Arkadij Strugacki - Alfa Eridana

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Alfa Eridana» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1962, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Alfa Eridana: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Alfa Eridana»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Alfa Eridana — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Alfa Eridana», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Alfa Eridana

Wybór opowiadań fantastyczno — naukowych

Przełożyli J. Dziarnowska, M. Kumorek, E. Wołyńczyk

Wiersze przełożył Jerzy Litwiniuk

Opowiadania zaczerpnięto z następujących wydawnictw:

Alfa Eridana, 1960 r. Miesięcznik „Znanje i siła” NR 8, 9, 10, 1960 r.

A. Strugacki i B. Strugacki

Indywidualne hipotezy

Poeta Aleksander Kudriaszow

Wala Pietrow przyszedł mnie o tym zawiadomić. Ściągnął beret z głowy, przygładził włosy i powiedział:

— No więc tak, Sania, zdecydowane.

Usiadł na niskim fotelu przy stole i wyciągnął przed siebie długie nogi. Uśmiechał się tak samo jak zwykle. Zapytałem:

— Kiedy?

— Za dziesięć dni. — Złożył beret na pół i wyprostował go na kolanie. — A jednak mnie wyznaczono. Zupełnie już straciłem nadzieję.

— Ależ nie, dlaczego? — odezwałem się. — Przecież jesteś doświadczonym astronautą.

Wyjąłem z lodówki wino. Stuknęliśmy się i wypiliśmy.

— Startujemy z Cyfeusza — powiedział Wala.

— Gdzie to jest?

— Sputnik Księżyca.

— Ach tak — powiedziałem. — Zdawało mi się, że Cyfeusz to konstelacja.

— Konstelacja nazywa się Cefeusz. A Cyfeusz — raczej Cyfej — po chińsku znaczy „start”. Ściśle mówiąc to lotnisko dla rakiet fotonowych.

Postawił kieliszek na stole, włożył beret i wstał.

— Dobra. Idę.

— A Różena? — zapytałem. — Różena wie?

— Nie — odparł Pietrow i usiadł z powrotem. — Jeszcze nie wie. Jeszcze jej nie powiedziałem.

Umilkliśmy.

— Na długo? — zapytałem. Wiedziałem, że na zawsze.

— Nie, nie bardzo — odrzekł Wala. — Zamierzamy wrócić za sto pięćdziesiąt lat. Albo za dwieście. Waszych ziemskich oczywiście. Olbrzymie szybkości. Prawie okrągłe „c”.

Zamyślił się.

— Dobra — powtórzył. — Muszę już iść. Ale nie ruszył się z miejsca.

— Napijmy się jeszcze — zaproponowałem.

— Daj.

Wypiliśmy jeszcze po kieliszku wina.

— No cóż — powiedział Pietrow. — Przed nami był Gorbowski, a przed Gorbowskim Bykow. Lecę trzeci. Szykują się jeszcze dwie ekspedycje. Dziesięć lat podróży, no, najwyżej piętnaście.

— Oczywiście — odparłem. — Einsteinowska względność czasu i tak dalej.

Wala wstał.

— Odprowadzisz mnie na lotnisko, Sania? — zapytał.

Skinąłem głową. Wala poprawił beret i skierował się do wyjścia. Przy drzwiach zatrzymał się.

— Dziękuję — powiedział.

Nic na to nie odpowiedziałem. Nie mogłem wykrztusić słowa.

Prócz Pietrowa na „Muromcu” leciało jeszcze pięciu astronautów. Trzech spośród nich znałem — Larri Larsena, Siergieja Zawiałowa i Saburo Mikimi. Odprowadzających było dziewięcioro. Na jakąś godzinę przed startem usiedliśmy wszyscy w mesie. Na Cyfeuszu nie było siły ciążenia i założono nam buty z namagnesowanymi podeszwami. Różena i Wala trzymali się za ręce. Różena bardzo się zmieniła w ciągu ostatnich dni. Schudła, wydawało się, że ma jeszcze większe oczy. Była piękna. Wala trzymał jej dłoń w swojej ręce i uśmiechał się. Miałem wrażenie, że w myśli mknie już z nieprawdopodobną szybkością wśród dalekich gwiazd. Oboje milczeli. Raz tylko Różena powiedziała coś półgłosem i Pietrow pogłaskał jej rękę.

Pozostali milczeli również. Młodziutka dziewczyna w pomarańczowej sukience, odprowadzająca jakiegoś nie znanego mi astronautę, od czasu do czasu cichutko szlochała.

Nieraz już zdarsało mi się żegnać ludzi odlatujących w Kosmos. Pozostałym zapewne też. Ale dziś była szczególna sytuacja. Z tą szóstką żegnaliśmy się na zawsze. Pomyślałem, że gdy wrócą, nie zastaną przy życiu nikogo z nas — ani mnie, ani Różeny, ani dziewczątka w pomarańczowej sukience. Tę szóstkę powitają już przyszłe pokolenia. Możliwe, że będą to nawet ich potomkowie.

— Nie martw się — powiedział głośno Wala.

— Ja się nie martwię — odpowiedziała Różena.

— To przecież bardzo potrzebne.

— Rozumiem.

— Nie — odparł Pietrow. — Nie rozumiesz, Różenko. Wcale nie rozumiesz. I Aleksander też nie rozumie. Siedzi i myśli: „No i po co oni to robią?” Prawda, Sania?

Śmiał się. Nie, nie odgadł moich myśli. Znałem Walę od dziecka i bardzo go lubiłem. Ale byliśmy zupełnie różnymi ludźmi. Pietrow był zawsze trochę fanfaronem i pozerem. Wszystko mu się udawało i przyzwyczaił się do tego. Z uśmiechem balansował na skraju przepaści. Z pewnością zachwycał się sobą, że taki jest wesoły, beztroski, szczęściarz. Wyobraziłem sobie, że za półtorej setki lat również zejdzie na Ziemię z wesołym uśmiechem, uderzając po zniszczonym bucie laseczką wyciętą na Bóg wie jakiej planecie.

Do mesy wszedł jasnowłosy, opalony młodzieniec i oznajmił:

— Już czas, towarzysze.

Podnieśliśmy się. Dziewczyna w pomarańczowej sukience załkała głośno. Spojrzałem na Różenę i Pietrowa. Objęli się i Wala zanurzył twarz w jej włosach.

— Zegnaj, łasiczko — powiedział. Różena milczała.

Odeszła na bok i próbowała poprawić uczesanie. Włosy jej nie słuchały.

— Idź — powiedziała. — Idź. Nie mogę już. Proszę cię, idź. — Mówiła niskim, niezwykle matowym głosem. — Żegnaj.

Pietrow pocałował ją i cofnął się ku wyjściu. Cofał się, klapiąc żelaznymi podeszwami i patrzył na nią nie odwracając oczu. Twarz mu zbielała, wargi miał też zupełnie białe. Przy wejściu zasłonił go barczysty Larri Larsen, następnie nieznajomy astronauta, którego odprowadzała dziewczyna w pomarańczowej sukience, wreszcie Sierioża Zawiałow.

— Do widzenia, Różenko — powiedział Pietrow.

Dopiero później uprzytomniłem sobie, że powiedział „do widzenia”, i pomyślałem, że— się przejęzyczył. Gdy wyszli i zatrzasnęła się za nimi pokrywa luku, jasnowłosy młodzieniec nacisnął jakieś guziczki na ścianie. Okazało się, że kulisty sufit mesy odgrywał rolę czegoś w rodzaju stereoteleekranu. Zobaczyliśmy „Muromca”. Był to znakomity statek kosmiczny z przelotowym napędem fotonowym na zasadzie anihilacji. Chwytał i spalał w reaktorze gazy kosmiczne, pyły i wszystko, na co można natrafić w przestrzeni. Posiadał nieograniczone możliwości przebiegu. Szybkość miał również nieograniczoną — oczywiście w ramach bariery światła. Był olbrzymi, miał około pół kilometra długości. Ale na mnie zrobił wrażenie srebrzystej zabawki, czarki do szampana zawieszonej w środku ekranu na tle gęstwy gwiazd.

Patrzyliśmy jak zaczarowani. Nagle ekran rozświetlił się. Światło było ostre jak błyskawice, białoliliowe. Oślepiło mnie na chwilę. Ale gdy sprzed oczu zniknęły różnobarwne koła, na ekranie zostały tylko gwiazdy.

— Wystartowali — powiedział jasnowłosy młodzieniec. Wydało mi się, że im zazdrości.

— Odleciał — powiedziała Różena.

Podeszła do mnie, niezgrabnie stawiając nogi w podkutych butach, i położyła mi dłoń na rękawie. Palce jej drżały.

— Jest mi bardzo smutno, Sania — powiedziała. — Boję się.

— Zostanę z tobą, jeśli pozwolisz — odparłem.

Ale Różena nie zgodziła się. Wróciliśmy do Nowosybirska i rozstaliśmy się. Zabrałem się do pisania. Chciałem napisać wielki poemat o ludziach, którzy odchodzą ku gwiazdom, i o kobiecie, która została na pięknej, zielonej Ziemi. Jak stoi przed odlatującym przyjacielem i mówi niskim, matowym głosem: „Idź. Nie mogę już. Proszę cię, idź”. A on uśmiecha się zbielałymi wargami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Alfa Eridana»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Alfa Eridana» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Alfa Eridana»

Обсуждение, отзывы о книге «Alfa Eridana» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x