Pozwolono mu też codziennie przynosić do domu lokalną gazetę. Każdego ranka toczył z państwem zabawną walkę o ten zadrukowany papier, a potem ludzie zbierali kawałeczki i dopasowując je do siebie, czytali. Twierdzili, że Shane jeszcze nie do końca pojął swoje zadanie, ale on uważał, że świetnie je wypełnia.
Pewnego dnia odwiedzili ich przyjaciele, przyprowadzili całkiem dorosłego psa, na dodatek płci przeciwnej. Shane oszalał i niesamowicie wdzięczył się do suczki. Z podniesionym ogonem i postawionymi uszami podskakiwał na sztywnych łapach. Rozbawiona Karine musiała się odwrócić, nie należy bowiem ranić uczuć psa, który ma poważne zamiary.
Ale wybranka Shane'a zdawała się go nie dostrzegać. Z początku okazywała wiele cierpliwości, ale gdy Shane stał się zbyt natarczywy, nagle się zdenerwowała. Wystarczyła krótka, gniewna reprymenda. Shane wycofał się przestraszony, urażony do głębi i łapą pocierał nos, który znalazł się w zbyt bliskim kontakcie z zębami psiej panny.
Nagle zjawili się nowi goście, jeden z domowników miał bowiem urodziny, i przyprowadzili kolejnego psa, prawdziwie dorosłego psa, który opanował naprawdę elegancką sztukę. Pod krzakiem róży przy bramie podniósł nogę. A potem kopał tylnymi łapami, aż ziemia pryskała na wszystkie strony. Shane oniemiał z podziwu, oczy mu pociemniały z zazdrości. Pies tymczasem podszedł do kolejnego krzaczka i powtórzył całą procedurę. Shane nie odstępował go ani na krok i pilnie chłonął wiedzę. Czegóż ten obcy pies nie umiał! Kiedy po raz trzeci podniósł nogę, Shane nie wytrzymał. Musiał i on spróbować. Nie bardzo mu to wyszło, nie potrafił zachować równowagi. Poderwał się prędko, by inne czworonogi nie zauważyły, jak się zbłaźnił.
Potem wszystkie psy usadowiły się wokół stołu, z nadzieją wyczekując na ewentualne resztki. I rzeczywiście, spadały, szczególnie w miejscach, gdzie siedzieli Marine, Joachim i Nataniel.
Był to wielki dzień w życiu Shane'a! Wieczorem padł na dywan i zasnął Jak kamień. Przez całą noc ani drgnął.
Karine uwielbiała swego pupilka. Mogła przyglądać mu się godzinami. Zdawała sobie sprawę, że on jest jej jedynym ratunkiem.
Tego wieczoru kładła się spać równie szczęśliwa jak Shane i z rozrzewnieniem wspominała szczegóły swej wizyty. Przypominała sobie, jak Shane w końcu musiał schować męską dumę do kieszeni i przykucnąć na trawniku niczym suczka. Duży przyglądał mu się z niejakim roztargnieniem, a potem dumnie podniósł nogę, nie omijając Shane'a. Nadprogramowa kąpiel wywołała wielkie poruszenie. Nataniel i Joachim szorowali Shane'a przy wtórze połajań, jakie właściciele dużego psa wypowiadali pad adresem swego ulubieńca.
Karine nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Tak bardzo się przyjaźnili, Ona, Joachim, Nataniel i maleńki Shane. I jeszcze Christa. Panowało między nimi zrozumienie. Starali się być blisko siebie, instynktownie wyczuwając, jak wiele ich łączy.
Życie Karine jakoś więc się toczyło, z pozoru spokojne i wesołe, lecz w rzeczywistości trawione lękiem i depresjami.
Pewnego dnia Abel powiedział:
– Podobno na całym południu kraju znów panuje nosówka, a Shane nie był chyba szczepiony?
– Ja… ja nie wiem – niepewnie odparła Karine.
– Nie, nie był szczepiony – stwierdziła Christa. I ona się zaniepokoiła. – Po prostu zaniedbanie. Powinniśmy chyba to zrobić.
Karine poderwała się z krzesła.
– Natychmiast!
– Dzisiaj nie mamy czasu – odrzekła Christa. – Jestem w samym środku wielkiego prania i potrzebna mi twoja pomoc, Karine.
– Dawid ma jechać do miasta – przypomniał sobie Abel. – Razem z Efremem. Chyba oni mogą się tym zająć?
Tak też się stało. Shane pojechał samochodem Dawida, którym zresztą uwielbiał podróżować. Karine patrzyła za nim ze strachem. A jeśli wpadną do rowu? Albo Efrem będzie niedobry dla psa, przecież go nie znosił.
Ale Dawid lubił psiaka, tuż on przypilnuje młodszego brata.
Po południu Efrem wrócił do domu. Sam.
– Dawid miał tyle spraw do załatwienia, przyjechałem autobusem – powiedział swym zwykłym nieprzyjemnym tonem.
– A Shane? – dopytywała się Karine. – Czy on jest z Dawidem?
Efrem posłał jej kose spojrzenie, a potem popatrzył prosto w oczy. Z jego twarzy biła agresja. Christa wyszła akurat z naręczem mokrej bielizny, którą chciała rozwiesić do suszenia.
– Shane? – Efrem niemal wypluł to słowo. – Już był zarażony.
Karine uśmiech zamarł na ustach.
Efrem ciągnął ze źle skrywaną radością:
– Weterynarz zrobił mu więc zastrzyk. Shane i tak już nie miał szans, a w dodatku mógł zarazić inne psy.
– Nie, to nie może być prawda! – zawołała Karine.
Efrem zapytał gniewnie:
– Uważasz może, że kłamię?
Rozpacz dziewczyny wywołała wyraźną radość na twarzy najmłodszego syna Abla z pierwszego małżeństwa. Patrzył na nią triumfująco.
– Nie, nie – powtórzyła bezradnie Karine i wycofała się do kuchni. Oślepiona rozpaczą po omacku dotarła do swego pokoju.
Tam rzuciła się na łóżko. Nie mogła płakać. Twarz jakby jej zastygła, w sercu czuła ból tak mocny, że nie mogła oddychać, myśli wirowały…
Powinna była pojechać do weterynarza. To jej wina. Powinna zaszczepić go wiele miesięcy temu. Jak bezmyślnie postąpiła! Shane, maleńki Shane, taki samotny, nie rozumiał, ca się dzieje u weterynarza, nie było przy nim żadnego przyjaciela, choć z Dawidem zawsze się rozumieli. Och, nie, nie, nie mogła znieść tej myśli! Ona sama nie była nic warta, cóż więc jej teraz zostało? Z jej winy złapano Jonathana, gdyby nie to, co się stało w lesie, Rune nie zostałby z nią i uratowałby Jonathana jak wiele razy przedtem.
Ale Runego także zabrali, Joachim dowiedział się o tym w Oslo od jednego z przyjaciół Jonathana z ruchu oporu. Na pewno go zamordowali, naziści nie znosili tak odmiennych przedstawicieli ludzkiej rasy, a Rune był naprawdę dziwny.
O Boże, do czego ona doprowadziła?
A ten człowiek, którego zabiła? Może miał rodzinę? W gazetach pisano o tajemniczym zniknięciu i daremnych poszukiwaniach. Ale Karine nie przeczytała całego artykułu.
Zniszczyła ludzkie istnienie… może niejedno?
Joachim… Joachim, który wyraźnie dobrze jej życzył, Joachim, którego kochała mocno całym swym szesnastoletnim sercem. Wiedziała, że nigdy nie będzie należał do niej, bo sama nie pozwalała mu się do siebie zbliżyć. Nie mogła przyjąć żadnych przejawów jego przywiązania, wprost drętwiała, czując do siebie obrzydzenie. Przecież jako dziecko dopuściła się czegoś strasznego, wszak jej winą było, że tamci dwaj mężczyźni ją zgwałcili.
Shane…
Nigdy go już nie zobaczy.
Karine już nie myślała. Działała jak automat. Weszła do łazienki, otworzyła apteczkę, w której Abel przechowywał tabletki nasenne. Abel miał kłopoty z nerwami, bo Pan nie pozwalał mu dostąpić objawienia i z tego powodu często miewał trudności z zaśnięciem. Christa tłumaczyła mu, że to pycha. Dlaczego on właśnie miałby dostąpić łaski, czyż był lepszy od innych ludzi?
Słoiczek z tabletkami stał na swoim miejscu. Karine wysypała całą ich garść i połknęła, popijając wodą z kranu.
Wróciła do siebie i położyła się do łóżka. Czuła, że serce jej krwawi z żalu za pieskiem, którego nigdy już nie będzie mogła pogłaskać i szepnąć mu, jak bardzo go kocha.
Dla nieszczęśliwej Karine była to kropla, która przepełniła kielich goryczy. Więcej nie mogła już znieść.
Jonathan obudził się na skraju lasu. Usiadł. Przed nim rozciągały się urodzajne pola wschodzącego zboża. Nieco dalej dostrzegł gęstą zabudowę miasteczka, kryte czerwoną dachówką domy.
Читать дальше