Arkadij Strugacki - Lot na Amaltee, Stazysci
Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Lot na Amaltee, Stazysci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Lot na Amaltee, Stazysci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Lot na Amaltee, Stazysci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lot na Amaltee, Stazysci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Lot na Amaltee, Stazysci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lot na Amaltee, Stazysci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Co ci jest, Loszeńka? — zapytał nawigator, nie odrywaj ąc wzroku od swych zapisów.
— Daj program trasy końcowej — rzekł Aleksiej Pietrowicz, otwierając z wysiłkiem oczy.
Z analizatora zaczęła wypełzać taśma tabelogramu i Michaił Antonowicz wczepił się w nią obiema rękami.
— Jedną chwilę — odrzekł pośpiesznie. — Chwileczkę. Bykow poczuł przyjemny szum w uszach, pod powiekami zawirowały żółte ogniki. Głowa opadła mu na piersi.
— Loszeńka — przemówił nawigator. Pochylił się nad stołem i poklepał Bykowa po ramieniu. — Loszeńka. Masz tu program…
Bykow ocknął się, potrząsnął głową, rozejrzał się na boki, po czym wziął zapisane kartki.
— Khe-khe — odkaszlnął, marszcząc czoło. — Tak, znów teta-algorytm… — Spojrzał sennym wzrokiem na zapis.
— Loszeńka, może byś przyjął sporaminę — poradził mu nawigator.
— Czekaj, chwilę — odparł Bykow. — A co to znowu? Czyś ty oszalał?
Michaił Antonowicz porwał się z miejsca, obiegł stół i zajrzał Bykowowi przez ramię.
— Gdzie, co? — zapytał.
— Dokąd lecisz? — rzucił zjadliwe pytanie Bykow. — A może ci się wydaje, że lecisz na Siódmy Poligon, co?
— O co ci chodzi, Losza?
— A może wyobrażasz sobie, że na Amaltei zbudowano dla ciebie trytonowy generator?
— Czy chodzi ci o paliwo? — zapytał Michaił Antonowicz. — Paliwa nam starczy na trzy takie kursy…
Bykowa zupełnie odeszła senność.
— Mamy lądować na Amaltei — rzekł. — Potem musimy wraz z planetologami wyprawić się do egzosfery i znów wrócić na Amalteę. W końcu mamy wreszcie wracać na Ziemią. A to znów będzie oversun!
— Czekaj — zaczaj wyjaśniać Michaił Antonowicz. — Chwileczkę…
— Opracowałeś mi zwariowany program, jakby oczekiwały nas tam magazyny paliwa!
Ktoś uchylił luk do kabiny. Bykow odwrócił się. W szczelinie luku ukazała się głowa Daugego. Dauge powiódł oczyma po kabinie i wyszeptał błagalnie:
— Słuchajcie, chłopcy, nie ma tu Warieczki?
— Precz! — wrzasnął Bykow.
Głowa natychmiast zniknęła. Luk przymknięto bezszelestnie.
— H-hultaje — rzekł Bykow. — No więc widzisz, nawigatorze! Jeśli zabraknie mi paliwa na powrotny oversun, marny twój los!.
— Nie wydzieraj się, proszę — oburzył się Michaił Antonowicz. Podumał chwilę i dodał, czerwieniąc się na twarzy. — A do licha z tym…
Zapanowało milczenie. Michaił Antonowicz wrócił na miejsce. Teraz obaj spoglądali na siebie nadąsani.
— Skok w egzosferę przewidziałem — przemówił Michaił Antonowicz. — Powrotny oversun także obliczyłem prawie dokładnie. — Położył dłoń na kupce kartek na stole. — A jeśli cię tchórz obleciał, to z powodzeniem możemy zaopatrzyć się w paliwo na Antymarsie…
Antymarsem kosmogatorzy nazywali sztuczną planetę, krążącą po prawie identycznej orbicie co Mars, tyle że po drugiej stronie Słońca. W istocie był to olbrzymi magazyn paliwa, w pełni zautomatyzowana stacja zaopatrzeniowa.
— A w ogóle to mógłbyś na mnie… nie podnosić głosu — rzekł Michaił Antonowicz.
Ostatnie słowa wypowiedział prawie szeptem. Michaił Antonowicz ochłonął już z pierwszego uniesienia; Bykow także.
— No dobrze — rzekł. — Wybacz, Misza. Michaił Antonowicz uśmiechnął się natychmiast.
— Nie miałem racji — dodał Bykow.
— Ach, Loszeńka — podchwycił skwapliwie Krutikow. — To głupstwo. Nie ma o co… Spójrz no tylko, jak zadziwiająca spirala z tego wychodzi. Z linii prostopadłej — zaczął pokazywać ręką — przechodzimy równolegle do powierzchni Amaltei i tuż ponad egzosferą po elipsie bezwładności docieramy do punktu przeznaczenia. Przy lądowaniu względna szybkość lotu będzie wynosiła zaledwie cztery metry na sekundę. Przeciążenie maksymalne tylko dwadzieścia dwa procent, a czas nieważkości potrwa nie więcej niż trzydzieści — czterdzieści minut. Odchylenia mogą tu być zupełnie minimalne.
— Odchylenia minimalne, no bo przecież teta-algorytm — rzekł Bykow. Miał ochotę powiedzieć nawigatorowi coś miłego: teta-algorytm został opracowany i zastosowany po raz pierwszy przez Michaiła Antonowicza.
Michaił Antonowicz wydał jakiś nieokreślony dźwięk. Był wyraźnie zadowolony. Bykow sprawdził program lotu do końca, kilka razy z rzędu kiwnął potakująco głową i, odłożywszy kartki, zaczął przecierać oczy olbrzymimi, obsypanymi piegami, zwiniętymi w pięści dłońmi.
— Mówiąc szczerze — odezwał się po chwili — wcale się nie wyspałem.
— Przyjmij sporaminę, Loszka — namawiał Michaił Antonowicz. — Ja przyjmuję co dwie godziny tabletkę i widzisz, wcale nie chce mi się spać. Wania tak samo. Po co tak się męczyć?
— Nie lubię tej ich chemii — rzekł Bykow. Ruszył z miejsca i przeszedł się po kabinie. — Słuchaj Misza, co się dzieje na statku?
— A o co ci chodzi, Loszeńka? — zapytał nawigator.
— Znowu planetolodzy — rzekł Bykow.
Żylin spoza osłony fotoreaktora rzucił wyjaśnienie:
— Warieczka gdzieś przepadła.
— Ejże? — rzekł Bykow. — No, nareszcie. — Znów przeszedł się po kabinie. — Dzieciaki, duże dzieciaki.
— Nie złość się na nich, Loszeńka — uspokajał nawigator.
— Wiecie, co wam powiem? — Bykow usiadł w fotelu. — Najgorsi w czasie rejsu są pasażerowie. A najbardziej nieznośni pasażerowie — to starzy przyjaciele. Daj no mi, Misza, sporaminę.
Michaił Antonowicz skwapliwie wyciągnął z kieszeni pudełeczko. Bykow przyjrzał mu się sennym wzrokiem.
— Daj od razu dwie tabletki — poprosił.
2. Planetolodzy prowadzą poszukiwania Warieczki,
a radiooptyk dowiaduje się, co to hipopotam
— Wyrzucił mnie za drzwi — oświadczył Dauge, wróciwszy do kajuty Jurkowskiego.
Jurkowski stał na stole pośrodku kajuty i obmacywał dłońmi miękki matowy sufit. Na podłodze leżały rozsypane okruszyny ciasta.
— A więc ona jest tam — rzekł Jurkowski. Zeskoczył ze stołu, strzepnął z kolan białe okruszki i zaczął wołać błagalnie: — Warieczko, kochana, gdzie się podziewasz?
— A czy próbowałeś siadać znienacka w fotelu? — zapytał Dauge. Podszedł do kanapy i jak kłoda zwalił się na nią z rękami wyciągniętymi wzdłuż ciała.
— Zabijesz ją! — zawołał Jurkowski.
— Nie ma jej tu — stwierdził Dauge i ułożył się wygodniej, kładąc nogi na oparciu kanapy. — Taką operację trzeba by przeprowadzić ze wszystkimi kanapami i fotelami. Warieczka lubi układać się tam, gdzie miękko.
Jurkowski przysunął stół pod ścianę.
— Nie ma — rzekł. — Podczas lotu lubi włazić na ściany i sufity. Trzeba będzie przeszukać cały statek i sprawdzić sufity.
— Boże, mity — westchnął Dauge. — Co też nie przyjdzie do głowy planetologowi, który zgłupiał do reszty z nieróbstwa! — Usiadł, spojrzał spod oka na Jurkowskiego i szepnął złowieszczo: — Jestem przekonany, że to Aleksiej. Zawsze jej nienawidził.
Jurkowski spojrzał uważnie na Daugego.
— Tak — ciągnął Dauge. — Zawsze. Sam wiesz o tym dobrze. I za co? Przecież była taka spokojna… taka miła…
— Głupiś — odrzekł Jurkowski. — Żartujesz sobie, a mnie naprawdę będzie bardzo żal, jeśli zginie.
Usiadł na stole, wsparł się łokciami o kolana, złożył podbródek na zaciśniętych w pięści dłoniach, zmarszczył wysokie, przechodzące w łysinę czoło, czarne brwi nasępił tragicznie.
— No, daj spokój — odezwał się Dauge. — Przecież na statku nie może zginąć. Jeszcze się znajdzie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Lot na Amaltee, Stazysci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lot na Amaltee, Stazysci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Lot na Amaltee, Stazysci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.