Ciągle czując, jak ze wzburzenia ściska ją w gardle, usiadła na szczycie wzgórza. Kolana podciągnęła pod brodę i oplotła je ramionami. Nie mogła się uspokoić. Czy naprawdę nie wolno jej być sobą? Musi ubierać się jak dama tylko dlatego, że ma iść do fotografa? To znaczy, że już po wieczne czasy będzie tak stała w ramce za szkłem w tej wstrętnej sukience, w której tak źle się czuje! To nie w porządku!
– Witaj, Karine!
Ojciec jednej z koleżanek z klasy przeszedł po kamieniach w jej stronę i usadowił się obok. Dziewczynka mruknęła coś na kształt powitania i wtuliła twarz w kolana.
– Co się stało?
Pociągnęła tylko nosem, nie mogła odpowiedzieć. Najchętniej by uciekła, ale uznała, że takie zachowanie byłoby nieuprzejme.
Nagle coś jej się przypomniało.
– Myślałam, że państwo już się wyprowadzili? Lisen mówiła, że wyjeżdżacie w… Chyba przedwczoraj?
– Bo tak też i było, ale ja chciałem jeszcze pożegnać się z wioską przy okazji zabierania ostatnich rzeczy. I zobaczyłem, jak tu szłaś.
Karine nie zapytała, dlaczego i on znalazł się tutaj, wcale ją to nie obchodziło.
– Czy ktoś źle się wobec ciebie zachował? – spytał cicho.
– Nie – mruknęła tylko, a potem wykrzyknęła: – Oni mnie nie rozumieją!
– W domu? – dopytywał się ostrożnie.
– Są bardzo dobrzy dla mnie, to nie o to chodzi, ale mama miewa takie dziwaczne pomysły.
Delikatnie otoczył ją ramieniem.
– Nie chcesz mi o tym opowiedzieć?
Instynktownie zareagowała obrzydzeniem na jego gest. Nigdy nie przepadała za fizycznym kontaktem z ludźmi, a w ciągu ostatnich dwóch lat ta jej niechęć znacznie się pogłębiła. Dlaczego – nie mogła sobie przypomnieć.
– Rozumiem, nie chcesz mówić o swojej rodzinie – powiedział ciepło, ze zrozumieniem. – Ale wiedz, że we mnie masz przyjaciela. Zawsze uważałem, że jesteś bardzo wyjątkową dziewczynką, Karine.
Owszem, słowa brzmiały miło, tylko dlaczego, kiedy je wypowiadał, tak dziwnie przyglądał się jej piersiom? W ostatnich miesiącach bardzo się rozwinęła, ku przerażeniu matki musiała już zacząć nosić biustonosz. Karine była dzieckiem o pełnych kobiecych kształtach, a to dość niebezpieczne połączenie. Zawsze znajdą się mężczyźni, których pociągają takie dziewczęta. Należał do nich ojciec Lisen.
Był elektrykiem, miał dość toporną twarz, ale prezentował się nie najgorzej i uchodził za przystojnego. Jego żona z pewnością sporo wiedziała o eskapadach męża z innymi kobietami, ale nie miała pojęcia o chorobliwym pożądaniu, jakie budził w nim widok dziewcząt w rodzaju Karine.
Karine także niczego nie podejrzewała, zapomniała bowiem o strasznych przeżyciach sprzed dwu lat, poza tym rodzice Lisen zawsze tak miło się do niej odnosili. Nie znała ich bliżej, ale inne dziewczęta w klasie uważały, że Lisen ma najprzystojniejszego ojca. Karine nie mogła się z tym zgodzić, jej zdaniem nikt nie dorównywał Vetlemu.
Nagle doszła do wniosku, że cała ta sprawa z ubraniem i fotografem jest błahostką bez znaczenia. Miała ochotę wrócić do domu.
Ojciec Lisen jednak nie przestawał jej ściskać i poklepywać po przyjacielsku, zapewniając jednocześnie, jak dobrze ją rozumie.
A co on takiego rozumiał? Przecież nic nie powiedziała, nie chciała skarżyć na własną rodzinę.
Był taki miły, że nie mogła przerwać mu wypowiadanego jednym tchem monologu, nie miała zresztą szansy, bo mówił naprawdę bez przerwy. Plótł jakieś głupstwa o tym, jak to obserwował ją, gdy wyprawiała się na przechadzkę albo siedziała gdzieś w ogrodzie. Mieszkali niedaleko domu Voldenów, ale teraz już się wyprowadzili gdzieś daleko. Karine nie wiedziała, dokąd.
Nagle zorientowała się, że fakt, iż ktoś się nią tak zajmuje, sprawia jej przyjemność. Ośmieliła się nawet leciutko oprzeć głowę na ramieniu mężczyzny. W domu pieszczoty nie były na porządku dziennym, Vetle i Hanna odnosili się do dzieci raczej po koleżeńsku. Przy ojcu Lisen Karine poczuła się bezpieczna, jakby znów miała dopiero cztery lata.
Aż do chwili, kiedy zaczął gładzić ją po piersiach. Wtedy odczuła dziwny niepokój. Naturalnie w ciągu ostatnich dwóch lat nauczyła się czegoś o tak zwanym życiu, ale wydarzenie sprzed dwu lat wymazała z pamięci. Teraz ogarnęło ją irracjonalne przeświadczenie, że coś jest nie tak jak być powinno. Odezwało się w niej jakieś wspomnienie, o którym absolutnie nie wolno jej było myśleć, gdyż to doprowadziłoby ją do szaleństwa. Sygnały jednak były słabe, nie zareagowała więc od razu, znieruchomiała tylko, gdy duże dłonie mężczyzny zaczęły błądzić po jej ciele.
Podwijał jej sweter, najwyraźniej chciał ściągnąć go przez głowę.
I wtedy coś w Karine przebudziło się na dobre.
Strach przed czymś, co już miało miejsce w przeszłości, co tak rozpaczliwie pragnęła ukryć przed samą sobą. Ciągle jeszcze nie mogła sobie przypomnieć, co to było, ale pamiętała swe bezgraniczne przerażenie.
Wyrwała mu się z krzykiem, sweter został w rękach mężczyzny. On jednak błyskawicznie się podniósł i rzucił na nią. Karine poślizgnęła się na gładkim kamieniu, próbowała przytrzymać się korzeni, zaczepić palcami o szczeliny w skale, ale napastnik już nakrył ją ciałem. Czuła, że ściąga z niej spodnie, próbowała wywinąć się z jego uścisku, ale przytrzymał ją mocno i wdarł się w nią od tyłu. Dziewczynka wiła się jak piskorz, udało jej się przekręcić na plecy. Zaczęła kopać i gryźć, uderzała rękami na oślep, wyrywając przy tym kępki mchu, pluła mu ziemią w twarz. Wiedziała już teraz, co się dzieje – raczej na podstawie tego, czego dowiedziała się od innych, niż dzięki własnym doświadczeniom.
Ogarnęła ją desperacja. Zebrała wszystkie siły, biła i kopała w przekonaniu, że walczy o życie. Wiedziała, że wtedy spotkało ją coś strasznego i nie może dopuścić, by powtórzyło się to raz jeszcze.
On jednak zdołał w nią wtargnąć ponownie i tym razem dziewczynka znalazła się w kleszczach. Jej krzyki stłumiła duża męska dłoń, drobne piąstki bezskutecznie uderzały w plecy napastnika.
Taka upokorzona, taka zbrukana, chciała już tylko jednego – umrzeć. Nigdy nie będzie mogła spojrzeć nikomu w oczy, naznaczona piętnem, godna jedynie pogardy.
Skończył. Wstał, szybkimi ruchami poprawił ubranie.
– Nikomu ani słowa! – nakazał zdyszany. – I tak się wyprę, nikt nie wie, że tu przyjechałem.
Odszedł.
Karine nie mogła się podnieść. Leżała drżąc skulona, wstrząsana łkaniem.
– Nie wolno tak robić – płakała. – Nie wolno im tak robić!
Zdjęcie się nie udało. „Wyglądasz jak strach na wróble” – oceniła matka.
Nigdy nikomu nie powiedziała, co zaszło, ale nie dlatego, że napastnik nakazał jej milczenie. Znów usunęła wydarzenia ze świadomości, wmawiała sobie, że był to tylko zły sen.
Inaczej nie mogłaby żyć.
Mimo wszystko w jej duszy pozostał bolesny ślad.
Karine czuła się teraz jeszcze bardziej odrzucona niż kiedykolwiek. Unikała ścieżek na pustkowiach, zawsze starała się mieć przed sobą przestrzeń lub chodzić w pobliżu miejsc, gdzie mieszkali ludzie. A jednocześnie nadal szukała samotności, takie już miała usposobienie.
Gorąco jednak pragnęła poczucia wspólnoty, więzi z drugim człowiekiem, choć wiedziała, że teraz jest to już niemożliwe.
Często czuła się jak Shira podczas wędrówki przez groty, czytała o tym w kronikach Ludzi Lodu. Miała wrażenie, że tak jak Shira zawieszona jest w pustce, że nie ma nic nad nią, pad nią ani wokół niej.
Читать дальше