Margit Sandemo - Ślady Szatana

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Ślady Szatana» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ślady Szatana: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ślady Szatana»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jego ślady – odcisk jednej bosej ludzkiej stopy i drugiej, której nie można było rozpoznać – budziły przerażenie. Gnał naprzód niczym sam diabeł i zabijał każdego, kto stanął mu na drodze. Dominik, Villemo i Niklas z rodu Ludzi Lodu zrozumieli, że zostali wybrani, by go powstrzymać. Ale kim jest i jak można unieszkodliwić monstrum, które wydaje się nieśmiertelne…

Ślady Szatana — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ślady Szatana», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kapitan poprosił, by na ochotnika zgłosili się tropiciele. Oczywiście najchętniej poszedłby sam, wyjaśnił, ale kto w tym czasie dowodziłby oddziałem? Ze wszystkich, którzy się zgłosili z żądzą krwi pałającą w oczach, wybrał dwóch twardych, okrutnych wojaków, pewnie naciskających na spust.

Tropiciele zniknęli w zaroślach. Pozostali czekali w nadziei, że wystraszona bestia zacznie uciekać. Wtedy będą ją mieli!

Nic jednak się nie działo.

Nagle jeden z mężczyzn w szeregu krzyknął:

– Patrzcie! Tam, tam na szczycie, pod skałą! Tam jest!

Wszyscy go teraz dostrzegli. Skulony, usiłował skryć się wśród gałęzi i trawy. Pilnie obserwował każdy ruch w lesie.

– Strzelać! – wrzasnął kapitan Dristig do otaczających go ludzi.

– Za daleko – odpowiedzieli chórem. – Nie doniesie!

Kapitan już chciał rozkazać, by podeszli bliżej, ale wtedy mogłaby się przerwać tyraliera, a tego należało unikać.

– Sam go wezmę! – wykrzyknął zaślepiony gniewem. Nie zapomniał porażki, jaką poniósł na rynku. Pognał naprzód, jak rozdrażniony byk torował sobie drogę przez las.

– Przecież on nie jest uzbrojony, czegóż więc się bać? – mówił do siebie.

Broń, którą miał przy sobie, można by zaliczyć niemal do ciężkiej artylerii, dlatego czuł się nadzwyczaj pewnie.

Zanim jednak zdążył przybliżyć się na odległość strzału, w lesie rozległ się huk. Jeden z tropicieli znalazł się dostatecznie blisko Potwora.

– Do diabła – syknął przez zęby kapitan. – A już go prawie miałem!

Osobista chwała wymknęła mu się z rąk.

Stwór na szczycie wzgórza poderwał się i zniknął za kamiennym blokiem.

– Trafiłem go! – krzyczał podniecony tropiciel. – Zastrzeliłem tego diabła!

Kapitan Dristig dotarł do tropicieli. Jeden z nich triumfalnie wymachiwał strzelbą w powietrzu.

– Trafiłem go, on nie jest nieśmiertelny! Zastrzeliłem najstraszniejsze monstrum w historii Norwegii! Jestem bohaterem! Spojrzałem mu prosto w oczy, one były…

Wzrok zaczął mu dziwnie mętnieć. Kąciki ust opadły w dół, opuściła się szczęka.

– Pomóżcie mi – szepnął zdumiony. – Myślę, że…

Nagle nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Upadł do przodu, przetoczył się na plecy i zastygł, a jego nieruchomo patrzące w niebo oczy wyrażały paniczny strach.

– Nie żyje? – z niedowierzaniem zapytał kapitan. – Ale przecież on nawet nie zbliżył się do bestii!

– Sam przecież powiedział: spojrzałem mu w oczy – mruknął drugi tropiciel.

Kapitan usiłował wszystko to zrozumieć, ale myśli, niespokojne jak spłoszone ptaki, przelatywały mu przez głowę.

W tym momencie kątem oka dostrzegli poruszający się cień.

Potwór na skale znów się podniósł. Wydawał się dwa razy większy, ale oczywiście było to tylko złudzenie.

– Chodźmy, uciekajmy – wymamrotał pozostały przy życiu tropiciel.

Kapitan nie tracąc rezonu zakomenderował:

– Wycofujemy się, by jeszcze raz omówić plany.

Wycofywał się jednak niezwykle szybko, byle tylko jak najprędzej ujść z zasięgu wzroku stojącego na skale stwora.

ROZDZIAŁ III

W dawnym pałacyku myśliwskim na Morby w Szwecji panował nieopisany rozgardiasz. Dominik i Villemo niespodziewanie wyjeżdżali do Norwegii. Cały dom stanął na głowie.

Na górze w sypialni Dominik z trudem usiłował znaleźć odpowiednie na podróż ubranie. Villemo miała bardzo szczególny sposób przeszukiwania szuflad i szaf: to, co jej przeszkadzało i nie było akurat potrzebne, rzucała za siebie, na środek komnaty. Później pokojówka sprzątnie, mówiła beztrosko.

– Villemo – powiedział Dominik zniecierpliwiony. – Rozrzucasz bieliznę u mych stóp, tak jak inni rzucają róże!

– A może to jakaś subtelna aluzja – zadrwiła, wynurzając się z głębi renesansowej komody.

– Czy masz jakiś powód do narzekań?

– Nie, och, nie, nigdy w świecie – roześmiała się Villemo. – Dominiku, czy nie widziałeś moich najlepszych koronkowych rękawiczek?

– Czy to nie te, w których ostatnio pełłaś grządki warzywne?

– No wiesz, aż taka głupia mimo wszystko nie jestem! Ale, tak, to prawda, tak właśnie było! Och, najdroższy, jak się to wszystko potoczy?

– Z warzywami?

– Nie! Z tym Potworem, o którym pisał Niklas. Bardzo mnie to wzburzyło.

– Z Potworem na pewno wszystko będzie dobrze. Mniej jest pewne, co będzie z nami.

– Czy nawet dzisiaj musisz mnie chwytać za słowa?

Dominik zatrzymał się i ujął w dłonie twarz żony.

– Jedyne, co mogę powiedzieć z całą pewnością, to tylko to, że moje mgliste przypuszczenia i odczucia związane z tym, co dzieje się w innych miejscach, stały się nagle straszliwie ostre. Dzięki Bogu, że przyszedł ten list od Niklasa, inaczej oszalałbym chyba wiedząc, a jednocześnie nie wiedząc niczego.

– Rozumiem, co musisz teraz czuć.

Popatrzył na nią badawczo.

– Wydajesz się taka młoda, Villemo. Wcale się nie zmieniłaś przez te wszystkie lata. Pozostajesz taka nieprawdopodobnie młoda…

Villemo spoważniała.

– Wiem. Sama to widzę. I twój ojciec także to ciągle powtarza. Tak jakbym zatrzymała się w rozwoju.

– Nie, to nie jest właściwe określenie, bo twoje myśli są dojrzałe. I masz silną osobowość, charakter tak stanowczy, że te wszystkie nadęte damy na dworze na twój widok wpadają w popłoch. One się ciebie boją, Villemo. Boją, że para królewska będzie cię cenić wyżej od nich.

– Wiem o tym. Cudownie będzie odetchnąć trochę wiejskim powietrzem w Norwegii. Zapomnieć o tej przeklętej etykiecie. Nie, nie chcę narzekać, Dominiku. Pękałam ze śmiechu, tak bawiły mnie ich intrygi, a i cały przepych dworski jest wspaniały!

Uśmiechnął się przelotnie, roztargniony, i wrócił do własnej myśli:

– Nie, mnie się wydaje, że ty… albo raczej twoje siły, twoje możliwości oszczędzano na co innego.

– I teraz właśnie nadszedł czas?

– Na to wygląda.

Zebrała się na odwagę.

– Dominiku… W twej postawie jest coś, co mnie przeraża. W oczach…

Dominik głęboko odetchnął.

– Tak. Masz rację. Boję się.

– Wyczuwasz… bliskość śmierci, prawda?

Upłynęła chwila, zanim odpowiedział:

– Tak. Niestety tak, i to sprawia, że strach mnie obezwładnia. Gdybym tylko mógł zostawić cię w domu… w bezpiecznym miejscu.

– O tym możesz zapomnieć. Natychmiast – odpowiedziała ostro. – Wiesz dobrze, że jestem w to zamieszana co najmniej w tym samym stopniu co ty.

– Tak. To prawda.

Rozległo się delikatne pukanie do drzwi, po czym ojciec Dominika, marzyciel Mikael, zapytał taktownie:

– Czy mogę wejść?

– Oczywiście – odpowiedziała Villemo: – Prosimy!

Odruchowo rozejrzeli się po komnacie, by sprawdzić, czy wszystko jest w należytym porządku, i przerazili się panującym bałaganem.

Villemo szybciutko pozbierała intymne części swojej garderoby i upchnęła je do jednej z szuflad.

Wszedł Mikael, mężczyzna sześćdziesięcioletni, o przyprószonych siwizną włosach, z wyrazem rozmarzenia w łagodnych oczach. Dźwigał kilka ogromnych ksiąg.

– Tu są opowieści o Ludziach Lodu. Ale, jak wadzicie, nie jest to tylko jedna książka. Gdyby zostały wydrukowane, byłyby z pewnością mniejsze, ale to przecież kronika rodzinna i wszystko pisane jest ręcznie…

– Będziemy na nie bardzo uważać, ojcze – powiedział Dominik z szacunkiem. – Gdyby przepadły, byłaby to niepowetowana strata.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ślady Szatana»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ślady Szatana» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Wiosenna Ofiara
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Ślady Szatana»

Обсуждение, отзывы о книге «Ślady Szatana» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x