Arkadij Strugacki - Lot na Amaltee, Stazysci
Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Lot na Amaltee, Stazysci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Lot na Amaltee, Stazysci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Lot na Amaltee, Stazysci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lot na Amaltee, Stazysci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Lot na Amaltee, Stazysci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lot na Amaltee, Stazysci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Niech to diabli, o wszystkim zapomniałem.
Jurkowski potrząsnął głową i również spojrzał na luk, prowadzący do kabiny nawigacyjnej.
— Zobaczę — rzekł Molliar. — Zaraz się dowiem wszystkiego. Podniósł się z fotela. Tymczasem luk się otworzył i do kajuty
wszedł kapitan Bykow, olbrzymi, nasępiony, o nienaturalnie fioletowym nosie i z granatowoczarnym siniakiem nad prawym okiem. Obrzucił wszystkich wściekłym spojrzeniem maleńkich oczu, podszedł do stołu, wsparł się o jego blat pięściami i rzekł:
— Dlaczego pasażerowie nie w amortyzatorach? Powiedział to głosem cichym, ale tak, że z twarzy Charlesa
Molliara od razu zniknęła radość. Nastąpiła krótka chwila denerwującej ciszy, po czym Dauge wykrzywił się w jakimś dziwnym grymasie i zaczął patrzeć gdzieś w bok. Jurkowski natomiast znów przymknął oczy. No, nie jest wesoło, pomyślał sobie Jurkowski. Znał przecież dobrze Bykowa.
— Kiedy wreszcie na tym statku zapanuje dyscyplina? — rzekł Bykow.
Pasażerowie milczeli.
— Smarkacze — powiedział Bykow z niesmakiem i usiadł. — Czy to żłobek? Co z wami, monsieur Molliar? — W jego głosie brzmiało znużenie.
To zupa — skwapliwie odparł Molliar. — Już idę się oczyścić.
— Poczekajcie, monsieur Molliar — powstrzymał go Bykow.
— Kch… ziemy? — zachrypiał Jurkowski.
— Spadamy — uciął Bykow. Jurkowski wstrząsnął się cały i wstał:
— Kch… zie? — zapytał.
Spodziewał się tego, ale mimo wszystko aż go poderwało.
— Na Jowisza — poinformował Bykow.
Nie patrzył na planetologów. Spoglądał tylko na Molliara. Było mu go żal, bardzo. Przecież to pierwszy, naprawdę poważny rejs kosmiczny Molliara i na Amaltei oczekiwano go niecierpliwie. Molliar był świetnym radiooptykiem.
— O — odezwał się Molliar — na Jowisza?
— Tak. — Bykow zamilkł, obmacując siniak na czole. — Zwierciadło fotonowe rozbite. Aparatura kontrolna zwierciadła zniszczona. Statek ma osiemnaście dziur.
— Czy spłoniemy? — spytał niecierpliwie Dauge.
— Na razie jeszcze nie wiem. Misza przeprowadza obliczenia. Może i nie spłoniemy.
Bykow zamilkł. Molliar znów się odezwał:
— Pójdę się oczyścić.
— Zaczekajcie, Charles — przerwał mu Bykow. — Towarzysze, czy zrozumieliście dobrze, co wam powiedziałem? Spadamy na Jowisza.
— Zrozumieliśmy — rzekł Dauge.
Teraz będziemy spadać na Jowisza aż do końca życia — powiedział Molliar.
Bykow nie odrywając wzroku patrzył na niego spod oka.
— D-dobrze powiedziane — rzekł Jurkowski.
— C ‘est le mot — potwierdził Molliar, uśmiechając się. — Czy można… czy można, jednak mimo wszystko pójdę się oczyścić?
— No, idźcie już — wycedził Bykow.
Molliar odwrócił się i wyszedł z kajuty. Wszyscy patrzyli za nim i usłyszeli, jak w korytarzu zaczął coś śpiewać cichym, acz przyjemnym głosem.
— Co on śpiewa? — zapytał Bykow. — Molliar nigdy dotąd nie śpiewał.
Dauge przysłuchiwał się przez chwilę, po czym zaczął tłumaczyć:
— Dwie jaskółki całują się za oknem mojego gwiazdolotu. W ogromnej pustce-ce-ce. Co je zagnało aż tutaj? One bardzo się kochały i przyfrunęły aż tu, by popatrzeć na gwiazdy. Tra-la-la. I co wam do tego. Coś w tym rodzaju.
— Tra-la-la — rzekł zamyślony Bykow. — Fajne to.
— T-ty t-tłu-łumaczysz j-jak maszyna LIANTO — rzekł Jurkowski. — P-pra-awdziwe aar-rcydzieło.
Bykow spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— A co ci jest, Wołodia? — zapytał. — Co z tobą?
— J-jąkała n-na całe życie — odparł Jurkowski.
— Prąd go poraził — szepnął Dauge. Bykow poruszył wargami.
— No nic — powiedział. — Nie my pierwsi. Bywało gorzej. Wiedział dobrze, że dotychczas nigdy jeszcze nie było gorzej.
Ani z nim, ani z planetologami. Przez niedomknięty luk posłyszeli głos Michaiła Antonowicza:
— Aloszeńka, gotowe!
— Chodź tutaj — rzekł Bykow.
Michaił Antonowicz, gruby i pokiereszowany, wpadł do kajuty. Był bez koszuli, cały lśnił od potu.
— Och, j aktu macie chłodno! — powiedział, obejmując tęgą pierś krótkimi, pulchnymi dłońmi. — A w kabinie nawigacyjnej potwornie gorąco.
— Dawaj, Misza — niecierpliwił się Bykow,
— A co z Wołodieńką? — przestraszył się nawigator.
— Dawaj, dawaj — powtórzył Bykow. — Prąd go poraził.
— A gdzie jest Charles? — siadając, zapytał nawigator.
— Charles zdrów i cały — odrzekł Bykow, hamując zniecierpliwienie. — Wszyscy zdrowi i cali. Zaczynaj.
— No, to chwała Bogu — odetchnął z ulgą nawigator. — No więc, chłopcy. Coś niecoś obliczyłem i oto co z tego wynika: „Tachmasib” spada, ale nie starczy nam paliwa, żeby się wyrwać.
— To jasne nawet dla jeża — rzekł Jurkowski, prawie się nie zacinając.
— Nie starczy. Wyrwać się można tylko na reaktorze fotonowym, ale zdaje się mamy rozbite zwierciadło. A na hamowanie lotu paliwa starczy. Obliczyłem, oto program. Jeśli uznana powszechnie teoria budowy egzosfery Jowisza jest słuszna, to nie spłoniemy.
Dauge chciał wtrącić, że nie istnieje i nigdy nie istniała żadna powszechnie uznana teoria budowy Jowisza, jednak się powstrzymał.
— Już w tej chwili niezgorzej hamujemy — ciągnął Michaił Antonowicz. — Sądzą, że spadanie przebiegnie pomyślnie. Nic więcej nie możemy zdziałać, chłopcy. — Michaił Antonowicz uśmiechnął się, jakby był winowajcą. — Jeśli oczywiście nie zreperujemy zwierciadła.
— Na Jowiszu nie ma stacji remontowych. To wynika jasno ze wszystkich teorii budowy Jowisza.
Bykow chciał, żeby chłopcy zdali sobie sprawę z sytuacji. Żeby zrozumieli wszystko do końca. Wciąż mu się jeszcze wydawało, że chłopcy nie zdawali sobie z tego sprawy.
— Jaką teorię budowy uważasz za uznaną powszechnie? — zapytał Dauge.
Michaił Antonowicz wzruszył ramionami.
— Teorię Kangrena — odrzekł.
Bykow spoglądał wyczekująco na planetologów.
— No cóż — wzruszył ramionami Dauge. — Może być i Kangren. Jurkowski milczał, spoglądając w sufit.
— Słuchajcie, planetolodzy-specjaliści — nie wytrzymał Bykow. — Co będzie tam w dole? Czy możecie coś o tym powiedzieć?
— Tak, oczywiście — rzekł Dauge. — Już wkrótce powiemy ci o tym.
— Kiedy? — ożywił się Bykow.
— Gdy będziemy tam, na dole — roześmiał się Dauge.
— Planetolodzy — rzekł Bykow. — Spec-jali-ści.
T-trzeba obliczyć — powiedział Jurkowski, patrząc w sufit. Mówił powoli, prawie się nie zacinał. — Niech M-michaił obliczy, na jakiej głębokości s-statek przestanie spadać i z-zawiśnie.
— A to ciekawe — zainteresował się Michaił Antonowicz.
— W-według Kangrena ciśnienie atmosfery na Jowiszu r-rośnie szybko. O-oblicz, Misza. I podaj g-głębokość zanurzenia, c-ciśnienie na tej głębokości oraz siłę c-ciężkości.
— Tak — rzekł Dauge. — Jakie będzie ciśnienie? Może po prostu nas zgniecie.
— No, nie takie to łatwe — powiedział Bykow. — Dwieście tysięcy atmosfer wytrzymamy. A reaktor fotonowy i kadłuby rakiet wytrzymająwięcej.
Jurkowski usiadł, podwinąwszy nogi.
— T-teoria Kangrena nie jest gorsza od innych — oznajmił. Dostarczy nam podstawowych danych. — Spojrzał na nawigatora. — Moglibyśmy o-obliczyć to sami, ale ty masz m-maszynę.
— Oczywiście — przyznał Michaił Antonowicz. — Nie ma o czym mówić. Oczywiście, chłopcy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Lot na Amaltee, Stazysci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lot na Amaltee, Stazysci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Lot na Amaltee, Stazysci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.