Arkadij Strugacki - Drapieznosc naszego wieku

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Drapieznosc naszego wieku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2003, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drapieznosc naszego wieku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drapieznosc naszego wieku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Arkadij i Borys Strugaccy napisali Drapieżność naszego wieku w 1963 roku. Ich pisarstwo wywarło wpływ na cały nurt science-fiction oraz wielu późniejszych twórców. Książki wpisane do kanonu charakteryzują się błyskotliwością pomysłu oraz ponadczasowym znaczeniem, wyróżniającym się przesłaniem, oryginalnością tez i przemyśleń oraz trafną futurologią.

Drapieznosc naszego wieku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drapieznosc naszego wieku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Odsunąłem pijanego, wszedłem do ogrodu i usiadłem na pomalowanej srebrną farbą ławce w krzakach bzu. Ławka była drewniana, ścieżka biegnąca przez ogród posypana piaskiem. Wejście do budynku oświetlała niebieska żarówka, dojrzałem dwie kariatydy podtrzymujące balkon nad drzwiami. Nie przypominało to wejścia do metra, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Postanowiłem czekać.

Nie trwało to długo. Zaszeleściły kroki i na ścieżce pojawiła się ciemna postać w pelerynce. Kobieta. Nie od razu zrozumiałem, dlaczego jej dumnie uniesiona głowa z wysoką cylindryczną fryzurą, w której błyszczały pod gwiazdami wielkie kamienie, wydała mi się znajoma. Stanąłem na ścieżce i powiedziałem, starając się nadać głosowi kpiącą i jednocześnie pełną szacunku intonację:

— Spóźnia się pani, madame, już po drugiej.

Wcale się nie przestraszyła.

— Co też pan mówi? Czyżby mój zegarek się spóźniał?

To była ta sama kobieta, która pokłóciła się z kierowcą furgonetki. Oczywiście nie poznała mnie. Kobiety z tak wzgardliwie wydętą dolną wargą nigdy nie pamiętają przypadkowych spotkań. Wziąłem ją pod rękę i weszliśmy po szerokich kamiennych schodkach. Drzwi były ciężkie jak pokrywa reaktora. W pustym westybulu kobieta, nie oglądając się, zrzuciła mi na rękę pelerynę i poszła przodem, a ja przystanąłem na chwilę, by przejrzeć się w ogromnym lustrze. Mistrz Gaoej znał się na swoim fachu, ale i tak powinienem trzymać się w cieniu. Wszedłem do sali.

To mogło być wszystko, tylko nie stacja metra — sala ogromna i staromodna, ściany obite hebanem. Na wysokości pięciu metrów biegła galeria z balustradą. Z ozdobionego freskami sufitu uśmiechały się samymi wargami różowe jasnowłose anioły. Niemal całą salę zajmowały rzędy miękkich foteli obitych wytłaczaną skórą, bardzo masywnych z wyglądu. W fotelach niedbale rozwaleni siedzieli elegancko ubrani ludzie, przeważnie starszawi mężczyźni. Wpatrywali się w głąb sali, gdzie na tle czarnego głębokiego aksamitu był podświetlony obraz.

Nikt nie zwrócił na nas uwagi. Dama przepłynęła do pierwszych rzędów, a ja usiadłem na fotelu jak najbliżej drzwi. Teraz byłem prawie pewien, że przyszedłem tutaj na próżno. W sali panowało milczenie, słychać było pokasływanie, z grubych cygar płynęły niebieskawe dymki, liczne łysiny lśniły pod elektrycznym żyrandolem. Odwróciłem się w stronę obrazu. Nie jestem znawcą malarstwa, ale moim zdaniem to był Rafael. Jeśli nawet nie oryginał, to doskonała kopia.

Rozległ się dźwięk miedzianego gongu i w tym samym momencie obok obrazu pojawił się wysoki chudy człowiek w czarnej masce, cały — od szyi po dłonie — obciągnięty czarnym trykotem. Za nim, kulejąc, podążał garbaty karzeł w czerwonym płaszczu. W krótkich wyciągniętych łapkach trzymał ogromny połyskujący miecz o bardzo złowieszczym wyglądzie. Zastygł po prawej stronie obrazu, a zamaskowany człowiek zrobił krok do przodu i głucho powiedział:

— Zgodnie z prawami i postanowieniami szlachetnego towarzystwa mecenasów, w imię sztuki świętej i niepowtarzalnej, władzą, daną mi przez wszystkich, rozważyłem historię i zalety tego obrazu. Teraz…

— Proszę się powstrzymać! — rozległ się za moimi plecami ostry głos.

Wszyscy się odwrócili. Ja też się odwróciłem i zobaczyłem, że wpatruje się we mnie trzech silnych, młodych ludzi w wyszukanych, staromodnych strojach. Jednemu na prawym oku błyszczał monokl. Przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie, następnie mężczyzna z monoklem ruszył policzkiem i upuścił monokl. Wstałem, a oni jak na komendę ruszyli w moją stronę, stąpając miękko i bezszelestnie jak koty. Pomacałem fotel — był zbyt masywny. Mężczyźni skoczyli. Przywitałem ich, jak umiałem, i początkowo wszystko szło dobrze, ale szybko zrozumiałem, że oni mają kastety. Ledwie zdążyłem się uchylić. Przywarłem plecami do ściany. Obserwowali mnie, ciężko dysząc. Zostało ich jeszcze dwóch. W sali pokasływano. Z galerii po drewnianych schodach zbiegało czterech kolejnych mężczyzn, stopnie skrzypiały na całą salę.

Niedobrze! — pomyślałem i skoczyłem, żeby się przez nich przebić.

To była ciężka robota, podobnie jak kiedyś w Manili, ale tam było nas dwóch. Już wolałbym, żeby strzelali, wtedy mógłbym odebrać im pistolety. Ale cała szóstka powitała mnie kastetami i gumowymi pałkami. Na moje szczęście mieli bardzo mało miejsca. Lewa ręka odmówiła mi posłuszeństwa, gdy czterech nagle odskoczyło, a piąty chlusnął jakimś zimnym świństwem z płaskiej butli. I w tym momencie w sali zgasło światło.

Znałem tę sztuczkę — teraz oni mnie widzieli, a ja ich nie. I pewnie byłby to mój koniec, gdyby nie jakiś idiota, który w tym właśnie momencie otworzył drzwi na oścież i zahuczał basem:

— Proszę o wybaczenie, strasznie się spóźniłem, tak mi przykro…

Rzuciłem się w stronę światła, zbiłem z nóg spóźnialskiego, przeleciałem przez westybul, wybiłem drzwi frontowe i przytrzymując lewą rękę prawą, puściłem się pędem po piaszczystej dróżce. Nikt mnie nie gonił, ale mimo to przebiegłem jeszcze dwie ulice, zanim się zatrzymałem.

Padłem na trawnik i długo leżałem, chwytając ustami ciepłe, wonne powietrze. Od razu zebrali się ciekawscy gapie. Otoczyli mnie półkolem i patrzyli chciwie, nie mówiąc nic.

— Wynocha! — powiedziałem, wstając.

Rozeszli się pospiesznie, a ja postałem chwilę, próbując się zorientować, gdzie jestem. Potem powlokłem się do domu. Miałem dość wrażeń jak na jeden dzień. Bez względu na to, kim byli ci członkowie szlachetnego towarzystwa mecenasów — tajnymi miłośnikami sztuki, niedobitymi arystokratami spiskowcami czy jeszcze kim innym — walczyli bez litości i największym idiotą w ich sali byłem najwyraźniej ja.

Minąłem plac, gdzie znowu zapalały się kolorowe plafony i tłum wrzeszczał histerycznie: „Dreszczka, dreszczka!”. Tego też miałem dość. Przyjemne sny są przyjemniejsze od nieprzyjemnej rzeczywistości, ale przecież nie żyjemy we śnie… W restauracji, do której zaprowadziła mnie Wuzi, wypiłem butelkę lodowatej wody mineralnej, popatrzyłem na policjantów stojących spokojnie przy barze, potem wyszedłem i skręciłem na Podmiejską. Za lewym uchem rosła mi gula wielkości piłki tenisowej. Szedłem powoli, trzymając się jak najbliżej ogrodzenia. Chwiałem się na nogach. Usłyszałem za plecami stuk obcasów i głosy.

— Twoje miejsce jest w muzeum, a nie w knajpie!

— Nic po-podobnego… wcale nie jestem pijany. Dlaczego pan nie rozumie, że to tylko jedna butelka…

— Co za ohyda! Upił się, poderwał pannę…

— Co ma do rze-rzeczy panna? To modelka…

— Bił się z powodu dziewczyny, zmusił nas, żebyśmy my się bili z powodu dziewczyny…

— Dlaczego pan wierzy im, a nie wierzy mnie?

— Bo jesteś pijany! Jesteś padalcem, takim samym jak oni, może nawet gorszym…

— Ja tego łajdaka z bransoletą dobrze zapamiętałem… Nie trzymajcie mnie! Sam pójdę!…

— Niczegoś, bracie, nie zapamiętał. Okulary ci zrzucili, a bez okularów jesteś jak ślepa kiszka… Nie brykaj, bo wrzucimy cię do fontanny!

— Uprzedzam, że jeszcze jeden taki numer i zostaniesz wyrzucony. Pijany kulturtreger, co za ohyda!

— Nie praw mu teraz morałów, daj się człowiekowi wyspać…

— Pa-patrzcie, chłopaki! To ten łajdak!

Ulica była pusta i wspomnianym łajdakiem musiałem być ja. Mogłem już zginać lewą rękę, ale nadal bolało. Stanąłem, żeby ich przepuścić. Było ich trzech. Młodzi chłopcy w jednakowych kaszkietach nasuniętych na oczy. Jeden, mocny i przysadzisty, wyraźnie rozbawiony całym zajściem, bardzo mocno trzymał pod rękę drugiego, wielkogłowego, z luźnymi ruchami i nieoczekiwanie gwałtownymi reakcjami. Trzeci, wysoki i chudy, z wąską ciemną twarzą, szedł opodal, trzymając ręce za plecami. Zrównując się ze mną, rozluźniony dryblas zdecydowanie wyhamował. Przysadzisty próbował ruszyć go z miejsca, ale na próżno. Długi przeszedł jeszcze kilka kroków i też się zatrzymał, niecierpliwie oglądając się przez ramię.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drapieznosc naszego wieku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drapieznosc naszego wieku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Drapieznosc naszego wieku»

Обсуждение, отзывы о книге «Drapieznosc naszego wieku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x