Vendel skinął głową.
– A ty sam, Irovarze? Ile masz żon?
– Tylko jedną. I nie zamierzam mieć ich więcej. Wkrótce zrozumiesz, dlaczego. Ale wyglądasz dość blado. Z tym napojem trzeba uważać, niemądrze było ze strony moich przyjaciół ugościć cię nim bez ostrzeżenia. Chodź, wyjdziemy na trochę.
Vendel przyjął tę propozycję z wdzięcznością. Irovar dyskretnie go podtrzymał.
Świeży wiatr znad Oceanu Lodowatego uczynił cuda z biedną, zamroczoną głową Vendela. Chłopak przez chwilę stał, rozglądając się dokoła.
– Nie bardzo jeszcze mogę pojąć to wszystko – rzekł do Irovara. – Jestem wolny, i, co więcej, ocalony, dzięki wam! W jaki sposób będę mógł się wam odwdzięczyć?
Nieostrożne słowa, pożałował ich od razu. Wiedział, że najlepiej wyrazi swą wdzięczność, „zajmując się” ich dziewczętami. Zadrżał na samą myśl o tym. Jak dotąd zachował niewinność i tak bardzo pragnął szanować kobiety!
Irovar tylko się uśmiechnął.
Vendel popatrzył na południowy zachód, tam gdzie w oddali majaczyły wierzchołki gór,
– Ural?
Nie od razu otrzymał odpowiedź. Miał wrażenie, że wszyscy się przed nią wzbraniają.
– Wowa – mruknął jeden z mężczyzn, a ktoś uczynił gest najwyraźniej mający związek z wierzeniami.
W końcu Irovar rzekł niechętnie:
– Wowa oznacza zło. Oni się mylą, nie tę górę mają na myśli, ale mimo wszystko jest w tym trochę racji. W tamtej stronie leży nasze przekleństwo, dlatego wszystkie górskie okolice uważają za siedzibę zła. Nigdy nie wyprawiaj się tam, Vendelu! Później wskażemy ci bezpieczną drogę na zachód.
Później? Kiedy już zaspokoi ich kobiety?
Vendel nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać. Miał ochotę na jedno i drugie.
Irovar był kiedyś więźniem Rosjan. Prawdopodobnie pracował jak niewolnik w najbardziej upokarzających warunkach. Doświadczenie to jednak pozwoliło mu zdobyć nadzwyczajny status wśród swoich. Bywał w świecie. Widział więcej, niż im się śniło. Znał obcy język. Nic więc dziwnego, że jego słowa miały ogromną wagę!
Vendel wkrótce miał się przekonać, że przyczyną jego pozycji i respektu, jaki wobec niego odczuwano, była nie tylko podróż w dalekie kraje.
Niebawem trzej mężczyźni odeszli z łodzią, którą musieli ciągnąć przez oblodzone pagórki i nagie skały. Wzięli też większość reniferów – miały im służyć jako zwierzęta pociągowe – i jeden psi zaprzęg. Zapowiadała się długa i mozolna przeprawa, dlatego wyruszyli o dzień wcześniej.
Vendel został sam z dziewczętami. Tęsknie spoglądał za saniami znikającymi w oddali.
Jak sobie poradzi z piątką chorych z miłości dziewcząt?
W ciągu tego wieczoru jeden jedyny raz wrócił myślą do Marii Skogh.
Ale ona pozostała tak daleko, nie należała do niego i wcale nie tęsknił już ani za nią, ani tym bardziej za Tobolskiem. Z westchnieniem ulgi stwierdził, że młodzieńcze zadurzenie minęło. Było zbyt uduchowione, za bardzo wysublimowane, pozostawało bez żadnego związku z rzeczywistością.
Nie oznaczało to wcale, że miał zamiar od razu baraszkować w łóżku z pięcioma szalonymi dziewczętami z nieznanego plemienia! Nawet jeśli miałyby okazać się niepohamowane i nade wszystko spragnione miłości.
Vendel niewiele wiedział o ludach Północy. Zwano je prymitywnymi, ale on wcale nie był pewien, czy tak należy uważać. Ci ludzie byli przyjaźni i ufni, a to mu wystarczało. Myślał, że i tak nie pozostanie u nich dłużej niż kilka dni. Potem pojedzie dalej, dopóki jeszcze jest względnie ciepło. Musi dotrzeć do domu przed końcem lata, takie było jego mocne postanowienie.
I najważniejsze: odejdzie, zanim te istoty odbiorą mu niewinność. Vendel zawsze pielęgnował w duszy wzniosłe ideały. Kobieta, którą poślubi, miała być jego pierwszą.
Zadrżał na myśl o letnim obozie Samojedów. Ile samotnych kobiet mogło się tam znajdować?
Dziewczęta nie wiedziały, jak mu dogodzić. Podczas gdy trzy zaplatały sobie nawzajem warkocze i smarowały je tłuszczem, by się dla niego upiększyć, dwie pozostałe troskliwie zajęły się nim samym. Przygotowały ogromne łoże i znów go nakarmiły. Tym razem dostał wędzone i suszone mięso renifera, prawdziwy rarytas. Popił je wodą, przyniesioną ze źródełka w tundrze. Teraz już miał się na baczności przed ich sfermentowanym napojem. Nadal czuł jego działanie – niezwykłą lekkość w głowie i nieprzyjemne ściskanie w żołądku, który tak długo był pusty.
Po pewnym czasie dał dziewczętom znak, że pragnie iść spać. Zrobiło się na tyle późno, że było to w pełni zrozumiałe życzenie.
Natychmiast wstąpiła w nie nowa energia. Zaczęły go okrywać, dziesięć rąk mościło mu posłanie i otulało skórami. Jego jasne włosy nadal budziły rozmarzenie.
Potem wprowadziły renifery i psy do zagrody i starannie je zamknęły. A więc temu służył płot! Odgradzał od wilków i innych drapieżników. Dziewczęta kawałkiem skóry zasłoniły też otwór wejściowy.
Wszystkie ułożyły się razem z nim.
Oby tylko wzięły sobie do serca moje zmęczenie, modlił się w duchu.
Wzruszył się, gdy zrozumiał, że jego obecność daje im poczucie bezpieczeństwa. Był dużym i silnym mężczyzną, pięć samotnych dziewcząt z tajgi mogło szukać u niego ochrony. Odkrycie to tak poruszyło Vendela, że przed udaniem się na spoczynek pogłaskał każdą z nich po policzku.
Spoczynek, spokój? Jeszcze nigdy w życiu Vendel nie słyszał tylu szeptów i chichotów. Jego gest najwidoczniej trafił prosto do ich serc, były podniecone jak pszczoły, gdy znajdą miód, Mimo to zapadł w głęboki sen, choć letnia noc przeświecała przez otwór w dachu.
Dręczyły go niespokojne sny. Miękkie dłonie jak tchnienie wiatru pieściły jego twarz i szyję, wodziły po liniach twarzy tak delikatnie, że się nie przebudził. Nagle chłodniejszy powiew owionął jego pierś, jakby ktoś odsunął ciepłe przykrycie. A potem znów poczuł roztańczone ręce, słyszał zdumiony szept, gdy palce dotykały jasnych włosów na piersi.
Spierające się głosy, przepychanie.
Jakieś ciało znalazło się tuż obok niego. Inne z drugiej strony. We śnie Vendel nie potrafił zidentyfikować istot, które dotykały go tak cudownie, tam bowiem, gdzie się znalazł, panowała ciemność. Łagodna, ciepła ciemność. Czy był w Szwecji? Nie, w domu nie spotkał takich istot. I na pewno też nie w Tobolsku. Znalazł się chyba w jakimś raju. Tak, teraz już wiedział, gdzie jest. Na dnie morza, u syren! Że też nie zorientował się do razu! Wszystko wokół było błękitnozielone, ulotne, kołysało się i unosiło w rozkosznej ciepłej wodzie. I, o dziwo, mógł w niej swobodnie oddychać.
Dłonie syren łaskotały go, odchylił się więc bardziej do tyłu, dając tym samym przyzwolenie. Ogarnęło go obezwładniające uczucie rozkoszy, w głowie szumiało mu przyjemnie, uśmiechał się uszczęśliwiony. Próbował objąć jedną z nich ramionami, ale ręce miał ciężkie jak z ołowiu, nie był w stanie unieść ich ani trochę.
Teraz lekkie dłonie dotykały jego uda. gadały, prześlizgując się po napiętej skórze spodni. Och, jakież to przyjemne, poczuł, że jego męskość rośnie, i powoli odwrócił się, by ułatwić dłoniom dostęp.
Jak można kochać się z syreną?
Pożądanie, jakie się w nim obudziło, nie miało nic wspólnego z cnotliwym Vendelem Gripem. To był ten Vendel, który zerkał na rosyjskie dziewczęta stojące przy drodze i snuł o nich nieprzystojne marzenia. Oszałamiający napój działał nadal, napełniał go niewypowiedzianą lekkością.
Читать дальше