Dziewczyna promieniała jak słońce. Była ranną bohaterką, a Vendel jej wybawicielem.
Późnym popołudniem, kiedy Vendel był już tak głodny, iż wydawało mu się, że zaraz zacznie łykać kamienie, znaleźli się nagle na zapomnianej przez Boga wyżynie. Przeprawili się przez nią nawet dość szybko i po drugiej stronie, w miejscu osłoniętym od wiatru, znaleźli szałas, identyczny jak ten, który opuścili rano. Tam nareszcie się zatrzymali. Pod nimi, spowity w lodową mgłę, roztaczał się nieznany świat. Zwierzęta wpuszczono luzem do zagrody i nakarmiono, tu bowiem nie było nic poza twardo ubitym śniegiem.
Dziewczęta zabrały się do przygotowywania posiłku, a Vendel zajął się reperacją uszkodzonych ścian i wejścia. Dziewczęta tak były uszczęśliwione jego obecnością, iż zrozumiał, jak bezgranicznie musiały być samotne.
Jakie miejsce zajmowały w społeczeństwie, do którego należały? Zbędne kobiety. Czy niepotrzebnych nie odrzucano, pozostawiając na śmierć? Nie, nie podejrzewał o taki brak uczuć ludu o tak gorących sercach. Ale ludzie często muszą ugiąć się przed biedą i podczas głodu może trzeba poświęcić najsłabszych? Nic o tym nie wiedział i nie miał ochoty zastanawiać się nad tym. Kochał te drobne stworzenia miłością platoniczną… Choć być może słowa „platoniczna” nie należałoby tutaj używać. Musiał przyznać przed samym sobą, że na niego także podziałała ich bliskość i niedwuznaczne poczynania. Były takie ładne i kobiece, takie łagodne, spontaniczne i oddane. A on przecież wiódł życie nad wyraz wstrzemięźliwe.
Żadną sztuką było uwielbiać Marię w sposób tak nieziemski, w jaki on to czynił. Była kruchą, eteryczną istotą, której nie chciał bezcześcić nawet myślą o fizycznej miłości i małżeńskich nocach.
One natomiast…
Vendel podniósł z ziemi garść śniegu i natarł nim rozpalone policzki.
Zanim się posilili i uporali ze wszystkim, skończył się dzień. Vendel zastanawiał się, jak długa podróż jeszcze ich czeka, ale sądząc po zapasach, miała się już ku końcowi. Z rozdzielonych porcji wynikało, że jedzenia zostało jeszcze tylko na poranny posiłek.
Znów siedli w zacisznym szałasie. Vendel zdecydowanie podziękował za ponowny poczęstunek owym fatalnym w skutkach oszałamiającym napitkiem. Uśmiechnęły się, ale zrozumiały.
Tego wieczoru panował inny nastrój. Dziewczęta były bardziej milczące, przyglądały mu się ukradkiem, choć w ciągu dnia przecież się zaprzyjaźnili. Najwyraźniej usiłowały się zorientować, czy nie zmienił zdania.
Jedna z dziewcząt postanowiła działać bardziej konkretnie. Uklękła przed nim i szybko na próbę pogłaskała go po policzku, tak jak on uczynił to poprzedniego wieczoru. Widocznie spodobał im się ten gest.
Vendel spoważniał, w jego oczach pojawiła się czułość, choć na ustach igrał uśmiech. Znał je już teraz lepiej, wiedział, że dobroć i ufność miały we krwi od urodzenia. Spokojnie wyciągnął dłoń i odwzajemnił pieszczotę.
Rozległo się westchnienie ulgi i cichy śmiech, napięcie wyraźnie się rozładowało. Cztery dłonie jedna przez drugą starały się dosięgnąć jego policzka.
Przyciągał je do siebie po kolei. Delikatnie palcami pieścił złotoróżową skórę, czule szepcząc po szwedzku: jesteś taka słodka, że mógłbym cię zjeść. I na ciebie też miałbym ochotę, ale się o tym nie dowiesz. Ty masz najpiękniejsze oczy pod słońcem. A ty jesteś prawdziwą, pociągającą kobietą. Kocham was wszystkie. Boże, dopomóż biednemu mnichowi, który znalazł się w niewoli u pięciu jakże zmysłowych stworzeń!
Dostrzegał ich pragnienia, pożądanie, nadzieję. Odtrącone, niepotrzebne, skazane na życie bez mężczyzny. Nigdy nie wezmą w ramiona męża, nie poprowadzą dalej żadnego rodu, nikomu nie dadzą rozkoszy, nie zaleją oddaniem i miłością.
W pomieszczeniu panował cudownie ciemny półmrok. Okrycia były miękkie niczym z puchu. Vendel odzyskał już siły, był mocnym mężczyzną, a w jego ciele krążyły soki wiosny.
Poczuł, że drży.
To było niby sen. I we śnie wyciągnął rękę ku najstarszej dziewczynie, przyciągnął ją bliżej. Ze zdumieniem zajrzała mu w oczy. Ona także drżała. Vendel otoczył ją ramionami i ostrożnie pocałował w usta na szwedzki sposób. Nie wiedział, czy w ich kulturze pocałunki były czymś zwyczajnym, ale oceniając po okrzykach zdumienia raczej tak nie było. Dziewczyna, którą trzymał w objęciach, jęknęła, oczy zaszły jej mgłą. Miał nadzieję, że swym uczynkiem nie popełnia żadnego wykroczenia wobec ich religii. Nic jednak na to nie wskazywało, dziewczyna bowiem z całych sił starała się przytrzymać jego usta, a kiedy wreszcie ją puścił, włożyła dłonie między uda, cicho wzdychając.
Pozostałe dziewczęta przysunęły się jeszcze bliżej, Vendel wybrał tę, która wydała mu się kolejna wiekiem, i postąpił z nią podobnie. Była więcej niż chętna, jak omdlała osunęła się w jego objęcia.
Zrozumiały porządek i następna czekała już gotowa. Rzuciła mu się w ramiona tak szybko, że niemal się zderzyli. Chichotała zawstydzona, oczekując na swój pocałunek. Dostała go, długi i staranny, i z wyrazem rozmarzenia na twarzy ustąpiła miejsca kolejnej.
Vendel był teraz już tak podniecony, że gdy prawie najmłodsza wiekiem dziewczyna usiłowała rozpiąć mu pas, nie protestował, a nawet przyjął taką pozycję, by ułatwić jej dostęp do klamry. Ale wszystko musiało odbywać się sprawiedliwie, została przecież jeszcze jedna. Ta przedsiębiorcza musiała więc zadowolić się rozpięciem tylko klamry.
Ostatnia kontynuowała dzieło rozpoczęte przez poprzedniczkę. Przełożyła nogę przez jego biodra i Vendel zdołał się opanować z największym trudem. Przed oczami miał czerwone chmury. Nie mógł pojąć, dlaczego powinien się powstrzymywać, a kiedy ostrożnymi dłońmi odsunął najmłodszą, by w żaden sposób nie okazać się stronniczym, spostrzegł, że dwie najstarsze zdążyły się już rozebrać, a młodsze zdejmowały kurtki przez głowę.
Najstarsza uklękła przed nim i ściągnęła zeń koszulę. Vendel pomógł jej, cóż bowiem go teraz powstrzymywało? Nic, dziewczęta potrzebowały jego, on potrzebował ich, czy można z tym było mieszać szwedzkie pojęcie moralności?
Nie zawstydzało ich wcale, że jest ich tak dużo. Nikogo przecież nie można było wypędzić na nocny mróz. Vendel był może początkowo nieco zażenowany, ale otwartość dziewcząt uciszyła jego niepokój. Czuł się bezpieczny z tymi niezwykłymi istotami, byli jak sześcioro przyjaciół miło spędzających wspólnie czas.
Zdjął spodnie. Dziewczyna nie chciała czekać, od razu usiadła na nim i obejmując go odnalazła właściwą pozycję. Sięgnęła ręką i usłyszał jej westchnienie, jakby nie spodziewała się tego, czego dotknęła. Vendel uniósł się i ułożył ją na plecach. Krew dudniła pożądaniem, nie był już w stanie myśleć.
Dziewczyna prawie natychmiast osiągnęła spełnienie, zrozumiał, że powinien to wykorzystać. Choć zamroczony, niemal jak pijany, zdołał opamiętać się na tyle, że pocałował ją, dziękując, i zostawił. Odsunęła się natychmiast i w uniesieniu tłumaczyła coś innym.
Dopiero wówczas uświadomił sobie, że w pierwszym momencie jej twarz ściągnęła się bólem. Mój Boże, przecież ona była dziewicą! pomyślał wstrząśnięty. Co ja zrobiłem?
Ale jak brzmiały słowa Irovara? „Zrób dla naszych dziewcząt to, co będziesz w stanie, a wyświadczysz tym nam wszystkim wielką przysługę.”
A więc pozostawiono mu swobodę.
Druga leżała już gotowa, bez odrobiny zażenowania, z radosnym wyczekiwaniem w oczach. Vendel, który poznał już rozkosz zbliżenia z kobietą, nie wahał się ani przez moment. Nie mógł też dłużej czekać, podniecenie osiągnęło punkt wrzenia, miał wrażenie, że jego oczy są jak ze szkła, w udach czuł pulsowanie.
Читать дальше