyni, gdzie czekała Ingrid z Runem i Halkatlą.
– Odejdźmy stąd! – zawołał Tabris. – Szybko! Niech ci dwoje załatwią swoje porachunki! Nie jesteśmy dostatecznie silni, by walczyć z bogami!
Opuścili świątynię i co sił w nogach pobiegli przez piękną ukwieconą dolinę. Biegnąc dostrzegli, że otaczająca ich zieleń blaknie i zamiast niej pojawia się śnieg. Odwrócili się i zdążyli zobaczyć, jak świątynia rozsypuje się niczym domek z kart i znika. Pozostał po niej tylko długi odłamek skały i parę innych wystających ze śniegu głazów.
Znów byli na grzbiecie pasma wzgórz.
– Uff – odetchnęła Halkatla. – To dopiero była przygoda! Dziękujemy wam wszystkim, bardzo!
– Nie ma za co dziękować – beztrosko odparła Ingrid. – A przy okazji, mam dla was pozdrowienia od waszych towarzyszy podróży. Otrzymali polecenie iść dalej, ale prosili, bym przekazała, że żadną miarą nie chcieli porzucić was na pastwę złego losu.
– Dobrze to rozumiemy. Przysłali przecież was.
– Właśnie. Teraz więc pozostaje wam pospieszyć się i dołączyć do nich. Płaskowyż jest wasz!
Ingrid podkreśliła swe słowa zamaszystym gestem. Potem skłoniła się głęboko przed Runem i Halkatlą.
– Ja niestety nie mogę wam towarzyszyć, mam małe rendez-vous z moimi przyjaciółmi. Będziemy świętować zwycięstwo…
Halkatla roześmiała się.
– Powodzenia, zasłużyliście na to. Do zobaczenia!
Rozstali się w radosnym nastroju. Halkatla złapała Runego za rękę i ruszyli w drogę między skalnymi blokami. Gdy mieli skręcić za olbrzymi głaz, Halkatla obejrzała się, by pomachać przyjaciołom na pożegnanie.
– Do widzenia! – zawołała Ingrid.
Wraz ze swymi kompanami odwróciła się, by odejść.
Ale za późno…
– Rune – szepnęła przerażona Halkatla. – Patrz!
On już zauważył.
Ingrid i pięciu demonom zagrodził drogę Lynx. Nawet z tak dużej odległości Rune i Halkatla widzieli, że nie ma dla nich ratunku.
– Musimy im pomóc – jęknęła Halkatla.
– Nie, zaczekaj! My nie możemy nic zrobić Lynxowi. Nasze miejsce jest teraz przy wybranych z Ludzi Lodu. Musimy stąd odejść, prędko!
– Ale…
Usłyszała wycie, wycie przerażonych demonów. Wraz z Runem oddalała się już od miejsca katastrofy, skryli się za głazem. Ale żałosne zawodzenie dochodziło i tutaj.
Wkrótce krzyk ucichł.
Zastąpił go wściekły, choć zduszony płaczem głos Ingrid:
– Przeklęty łajdaku! Pozbawiłeś mnie słodkich chwili uciechy, a przede wszystkim zabrałeś wspaniałych przyjaciół! Dostaniesz jeszcze za to!
– Zaczekamy na nią? – słabym głosem spytała Halkatla.
– Nie, musimy stąd odejść. Ona go najwyraźniej nie obchodzi. Ale straciliśmy kolejne pięć demonów.
– Dokąd on je zabrał?
– Do Wielkiej Otchłani, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości.
– Rune, oni wygrają! Tengel Zły i jego poplecznicy zwyciężą nas wszystkich!
– Nonsens!
Ale jego głos brzmiał bardzo niepewnie.
W tym czasie czworo wybranych, Nataniel, Tova, Gabriel i Ian, podążało przez olbrzymie rumowisko głazów u stóp góry.
Dowiedzieli się od swoich opiekunów, że wielka grupa już się od nich odłączyła. Tengel Zły bowiem przypuścił szturm przeciwko czworgu nieposłusznych, którzy mieli zamiar wedrzeć się do jego Doliny, i armia Targenora musiała odciągnąć od nich jego uwagę i odeprzeć atak.
Na pytanie, kim tym razem byli napastnicy, odpowiedziano im, że to najemni żołnierze z różnych epok. Tacy, co to zgłaszają się na wojnę bez względu na to, o co toczy się walka i po czyjej stronie mają się bić. Przyłączają się tylko po to, by zabijać. Historia poznała wielu takich ludzi.
Kiedy szybkim krokiem maszerowali w cieniu góry, Gabriela ogarnęło ciągłe uczucie, które do tej pory go nie nawiedzało: tęsknota za domem, za matką i ojcem. Tak długo udawało mu się być dzielnym, wszyscy to powtarzali, ale nikt nie wiedział, jak bardzo czuł się mały. Wszyscy zresztą zdawali się tacy maleńcy w porównaniu z niebieskoczarnymi stromiznami i porozrzucanymi dookoła olbrzymimi głazami… Co prawda było dzięki nim trochę bezpieczniej, w razie potrzeby mogli się za nimi schronić.
I korzystali z tego, przemykali się między kamieniami. Prawdopodobnie dość trudno było ich tu zauważyć, w takiej okolicy pozostawali zaledwie mikroskopijnymi punkcikami, a poza tym ubrani byli tak, by zlewać się w jedno z otoczeniem.
Gabrielowi dokuczało jednak ściskanie w dołku, tak objawiła się jego tęsknota za domem. Nie bardzo mógł zrozumieć, jak uczucie może być ciężkie jak ołów, a zarazem krzycząco puste. Do szaleństwa tęsknił za swoim pokojem, w którym panował zwykle umiarkowany bałagan, tak że matka od czasu do czasu musiała wkraczać do akcji. Zgoda, przyjemnie było mieć posprzątane, ale potem nie mógł znaleźć niczego, co akurat było mu potrzebne. Czy mama nie mogła zrozumieć, że w swym nieporządku miał metodę? Że skarpetki powinny leżeć w miejscu, w którym najłatwiej po nie sięgnąć, to znaczy na podłodze przy łóżku? I że części modelu samolotu do sklejania najlepiej mieszczą się na biurku i nic nie szkodzi, że zeszyty musi rozkładać na nich, a kanapki na kolację brudzą się klejem, na stałe przylepiając do blatu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Fatalny Dzień»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fatalny Dzień» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Fatalny Dzień» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.