Margit Sandemo - Ślady Szatana

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Ślady Szatana» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ślady Szatana: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ślady Szatana»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jego ślady – odcisk jednej bosej ludzkiej stopy i drugiej, której nie można było rozpoznać – budziły przerażenie. Gnał naprzód niczym sam diabeł i zabijał każdego, kto stanął mu na drodze. Dominik, Villemo i Niklas z rodu Ludzi Lodu zrozumieli, że zostali wybrani, by go powstrzymać. Ale kim jest i jak można unieszkodliwić monstrum, które wydaje się nieśmiertelne…

Ślady Szatana — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ślady Szatana», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W głowie kapitana kołatała pewna myśl. Choć miał świadomość, że jego plan wykracza poza przyjęte normy, nieustannie go rozważał. W końcu stwierdził, że jeśli krzyż przygniatający ludzkość ma zostać zdjęty z jej grzbietu, trzeba również ponieść ofiarę. I podjął decyzję: Tak, tak zrobię.

Kapitan Dristig odzyskał pewność siebie, znów był zadowolony i pełen energii.

Wiedział o pewnym chłopcu, nieszczególnie kochanym we własnej ubogiej rodzinie. Chłopiec był kaleką i nigdy nie otrzymał imienia. Nazywano go tylko Kulawcem. Nie panował nad ruchami nóg i ramion, jego mowa była jedynie wiązką niewyraźnych dźwięków, a kiedy próbował coś powiedzieć, twarz wykrzywiał mu grymas. Gdy chodził, nogi nie chciały go słuchać, a ręce dziwnie się wyginały. Był przedmiotem drwin i prześmiewek całej ulicy, bo z takich jak on zawsze wolno było się naigrywać. Rodzice chłopca, otoczeni dużą gromadką dzieci, nigdy nie poświęcali mu czasu. Musiał więc chodzić w tych samych łachmanach kilka lat z rzędu, a kiedy ubranie już z niego spadało i trzeba mu było sprawić nowe, narzekaniom nie było końca. Rodzice krzyczeli, ile to on ich kosztuje i jak boleśnie dotknął ich los, obdarzając takim potomkiem. Sąsiedzi ciągle napomykali o karze za grzechy, a to jeszcze bardziej rozsierdzało rodziców. Byli pewni, że nie zasłużyli sobie na takie skaranie boskie jak ten Kulawiec.

Kapitan Dristig kupił od nich Kulawca za dwa błyszczące talary. Rodzice uznali, że dokonują znakomitej transakcji, i nie pytali nawet, co komendant zamierza uczynić z chłopcem.

Kulawiec miał wówczas jedenaście lat. Usiłował coś powiedzieć, kiedy kapitan przyszedł go zabrać, ale nikt nie rozumiał jego mowy. Nikt nie widział łez w oczach chłopca, a jeżeli nawet ktoś je dostrzegł, to i tak udawał, że ich nie zauważa.

Kiedy mały kaleka opuszczał ulicę, ciągnięty za ramię przez kapitana, rodzice i rodzeństwo kłócili się zawzięcie o podział spadłego im jak z nieba majątku.

Kapitan Dristig stał w cieniu muru i z dumą przyglądał się swemu dziełu.

Wokół maleńkiego ryneczku leżało trzech jego ukrytych ludzi, trzymając w pogotowiu nabite strzelby. On sam znajdował się w bezpiecznym miejscu i spoglądał na placyk, na którym nie było niczego poza studnią i latarnią. Na środku ryneczku, w świetle latarni, stał Kulawiec, za nogę przykuty łańcuchem do słupa przy studni.

Żałosne jęki chłopca docierały aż do uszu kapitana. No cóż, niedługo już będziesz użalać się nad swoim losem pomyślał, utwierdzając się w przekonaniu, że postępuje naprawdę po ludzku. Dużo lepiej będzie ci w niebie, bo czyż nie jest napisane, że tacy jak ty wejdą tam pierwsi?

Noc była ciemna, ciężkie niebo zawisło nad uśpionym miastem. Wszystkim ludziom nakazano usunąć się z pobliskich uliczek. Ciemność rozświetlała tylko latarnia na rynku.

Od chłopca dochodziło rozpaczliwe, wyrażające skargę wycie. Wyj sobie, myślał kapitan Dristig. Wyj tak, żeby cię usłyszał i zainteresował się tobą! On nienawidzi ludzi to przynajmniej jest pewne. A tu podaje mu się człowieka jak na srebrnym półmisku!

Kapitan zaśmiał się cicho, zadowolony.

Biedny pustogłowy dzieciuch, niczego nie pojmuje, myślał o chłopcu. Ale to przecież wola boska, że tacy mają niczego nie pojmować. Chociaż… powiadają, że kaleki są dziełem diabła, bo on rzuca przekleństwo na rodziców i obdarza takimi odmieńcami. Dobrze im tak! A teraz przyjdzie pomocnik diabła i zabierze, co do piekła należy!

I znów zachichotał z własnego żartu. Nie wiedzieć czemu, kapitan Dristig tego wieczoru był niezwykle rozbawiony.

Kulawiec miał uczucie, że przygniata go coraz większa bezsilność, i znowu wydał z siebie żałosny jęk. Nie rozumiał, dlaczego tak tu stoi, czym zawinił tym razem. Wiedział tylko, że człowiek o złych oczach zabrał go z domu.

Kulawiec przywykł do kopniaków i razów, nie znał niczego innego. Myślał, że jest najgorszym dzieckiem pod słońcem, skoro nikt go nie kocha.

Kulawiec potrafił myśleć, mimo że nie umiał się wysłowić i nikt nie zatroszczył się, by nauczyć go czegokolwiek. Jego samotna duszyczka spragniona była czułego słowa, odrobiny pieszczoty lub choćby ciepłego spojrzenia.

Słyszał, jak pozostali członkowie rodziny rozmawiali o kościele. Mówili, że tam można znaleźć pomoc i pociechę we wszelkiej biedzie, chorobie i potrzebie. Kiedyś wybrał się do kościoła. Zajęło mu to dużo czasu, nie najlepiej przecież radził sobie z chodzeniem, najczęściej się czołgał. Nie lubił też stykać się z obcymi ludźmi, bowiem w najlepszym razie gapili się na niego, czyniąc znak krzyża i szepcząc za jego plecami. Gorzej było, gdy atakowali i obrzucali go stekiem wyzwisk.

Wtedy jednak odważył się dojść aż do drzwi kościoła. Uczepił się ich, wstał i z wielkim wysiłkiem udało mu się je otworzyć. Dojrzał go jednak pastor, idący środkiem świątyni – nikogo innego tam wtedy nie było – i wypędził go stamtąd, poszturchując i krzycząc:

„Przepadnij, Szatanie! Co ty sobie wyobrażasz, pokrako? Chcesz zbezcześcić dom boży?”

Kulawiec oderwał się od gorzkich wspomnień. Bał się rozpaczliwie, czuł się bezgranicznie samotny i nie rozumiał, dlaczego został przywiązany. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie wróży to nic dobrego.

Drgnął.

W nocnej ciszy dobiegło go coś, co zwielokrotniło jego lęk.

Kroki. Powolne, utykające kroki…

Ten człowiek kuleje tak samo jak ja, pomyślał. Ale w tych krokach jest coś złego, groźnego. Tak bardzo się boję. I nie ma nikogo, kto by mi pomógł!

Kroki zatrzymały się gdzieś w pobliżu. Kulawiec wyczuwał, że coś kryje się w wąskim zaułku. Czuł, że ktoś mu się przygląda. Oczy w ciemnościach.

Osunął się na kolana. Nigdy nie nauczył się modlić, a jego spotkanie z domem bożym nie wypadło najlepiej. W poczuciu beznadziejności wybuchnął płaczem. Szlochał i łkał nie tyle ze strachu, ile z bezsilności w obliczu tego, co nieuniknione. Jednak nawet płacz go męczył, nie panował bowiem nad mięśniami twarzy i kiedy chciał płakać, wykrzywiał się tylko i czuł się jeszcze gorzej.

Było tak dziwnie cicho. Kulawiec otarł oczy i nasłuchiwał.

Nie widział tego czegoś kryjącego się w cieniu, ale teraz czuł, że już go tam nie ma. Zaskoczony znów wybuchnął szlochem. Co się mogło stać?

Kapitan Dristig zadawał sobie to samo pytanie.

On także usłyszał kroki i z radości zatarł ręce. Słyszał też, jak żołnierze wygodniej układają się na swoich stanowiskach, czujni, gotowi do strzału.

Ktokolwiek jednak stał tam w cieniu, teraz zniknął. Czyżby odkrył jego ludzi? To niemożliwe, przecież gałęzie tak dobrze ich osłaniały.

Nasłuchiwał aż do bólu uszu, wokół jednak panowała grobowa cisza. Gdzieś daleko zaczął szczekać pies, monotonnie, bez nadziei na odpowiedź, ale tu, przy rynku, nie było najlżejszego szmeru, nawet szczur nie przemknął wzdłuż ściany ani nie zaszeleścił liść…

I nagle drgnął na dźwięk zduszonego charkotu, dobiegającego od strony ukrytych żołnierzy. Wytężył wzrok, ale ujrzał tylko ogromny, poruszający się szybko cień, pochylony nad mężczyznami.

– Strzelajcie! Do diabła, strzelajcie! – wrzeszczał.

Było już jednak za późno. Jeden za drugim rozległy się trzy złowieszcze trzaski, po czym cień znów wzniósł się wysoko nad mężczyznami i zawrócił w ciemność.

Kapitan Dristig, nie dbając dłużej o sławę swego imienia, wziął nogi za pas. Uciekał tak szybko, jak tylko potrafił.

Kulawiec nie podnosił się z klęczek, sparaliżowany lękiem. On także niczego nie widział, domyślał się tylko, co wydarzyło się na górze. Serce tłukło mu się o żebra tak mocno, jakby miało rozerwać się na kawałki. Jeśli tam było zwierzę, zejdzie na dół, do niego, a on nie może się uwolnić.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ślady Szatana»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ślady Szatana» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Wiosenna Ofiara
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Ślady Szatana»

Обсуждение, отзывы о книге «Ślady Szatana» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x