Arkadij Strugacki - Lot na Amaltee, Stazysci

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Lot na Amaltee, Stazysci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Lot na Amaltee, Stazysci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lot na Amaltee, Stazysci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Lot na Amaltee, Stazysci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lot na Amaltee, Stazysci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Co tu się dzieje? — zapytał Bykow surowo.

— Aha, jesteś! — ucieszył się Dauge, wyłażąc spod stołu. Twarz miał uśmiechniętą, bluza i kołnierz koszuli były rozpięte.

Jurkowski tyłem wygramolił się spod kanapy.

— O co chodzi? — zapytał Bykow.

— Gdzie moja Warieczka? — odpowiedział mu pytaniem Jurkowski, wstając na nogi. Był bardzo rozdrażniony.

— Potwór! — wyraził się głośno Dauge.

— Próżniaki — powiedział Bykow.

— To on! — rzekł Dauge dramatycznym głosem. — Spójrz na tę twarz, Wołodia. To kat!

— Aleksiej, mówię najzupełniej poważnie — irytował się Jurkow-ski. — Gdzie jest moja Warieczka?

— Wiecie co, planetolodzy — odezwał się Bykow. — Idźcie do diabła!

Bykow wydął policzki i ruszył do kabiny nawigacyjnej. Dauge rzucił w ślad za nim:

— On spalił Warieczkę w reaktorze. Bykow głośno zatrzasnął za sobą luk.

W kabinie nawigacyjnej było cicho. Przy stole przy analizatorze matematycznym siedział na zwykłym miejscu nawigator Michaił Antonowicz Krutikow, podpierając podwójny podbródek zwiniętą w kułak pulchną dłonią. Maszyna matematyczna wydawała lekki szmer, mrugając neonowymi światłami lamp kontrolnych. Michaił Antonowicz zwrócił na kapitana swe łagodne spojrzenie.

— Pospałeś sobie, Loszeńka, co?

— A pospałem — odrzekł Bykow.

— Odebrałem z Amaltei namiary — powiadomił go Michaił Antonowicz. — Wyczekują nas tam, aj, jak wyczekują… — Pokiwał przy tym głową. — Wyobraź sobie, Loszeńka, że dzienna racja wynosi teraz dwieście gramów sucharów i pięćdziesiąt gramów czekolady. Poza tym zupa z chlorelli. Trzysta gramów zupy z chlorelli. To przecie okropnie niesmaczne.

Ciebie by tam posłać, pomyślał Bykow, schudłbyś zdrowo, grubasie. Obrzucił nawigatora surowym spojrzeniem i nie wytrzymał — uśmiechnął się. Michaił Antonowicz zafrasowany wydął grube wargi i oglądał pokratkowany arkusz niebieskiego papieru.

— Masz, Loszeńka — rzekł. — Opracowałem program końcowej trasy lotu. Sprawdź, proszę.

Programów trasy, opracowanych przez Michaiła Antonowicza, nie trzeba było zwykle sprawdzać. Michaił Antonowicz był nadal

najgrubszym i najbardziej doświadczonym nawigatorem z całej flotylli statków międzyplanetarnych.

— Sprawdzę później — powiedział Bykow. Ziewnął serdecznie, osłaniając usta dłonią. — Podaj program do autonawigatora.

— Już podałem, Loszeńka — odezwał się tonem winowajcy Michaił Antonowicz.

— Aha — mruknął Bykow. — No więc cóż, dobrze. Gdzie jesteśmy?

— Za godzinę wchodzimy w strefę końcową — poinformował Michaił Antonowicz. — Przelecimy nad północnym biegunem Jowisza — słowo „Jowisz” wymówił przy tym ze szczególnym akcentem zadowolenia — w odległości dwóch średnic, dwustu dziewięćdziesięciu megametrów. A potem jeszcze ostatnie okrążenia. W zasadzie możemy uważać, że jesteśmy na miejscu, Loszeńka…

— Odległość liczyłeś od środka Jowisza?

— Tak, od centrum.

— Gdy wejdziemy w strefę końcową lotu, będziesz co kwadrans podawał odległość od egzosfery.

— Tak jest, Loszeńka — rzekł Michaił Antonowicz.

Bykow ziewnął raz jeszcze, dłońmi zwiniętymi w pięści z zakłopotaniem przetarł klejące się ze snu oczy i przeszedł wzdłuż pulpitu sygnalizacji awaryjnej. Tutaj wszystko było w porządku. Silnik pracował bez zrywów, plazma dochodziła rytmicznie, regulacja pułapek magnetycznych działała bez zarzutu. Za pracę pułapek magnetycznych odpowiadał inżynier pokładowy Zylin. Zuch, Żylin, pomyślał Bykow. Wyregulował znakomicie, zuch chłopak.

Bykow zatrzymał się i spróbował zmieniając odrobinę kurs zakłócić regulację pułapek, ale bezskutecznie. Białe światełko za przezroczystą szybą z masy plastycznej nawet nie drgnęło. Zuch chłopak, pomyślał znowu Bykow. Teraz wyminął wypukłą ścianę, która stanowiła osłonę fotoreaktora. Przy aparaturze kontrolującej działanie zwierciadła stał Żylin z ołówkiem w zębach. Obiema rękami opierał się o pulpit i prawie niewidzialnymi ruchami wybijał czeczotkę, poruszając przy tym potężnymi łopatkami na przygarbionych plecach.

— Witaj, Wania — powiedział Bykow.

— Witajcie, Aleksieju Pietrowiczu — odpowiedział Żylin, odwracając się gwałtownie. Ołówek wypadł mu z zębów, ale Żylin zręcznie pochwycił go w locie.

— Jak tam zwierciadło? — zapytał Bykow.

— Zwierciadło w porządku — odparł Żylin, ale Bykow mimo wszystko pochylił się nad pulpitem i przeciągnął szeroką błękitną taśmę z zapisem danych kontrolnych.

Zwierciadło to najważniejszy i najdelikatniejszy element silnika fotonowego, gigantyczne paraboliczne lustro pokryte pięcioma warstwami substancji mezonowej o wielkiej wytrzymałości. W literaturze zagranicznej zwierciadło takie nazywa się często „sail” — żagiel. W soczewce paraboloidu co sekunda następują zapłony milionów porcji deutronowo-trytonowej plazmy, która przekształca się w promieniowanie. Potok bladofioletowych płomieni uderza w powierzchnię zwierciadła, tworząc siłę ciągu. Przy tym w warstwie substancji mezonowej powstają tytaniczne skoki temperatur, a sama substancja wypala się stopniowo warstwa po warstwie. Ponadto zwierciadło ulega bez przerwy niszczącemu działaniu korozji meteorytowej. A jeśli przy włączonym silniku zwierciadło ulegnie zniszczeniu u samej nasady, w miejscu gdzie dochodzi do niego gruba rura fotoreaktora, statek momentalnie zostanie zniszczony przez bezgłośny wybuch. Dlatego też zwierciadła statków fotonowych są wymieniane po każdych stu jednostkach astronomicznych lotów. I dlatego właśnie za pomocą systemu kontrolnego prowadzi się nieprzerwanie pomiary stanu warstw substancji mezonowej na całej powierzchni zwierciadła.

Tak — stwierdził Bykow, obracając w palcach taśmę. — Pierwsza warstwa spłonęła.

Żylin przyjął te słowa w milczeniu.

— Misza, czy wiesz, że pierwsza warstwa spłonęła? — powtórzył głośno Bykow.

— Wiem, Loszeńka — odrzekł nawigator. — Cóż chcesz? Oversun. Loszeńka…

Oversun, czyli inaczej „skok przez Słońce”, wykonuje się bardzo rzadko i tylko w sytuacjach wyjątkowych, jak na przykład obecnie, gdy „Stacji J” zagraża, głód. Przy oversunie między start-planetą a finisz-planetą znajduje się Słońce. Taki układ jest bardzo niedogodny z punktu widzenia kosmogacji bezpośredniej. Przy oversunie silnik fotonowy pracuje z maksymalną mocą, szybkość statku dochodzi do sześciu-siedmiu tysięcy kilometrów na sekundę, a na aparaturze dają się zaobserwować skutki mechaniki nieklasycznej, bardzo słabo dotychczas poznane. Załoga prawie nie śpi, zużycie paliwa i zwierciadła jest olbrzymie, a na domiar wszystkiego statek podchodzi zawsze do finisz-planety od strony bieguna, co sprawia wiele trudności i komplikuje lądowanie.

— Tak — przyznał Bykow. — Oversun. No i masz ten oversun. Wrócił do nawigatora i spojrzał na licznik rejestrujący zużycie

paliwa.

— Daj no mi kopię końcowej trasy lotu, Misza.

— Chwileczkę. Loszeńka — odrzekł nawigator.

Był w tej chwili bardzo zajęty. Na stole leżały rozrzucone kartki papieru, półautomatyczna przystawka do analizatora elektronowego pracowała prawie bezszelestnie. Bykow usiadł w fotelu i przymknął lekko powieki. Widział niewyraźnie, jak Michaił Antonowicz, nie odrywając wzroku od taśmy z zapisem, przeciągnął rękaw stronę pulpitu i szybko przebiegł palcami po klawiaturze. Ręka jego była podobna do wielkiego białego pająka. Analizator matematyczny zaszumiał głośniej, po czym zatrzymał się i zapaliło się światełko „stop”.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Lot na Amaltee, Stazysci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lot na Amaltee, Stazysci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Lot na Amaltee, Stazysci»

Обсуждение, отзывы о книге «Lot na Amaltee, Stazysci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x