Arkadij Strugacki - Miliard lat przed koncem swiata

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Miliard lat przed koncem swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Miliard lat przed koncem swiata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miliard lat przed koncem swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Uczeni prowadzący badania, nagle zaczynają napotykać przedziwne, czasem wręcz absurdalne przeszkody. Czyżby komuś zależało na tym, by zatrzymać ich na krok przed dokonaniem epokowych odkryć? A jeśli tak, to komu? Pozaziemskiej cywilizacji? A może zjawisku, które od tysiącleci ludzkość nazywała „ślepym losem”?

Miliard lat przed koncem swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miliard lat przed koncem swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie mogę powiedzieć, że nie zrozumiałem jego hipotezy, ale nie mogę też powiedzieć, że uświadomiłem ją sobie do końca. Nie mogę powiedzieć, że mnie przekonała, ale z drugiej strony objaśniła wszystko, co się z nami działo. Więcej, wyjaśniała w ogóle wszystko, co się działo, dzieje i dziać będzie we Wszechświecie, i na tym, jeśli chcecie, polegała również jej słabość. Było w niej coś ze stwierdzenia, że postronek jest rodzajem sznurka.

Wieczerowski wprowadzał pojęcie Homeostatycznego Wszechświata. "Wszechświat zachowuje swoją strukturę" — to było jego podstawowe założenie. Według Wieczerowskiego prawo zachowania energii i prawo zachowania materii były po prostu szczególnymi przejawami prawa zachowania struktury. Prawo nie malejącej entropii, jest sprzeczne z Homeostazą Wszechświata i dlatego jest prawem cząstkowym, a nie ogólnym. Dopełnieniem tego prawa jest prawo nieprzerwanej reprodukcji rozumu. Jedność i sprzeczność tych dwóch praw cząstkowych zabezpiecza prawo zachowania struktury.

Gdyby istniało wyłącznie prawo niemalejącej entropii, struktura wszechświata uległaby zniszczeniu, zapanowałby chaos. Ale z drugiej strony, gdyby istniał, albo przynajmniej przeważał, wyłącznie doskonalący się nieprzerwanie wszechpotężny rozum, określona przez homeostazę struktura wszechświata również zostałaby naruszona. To oczywiście nie oznaczałoby, że wszechświat stałby się gorszy albo lepszy, po prostu byłby inny — wbrew zasadzie homeostatyczności, ponieważ nieprzerwanie rozwijający się rozum może mieć tylko jeden cel — zmianę natury Natury. Dlatego sama istota Homeostazy Wszechświata polega na podtrzymaniu równowagi między wzrastaniem entropii i rozwojem rozumu. Dlatego nie mogą powstawać supercywilizacje, ponieważ pod tym pojęciem rozumiemy właśnie rozum rozwinięty do takiego stopnia, że może już przezwyciężyć prawo niemalejącej entropii w skali kosmicznej. I to, co dzieje się teraz z nami, nie jest niczym innym jak tylko pierwszą reakcją Homeostatycznego Wszechświata na groźbę przekształcenia ludzkości w supercywilizacje. Wszechświat się broni.

Nie pytaj mnie, mówił Wieczerowski, dlaczego właśnie Malanow i Głuchow stali się pierwszymi jaskółkami nadciągających kataklizmów. Nie pytaj mnie, jaka jest fizyczna natura sygnałów, które zatrwożyły homeostazę na tym skrawku wszechświata, w którym Głuchow i Malanow prowadzili swoje sakramentalne badania. W ogóle nie pytaj mnie o mechanizmy działania Homeostatycznego Wszechświata — nic o tym nie wiem, podobnie jak nikt nic nie wie o mechanizmach działania prawa zachowania energii. Po prostu wszystkie procesy przebiegają tak, że energia zostaje zachowana. Po prostu wszystkie procesy przebiegają tak, żeby za miliard lat prace Malanowa i Głuchowa razem z milionami innych nie doprowadziły do końca świata. Mam na myśli oczywiście nie koniec świata jako takiego, a koniec określonego świata, istniejącego w tej właśnie chwili, tego, który istniał już miliard lat temu i któremu Malanow i Głuchow, wcale tego nie podejrzewając, zagrażają swoimi mikroskopijnymi próbami przezwyciężenia entropii…

Mniej więcej właśnie tak — nie wiem, czy właściwie czy niezupełnie właściwie, a może absolutnie niewłaściwie — zrozumiałem Wieczerowskiego. I nawet nie zacząłem się z nim spierać. I bez tego sprawa wyglądała paskudnie, a w tej interpretacji stała się tak beznadziejna, że nie wiedziałem po prostu, co mam powiedzieć i po co w ogóle żyć! Boże! Dymitr Malanow versus Homeostatyczny Wszechświat! To nawet nie pleśń pod cegłą. To nawet nie wirus w centrum Słońca.

— Słuchaj — powiedziałem. — Jeśli to tak, to o czym w ogóle gadać. Niech piekło pochłonie te moje M-kawerny… Wybór! Jaki tu może być wybór?

Wieczerowski powolnym ruchem zdjął okulary i zaczął wodzić małym palcem u nasady nosa. Bardzo długo, nie do zniesienia długo milczał. A ja czekałem. Czekałem, ponieważ instynktownie czułem, że nie może mnie Wieczerowski porzucić samego na pastwę swojej Homeostazy, nie zrobi tego nigdy w życiu, bo gdyby nie istniało jakieś wyjście, jakiś wariant, jakaś, u diabła, pomimo wszystko możność wyboru, za nic nie opowiedziałby mi tego wszystkiego. Wreszcie przestał znęcać się nad swoim nosem, ponownie włożył okulary i cichutko powiedział:

— Powiedziano mi, że ta droga zaprowadzi mnie do oceanu śmierci, zawróciłem zatem w pół drogi. I odtąd ciągle widzę przed sobą tylko ślepe, kręte ścieżki prowadzące donikąd…

— No? — zapytałem.

— Powtórzyć? — zapytał Wieczerowski.

— No, powtórz.

Powtórzył. Miałem ochotę zapłakać. Wstałem spiesznie, nalałem wody do czajnika i znowu postawiłem go na gazie.

— Jak to dobrze, że jest na świecie herbata — powiedziałem. -Inaczej od dawna leżałbym pijany pod stołem…

— Ja mimo wszystko wolę kawę — powiedział Wieczerowski.

I w tym momencie usłyszałem, jak w zamku drzwi wejściowych obraca się klucz. Zapewne zrobiłem się biały na twarzy, a może nawet siny, ponieważ Wieczerowski nagle pochylił się ku mnie z trwogą i powiedział cicho:

— Spokojnie, Dima, spokojnie… Jestem przy tobie.

Prawie go nie słyszałem.

Tam w przedpokoju otwarły się drugie drzwi, zaszeleściło ubranie, rozległy się szybkie kroki, rozpaczliwie wrzasnął Kalam i — ciągle jeszcze siedziałem jak skamieniały — zadyszany głos Irki powiedział "Kalam, głupi kocie…" i zaraz potem:

— Dimka!

Nie pamiętam, jak mnie wyniosło do przedpokoju. Złapałem Irkę w objęcia, przytuliłem się do niej (Irka, Irka!), poczułem zapach znajomych perfum, Irka miała mokre policzki i też mamrotała coś dziwnego: "Żyjesz, o Boże… A ja już myślałam! Dimka!". Potem oprzytomnieliśmy. Przynajmniej ja oprzytomniałem. To znaczy w końcu dotarło do mnie, że to jest ona, i zrozumiałem, co ona mamrocze. I moja amorficzna, skamieniała groza przemieniła się nagle w zupełnie konkretny ludzki strach. Postawiłem ją na podłodze, bacznie spojrzałem na jej zapłakaną twarz (nawet się nie umalowała) i zapytałem:

— Irka, co się stało? Skąd się tu wzięłaś? Bobek?

Moim zdaniem ona w ogóle nie słuchała. Łapała mnie za ręce, gorączkowo wodziła mokrymi oczami po mojej twarzy i powtarzała bez przerwy:

— Mało nie zwariowałam… Myślałam, że już nie zdążę… Co to wszystko znaczy…

Tak jak staliśmy, objęci, przecisnęliśmy się do kuchni. Posadziłem Irkę na swoim taborecie, a Wieczerowski w milczeniu nalał jej mocnej herbaty prosto z fajansowego czajniczka. Chciwie wypiła, wychlapując połowę na prochowiec. Była straszliwie zmieniona, tak zmizerowana, że prawie jej nie poznawałem. Oczy miała zaczerwienione, nie uczesane włosy opadały w strąkach. Wstrząsnął mną dreszcz i oparłem się o zlewozmywak.

— Coś złego z Bobkiem? — zapytałem, ledwie obracając językiem.

— Z Bobkiem? — powtórzyła bezmyślnie Irka. — Dlaczego z Bobkiem? Mało nie zwariowałam przez ciebie… Co tu się stało?! — krzyknęła nagle. — Chorowałeś? — znowu omiotła mnie spojrzeniem. — Przecież jesteś zdrowy jak byk!

Poczułem, jak opada mi dolna szczęka, i zamknąłem usta. Nic nie rozumiałem. Wieczerowski zapytał bardzo spokojnie:

— Dostałaś jakąś złą wiadomość o Dimie?

Irka przestała badać mnie oczami i spojrzała na Wieczerowskiego. Potem nagle zerwała się z miejsca, pobiegła do przedpokoju i natychmiast wróciła, pospiesznie grzebiąc w torebce.

— Spójrzcie… spójrzcie, co ja dostałam… — Grzebień, szminka w etui, jakieś karteczki, pudełka, banknoty — wszystko leciało na podłogę. — Boże, gdzie to jest… Aha! — Rzuciła torebkę na stół, wsunęła drżącą dłoń w kieszeń prochowca — nie od razu trafiła — i wyciągnęła zmiętą depeszę. — Macie!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Miliard lat przed koncem swiata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Miliard lat przed koncem swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Miliard lat przed koncem swiata»

Обсуждение, отзывы о книге «Miliard lat przed koncem swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x