Sędzia Snivel nie widział innego wyjścia. Upiory zaczynały napierać na niego. Gdyby tak mógł wzywać pomocy! Ale tu nie było nikogo, kto by go usłyszał.
Zaczął sobie powtarzać, że to zwyczajne zdarzenie, co tam, dobije handlu z tym Lundenem. Na pewno jakoś się z tego wyplącze, jak ze wszystkich innych opresji.
Nigdy jednak ów pozbawiony sumienia sędzia Snivel nie pocił się tak obficie jak wtedy, gdy wspinał się po zboczu, a tłum ohydnych zjaw deptał mu po piętach!
W dzień później Vinga i Heike poszli do Grastensholm, żeby objąć dwór w posiadanie. Czas dany Snivelowi minął.
Na schodach spotkali przerażonego Larsena.
– Ach, panie Lind z Ludzi Lodu, taki jestem niespokojny! Mój pan nie wrócił wczoraj na noc i dzisiaj też się nie pokazał…
– Naprawdę? A kiedy widzieliście go po raz ostatni? – zapytał Heike, zastanawiając się, czy to nie jakiś nowy podstęp Snivela.
– To było wczoraj po południu. Pewien pan, który przychodził tu już wcześniej, ponownie odwiedził pana sędziego.
Larsen opowiedział o Aasenie, o tym, że chciał kupić ziemię, i że poszli razem z sędzią na wzgórza, żeby obejrzeć teren.
Najpierw Heikego zirytowało to, że Snivel chce sprzedawać ziemię należącą do Grastensholm, do czego żadną miarą nie miał prawa. Kiedy jednak Larsen zaczął mówić o wzgórzach, Heike poczuł, że blednie.
– Tam poszli? – zapytał, wskazując na szczyty.
– Właśnie tam, panie. Taki jestem zmartwiony, rano poszedłem w tamtą stronę, ale nigdzie ani śladu żadnego z nich.
– Chodził pan po lesie na wzgórzach? – zapytał Heike głucho.
– Nie – odparł Larsen zawstydzony. – Stałem tylko nad urwiskiem i głośno wołałem pana Snivela. Las był taki… nieprzyjemny. Nie jestem przyzwyczajony do życia na wsi, proszę pana.
Heike ostrożnie zapytał:
– A ów Aasen… czy to taki niezwykle wysoki mężczyzna, jakby wyciągnięty?
– Nie, wcale nie, panie Heike. Raczej dość niski i bardzo zadbany. Naprawdę kulturalny człowiek. Dlatego takie zaskakujące, że on…
– Tak? Dlaczego się wahacie?
Larsen był skrępowany.
– Że on pachniał niezbyt przyjemnie, panie. Musiałem wietrzyć po nim, za pierwszym razem kiedy nas odwiedził także. Panie Heike, co ja mam robić w sprawie pana Snivela? Tak się martwię!
– Powinien się pan martwić – powiedział Heike.
– Dlaczego nikt mi przedtem nie powiedział o tym Aasenie? Nie, no oczywiście, nie było powodu. Vinga, ty zostaniesz tutaj z Larsenem. Nie, w żadnym razie nie mogę cię zabrać! Tę sprawę muszę załatwić sam. Jesteście gotowi do wyjazdu? – zapytał Larsena.
– Tak, wszystko jest zapakowane.
– Hmm – zastanawiała się Vinga, która dobrze znała
Grastensholm z dawnych czasów. – Jakoś tu pusto. Gdzie się na przykład podział srebrny serwis Irmelin Lind? Albo zbiór porcelany cioci Ingrid? A kolekcja broni Niklasa Linda? A gdzie bezcenne dzieła sztuki Charlotty Meiden?
– To… to… Ja natychmiast wszystko wypakuję. Jego wysokość rozkazał…
– Tak. Zrobisz najlepiej wypakowując wszystko jak najszybciej – stwierdził Heike ze złością. – Nie życzymy tu sobie rabunku. Cały Snivel!
Heike poszedł, a Larsen, pod surowym nadzorem Vingi, pospiesznie zaczął wypakowywać zagrabione cenne przedmioty.
Heike pospiesznie szedł przez las. Miał ponure przeczucia co do losu sędziego Snivela. Prawdopodobnie znajdzie go na szczycie wzgórz, chorego ze zmęczenia, po okropnej wspinaczce na zbocze z Aasenem depczącym po piętach, dyszącego teraz gdzieś pod drzewem, bliskiego śmierci.
Ale kim jest ten Aasen? I co się z nim stało? Heike bał się zanadto w to zagłębiać.
Że Snivel próbował wywieść w pole zarówno jego, jak i Aasena, w to Heike nie wątpił. Chciał przecież sprzedać ziemię, która do niego nie należy.
Teraz nie miało to już znaczenia. Pozostaje faktem, że sędzia spędził całą noc poza domem i na pewno potrzebuje pomocy.
Heike bardzo nie lubił tego miejsca. Wzgórza. Dlaczego akurat tutaj?
Był już wysoko.
Stanął na krawędzi skalnego urwiska. Wszędzie panowała cisza. Potworna cisza.
– Sędzio Snivel! – zawołał.
Nikt nie odpowiadał.
Z najwyższą niechęcią ruszył w stronę miejsca, którego miał nadzieję nigdy więcej nie oglądać.
Las tonął w ciszy, nic tylko cisza, Heike mimo to odnosił wrażenie, że jednak jest tu jakieś życie. Ktoś go śledził. Czyjeś podstępne, pełne oczekiwania oczy. Złośliwe, a może… dumne?
Rozejrzał się wokół. Nigdzie nikogo.
– Sędzio Snivel!
Nigdy las nie był taki milczący. Szelest gałązki spadającej z wysokiej sosny jeszcze pogłębił wrażenie upiornej ciszy.
I oto znowu tamto miejsce.
To potworne miejsce, budzące ponure, pełne grozy wspomnienia! Skała, pod którą czekała Vinga. Gdzie błagalnie wyciągała ręce do alrauny, prosząc, by ją ochroniła przed czepiającymi się jej szarymi rękami.
Krąg…
O Boże, jak nienawidził tego kręgu!
Właściwie powinien być już niewidoczny, Heike tak się przecież starał go zasypać.
Z największą niechęcią spojrzał w tamtą stronę i… stanął jak wryty, z wysiłkiem, aż do bólu, wciągając powietrze.
– Nie! Nie! Tego nie wolno wam było robić! – krzyczał w panice, bliski utraty zmysłów.
Zacisnął powieki, żeby się uwolnić od tego potwornego widoku, i szlochał bezradnie.
Wisielec ze swoim zwykłym ironicznym uśmieszkiem stanął przy nim.
– Przyjęliśmy twoją propozycję wiosennej ofiary zamiast dziewicy, którą nam odebrałeś, ty, nasz panie i mistrzu.
Heike zakrył dłońmi już i tak zamknięte oczy, jakby chciał jeszcze dalej odepchnąć od siebie widok tego, co zostało ze Snivela.
Nie był jednak w stanie tego zrobić. Magiczny krąg wciąż lśnił krwawo pod jego powiekami i aż nazbyt dobrze Heike miał w pamięci to, co przed chwilą zobaczył: poszarpane na strzępy ciało, szczątki tego, który kiedyś był ważnym sędzią w norweskiej prowincji królestwa Danii.
Słyszał to już kiedyś dawniej, w Słowenii, że ten, kto wpadnie w ręce przedstawicieli świata umarłych, zostanie przez nich starty na miazgę, że nic z niego nie zostanie. Nie bardzo w to wówczas wierzył, uważał, że to takie gadanie dla straszenia ludzi.
Teraz wiedział więcej. Odwrócił się gwałtownie, z obrzydzeniem.
Mój Boże, myślał, czworo naszych przodków mówiło prawdę: Z szarym ludkiem nie ma żartów! Ja nad nimi nie panuję, o Boże co robić?
Tuż przy uchu rozległ się stłumiony głos wisielca:
– Przyjęliśmy też twoją propozycję, że dopóki ty żyjesz, możemy zostać w Grastensholm. Czy raczej propozycję twojej kobiety.
Heike wybuchnął niepohamowanym gniewem.
– Tak, dałem wam moje słowo, ponieważ Vinga się za wami wstawiła. Ale powiedziałem też, że jeśli jej włos spadnie z głowy, zostaniecie przepędzeni bez litości. Z powrotem do świata, z którego przybyliście!
– Tam jest zimno i okropnie – oświadczył upiór. – Znacznie lepiej czujemy się w Grastensholm. Toteż już ci obiecałem, że zostawimy ją w spokoju.
– Dobrze, ale jeszcze jedno – rzekł Heike, wciąż nie mogąc opanować gniewu. – Nie wolno wam ukazywać się służbie ani nikomu, kto przyjdzie do naszego domu. To jest bardzo ważne! Grastensholm już się dorobiło opinii domu, w którym straszy. Te pogłoski muszą ucichnąć.
Zjawa uśmiechnęła się krzywo.
– Nie trzeba się martwić. My znamy swoje miejsce.
– I jeszcze. Pamiętajcie, że są pewne pomieszczenia, w których nie wolno wam pod żadnym pozorem postawić nogi.
Читать дальше