Margit Sandemo - Fatalny Dzień
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Fatalny Dzień» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Fatalny Dzień
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Fatalny Dzień: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fatalny Dzień»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Fatalny Dzień — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fatalny Dzień», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Nie tak łatwo się tutaj wymknąć…
– To prawda. Ale musimy dobrnąć do usypiska kamieni u stóp tamtej góry. Tam powinno być łatwiej.
– Miejmy nadzieję, że wcześniej nic się nie wydarzy.
– Miejmy nadzieję, że i później też nic się nie stanie.
W tym momencie nie traktowali wiszącej nad nimi groźby poważnie. Blask słońca sprzyjał beztrosce i dodawał odwagi.
Tengel Zły w skórze Pera Olava Wingera pobielał na twarzy z wściekłości.
– Czyżby te nędzne gady zwyciężyły pięciu moich szamanów?
– Dwóch z tych robaków wysłaliśmy do Otchłani – odparł Lynx.
Stali na szczycie, obserwując zbliżającą się sześcioosobową grupę. Tengel Zły także dotarł do gór zwanych Siedzibą Złych Mocy i doprawdy nie był zachwycony wynikiem walki między szamanami z Taran-gai. „Nie był zachwycony” to zdecydowanie zbyt łagodne określenie. Tengel wprost pienił się z wściekłości.
Był tak rozgniewany, że nie mógł dłużej zachować iluzji postaci Pera Olava Wingera. Lynx z niedowierzaniem przypatrywał się swemu panu i mistrzowi, obserwując, jak wysoki, kościsty agent zajmujący się sprzedażą odkurzaczy zmniejsza się, kurczy, podczas gdy wstrętny odór, jaki zawsze unosił się wokół niego, staje się coraz bardziej intensywny. Nawet twardy Lynx musiał się odsunąć o parę kroków.
Sylwetka zwierzchnika stawała się coraz mniejsza, z ohydnej gardzieli bez ustanku dobywały się przekleństwa skierowane przeciwko tym, którzy ośmielali się mu sprzeciwić. Lynx spostrzegł, że ubranie komiwojażera ciemnieje, przybiera paskudny szary kolor i zmienia się w zakurzoną, pokrytą pleśnią pelerynę. Zobaczył, jak głowa staje się bardziej spłaszczona, włosy znikają odsłaniając odrażającą pomarszczoną skórę, a ręce… Na dłoniach wystających spod okrycia wykształciły się długie, zrogowaciałe szpony, palce, a właściwie tylko kości obciągnięte skórą, przybrały niezdrowy szarawy odcień, na ich powierzchni uwidoczniły się wszystkie ścięgna i żyły. Oczy zmieniły się w wąskie, żółte szparki, nos wydłużył się i wyostrzył, aż wreszcie przypominał dziób wygięty nad straszliwą gardzielą, czarną, pełną drobnych ostrych zębów, między którymi poruszał się obrzydliwy jęzor. Uszy ciasno przylegały do płaskiej czaszki.
Na twarzy Lynxa nie widać było zdumienia i odrazy, jakie bez wątpienia odczuwał. Kamiennym jak zwykłe wzrokiem patrzył na swego władcę, który z początku nie zorientował się, co się stało.
– Ale mam przecież innych – syknął ohydny stwór.
Lynx musiał przełknąć ślinę, zanim dobył z siebie głos:
– Masz wielu wiernych poddanych, panie. Wielkie jest twoje królestwo.
– Ono będzie naprawdę wielkie, bylebym tylko odzyskał swoją wodę. Najpierw jednak muszę się pozbyć tej garstki moich nędznych potomków, którzy tam się poruszają. Jest ich więcej niż palców u jednej ręki, ale niewiele więcej.
– Masz rację, panie – dyplomatycznie odpowiedział Lynx. – Jest ich sześcioro, tak jak mówisz.
– Ale wam udało się wyeliminować tylko jednego z tych, którzy są z nimi od samego początku.
– I dwadzieścia Demonów Wichru, plus dwóch Taran-gaiczyków – przypomniał mu Lynx.
– Za mało – warknął Tengel Zły.
– Oni mają możnych sprzymierzeńców.
– Stale musisz mi o tym przypominać? Sam bym się nimi zajął, gdyby nie to, że mają ze sobą coś, czego ja… wolę unikać.
Nagle Tengel Zły spojrzał na swoje ręce i odkrył metamorfozę. Nie panując nad sobą wydał z siebie skrzek niczym przestraszony drapieżny ptak i badawczo popatrzył na Lynxa. Ale wyraz twarzy Numeru Jeden jak zawsze pozostawał niezgłębiony.
Tengel Zły rzekł z godnością:
– Gdy napiję się ciemnej wody, odzyskam urodę z czasów mej młodości. Skóra, którą noszę w tej chwili, jest tylko tymczasowa, ale dość przystojna, prawda?
– Bardzo – beznamiętnym głosem odparł Lynx.
– No tak, bo ty sam jesteś przecież dość… szczególny – przypomniał mu Tengel Zły.
– Jestem dumny z mojego wyglądu.
– Tak jak ja z mojego. – Tengel z zadowoleniem popatrzył na swego najbliższego współpracownika. – Wiele nas łączy.
– Tak, panie. Winien ci jestem ogromną wdzięczność.
– Wiem o tym.
Tengel Zły skierował wzrok na sześcioosobową grupę na płaskowyżu.
– Dotarli do usypiska głazów. Najwyższy czas znów uderzyć. Komu mogę najbardziej zaufać? Wiem, wiem, wszystkim, ale kto najlepiej sobie poradzi wśród kamiennych bloków?
Lynx tylko patrzył wyczekująco, Tengel więc sam musiał odpowiedzieć na swoje pytanie:
– Kali! Kali i jej wyznawcy. Zawsze podziwiałem jej bezwzględną żądzę krwi.
Lynx nigdy się nie spodziewał, że w oczach swego pana ujrzy kiedykolwiek coś na kształt erotycznego uwielbienia, skierowanego do kobiety. Doszedł jednak do wniosku, że żądzę jego zwierzchnika rozpaliła raczej krwiożerczość owej kobiety, a nie ona sama. Skądinąd ciekawe, co to za jedna. Lynx nie posiadał głębokiej wiedzy na temat kultur obcych ludów.
– Dobrze – zdecydował Tengel Zły. – Kali się tym zajmie!
Doszli do ogromnego obszaru pokrytego blokami skalnymi. Niektóre z potężnych głazów spoczywały zagłębione w podłożu, inne ledwie się opierały na występach ziemnych lub na grzbietach sąsiednich kamieni, gotowe runąć przy najmniejszym poruszeniu. Gabriel rozejrzał się z lękiem. Straszna to była okolica, surowa i nieprzyjazna. W dodatku góry rzucały w tym miejscu cień, blask słońca nie dodawał więc wędrowcom otuchy.
Halkatla, posiadająca zdolność przebywania i w świecie duchów, i ludzi, powiedziała:
– Targenorowi bardzo się tutaj nie podoba, okolica jest taka nieprzejrzysta. Właściwie powinniśmy się tu rozdzielić, ale prosił, bym przekazała wam pozdrowienia i uprzedziła, że oni pójdą przodem, aby sprawdzić, czy droga wolna. Są niedaleko.
A Marco? – zainteresował się Ian. – Gdzie on jest?
Halkatla roześmiała się.
– Szczerze mówiąc, nie wiem. On potrafi zniknąć całkowicie, skryć się nawet przed nami, duchami. Po to, aby ten, wiecie kto, nie mógł go odnaleźć. Targenor pragnie, żebym ja z Runem szła na końcu i mogła was w ten sposób osłaniać.
Czy nasi opiekunowie są z nami? – spytał Gabriel z nieskrywanym lękiem. Wszystko wydawało mu się teraz przerażające.
– Linde-Lou, Ulvhedin, Tengel Dobry i Sol są tutaj. Towarzyszą swym protegowanym, ale nie powinni się pokazywać.
– To zrozumiałe – uspokojony Gabriel pokiwał głową.
Posuwali się dalej po zdradzieckim zboczu, brodzili w śniegu, zalegającym między głazami, tu bowiem nie docierały promienie słońca, które stopiłyby zaspy. Na bardziej stromych odcinkach musieli sobie pomagać, podtrzymując się nawzajem. Niektóre z ogromnych bloków obchodzili, przeklinając śnieg, który utrudniał wędrówkę i czynił ją jeszcze bardziej niebezpieczną.
– Co to było? – spytał nagle Gabriel, gwałtownie się zatrzymując. Zasapał się, zmęczony wspinaczką.
Jego towarzysze także przystanęli.
– Zauważyłem coś – wydyszał chłopiec. – Jakiegoś małego człowieka. Być może nawet dwóch, między tamtymi głazami.
– Jesteś pewien? – spytał Nataniel.
– Tak. Ten człowiek był cały brązowy.
– Pewnie jakiś turysta, który chce się opalić – podsunęła Tova.
– Nie, on był bosy! I ubrany całkiem inaczej niż my. Trzymał coś w ręku, wyglądało na jedwabną chustkę z czymś ciężkim w jednym rogu.
– Jest jeszcze jeden! – zawołał Ian. – Tuż obok. Ma mały toporek.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Fatalny Dzień»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fatalny Dzień» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Fatalny Dzień» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.