Kaleb wyprostował plecy.
– Tak, niepokoimy się. Jest w tej historii coś przerażającego. Ten pijaczyna, którego znaleziono w rowie najwyraźniej nie zdążył dokładnie wszystkiego wyjaśnić, ale według tego, co słyszeliśmy, ta istota była potwornie wielka.
– Człowiek? – szybko zapytał Alv.
– Hm… W każdym razie wydaje się, że miał ludzką postać…
– Tak. Ale nazywają go Szatanem. Czy to był Szatan?
Poczuli się przyparci do muru bezpośrednim pytaniem chłopaka.
– Skąd mamy wiedzieć, jak wygląda Zły? – odparł Kaleb. – A więc słuchaj, chłopcze: mężczyzna ujrzał jakąś postać na tle księżyca, ze zmierzwionymi włosami spływającymi aż na ramiona. Wydawało się, że potwór ubrany był w swego rodzaju zbroję, w żelazne rękawice i pancerz, a na rękach i nogach miał skóry, ale temu pijakowi z trudem przychodziły wyjaśnienia. Poza tym… – urwał Kaleb.
– Co takiego? – dopytywał się Alv.
– Ta… istota miała niezwykle szerokie ramiona, tworzące jakby szpic…
Wszyscy z lękiem pochylili głowy. Dobrze znali ten opis…
Alv milczał przez chwilę, po czym nagle wykrzyknął:
– To chyba mogła być zbroja?
– My też tak przypuszczaliśmy. Ale potem stwór się zbliżył. Mocno utykał, jednak mężczyzna z rowu nie widział jego stóp.
Gdy Kaleb umilkł, Alv znów zadał pytanie:
– A twarz? Czy ten człowiek widział jego twarz, czy jak to nazwać?
– Tak, widział twarz – odpowiedział Kaleb, odetchnąwszy głęboko. – A właściwie widział jego oczy. Musisz wiedzieć, że światło księżyca tak oświetlało potwora, że jego twarz ukryta była w cieniu. Ale mężczyzna powiedział, że jego oczy płonęły jak żółty ogień. Zdawało się, że potwór cały wypełniony jest ogniem, który wydostaje się właśnie przez oczy. I bił od niego straszliwy gniew, gdy pochwycił tego człowieka i wyciągnął go z rowu. Mężczyzna nic więcej już nie pamiętał.
– Nie dostrzegł rysów twarzy?
– No cóż, twierdził, że oczy sprawiały wrażenie skośnych…
Alv posmutniał, wiedząc, że przecież on sam ma takie oczy.
Kaleb powiedział w zamyśleniu:
– Mężczyzna odniósł wrażenie, że ten potwór jakby go… zwietrzył.
– Jak zwierzę?
– Nic w tym chyba dziwnego – sucho powiedział Andreas. – Od tego pijaka w rowie z pewnością na całą okolicę cuchnęło gorzałką. Nie, nie możemy dać się ponosić fantazji. Musimy pamiętać, że to tylko plotka, która mogła się rozrosnąć i zostać przeinaczona.
– No właśnie – zgodził się Mattias. – Nie fantazjujmy, zanim nie zdobędziemy pewniejszych informacji. Czy wiadomo, dokąd ta bestia skierowała się później?
– Powiadają, że chyba ku Christianii.
– No cóż, tam pojmają go żołnierze.
– Wątpię – mruknął Niklas.
Kaleb, który osiągnął już piękny wiek siedemdziesięciu siedmiu lat, ale umysł wciąż miał całkiem jasny, powiedział:
– W każdym razie nie musimy zbyt serio traktować wytworów wyobraźni pijanego człowieka.
– Nie jestem tego taki pewien – zaprotestował Andreas. – Nie podoba mi się to, co mówią, że przybył tu z maleńkiej górskiej doliny na północy…
– Och – westchnął Mattias.
Alv, świadom, że będąc jedyną nadzieją całej rodziny jest bardzo kochany i może pozwolić sobie na wiele wykrzyknął:
– Wielkie nieba! Kim wobec tego jest?
Nikt nie odpowiedział. Dopiero dziad Alva, Andreas odezwał się powoli:
– Sądzę, że nie powinniśmy wciągać w to niebios Alvie. I najlepiej będzie, jak zapomnimy o tych potwornościach.
– Nie – przerwał Niklas. – Nie wezwałem was tutaj tylko po to, by rozprawiać o plotkach. Zwlekałem z przekazaniem wam pewnej wiadomości, ale uważam, że powinniśmy potraktować tę sprawę poważnie.
Wyciągnął z kieszeni zwitek papieru.
– Co tam masz? – zainteresował się Andreas.
– List. Od Villemo.
– Od Villemo? – powtórzył Kaleb. – Dlaczego napisała do ciebie, a nie do nas?
– Dostałem go parę dni temu, ale zrozumiałem dopiero teraz, kiedy dowiedziałem się o przeżyciach tego pijaka.
Po krótkiej chwili Kaleb poprosił:
– Przeczytaj go zatem.
Był pochmurny letni dzień. Siedzieli w starej części Lipowej Alei, przy otwartych drzwiach do hallu, mogli więc widzieć witraż Benedykta i namalowane przez Silje portrety czwórki jej rodzonych i przybranych dzieci. Niklas siedział w taki sposób, że jego wzrok padał na wizerunek Sol. Nie wiedział, jak rozumieć jej szelmowski uśmiech: czy miał dodawać im odwagi, czy też ostrzegał przed niebezpieczeństwem?
Zaczął czytać:
Drogi Niklasie!
Jak Wam się wiedzie na Grastensholm, w Lipowej Alei i na Elistrand? Możecie wierzyć, że wiele o Was myślimy. Twoja nieposkromiona krewniaczka, niżej podpisana, uspokoiła się nieco na Morby i doskonale się z tym czuje, ale jakże często marzy, by znów zobaczyć stare, kochane kąty. Czy to nie straszne, że tak bardzo się postarzeliśmy? I ty, i Irmelin skończyliście już w tym roku czterdziestkę, a mnie czeka to w przyszłym. Dominik ma już całe czterdzieści trzy lata. To właściwie okropne – mam mieć trzydzieści dziewięć lat, ja, która czuję się tak młodo! W głębi duszy jestem równie szalona jak wtedy, gdy miałam lat siedemnaście. No cóż, z każdym razie – prawie. A mój syn Tengel… osiemnastolatek! Nie do wiary! Powinieneś go teraz zobaczyć, jest fascynujący. Bardzo przystojny i ma niezwykłą osobowość. U nas wszyscy mają się dobrze i przesyłają serdeczne pozdrowienia.
Nie o tym jednak miałam pisać. Niklasie, co się u was dzieje? Dominik zupełnie oszalał! Wiem, że on potrafi odczuwać zjawiska na odległość, ma do pewnego stopnia dar jasnowidzenia, i teraz nie może znaleźć spokoju. „Musimy jechać do Norwegii, Villemo – powtarza raz za razem. – Niklas nas potrzebuje!” „Niklas? – pytam wtedy. – Co chcesz przez to powiedzieć?”
A wczoraj Dominik oświadczył: „Sądzę, że godzina wybiła, Villemo. Zaczyna się to, do czego zostaliśmy wybrani. Ty, ja i Niklas. Musimy jechać do Norwegii.”
Napisz więc do nas natychmiast, drogi Niklasie, i opowiedz wszystko. Ja sama uważam, że naprawdę cudownie byłoby nareszcie przystąpić do działania, jakiekolwiek ono miałoby być. My dwoje czekaliśmy na to już od dzieciństwa. A ja, która w widzeniu spotkałam Tengela Dobrego, wiem, że do czegoś jesteśmy potrzebni. Napisz od razu!
Wspaniale byłoby również oderwać się na chwilę od dworskiego życia. To zabrzmi z pewnością jak przechwałka, ale wydaje mi się, że jestem za silna dla tych wszystkich, którzy intrygują i rozpychają się łokciami, by zdobyć większe przywileje…
Niklas podniósł wzrok.
– Pozostała część listu nie ma nic wspólnego ze sprawą. Nie odpisałem jeszcze, nie wiązałem z nami bowiem plotek o potworze zmierzającym na południe, ale według opisu, jaki usłyszeliśmy od pijanego…
Kaleb wstał.
– A teraz jeszcze list ze Szwecji? Dominik nigdy sobie niczego nie wmawia, powinniśmy go usłuchać, skoro ma te swoje wizje czy jak to nazwać. Odpisz natychmiast, Niklasie, i poproś, by przyjechali!
Jednomyślnie przytaknęli.
– Teraz rozumiemy powagę sytuacji – powiedział Andreas. – Ale co się wydarzyło? Kalebie, ty byłeś w Dolinie Ludzi Lodu. Co to może być?
Wszystkie oczy skierowały się na Kaleba. Ten zastanawiał się długo.
– Byłem wtedy jeszcze bardzo młody – zaczął. – I nikt mnie o niczym nie uprzedził. Mogę więc opowiedzieć tylko o tym, co sam widziałem.
– To na pewno wystarczy – stwierdził Alv, ogromnym szacunkiem darzący najstarszego w rodzie.
Читать дальше