Christa bardzo niepokoiła się o Karine. Co też dręczy tę dziewczynę? Pamiętała, że Karine zawsze była niczym samotny wilk, ale zdarzały się chwile, kiedy w jej oczach pojawiało się desperackie pragnienie. Tęsknota za posiadaniem kogoś bliskiego? Ale, wobec tego, dlaczego tak się w sobie zamyka? Christa starała się do niej dotrzeć, ale Karine natychmiast chowała się w swojej skorupce. Owszem, bawiła się z chłopcami, rozmawiała z nimi i śmiała się, ale zawsze sprawiała wrażenie, że stoi z boku.
Mari, zdaniem Christy, była znacznie mniej skomplikowaną osóbką, ale i ona zdawała się odczuwać wielką potrzebę bliskości z innymi ludźmi i chłód okazywany jej przez młodszych z braci brała sobie bardzo do serca. Christa zdecydowała, że przeprowadzi poważną rozmowę z przybranymi synami, Aronem i Adamem, ale musiała przyznać sama przed sobą, że boi się tego. Obaj chłopcy byli akurat w wyjątkowo trudnym wieku i wszelkie prośby dorosłych puszczali mimo uszu.
Z Efremem natomiast nie warto było nawet próbować rozmawiać. Nie znosił swej macochy-poganki, traktował ją jak niewolnicę, kogoś, kto podaje mu jedzenie i dba o jego rzeczy. Poza tym nie zasługiwała na uwagę.
Przerażające nastawienie jak na piętnastolatka.
Mimo takich kłopotów Christa ogromnie była rada z przyjazdu dziewcząt. Obie okazały się bardzo zręczne w pracach domowych i ku swemu zdumieniu Christa odkryła, że od czasu do czasu może mieć wolną chwilę dla siebie. Do tej pory los jej nie rozpieszczał.
Oczywiście nie zdawała sobie sprawy, że Mari prowadzi wielce niebezpieczną grę z Dawidem i Józefem, kiedy ten odwiedzał dom. Dawid i Mari wiedli szeptem rozmowy, wzajemnie drażniąc swoją ciekawość, podobnie sprawy się miały między Mari a Józefem, tyle że w sposób bardziej otwarty, bardziej frywolny. Żadne z nich nie przekroczyło jeszcze granicy, ale gdyby sytuacja nadal miała rozwijać się w tym kierunku, już wkrótce mogło się coś wydarzyć.
Tak w każdym razie uważała sama Mari. Życie stało się takie ekscytujące, na samą myśl jej ciało ogarniało rozkoszne drżenie.
A Karine wciąż chadzała własnymi drogami.
Christa podzieliła się z mężem swym niepokojem, Abel pokiwał głową.
– Ja też to zauważyłem. Karine potrzebny jest ktoś, kogo mogłaby pokochać. Ktoś, kto sprawiłby, że zapomni o sobie i zajmie się innymi.
– Ale są przecież malcy – przypomniała Christa.
– To nie wystarczy – orzekł Abel, który był rozsądnym człowiekiem. – Czy uważasz, że moglibyśmy podarować jej psa?
Christa zastanowiła się chwilę.
– Sądzę, że to najlepsze rozwiązanie. Ach, dziękuję ci, Ablu, za to, że tyle masz dla niej zrozumienia.
– Ale pies musi należeć tylko do Karine, nie do wszystkich chłopców.
– Oczywiście, tylko najpierw musimy spytać Vetlego i Hannę, czy zaakceptują ten pomysł.
– To prawda – przyznał jej rację Abel. – Zadzwoń do nich jeszcze dzisiaj!
Jonathan podjął pracę w szpitalu. Prędko się zahartował, bez lęku woził rannych i zmarłych, pomagał w przygotowaniu ofiar wypadków do operacji. Rzecz jasna wykonywał jedynie najprostsze czynności. Nauczył się też przygotowywać zwłoki, by jako tako się prezentowały, zanim zajmą się nimi przeprowadzający obdukcję lub pracownicy zakładu pogrzebowego. Praca była ciężka, ale zaciskał zęby i jakoś sobie radził. Zarabiał też prawdziwe pieniądze, a to sprawiało mu ogromną przyjemność. Już sama świadomość, że są owocem jego samodzielnej pracy, dodawała mu pewności siebie.
W miarę upływu czasu powierzano mu coraz bardziej odpowiedzialne obowiązki. I tu się sprawdzał, wkładał bowiem maksimum wysiłku w każde zlecane mu zadanie. Kierownictwo szpitala nie omieszkało powiadomić o tym jego dziadka Christoffera w Drammen.
Cała rodzina była dumna z Jonathana.
Upłynął cały rok od czasu, kiedy Tengel Zły zniknął bez śladu gdzieś w Berlinie. Wędrowiec w Mroku nie opuszczał miasta, szukał we dnie i w nocy, ale nigdzie nie natrafił na najdrobniejszy bodaj trop straszliwego przodka. Nad Lipową Aleją czuwał wraz z innymi Heike, ale i tam nie zauważono obecności Tengela. Oczywiście od czasu do czasu odwiedzali Dolinę Ludzi Lodu, gdzie wyczuwali jego bliskość, ale był to tylko jego duch, który jak zawsze strzegł kociołka z wodą zła. Samego jednak Tengela, ku ich zdumieniu, w Dolinie także nie odnaleźli.
Doszli do wniosku, że nie odzyskał jeszcze pełni sił i zaszył się gdzieś, by przeczekać do czasu, gdy jego moc powróci. Ale gdzie mógł być?
W kwietniu 1940 roku Norwegia znalazła się pod okupacją niemiecką.
Jonathan nadal pracował w szpitalu. Nienawidził okupantów i pragnął przyłączyć się do jednej z grup ruchu oporu, o których szeptano. Nikogo jednak nie znał, a zdawał sobie sprawę, że musi postępować bardzo ostrożnie, dookoła bowiem mogli znajdować się zdrajcy. Sam wiedział o kilku osobach z personelu szpitalnego, utrzymujących kontakty z Niemcami.
Jonathan słyszał również, że ruch oporu działa w sposób nie zorganizowany. Utworzono małe grupy, które nie współpracowały ze sobą, brakowało ogólnego dowództwa, działania przebiegały bez dokładnych planów. Opór miał przede wszystkim charakter bierny. Były to przeważnie akcje sabotażowe – listy nie docierały do adresata, polecenia wypełniano na opak. Na interwencje Niemców odpowiadano zdumieniem i udawano głupich. Najeźdźcy czuli, że napotykają na swej drodze miękki mur, ale trudno im było znaleźć powody, by zareagować bardziej stanowczo.
W tym początkowym okresie okupacji najbardziej chyba dawał się Norwegom-patriotom we znaki brak rozeznania, komu mogą zaufać. Należało bezustannie mieć się na baczności, uważać, by słowa nie trafiły do niepowołanych uszu.
Jonathan gorąco pragnął działać, był młody i odważny, może nawet skłonny do niepotrzebnego ryzykanctwa, ale nie wiedział, do kogo powinien się zwrócić, jak zacząć, i to tak, by nie zaszkodzić innym. Jego jednoosobowy oddział zmuszony więc był toczyć walkę z duchami.
Tak właśnie przedstawiała się sytuacja Jonathana latem 1941 roku, kiedy to na ulicy w Oslo spotkało go coś, co wywarło ogromny wpływ na jego dalsze losy.
Jonathan wyrósł na przystojnego młodzieńca. Wysoki, jasnowłosy i niebieskooki jak jego ojciec Vetle, odziedziczył też po nim regularne rysy, choć był o wiele mocniej zbudowany. Ściągał na siebie spojrzenia, niestety również niemieckich oficerów, owładniętych ideą aryjskości.
Właśnie w ten letni dzień Hanna przysłała mu paczkę z nowymi ubraniami, które dla niego uszyła. Znalazła się wśród nich czerwona koszula, Hanna była wszak Francuzką, uwielbiała jaskrawe kolory. Jonathanowi koszula spodobała się od razu. Postanowił natychmiast pokazać się w niej na Karl Johan, głównej ulicy Oslo. Chłopak nie miał jeszcze żadnej stałej przyjaciółki, skończył dopiero siedemnaście lat, ale od jakiegoś czasu zerkał na dziewczęta. Lubił, kiedy zwracały na niego uwagę, co jest jedną z pierwszych oznak zainteresowania płcią przeciwną. Później pojawiają się uczucia bardziej dojrzałe, kiedy to pławienie się w podziwie i świadomość własnej doskonałości przestaje wystarczać i gdy zapomina się o sobie, poświęcając trosce o drugiego człowieka.
W ogóle nie przyszło mu do głowy, że czerwony kolor działa na Niemców jak płachta na byka, może zresztą nie tyle na samych Niemców, co na ich norweskich popleczników.
Zatrzymała go grupka złożona z czterech mężczyzn, dwóch Niemców z SS i dwóch Norwegów. Wszyscy byli wyraźnie podchmieleni.
I właśnie Norwegowie zmusili go, by się zatrzymał, wrzeszcząc, że natychmiast ma ściągać koszulę. Gdy nie usłuchał, zaczęli wymachiwać pistoletami. Jonathan nie wiedział, co robić. Kątem oka dostrzegł, że przechodnie spiesznie oddalają się od miejsca zajścia.
Читать дальше