Arkadij Strugacki - Lot na Amaltee, Stazysci
Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Lot na Amaltee, Stazysci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Lot na Amaltee, Stazysci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Lot na Amaltee, Stazysci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lot na Amaltee, Stazysci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Lot na Amaltee, Stazysci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lot na Amaltee, Stazysci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Bykow zwrócił się do Krutikowa z prośbą:
— Misza, daj mi program, tylko przejrzę… I zaraz przekaż go nawigatorowi cybernetycznemu.
— Już mu podałem, Loszeńka — odrzekł nawigator przepraszającym tonem.
— Aha. No cóż, dobrze — powiedział Bykow i wstał. — Tak. Teraz wszystko jasne. Nie zgniecie nas, oczywiście, ale z powrotem już się nie wydostaniemy — możemy to sobie otwarcie powiedzieć. Nie my pierwsi. Żyliśmy z honorem i z honorem umrzemy. Spróbuję razem z Żylinem, może się coś uda zrobić ze zwierciadłem, ale to… nic… — Zmarszczył czoło i pokręcił spuchniętym nosem. — A co wy zamierzacie robić?
— P-prowadzić obserwacje — odparł zdecydowanie Jurkowski. Dauge przytaknął kiwnięciem głowy.
— Bardzo dobrze. — Bykow popatrzył na nich spod oka. — Mam do was prośbę. Zwróćcie uwagę na Molliara.
— Tak, tak — poparł go Michaił Antonowicz.
— To człowiek nowy i… może się zdarzyć coś niedobrego… sami wiecie.
— Dobra, Losza — rzekł Dauge, uśmiechając się zuchowato. — Możesz być spokojny.
— No więc tak — powiedział Bykow. — Ty, Misza, idź do kabiny nawigacyjnej i dokonaj wszystkich obliczeń, a ja pójdę pomasować sobie bok. Strasznie się potłukłem.
Wychodząc usłyszał, jak Dauge mówi do Jurkowskiego:
— Wiesz, Wołodia, w pewnym sensie to się nam powiodło. Zobaczymy coś takiego, czego nikt dotychczas nie widział. No chodź, do dzieła.
— Ch-chodźmy— rzekł Jurkowski.
No, mnie nie zwiedziecie, pomyślał Bykow. A jednak jeszcze nie zdajecie sobie ze wszystkiego sprawy. Jednak jeszcze wierzycie. Myślcie sobie: Aleksiej wybawił nas z Czarnych Piachów Golkondy, wybawił nas ze zgniłych bagien, wybawi nas też od śmierci wodorowej. Dauge na pewno tak myśli. Ale czy Aleksiej wybawi? A może jednak, może wybawi?
W kabinie lekarskiej Molliar, głośno sapiąc z bólu, smarował się tłustą maścią taninową. Skórę na twarzy i rękach miał czerwoną i lśniącą. Gdy ujrzał Bykowa, uśmiechnął się i zaczął głośno śpiewać piosenkę o jaskółkach. Wyglądało na to, że jest już całkiem uspokojony. I gdyby nie zaśpiewał tej piosenki, Bykow mógłby pomyśleć, że Molliar naprawdę już się uspokoił. Ale Molliar śpiewał zbyt głośno i zbyt wyraźnie, od czasu do czasu sycząc z bólu.
3. Inżynier pokładowy oddaje się wspomnieniom, a nawigator radzi mu, by nie wspominał
Żylin remontował urządzenia kontrolne zwierciadła. W kabinie było bardzo gorąco i duszno, najwidoczniej system klimatyzacji na statku całkiem się rozregulował, ale nikt nie miał czasu ani ochoty, by się tym zająć. Żylin najpierw zrzucił z siebie bluzę, potem kombinezon i wreszcie został tylko w spodenkach i koszulce. Warieczka natychmiast ułożyła się w fałdach kombinezonu i wkrótce zniknęła — pozostał widoczny tylko jej cień, czasem ukazywały się i natychmiast nikły wielkie, wyłupiaste oczy.
Żylin wyciągał z rozbitego korpusu aparatu, jedną po drugiej, płyty z metalu plastycznego do schematów zapisów, sprawdzał całe, odkładał na bok rozbite i zaraz wymieniał je na zapasowe. Pracował metodycznie, bez pośpiechu, jak na egzaminie z montażu, bo też śpieszyć się nie było po co, a może też i dlatego, że i tak to wszystko na nic się prawdopodobnie nie przyda. Starał się nie myśleć o niczym i był zadowolony, że świetnie pamięta schemat ogólny, i że prawie wcale nie musi zaglądać do instrukcji, a także i z tego, że sam nie ucierpiał zbytnio, że draśnięcia na głowie już zaschły i przestały boleć. Zza osłony fotoreaktora dolatywał szum maszyny obliczeniowej. Michaił Antonowicz szeleścił papierem i nieskładnie nucił coś pod nosem. Michaił Antonowicz zawsze podczas pracy mruczał pod nosem różne melodie.
Ciekawie, nad czym w tej chwili pracuje? pomyślał Żylin. A może po prostu stara się czymś zająć, żeby nie myśleć o niczym. To wielka sztuka umieć w takiej chwili zająć się czymś. Planetolodzy też z pewnością pracują, zrzucają bombosondy. Tak więc nie udało mi się zobaczyć wybuchów serii bombosond. I wielu innych rzeczy też nie dane mi było zobaczyć. Powiadają, na przykład, że widok Jowisza z Amaltei jest wspaniały. Bardzo też pragnąłem wziąć udział w ekspedycji międzygwiezdnej albo w którejś z ekspedycji Tropicieli, uczonych poszukujących na innych planetach śladów Przybyszów z innych światów… Mówią wreszcie, że na „Stacjach J” są wspaniałe dziewczęta, przyjemnie byłoby je poznać, a później opowiedzieć o wszystkim Pierre’owi Huntowi, który dostał skierowanie na trasy księżycowe i był z tego, dziwak, zadowolony. Zabawne, Michaił Antonowicz fałszuje tak, jakby robił to umyślnie. Krutikow ma żonę i dwoje dzieci, nie, troje, a starsza córka liczy już szesnaście lat. Ciągle obiecywał, że nas pozna ze sobą i za każdym razem jakoś tak po kawalersku mrugał okiem, ale teraz to już przepadło. Teraz wiele rzeczy przepadło. Ojciec będzie bardzo zdenerwowany — to fatalne! Jak to się wszystko źle złożyło — i to w pierwszym samodzielnym rejsie! Dobrze, że się wówczas z nią pogniewałem, pomyślał nagle Żylin. Teraz wszystko jest o wiele łatwiejsze, a mogło być bardzo trudne. Tak, na przykład, Michaiłowi Antonowiczowi na pewno jest o wiele gorzej niż mnie. I kapitanowi również. Kapitan ma żonę — bardzo ładna kobieta, wesoła i zdaje się mądra. Odprowadzała go i nic podobnego nawet jej przez myśl nie przeszło, a może i myślała o tym, tylko nie dawała po sobie poznać, chyba jednak nie, bo się już do tego przyzwyczaiła. Człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić. Ja, na przykład, przyzwyczaiłem się do przeciążeń, chociaż z początku znosiłem je bardzo źle i nawet myślałem już, że przeniosą mnie na wydział zarządu tras. W szkole nazywano to „przejściem do dziewcząt”. Na wydziale studiowało dużo dziewcząt, zwyczajnych, miłych dziewcząt, zawsze było z nimi przyjemnie i wesoło, ale mimo to „przejście do dziewcząt” uważano za coś poniżającego. Właściwie nie wiadomo dlaczego. Dziewczęta szły pracować na różne Spu oraz na stacje i bazy na innych planetach i pracowały nie gorzej od chłopców. Czasem nawet lepiej. Mimo wszystko, pomyślał Żylin, to bardzo dobrze, żeśmy się wtedy pogniewali. Jak ona by się teraz czuła? Nagle zatrzymał wzrok na trzymanej w ręku rozbitej płytce ze schematem.
…całowaliśmy się w Wielkim Parku, a potem na bulwarze nabrzeżnym pod białymi posągami i odprowadzałem ją do domu, i znów długo całowaliśmy się w klatce schodowej, a przez cały czas, nie wiadomo dlaczego, chodzili jacyś ludzie, mimo że było już późno. A ona bała się bardzo, że raptem może się zjawić jej mama i zapytać: Co tu robisz, Wału, i kim jest ten młody człowiek? To było latem, noce były białe. A potem przyjechałem na ferie zimowe i znów spotkaliśmy się, i znów wszystko było jak dawniej, tylko w parku leżał śnieg i nagie gałęzie drzew kołysały się pod niskim szarym niebem. Zrywał się wiatr i obsypywał nas śnieżnym puchem, zmarznięci na kość biegliśmy ogrzać się do kawiarni przy ulicy Kosmonautów. Cieszyliśmy się bardzo, że było tu pusto, siedzieliśmy przy oknie i patrzyliśmy, jak ulicą mkną samochody. Założyłem się, że znam wszystkie marki samochodów. I przegrałem; podjechało wspaniałe, smukłe auto i nie wiedziałem, jakiej jest marki. Wyszedłem na ulicę, by się dowiedzieć, i powiedziano mi, że to Złoty Smok, nowy i chiński automokar. Spieraliśmy się o wszystko gwałtownie. Wówczas wydawało się, że to jest najważniejsze, że tak już będzie: zawsze — i zimą, i latem, na bulwarze nabrzeżnym pod białymi posągami i w Wielkim Parku, i w teatrze, gdzie ona wyglądała tak pięknie w czarnej sukni z białym kołnierzem, i wciąż trącała mnie w bok, żebym się nie śmiał zbyt głośno. Ale pewnego razu nie przyszła na umówione spotkanie. Więc przez wideofon umówiłem się z nią ponownie, ale znów nie przyszła. I gdy wróciłem do szkoły, przestała pisywać do mnie listy. Wciąż jeszcze nie mogłem w to uwierzyć i pisywałem do niej długie, bardzo głupie listy, lecz wówczas jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że są głupie. A w rok później zobaczyłem ją w naszym klubie. Była tam z jakąś koleżanką i nawet mnie nie poznała. Wydawało mi się, że wszystko już dla mnie stracone, ale pod koniec piątego roku przeszło mi to jakoś i nie rozumiem nawet, dlaczego mi się to wszystko przypomniało teraz. Chyba dlatego, że obecnie i tak już mi wszystko jedno. Mógłbym nawet o tym nie myśleć, ale jeśli i tak wszystko jedno…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Lot na Amaltee, Stazysci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lot na Amaltee, Stazysci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Lot na Amaltee, Stazysci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.