Ewa Białołęcka - wiedźma.com.pl

Здесь есть возможность читать онлайн «Ewa Białołęcka - wiedźma.com.pl» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

wiedźma.com.pl: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «wiedźma.com.pl»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Z nią zdradzicie nawet swój komputer!
Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się internautom… Jak choćby upierdliwa ciotka w stanie wskazującym na nie-życie.
Obdarza spadkiem Krystynę zwaną Reszką, samotną matkę, redaktorkę z wydawnictwa i netomankę.
Na co dzień przyspawana do laptopa Reszka, musi więc wyrwać się z sieci i rusza do zabitej dechami wsi. W odziedziczonej chałupie udaje jej się nawet rozpalić ogień pod kuchnią.
I TO BEZ POMOCY GOOGLE!
Niestety, zaczyna widzieć na jawie i we śnie: duchy, mary czy trupy, nie tylko w szafie. Sama nie wie, czy szajba to, czy gen, bonus do schedy po ekscentrycznej zołzie…
Horror daleko od szosy i romans daleki od harlequina – mix o idealnie wyważonych proporcjach…
Powieść nominowana do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla za rok 2008.

wiedźma.com.pl — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «wiedźma.com.pl», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Chłopak, jak słusznie przypuszczałam, był przyzwyczajony do rozkazów wydawanych pewnym specjalnym tonem, bo posłuchał bez namysłu, więc mogłam go ponownie obejrzeć w pełnej krasie i lepszym oświetleniu. Niedopasowany mundur fałdował się na chudej postaci żołnierzyka, który liczył sobie nie więcej jak szesnaście czy siedemnaście lat.

Name? – szczeknęłam.

Gefreiter Liebke Erich, das Motorradkommando! – Odruchowo stanął na baczność.

– Spocznij – mruknęłam, machając ręką. Erich. Eryk? – Co ja niby mam z tobą zrobić, Eryk?

Westchnęłam i znów pomachałam, tym razem zachęcająco, cofając się od okna w głąb kuchni. Może łamałam jakiś rytuał, zapraszając go do środka – podobno takie wampiry nie wejdą bez zaproszenia, stuknięci arystokraci… Wolałam jednak rozmawiać na siedząco. Poza tym na stole stała jeszcze ciepła porcja kaszanki i czułam, że mam ochotę na dokładkę.

Eryk Liebke zrozumiał zaproszenie dosłownie i wlazł przez okno, przekładając nogi nad niskim parapetem. Udałam sama przed sobą, że nie widzę jak jego ręka, trzymająca wciąż hełm, przechodzi przez połówkę okna jak przez hologram.

Bitte. – Siadając, wskazałam mu krzesło naprzeciwko. Posłusznie zajął miejsce. Oczy uciekały mu wciąż do kaszanki, jak przyciągane magnesem. Ukradkiem przełknął ślinę. Głodny duch? Tknięta diabelskim pomysłem, podsunęłam mu talerz. Jeśli sobie poradzi z tą porcją, to nie jest aż taki eteryczny, jak można by sądzić.

Danke schön!

Jadł, jakby nie miał niczego w ustach od tygodni.

„Od pół wieku” – pomyślałam z przekąsem i ukroiłam sobie sera.

Zmiótł kaszankę w mgnieniu oka, odłożył widelec. Rozejrzał się nieznacznie po izbie. Przez długą chwilę panowało milczenie.

– Pani mnie widzi – szepnął. – Nikt mnie nie widzi, nikt ze mną nie mówi. Tylko pani…

„A jednak znasz polski!” – miałam na końcu języka, ale zanim wydałam ten okrzyk, zdałam sobie sprawę, że chłopak nadal mówi po niemiecku, lecz jego słowa w jakiś niepojęty sposób trafiały mi bezpośrednio w ten rejon mózgu, gdzie nabierały sensu, choć w uszach miałam germański szwargot. Zacisnęłam ręce w pięści pod stołem, czyniąc mocne postanowienie, że nie pozwolę, by mi puściły nerwy.

– Rozumiesz, co… do ciebie… mówię? – odezwałam się na próbę.

Przechylił głowę, jakby wsłuchując się w poszczególne frazy.

Ja… Rozumiem. Tak.

Co miałam mówić? Jak poprowadzić tę cudaczną konwersację? Na miłość boską, żadna encyklopedia, poradnik, żadna powieść fantasy nie dawały instrukcji na temat „Jak i o czym rozmawiać z wytworem własnej uszkodzonej osobowości”. „Piękny umysł” zalecał raczej ignorowanie, ale trochę trudno było mi lekceważyć coś, co siedziało naprzeciwko z miną spaniela i twierdziło, że nazywa się Eryk Liebke. Eryk Liebke z Waffen-SS, w za dużym uniformie, z błyskawicami na kołnierzu zbyt luźnym na jego cienką szyję. Zapytać, ilu zabił Polaków w swoim krótkim życiu? Ilu Żydów zamknął w jakiejś stodole i podłożył ogień, razem ze swymi koleżkami z wojska?

– Co ty tu porabiasz, Eryk? – zapytałam.

Ich weiss nicht… Była noc, Rosjanie… – Chłopak uciekł wzrokiem w bok, potarł czoło, jakby coś sobie przypominał z wysiłkiem. – Czołgi, schissen… Zgubiłem się. Szukam oddziału. Nie wolno dezerterować, za to jest kula… Gdzie moi kameraden?

Wyglądał jak ktoś, kto ze zmęczenia nie może jasno myśleć. Nie kojarzy prawidłowo. Lub jak ktoś, kto porusza się i mówi w hipnotycznym śnie.

– Nie żyją – odparłam sucho. Pal diabli, nie miałam siły na dywagacje, czy ktoś z oddziału Eryka ocalał i teraz niańczy prawnuki w domku z ogródkiem pod Berlinem, czy też użyźnił glebę w okolicach granicy polsko-rosyjskiej. Najlepsze były proste odpowiedzi.

Żołnierzyk zwiesił głowę. Nie znam się na niemieckich szarżach, ale ta sierota mogła być tylko szeregowcem. Na szyi dyndały mu staroświeckie gogle.

– Długo tu jesteś? Gdzie śpisz? Co jesz? – dopytywałam się, licząc nie na to, że czegoś się dowiem, ale na to, że on sam sobie wyjaśni pewne sprawy i nareszcie dojdzie do jakichś wniosków.

– Długo, bardzo długo. Wiele dni. Śpię w lesie. Najpierw się bałem, ale potem Rosjanie odeszli. Wyszedłem – nie ma nikogo, nie ma wojska. Poszedłem do ludzi, tylko Polen, nikt mnie nie słucha – pożalił się. – Nikt nie chce na mnie patrzeć. Niektórzy uciekają… Wszyscy mnie nienawidzą, bo jestem Szfap – ostatnie słowo bez wątpienia wymówił w koślawym polskim.

– Eryk. Eryk, popatrz na mnie! – powiedziałam z naciskiem. Podniósł głowę. Nic dziwnego, że wzięli go do SS z takim wyglądem. Wyżla czaszka, włosy jak słoma i szaroniebieskie oczy, barwy gołębiego skrzydła.

– Wojna się skończyła. Hitler kaputt, verstehen ? Idź do domu. Wracaj do domu, Eryku Liebke.

„O ile gdzieś go jeszcze masz” – dokończyłam w myśli. No cóż, jeśli nadal miał się błąkać po świecie w tym pożałowania godnym stanie, to chyba lepiej, żeby błąkał się na terenie Niemiec. Mógłby sobie przynajmniej gazetę poczytać…

– Wojny… nie ma? – Szeregowy Eryk Liebke wyglądał jakby mu przyłożono czymś ciężkim w potylicę. – Do domu?

– Tak! Nie ma wojny. Do domu! Wracaj do domu! – podniosłam głos.

„Jesteś pieprzonym duchem, zjadłeś mi kaszankę, nie życzę sobie więcej twoich wizyt w moim mózgu, won za zachodnią granicę, cholero! Uprzejmie proszę”.

Klęłam w duchu na czym świat stoi i dopiero po chwili zorientowałam się, że chłopaczek nie patrzy wcale na mnie, tylko gdzieś za moje plecy. Oczy miał wytrzeszczone, twarz jeszcze bledszą niż na początku wizyty, choć myślałam, że to niemożliwe. Obejrzałam się. Na ścianie wisiał zeszłoroczny kalendarz. Rubryczki, numerki, obrazek przedstawiający kociaka w koszyczku oraz krowiaste cyfry roku.

Niemiecki soldat bez słowa wstał od stołu, niepewnym krokiem podszedł do kalendarza i obejrzał go sobie dokładnie. Kiedy się odwrócił z powrotem, miał wyraz twarzy człowieka, któremu dach się zawalił na głowę. A potem wyszedł bez pożegnania.

I bez otwierania drzwi.

Na stole pozostał talerz z nietkniętą kaszanką i widelec – tak jak go położyłam.

Podumałam parę minut, a potem ostrożnie spróbowałam.

Smakowała normalnie i nie było jej czuć duchem, więc zjadłam do końca.

* * *

Telefon oczywiście zastał mnie przy zmywaniu. Normalka. Jeśli myjesz głowę, pierzesz lub babrzesz się w pianie z ludwika, można przypuszczać, że w ośmiu przypadkach na dziesięć trzeba będzie odebrać mokrymi rękami wrażliwą na wilgoć komórkę. Taki przykład powinni dopisać w wikipedii pod słownikowym hasłem „aksjomat”.

– Reszka? – Głos ojca „falował”, to cichnąc, to znów wzmagając się. Zasięg musiał być tutaj bardzo nienadzwyczajny, choć przynajmniej dawało się zrozumieć, co ma do przekazania rozmówca. – Co tam u ciebie?

„Duchy, zjawy i problemy z psychiką”.

– Świetnie, tato, świetnie. Kobielak przesadzał z tą katastrofą. Nic szczególnego, po prostu bałagan w dokumentach.

„Właściwa katastrofa pewnie dopiero nadejdzie, jak znam życie”.

– Kiedy wracasz? Jeremi roznosi dom jak nie ma komputera. Wysłałem go na podwórko z saperką, robi podkop pod śmietnikiem.

„Moja krew”.

– Daj mu leksykon dinozaurów do czytania. Nie wiem, tato. Kobielak wpycha mi tę chałupę trochę na siłę. W sumie jest tu nawet ładnie, ale wciąż wychodzą jakieś cosie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «wiedźma.com.pl»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «wiedźma.com.pl» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «wiedźma.com.pl»

Обсуждение, отзывы о книге «wiedźma.com.pl» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x