Informacje o tym, kto ile podniósł kilogramów oraz kto i do czyich bramek wbił ile goli, pominąłem. Z lokalnych wiadomości zainteresowały mnie trzy.
Miejscowa gazeta, „Radość Życia”, pisała: „Tej nocy grupa przestępców na prywatnym samolocie znowu dokonała nalotu na plac Gwiazdy, wypełniony odpoczywającymi obywatelami. Chuligani wypuścili kilka serii z cekaemu i zrzucili jedenaście bomb gazowych. W efekcie paniki kilkanaście kobiet i mężczyzn odniosło poważne obrażenia. Zasłużony odpoczynek setek porządnych obywateli został zakłócony przez nikczemną grupę inteligentów bandytów, przy jawnym pobłażaniu policji. Przedstawiciel towarzystwa» Za Starą Dobrą Ojczyznę przeciwko Szkodliwym Wpływom «oznajmił naszemu korespondentowi, że społeczeństwo planuje wziąć sprawę ochrony zasłużonego wypoczynku obywateli w swoje ręce. Przewodniczący dał niedwuznacznie do zrozumienia, kogo naród uważa za źródło szkodliwej zarazy, bandytyzmu i zmilitaryzowanego chuligaństwa”.
Na dziewiętnastej stronie gazeta wydzieliła szpaltę dla artykułu „wybitnego przedstawiciela filozofii najnowszej, laureata nagród państwowych, doktora Opira”. Artykuł nosił tytuł: „Beztroski świat”. Doktor Opir pięknymi słowami, w sposób bardzo przekonujący uzasadniał potęgę nauki, wzywał do optymizmu, piętnował posępnych sceptyków czarnowidzów i wzywał do „bycia dziećmi”. Szczególną rolę w kształtowaniu się psychiki współczesnego (to znaczy beztroskiego) człowieka przydawał metodom falowej psychotechniki. „Przypomnijmy sobie, jaki wspaniały ładunek rzeźwości i dobrego humoru daje nam jasny, szczęśliwy, radosny sen!” — wykrzykiwał przedstawiciel filozofii najnowszej. „Nic też dziwnego, że sen, jako środek leczenia wielu chorób psychicznych, znany jest od ponad stu lat. A przecież wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu chorzy — chorzy od trosk, przytłaczają nas uciążliwe drobiazgi dnia codziennego, rzadkie co prawda, ale gdzieś jeszcze zachowane i czasem spotykane niedoróbki, nieuniknione tarcia pomiędzy indywidualnościami, naturalne, zdrowe niezaspokojenie seksualne i niezadowolenie z siebie, tak właściwe każdemu obywatelowi… Podobnie jak aromatyczny badusan zmywa kurz drogi ze zmęczonego ciała, tak radosny sen obmywa i oczyszcza udręczoną duszę. Niestraszne nam teraz żadne troski i niedoróbki. Albowiem wiemy — nadejdzie godzina i niewidoczne promieniowanie generatora snu, który wraz z narodem skłonny jestem nazwać czułym mianem» dreszczka«, wyleczy nas, napełni optymizmem, przywróci radosne odczucie bytu”. Dalej doktor Opir wyjaśniał, że dreszczka jest absolutnie nieszkodliwa pod względem fizycznym i psychicznym, że ataki nieżyczliwych ludzi, dostrzegających w dreszczce podobieństwo do narkotyków, demagogicznie mówiących o „drzemiącej ludzkości”, mogą budzić w nas zdumienie, a może nawet wyższe, groźne dla nieżyczliwych uczucia obywatelskie. Na zakończenie doktor Opir oświadczył, że szczęśliwy sen to najlepszy środek walki z alkoholizmem i narkomanią, i nalegał, by nie łączyć dreszczki z innymi (nieznajdującymi aprobaty medycyny) środkami falowej stymulacji.
Tygodnik „Złote Dni” donosił, że z Państwowej Galerii Obrazów skradziono płótno, którego autorem jest, zdaniem specjalistów, Rafael. Tygodnik zwracał uwagę kompetentnym organom, że to już trzeci przypadek w ciągu ostatnich czterech miesięcy bieżącego roku i że żadne z wcześniej skradzionych dzieł sztuki nie zostało odnalezione.
Poza tym w tygodnikach nie było nic interesującego. Przejrzałem je, zrobiły na mnie nie najlepsze wrażenie. Gazety wypełnione były męczącymi dowcipami, fatalnymi karykaturami, wśród których szczególną głupotą biły serie „Bez słów”, biografie jakichś nieinteresujących ludzi, szkice z życia różnych warstw społecznych, koszmarne cykle „Twój mąż w pracy i domu”, niekończące się dobre rady, jak zająć ręce, by przy tym, nie daj Boże, nie niepokoić głowy; namiętne, idiotyczne wypady przeciwko pijaństwu, chuligaństwu i rozpuście, i znane mi już wezwania do wstępowania do kółek i chórów. Były wspomnienia uczestników zamętu i walk przeciwko gangsterom, poddane literackiej obróbce jakichś osłów pozbawionych sumienia i literackiego smaku, beletrystyczne ćwiczenia oczywistych grafomanów ze łzami, cierpieniami, wyczynami, heroiczną przeszłością i słodką przyszłością. No i mnóstwo krzyżówek, rebusów, zagadek…
Rzuciłem tę stertę makulatury w kąt. Co za udręka! Głaszczą idiotę, troskliwie hodują idiotę, popierają go, patronują mu i końca temu nie widać. Idiota stał się normą, jeszcze trochę, a stanie się ideałem i doktorowie filozofii będą z zachwytem pląsać wokół niego w korowodach. A gazety tańczą w tych korowodach już teraz. Ach, jakiś ty wspaniały, idioto! Jakiś ty rześki i zdrowy, idioto! Jaki z ciebie, idioto, optymista, jakiś ty mądry, jakie masz wyrafinowane poczucie humoru, jak wspaniale umiesz rozwiązywać krzyżówki!… Tylko ty się, idioto, nie denerwuj, wszystko jest takie wspaniałe, takie doskonałe, nauka jest do twoich usług, idioto, literatura również, a wszystko, żeby ci było wesoło, żebyś nie musiał o niczym myśleć… a różnych tam szkodliwie wpływających na ciebie chuliganów i sceptyków razem, idioto, rozniesiemy w pył! (Co, z tobą byśmy nie roznieśli?!). Bo czego ci chuligani właściwie chcą? Czy mają większe potrzeby niż inni? Nuda, nuda… To jakieś przekleństwo ludzkości, jakieś ohydne dziedzictwo gróźb i zagrożeń. Imperializm, faszyzm… dziesiątki milionów zniszczonych istnień, skrzywionych losów… i miliony idiotów, którzy zginęli, złych i dobrych, winnych i niewinnych… ostatnie walki, ostatnie pucze, szczególnie okrutne, ponieważ ostatnie. Kryminaliści, oficerowie, którzy stają się okrutni z nudów, różni dranie z byłych wywiadów i kontrwywiadów. Znudzeni monotonią szpiegostwa gospodarczego, pragnący władzy… I trzeba było wrócić z kosmosu, wyjść z fabryk i laboratoriów, przywrócić żołnierzy do szeregów. Poradziliśmy sobie. Wietrzyk szarpał kartki „Historii faszyzmu” pod nogami. Nie zdążyliśmy do woli rozkoszować się bezchmurnymi horyzontami, gdy z tych samych brudnych podwórek historii wychynęły niedobitki z obrzynami i samoróbkami kwantowych pistoletów, gangsterzy, gangsterskie szajki, gangsterskie korporacje i imperia… „Drobne, gdzieniegdzie zdarzające się niedoróbki…” — przekonywali i uspokajali doktorzy Opirowie, a w okna uniwersytetów leciały butelki z napalmem, bandy chuliganów zajmowały miasta, muzea płonęły jak świece. Dobrze. Odpychając łokciem doktorów Opirów, znowu trzeba było wrócić z kosmosu, wyjść z fabryk i laboratoriów, przywrócić żołnierzy do szeregów. Poradzić sobie. Znowu horyzonty są bezchmurne. I znowu wyleźli Opirowie, znowu zamruczały tygodniki i znowu z tych samych podwórek wyciekł gnój. Tony heroiny, cysterny opium, morza spirytusu… i jeszcze coś, co na razie nie ma nazwy… i znowu wszystko wisi na włosku, a idioci rozwiązują krzyżówki, tańczą flag i chcą jednego — żeby było wesoło. Ale ktoś gdzieś traci rozum, ktoś rodzi dzieci, kolejnych idiotów, ktoś dziwnie umiera w wannie, ktoś nie mniej dziwnie umiera u jakichś rybaków, a mecenasi swojej namiętności do sztuki bronią kastetami… I tygodniki starają się przykryć to śmierdzące bagno kruchą jak marenga, mdlącą warstewką szczęśliwego gadulstwa, dyplomowany idiota wychwala słodkie sny, a tysiące niedyplomowanych idiotów z przyjemnością (żeby było wesoło i nie trzeba było o niczym myśleć) oddaje się snom jak pijaństwu… i znowu przekonuje się idiotów, że wszystko jest dobrze, że kosmos jest zdobywany w niebywałym tempie (i to jest prawda), że energii wystarczy na miliardy lat (i to też jest prawda), że życie staje się coraz bardziej interesujące i różnorodne (i to jest niewątpliwa prawda, ale nie dla idiotów), i szkalujący demagodzy (czytaj: ludzie myślący, że w naszych czasach jedna kropla gnoju może zarazić całą ludzkość, jak niegdyś piwne pucze przemieniły się w groźbę ogólnoświatową), obcy interesom narodu, podlegają ogólnoświatowemu osądowi… idioci i przestępcy… przestępcy idioci…
Читать дальше