Arkadij Strugacki - Drapieznosc naszego wieku

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Drapieznosc naszego wieku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2003, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drapieznosc naszego wieku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drapieznosc naszego wieku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Arkadij i Borys Strugaccy napisali Drapieżność naszego wieku w 1963 roku. Ich pisarstwo wywarło wpływ na cały nurt science-fiction oraz wielu późniejszych twórców. Książki wpisane do kanonu charakteryzują się błyskotliwością pomysłu oraz ponadczasowym znaczeniem, wyróżniającym się przesłaniem, oryginalnością tez i przemyśleń oraz trafną futurologią.

Drapieznosc naszego wieku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drapieznosc naszego wieku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Tak — zgodziłem się. — A przeciwko komu ta rewolucja?

— Walczymy przeciwko krwiopijcom Badszaha! Przeciwko korupcji i zboczeniom rządzącej góry, walczymy o wolność i prawdziwą demokrację… Naród jest z nami, ale naród trzeba karmić. A wy mówicie: damy wam chleb dopiero po rozbrojeniu. I jeszcze grozicie ingerencją… Co za ohydna, kłamliwa demagogia! Oszukiwanie rewolucyjnych mas! Rozbrojenie się wobec krwiopijców oznacza zarzucenie pętli na szyję prawdziwych bojowników! Odpowiadamy — nie! Nie oszukacie narodu! Niech rozbroi się Badszah i jego zbiry! Wtedy zobaczymy, co trzeba robić.

— Rozumiem — powiedziałem. — Ale prawdopodobnie Badszah też nie chce, żeby zarzucono mu pętlę na szyję.

Gwałtownie odstawił kufel z piwem i odruchowo sięgnął do kabury. Ale szybko się opanował.

— Wiedziałem, że pan nic nie zrozumie. Jesteście syci, ogłupiali od tłuszczu, jesteście zbyt zarozumiali, by nas zrozumieć. W dżungli nie odważyłby się pan tak ze mną rozmawiać!

W dżungli rozmawiałbym z tobą inaczej, bandyto, pomyślałem.

— Rzeczywiście, wielu rzeczy nie rozumiem — przyznałem. — Nie rozumiem na przykład, co się stanie, kiedy już odniesiecie zwycięstwo. Załóżmy, że zwyciężyliście, powiesiliście Badszaha, jeśli nie zdążył uciec po chleb i broń…

— Nie zdąży. Dostanie to, na co zasłużył. Rewolucyjny naród rozerwie go na strzępy! Wtedy zaczniemy pracować, zbudujemy kombinaty chemiczne i zasypiemy kraj jedzeniem i ubraniem. Odbierzemy tereny zabrane nam przez sytych sąsiadów. Wykonamy program, o którym wrzeszczy teraz kłamliwy Badszah, otumaniając naród. Dopiero wtedy i tylko wtedy się rozbroimy. Nie potrzebujemy już waszej pomocy, rozumie pan? Rozbroimy się nie dlatego, że postawiliście nam takie warunki, ale dlatego że broń nie będzie nam już potrzebna. I wtedy… — zamknął oczy, jęknął i pokręcił głową.

— Wtedy będziecie syci, będziecie pławić się w luksusie i spać do południa?

Uśmiechnął się.

— Zasłużyłem na to. Naród na to zasłużył. I nikt nie będzie śmiał nam nic zarzucić. Będziemy pić i jeść, ile zechcemy, będziemy mieszkać w prawdziwych domach i powiemy narodowi: Teraz jesteście wolni, odpoczywajcie i bawcie się!

— I nie myślcie o niczym — dodałem. — A nie wydaje się panu, że to wszystko może wam wyjść bokiem?

— Niech pan da spokój! — powiedział dobrodusznie. — To demagogia. Jest pan demagogiem. I dogmatykiem. U nas też są tacy demagodzy. Mówią: Strzeżcie się sytości! Człowiek straci wtedy sens życia! Nie, odpowiadamy, człowiek niczego nie straci, człowiek znajdzie, a nie straci. Trzeba czuć naród, trzeba samemu być z narodu! Naród nie lubi mądrali! Bo w imię czego, do diabła, dajemy się jeść drzewnym pijawkom i sami żremy robaki? — Nagle uśmiechnął się dobrodusznie. — Pewnie się pan na mnie trochę obraził. Nazwałem pana sytym i jeszcze jakoś… Proszę się nie obrażać. Dostatek jest zły, gdy sam go nie masz i gdy ma go twój sąsiad. A dostatek zdobyty w walce to wspaniała rzecz! O niego warto walczyć! Wszyscy o to walczyli. Trzeba go zdobywać z bronią w ręku, a nie wymieniać na wolność i demokrację.

— Czyli jednak waszym ostatecznym celem jest dostatek?

— Bezsprzecznie!… Cel ostateczny to zawsze dostatek. Niech pan tylko weźmie pod uwagę, że my jednak przebieramy w środkach.

— Już wziąłem… A więc dostatek. A człowiek?

— Co człowiek?

Wiedziałem, że ten spór nie ma sensu.

— Nie był pan tu nigdy wcześniej?

— A co?

— Niech się pan zainteresuje. To miasto daje doskonałe lekcje poglądowe dostatku.

Wzruszył ramionami.

— Na razie mi się tu podoba — znowu odsunął pusty talerz i przysunął sobie pełny. — Jakieś takie nieznane zakąski… wszystko tanie i smaczne… pozazdrościć — przełknął kilka łyżek sałatki i warknął: — Wiemy, że wszyscy wielcy rewolucjoniści walczyli o dostatek. Nie mamy czasu sami teoretyzować, ale nie trzeba. Teorii jest wystarczająco dużo bez naszego udziału. Poza tym obfitość nam nie grozi. I jeszcze długo nie będzie nam zagrażać. Są zadania znacznie bardziej pilne.

— Powiesić Badszaha — powiedziałem.

— Tak, na początek. A potem będziemy musieli zlikwidować dogmatyków. Czuję to już teraz. Następnie realizacja naszych roszczeń prawnych. Potem pojawi się jeszcze coś. A dopiero potem-potem-potem nastanie dostatek. Jestem optymistą, ale nie wierzę, że tego dożyję. Więc proszę się nie martwić, jakoś to będzie. Jeśli z głodem sobie poradzimy, to z dostatkiem też… Dogmatycy mówią, że dostatek nie jest celem, lecz środkiem. Ale dzisiaj dostatek to cel. A dopiero jutro, być może, stanie się środkiem.

— Jutro może być już za późno — zauważyłem.

Popatrzył na mnie jak na umysłowo chorego. Wyszedłem.

Przechodząc obok witryny, spojrzałem na niego jeszcze raz. Siedział tyłem do ulicy i jadł z rozstawionymi łokciami.

Gdy przyszedłem do domu, salon był już pusty. Poduszki i kołdry chłopcy zwalili w kącie. Na biurku leżała przyciśnięta telefonem kartka. Dziecięcym charakterem pisma było nabazgrane: „Niech pan uważa. Ona coś wymyśliła. Kręciła się po sypialni”. Westchnąłem i usiadłem w fotelu.

Do spotkania z Oscarem, jeśli ono w ogóle nastąpi, została jakaś godzina. Kładzenie się spać nie miało sensu, poza tym było niebezpieczne. Oscar mógł przyjść nie sam, wcześniej i nie przez drzwi. Wyjąłem z walizki pistolet, wstawiłem magazynek i wsunąłem do bocznej kieszeni. Potem wszedłem za bar, zrobiłem sobie kawę i wróciłem do gabinetu.

Wyjąłem sleg ze swojego radia i z radia Rimeiera, położyłem przed sobą na stole i znowu spróbowałem przypomnieć sobie, gdzie widziałem takie elementy i dlaczego wydaje mi się, że widziałem je nie raz. I przypomniałem sobie. Poszedłem do sypialni i przyniosłem stamtąd fonor. Nawet nie potrzebowałem śrubokręta. Zdjąłem z fonora obudowę, wsunąłem palec wskazujący pod kielich odoratora, podczepiłem paznokciem i wyciągnąłem próżniowy tubusoid FH-92-u, pola statycznego, pojemność dwa. Sprzedawany w sklepach z elektroniką za pięćdziesiąt centów sztuka. W miejscowym żargonie — sleg.

Tak właśnie powinno być, pomyślałem. Zbiły nas z tropu wiadomości o nowym narkotyku. Zawsze robią nam wodę z mózgu informacje o nowych, potwornych wynalazkach. Już nieraz zdarzały się analogiczne przypadki. Gdy Mhagana i Buris zwrócili się do ONZ ze skargą, że separatyści używają nowego rodzaju broni, „zamrażających bomb”, rzuciliśmy się do szukania podziemnych fabryk wojskowych i nawet aresztowaliśmy dwóch najprawdziwszych podziemnych wynalazców (szesnasto — i dziewięćdziesięciosześciolatka). A potem się okazało, że oni nie mają z tym absolutnie nic wspólnego, a potworne zamrażające bomby zostały nabyte przez separatystów w Monachium, w hurtowni chłodziarek i okazały się wybrakowanymi supermaszynkami do robienia lodów. Co prawda, ich działanie rzeczywiście było straszne. W połączeniu z molekularnymi detonatorami (powszechnie stosowanymi przez podwodnych archeologów na Amazonce w celu odstraszania piranii i kajmanów) maszynki powodowały natychmiastowe obniżenie temperatury do stu pięćdziesięciu stopni w promieniu dwudziestu metrów. Potem długo upominaliśmy się nawzajem, by nie zapominać i zawsze pamiętać o tym, że w naszych czasach dosłownie co miesiąc pojawia się cała masa technicznych nowinek o jak najbardziej pokojowym przeznaczeniu, z nieoczekiwanymi efektami ubocznymi. Efekty te często są takie, że łamanie prawa o produkcji broni zwyczajnie przestaje mieć sens. Staliśmy się bardzo ostrożni wobec nowych rodzajów broni stosowanych przez najróżniejszych ekstremistów i dokładnie rok później wpadliśmy na czym innym. Szukaliśmy wynalazców tajemniczej aparatury, za pomocą której kłusownicy wywabiali pterodaktyle daleko poza granice rezerwatu w Ugandzie, i znaleźliśmy błyskotliwą samoróbkę z zabawki „wstań-siadaj” i pewnego instrumentu dość powszechnie stosowanego w medycynie. A teraz złapaliśmy sleg — połączenie standardowego radia, standardowego tubusoida, standardowych chemikaliów oraz niezwykle standardowej gorącej wody. Krótko mówiąc, nie trzeba będzie szukać tajnej fabryki, pomyślałem. To już coś. Trzeba będzie szukać sprytnych i pozbawionych zasad spekulantów, którzy bardzo dobrze wyczuwają, że żyją w Krainie Głupców. Jak trychiny w świńskiej nodze… Pięciu, sześciu operatywnych ludzi interesu. Niewinna willa gdzieś za miastem. Pójść do sklepu, kupić za pięćdziesiąt centów tubusoid, zerwać z niego opakowanie i przełożyć do ślicznego pudełeczka z watą szklaną. I sprzedać (Tylko panu i tylko ze względu na naszą znajomość!) za pięćdziesiąt marek. No tak, był jeszcze wynalazca. I to pewnie niejeden. A nawet na pewno niejeden. Ale ciekawe, czy przeżyli, to przecież nie przynęta na pterodaktyle… I w ogóle czy tu chodzi o spekulantów? Niechby sprzedali jeszcze czterdzieści slegów, nawet sto. Nawet w Krainie Głupców ludzie powinni się wreszcie zorientować, co i jak. I kiedy się to stanie, sleg zacznie się rozprzestrzeniać jak pożar. Zatroszczą się o to moraliści z „Radości Życia”. Potem wystąpi doktor Opir i oświadczy, że sleg korzystnie wpływa na jasność myślenia, że jest niezastąpiony w walce z alkoholizmem i złym nastrojem. A ideałem przyszłości jest ogromna balia z gorącą wodą… i słowo sleg przestaną pisać na płotach… Oto kogo trzeba brać za gardło, jeśli w ogóle kogoś brać, pomyślałem. Przecież to nie spekulanci są nieszczęściem. W końcu spekulują tylko tym towarem, na który jest zapotrzebowanie. Cóż, Maria i tak pośle nas do łapania spekulantów, pomyślałem ze znużeniem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drapieznosc naszego wieku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drapieznosc naszego wieku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Drapieznosc naszego wieku»

Обсуждение, отзывы о книге «Drapieznosc naszego wieku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x