• Пожаловаться

Arkadij Strugacki: Miliard lat przed koncem swiata

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki: Miliard lat przed koncem swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, год выпуска: 2004, категория: Фантастика и фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Arkadij Strugacki Miliard lat przed koncem swiata

Miliard lat przed koncem swiata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miliard lat przed koncem swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Uczeni prowadzący badania, nagle zaczynają napotykać przedziwne, czasem wręcz absurdalne przeszkody. Czyżby komuś zależało na tym, by zatrzymać ich na krok przed dokonaniem epokowych odkryć? A jeśli tak, to komu? Pozaziemskiej cywilizacji? A może zjawisku, które od tysiącleci ludzkość nazywała „ślepym losem”?

Arkadij Strugacki: другие книги автора


Кто написал Miliard lat przed koncem swiata? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Miliard lat przed koncem swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miliard lat przed koncem swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Skończyłem papierosa, uniosłem się z taboretu i wrzuciłem niedopałek do wiadra. Obok wiadra leżał dowód osobisty. Brawo. Zebraliśmy wszystko do ostatniego papierka, do ostatniego grosza, a dowód leży na podłodze. Podniosłem czarnozieloną książeczkę i z roztargnieniem spojrzałem na pierwszą stronę. Sam nie wiem po co. Oblał mnie zimny pot. Siergiejenko Inna Fiodorowna. Rok urodzenia 1939… Co to takiego? Na zdjęciu była Irka… Nie, nie Irka, jakaś kobieta podobna do Irki, ale nie Irka. Jakaś Inna Fiodorowna Siergiejenko.

Ostrożnie położyłem dowód na brzegu stołu, wstałem i na palcach zakradłem się do pokoju. Powtórnie spłynąłem lodowatym potem. Twarz leżącej pod prześcieradłem kobiety była ciasno obciągnięta suchą napiętą skórą, a uśmiech czy raczej bolesny grymas obnażał górne zęby białe i ostre. Tam, na tapczanie, pod prześcieradłem, leżała wiedźma. Nie wiedząc, co robię, złapałem ją za nagie ramię i potrząsnąłem. Irka obudziła się natychmiast, otworzyła swoje ogromne oczy, powiedziała niewyraźnie: "Dimka, o co chodzi? Czy cię coś boli…". O Boże, Irka! Oczywiście, że Irka. Co za obłęd? "Chrapałam, tak?" — zapytała Irka sennym głosem i znowu zasnęła.

Na palcach wróciłem do kuchni, odsunąłem od siebie ten dowód możliwie jak najdalej, wyciągnąłem z paczki ostatniego papierosa i znowu zapaliłem. Tak. Oto jak my teraz żyjemy. Takie teraz będzie nasze życie. Od dzisiaj.

To lodowate zwierzę chwilę jeszcze drżało wewnątrz i ucichło. Otarłem z twarzy obrzydliwy pot, oprzytomniałem i ponownie zajrzałem do torebki. Dowód osobisty Irki leżał w środku. Malanowa Irina Jermołajewna. Rok urodzenia 1933. Do diabła… No dobrze, a to komu na co potrzebne? Przecież to wszystko nie przypadek. I ten dowód, i depesza, i to, że Irka z takim trudem dotarła do domu, i nawet to, że leciała samolotem z trumnami — jasne, że nie przypadek… A może przypadek? Matka Natura przecież jest ślepa, bezrozumny żywioł… I to właśnie, nawiasem mówiąc, wyraźnie świadczy na korzyść hipotezy Wieczerowskiego. Dlatego, że jeśli naprawdę Homeostatyczny Wszechświat unicestwia mikro-herezję, to tak właśnie, a nie inaczej powinno to wyglądać. Jak człowiek, który biega za muchą z ręcznikiem w ręku — straszne uderzenia ze świstem przecinają powietrze, z półek spadają roztrzaskane wazony, przewraca się lampa, giną niewinne kudłate ćmy, z zadartym ogonem ucieka pod tapczan kot, któremu przydeptano łapę… Zmasowany i niecelny atak. Przecież w ogóle nic nie wiem. Możliwe, że gdzieś za Strumieniem Murińskim zawalił się dom — celowali we mnie, trafili w dom, a ja o niczym nie mam pojęcia, mnie tylko ten dowód przypadł w udziale. I czy to doprawdy tylko dlatego, że przed chwilą pomyślałem o M-kawernach? Zaledwie wyobraziłem sobie, jak opowiadam o nich Irce…

Słuchaj, ja pewnie nie będę umiał żyć w ten sposób. Nigdy nie uważałem się za tchórza, ale żyć bez jednej minuty spokoju, wzdrygać się na widok własnej żony, myśląc, że to wiedźma… A Wieczerowski patrzy teraz na Głuchowa jak na powietrze… To znaczy, że i na mnie będzie tak patrzył… Przestanie mnie dostrzegać. Wszystko trzeba będzie zmienić. Wszystko będzie inaczej. Inni przyjaciele, inna praca, inne życie… Odtąd wciąż widzę przed sobą kręte, ślepe ścieżki, prowadzące donikąd. I będzie mi wstyd co dzień rano przy goleniu oglądać siebie w lustrze. W lustrze będzie bardzo mały i bardzo spokojny Malanow.

Pewnie koniec końców i do tego będzie można przywyknąć, do wszystkiego na świecie można przywyknąć. Pogodzić się z każdą stratą. A to będzie wcale nie taka mała strata! Przecież dziesięć lat szedłem do tego. Nawet nie dziesięć lat — całe życie. Od dzieciństwa, od szkolnego kółka naukowego, od własnoręcznie zmajstrowanych teleskopów, od obliczeń liczb Wolfa według czyichś tam obserwacji… Te moje M-kawerny… Przecież właściwie nic o nich nie wiem — co by się okazało później, do czego by doszli ci, którzy by się nimi zainteresowali po moim odkryciu, poprowadzili dalej badania, rozwinęli, dodali coś od siebie i przekazali innym, w następny wiek… Na pewno coś ważnego mogłoby z tego wyniknąć, więc tracę coś bardzo ważnego, jeśli stało się to przyczyną wstrząsów, przeciwko którym protestuje sam Wszechświat. Miliard lat to bardzo wiele czasu. W ciągu miliarda lat z kłębka śluzu wyrasta cywilizacja…

Ale przecież mnie zgniotą. Zadepczą. Najpierw zatrują życie, zamęczą, doprowadzą do szaleństwa, a jeśli to nie pomoże, zwyczajnie zadepczą… O mamo kochana! Szósta godzina. Słońce już grzeje jak głupie.

I w tym momencie, sam nie wiem dlaczego, znikło zimne zwierzę z mojej piersi. Wstałem, spokojnie poszedłem do pokoju, otworzyłem swoją szufladę, wyciągnąłem swoje papiery, wziąłem pióro. A potem wróciłem do kuchni, rozłożyłem wszystko i zabrałem się do roboty.

Normalnie myśleć oczywiście nie mogłem — w głowie miałem watę, powieki paliły — ale dokładnie i starannie posegregowałem brudnopisy, wyrzuciłem wszystko, co już nie było mi potrzebne, resztę ułożyłem według kolejności, wziąłem brulion i zacząłem całość przepisywać na czysto, bez pośpiechu, ze smakiem, precyzyjnie dobierając słowa — tak jakbym pisał ostateczny wariant artykułu albo sprawozdanie.

Wielu uczonych nie lubi tego etapu pracy, a ja lubię. Sprawia mi przyjemność uściślanie terminologii, spokojne obmyślanie najelegantszych i oszczędnych oznaczeń, wyłapywanie pcheł-omyłek ukrytych w brudnopisach, robienie wykresów, sporządzanie tablic. To szlachetna rzemieślnicza praca uczonego, wyciąganie ostatecznych wniosków, okres delektowania się dziełem własnych rąk.

Więc delektowałem się sobą i dziełem swoich rąk do momentu, kiedy obok mnie pojawiła się Irka — objęła mnie za szyję nagim ramieniem i przytuliła ciepły policzek do mojego policzka.

— To ty? — zapytałem i wyprostowałem grzbiet.

To była moja zwyczajna Irka, a nie ten nieszczęsny strach na wróble, który pojawił się wczoraj. Świeża, różowa, jasnooka i wesoła. Skowronek. Irka jest skowronkiem. Ja jestem sową, a ona skowronkiem. Gdzieś słyszałem o takiej klasyfikacji. Skowronki wcześnie idą spać, łatwo i radośnie zasypiają, równie łatwo i z przyjemnością wstają, natychmiast zaczynają śpiewać i żadna ludzka siła nie nakłoni ich, aby wylegiwały się, powiedzmy, do południa.

— Co z tobą, znowu w ogóle się nie kładłeś? — zapytała i nie czekając na odpowiedź, podeszła do drzwi balkonu. — Co to za wrzaski?

Dopiero wtedy dotarło do mnie, że na podwórzu panuje niezwykły zgiełk — taki, jaki słychać na miejscu nieszczęśliwego wypadku, kiedy milicja już przyjechała, a pogotowie jeszcze jest w drodze.

— Dimka! — krzyknęła Irka. -Tylko popatrz! Cuda się dzieją!

Tchu mi zabrakło. Znam te cuda. Wybiegłem…

19…pić kawę. Wtedy Irka oświadczyła mi kategorycznie, że właściwie znakomicie się stało. W końcu wszystko na świecie układa się wspaniale. Przez te dziesięć dni Odessa zdążyła jej już ostatecznie zbrzydnąć, ponieważ tego lata zjechały tam takie tłumy, jakich najstarsi ludzie nie pamiętają, a w ogóle stęskniła się za domem i nie ma zamiaru wracać do Odessy, tym bardziej że o bilecie nawet nie ma co marzyć, a mama i tak wybiera się do Leningradu w końcu sierpnia, więc przy okazji odwiezie Bobka. A ona, Irka, pójdzie do pracy — zaraz dzisiaj, tylko wypije kawę i pójdzie — a na urlop wybierzemy się razem, tak jak kiedyś zamierzaliśmy, w marcu albo w kwietniu — pojedziemy do Kirowska, w góry na narty.

Potem zjedliśmy jajecznicę z pomidorami. Smażyłem jajecznicę z pomidorami, a Irka spenetrowała całe mieszkanie w poszukiwaniu papierosów, nie znalazła, nagle posmutniała, spochmurniała, zaparzyła następną porcję kawy i zapytała o Sniegowoja. Opowiedziałem jej wszystko, o czym wiedziałem od Igora Pietrowicza, uważnie omijając niebezpieczne zakręty i dokładając wszelkich starań, żeby sprawa wyglądała jak typowy nieszczęśliwy wypadek. Kiedy jej to wszystko opowiadałem, przypomniałem sobie śliczną Lidkę i nawet już otworzyłem usta, żeby o nią zapytać, ale w porę ugryzłem się w język.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Miliard lat przed koncem swiata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Miliard lat przed koncem swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Отзывы о книге «Miliard lat przed koncem swiata»

Обсуждение, отзывы о книге «Miliard lat przed koncem swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.