To Niemcy, pomyślał. Typowe Niemcy. Ale jak ja się tu znalazłem?
Rozejrzał się dokoła. Czy to nie…
Ależ tak, do licha, znów był w pobliżu przeklętego dworu! Czyżby miał tam wrócić, na tę farmę hodującą przedstawicieli wspaniałej nordyckiej rasy?
Poczuł ogarniające go mdłości.
– Widzę, że nie bardzo ci się tu podoba – stwierdził wesoło ktoś za jego plecami.
Jonathan się odwrócił.
– Gand! – uśmiechnął się. – Dziękuję za pomoc! Co prawda nie pojmuję, jakim cudem się tu znalazłem i dlaczego sprowadziłeś mnie w to miejsce, ale cudownie znów cię widzieć. Czy ja chorowałem? Straciłem przytomność?
– Wiele pytań naraz – śmiał się nadziemsko urodziwy Gand. – Spróbuję na nie odpowiedzieć. To ja cię uśpiłem, żebyś nie wiedział, co się dzieje, i przywlokłem cię tu nie po to, by cię tu zostawić, ale ponieważ sam tego chciałeś.
– Chciałem? Bardzo w to wątpię.
– Mamrotałeś w każdym razie coś o jakiejś dziewczynie, wypędzonej z fabryki Lebensbornu, ponieważ się nie nadawała. Mówiłeś, że ci jej szkoda. To skomplikowało naszą powrotną podróż do domu, ale ponieważ jesteś człowiekiem o dobrym sercu, postanowiłem, że nadłożymy drogi.
– Nie mam dobrego serca – ostro zaprotestował Jonathan. – Już nie. Stałem się zimny i niewrażliwy po tym, jak zastrzelili mego najlepszego przyjaciela, Runego.
– Rune potrafił być bardziej bezwzględny, niż ci się wydaje – odparł Gand z powagą. – A chłód twojej duszy nie jest wcale taki głęboki. Kiedy ty wypoczywałeś, postarałem się dowiedzieć czegoś więcej o tej dziewczynie, którą odrzucili. Udało mi się ją odnaleźć. Mieszka w pobliskim miasteczku i nie najlepiej jej się wiedzie. Rodzina odsunęła się od niej po tym, jak Lebensborn uznał ją za niezdatną.
– Dobrze, że ją odnalazłeś – stwierdził Jonathan. – Co z nią zrobiłeś?
– O tym ty zdecydujesz, to twoja rzecz.
– Ale ja… – zaczął zmieszany Jonathan, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. – No cóż, najpierw chyba powinienem się z nią spotkać. Nie wiem nawet właściwie, jak ona wygląda, w nocy nie miałem okazji, by jej się przyjrzeć.
– Ale zapadła ci w pamięć?
– Najwyraźniej. Wiele razy o niej myślałem. Odczuwałem taką niechęć do tej drugiej dziewczyny, która pojawiła się następnej nocy, że zapragnąłem okazać dobroć tamtej.
– A więc dobrze, odwiedzimy ją. Następny ruch należy do ciebie.
W miasteczku Gand zostawił go samego, zdecydował, że poczeka gdzieś w ukryciu, by nie zwracać na siebie uwagi.
Drżącymi palcami Jonathan zapukał do koślawych drzwi.
Wcześniej rozważyli z Gandem różne możliwości.
„Jeśli postanowisz zabrać ją do Norwegii, przysporzy nam to kłopotów – powiedział. – W przeciwnym razie podróż do domu będzie bardzo prosta. Ale zdecyduje twoje wrażliwe serce”.
Drzwi uchyliły się nieznacznie, zablokował je łańcuch. W szparze ukazała się jasna twarz dziewczyny.
– Proszę mi wybaczyć – zaczął Jonathan, ale przerwał mu okrzyk przerażenia i drzwi się zatrzasnęły.
Stał zakłopotany, nie bardzo wiedząc, co począć. Czy miał odejść, czy zapukać jeszcze raz?
Zanim zdążył się zdecydować, dziewczyna się opamiętała, odsunęła łańcuch i otworzyła drzwi.
– Proszę wejść – powiedziała rozgorączkowana i prawie wciągnęła go do środka.
Stanęli w małym, nędznym pokoiku, patrząc na siebie. W dziennym świetle dziewczyna wyglądała inaczej, nie była brzydka, raczej nijaka. Nie należała do osób, na które zwraca się uwagę.
– Ich… Ich… – jąkał się Jonathan. Nie wiedział, co powiedzieć, wreszcie jednak wziął się w garść. – Bardzo się o ciebie niepokoiłem – rzekł. – Bałem się, że coś się stało.
Jego wizyta najwyraźniej wprawiła ją w oszołomienie.
– Czy ty…
Zrobiła nieokreślony gest ręką.
– Że ja… Co chciałaś powiedzieć?
– Że ty… żałujesz? Ale ja już nie mam obowiązku, by…
– Och, nie – wykrzyknął przerażony. – Źle mnie zrozumiałaś. W tamtą nieszczęsną noc czułem do ciebie sympatię i uznałem, że to z mojej winy musiałaś opuścić dwór. Chciałem upewnić się, że nic złego cię nie spotkało. Oni potrafią być bardzo brutalni.
W naiwnych oczach pojawił się błysk stanowczości.
– Fuhrer nigdy się nie myli. Jeśli zostałam odrzucona, to znaczy, że nie byłam godna mu służyć.
Boże drogi, pomyślał Jonathan. Jak daleko sięga ta indoktrynacja?
Podjął decyzję. Szaleństwem byłoby zabrać dziewczynę do Norwegii, do kraju, w którym tak gorąco nienawidzono okupanta. Teraz, gdy poznał ją nieco lepiej, wiedział, że nigdy nie będzie zdolny czuć do niej niczego więcej niż litość i odrobina sympatii. Tak naprawdę w ogóle nie była w jego typie, a przy takim jej nastawieniu do nazizmu nigdy nie znaleźliby wspólnego języka.
Nie żałował jednak, że ją odnalazł. Wdzięczny był Gandowi, że go tu przywiódł, na pewno mówił o niej przez sen czy jak też nazwać stan, w jaki wprowadził go Gand. Los dziewczyny naprawdę go martwił.
– Posłuchaj – powiedział. – Wiem, że nie powodzi ci się najlepiej. Chciałbym ci jakoś pomóc, jeśli mi pozwolisz, ale nie mam przy sobie pieniędzy…
Brzmiało to trochę dziwnie, bo nie oglądał pieniędzy od chwili, kiedy całe wieki temu opuścił Norwegię, a wyglądem przypominał raczej upiora niż osobę, która może coś komuś ofiarować.
Ale twarz dziewczyny się rozjaśniła.
– Jeśli chcesz, mogę się odwdzięczyć – oświadczyła, spuszczając oczy.
Na litość boską, dlaczego ona nic nie rozumie? Czy nigdy nie słyszała, że ktoś może chcieć pomóc drugiemu człowiekowi zwyczajnie, z przyjaźni?
– O tym nie ma mowy – powiedział stanowczo. – Nigdy nie wykorzystałbym takiej okazji! Ale proszę o coś w zamian: nie wspominaj nikomu o mojej wizycie!
Dziewczyna była zbyt głupia, by zrozumieć sytuację Norwega – zbiega we wrogim kraju. Energicznie pokiwała głową.
– Nic nie powiem, przysięgam!
– Dobrze, podaj mi swoje nazwisko i adres…
Gand czekał na niego.
– Już z daleka zorientowałem się, jaka jest twoja decyzja – uśmiechnął się. – Ale teraz znów cię uśpię, bo musimy jak najprędzej wrócić do domu. Coś tam się dzieje, trzeba natychmiast interweniować.
Jonathan się zaniepokoił.
– Ale przecież jesteśmy tak daleko!
– Tym się nie przejmuj! – roześmiał się Gand.
Powiódł dłonią po twarzy chłopca, tak jak zamyka się oczy umarłemu, i Jonathan stracił świadomość.
Gand, potomek czarnych aniołów, wziął go w ramiona i oderwał się od ziemi.
Dawid wrócił do domu samochodem.
– Gdzie Karine? – spytał zdumiony, wchodząc do niewielkiej przytulnej kuchni, w której zwykle przesiadywała rodzina. – Myślałem, że wybiegnie nam na spotkanie.
Efrem wstał z miejsca i wymknął się na dwór.
– Karine ze dwie godziny temu poszła do swojego pokoju – odparła Christa. – Chyba nie jest w formie.
W tej samej chwili do domu wrócił Nataniel.
Chriście wystarczył jeden rzut okiem na ukochanego syna, by wiedzieć, że coś się stało. Chłopiec biegł, z oczu bił mu lęk.
– Co się dzieje, Natanielu?
– Gdzie Karine?
– Chyba w swoim pokoju, a dlaczego pytasz?
– Musimy iść na górę. Natychmiast!
Joachim poderwał się z krzesła. W napięciu patrzył na dziewięcioletniego przyrodniego brata, wiedział, że gdy Nataniel jest w takim nastroju, sprawa musi być poważna.
Читать дальше