— Ach, jeszcze tu jesteś! — powiedział z radosnym zadowoleniem na widok Tojwo, który zamarł ze zdziwienia na kanapie. — Wszystko przed nami, mój chłopcze! Wszystko przed nami! Miałeś racje!
I wypowiedziawszy te zagadkowe słowa, ruszył lekko się chwiejąc do najbliższego okna i odsunął portierę. Zrobiło się oślepiająco jasno, wiec zmrużyliśmy oczy, a Gorbowski odwrócił się i popatrzył na Tojwo, który zamarł obok lampy w postawie zasadniczej. Spojrzałem na Komowa. Komow wyraźnie promieniał, błyskając białymi zębami, zadowolony jak kot, który przed chwilą pożarł złotą rybkę. Wyglądał jak swój chłop, któremu właśnie udał się wspaniały kawał. Zresztą na dobrą sprawę tak właśnie było.
— Nieźle, nieźle — powtórzył Gorbowski. — Nawet znakomicie!
Z głową pochyloną na bok przybliżał się do Tojwo, lustrując go otwarcie od stóp do głów, podszedł bardzo blisko, położył mu rękę na ramieniu i lekko ścisnął kościstymi palcami.
— Mam nadzieje, że darujesz mi szorstkość, mój chłopcze — powiedział. — Ale przecież i ja również miałem racje… A szorstkość to z rozdrażnienia. Muszę ci wyznać, że umieranie jest obrzydliwym zajęciem. Nie przejmuj się.
Tojwo milczał. Oczywiście, nic z tego nie rozumiał. Komow to wymyślił i przeprowadził. Gorbowski wiedział dokładnie tyle, ile Komow uznał za stosowne mu powiedzieć. Świetnie wyobrażałem sobie, jaka rozmowa odbyła się w sypialni. Ale Tojwo nie rozumiał nic.
Ująłem go za łokieć i powiedziałem Gorbowskiemu:
— Pójdziemy już. Gorbowski pokiwał głową:
— Oczywiście, idźcie. Dziękuje. Bardzo mi pomogliście. Zobaczymy się jeszcze i to nie raz. Kiedy wyszliśmy na ganek, Tojwo zapytał:
— Może mi pan wyjaśni, co to wszystko znaczy?
— Przecież widzisz, odechciało mu się umierać — powiedziałem.
— Dlaczego?
— Daruj, Tojwo, ale to głupie pytanie…
Tojwo milczał chwile., a potem powiedział:
— Bo ja jestem głupi. To znaczy, jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak głupio… Dziękuje za wszystko, Big Bug.
Coś tam odburknąłem. W milczeniu schodziliśmy po schodkach na lądowisko. Jakiś mężczyzna niespiesznie szedł nam na spotkanie.
— Dobra — powiedział Tojwo. — Czy mam kontynuować prace nad tematem?
— Oczywiście.
— Ale przecież wyśmiano mnie!
— Przeciwnie. Zrobiłeś świetne wrażenie.
Tojwo wymamrotał coś pod nosem. Na pierwszym podeście znaleźliśmy się równocześnie z mężczyzną, który szedł nam naprzeciw. To był zastępca dyrektora charkowskiej filii Instytutu Badań Metapsychicznych, Danił Łogowienko, zarumieniony i nader zafrasowany.
— Witaj — powiedział do mnie. — Czy bardzo się spóźniłem?
— Nie bardzo — odparłem. — On czeka na ciebie.
I w tym momencie Danił Łogowienko porozumiewawczo mrugnął do Tojwo Głumowa, po czym ruszył dalej po schodach na górę, teraz już z wyraźnym pośpiechem. Tojwo odprowadził go niedobrym spojrzeniem.
ŚCIŚLE POUFNE!
TYLKO DLA CZŁONKÓW PREZYDIUM RADY ŚWIATOWEJ!
EGZEMPLARZ NR 115
Treść: zapis rozmowy w „Domu Leonida” (Krasława, Łotwa) 14 maja 99 roku.
Uczestniczyli: Leonid Gorbowski, członek Rady Światowej, Genadij Komow, członek Rady Światowej, p.o. Prezydenta sekcji Ural-Północ KOMKONu-2, Danił Łogowienko, zastępca dyrektora charkowskiej filii Instytutu Badań Metapsychicznych.
Komow: To znaczy, że faktycznie niczym się pan nie różni od zwyczajnego człowieka?
Łogowienko: Różnica jest ogromna, ale… Teraz, kiedy tu siedzę i rozmawiam z wami, różnie się od was wyłącznie świadomością swojej odmienności. To jest jeden z moich poziomów… dosyć nużący zresztą. Udaje mi się to nie bez wysiłku, ale ja akurat jestem przyzwyczajony, a większość z nas od tego poziomu odwykła już raz na zawsze… A wiec na tym poziomie różnice można wykryć tylko specjalną aparaturą.
Komow: Chce pan powiedzieć, że na innych poziomach…
Łogowienko: Tak. Na innych poziomach wszystko jest inne. Inna świadomość, inna fizjologia. Nawet inny wygląd…
Komow: To znaczy, że na innych poziomach nie jesteście już ludźmi?
Łogowienko: W ogóle nie jesteśmy ludźmi. Niech waśnie wprowadza w błąd fakt, że pochodzimy od ludzi i ludzie nas zrodzili…
Gorbowski: Przepraszam, a czynie mógłby pan nam zademonstrować… Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie chciałbym pana urazić, ale do tej pory… to wszystko tylko słowa… prawda? Jakiś inny poziom, jeżeli nie sprawi to panu kłopotu, dobrze?
(słychać niegłośne dźwięki, przypominające przeciągły świst, czyjś niewyraźny okrzyk, brzęk stłuczonego szkła)
Łogowienko: Przepraszam, myślałem, że to jest z nietłukącego się szkła.
(pauza około dziesięciu sekund)
Łogowienko: To ten?
Gorbowski: N-nie… Zdaje się… Nie, nie, to nie ten. Tamten, o, stoi na parapecie…
Łogowienko: Chwileczkę…
Gorbowski: Nie trzeba, proszę, się nie trudzić, przekonał mnie pan. Dziękuje..
Komow: Nie zrozumiałem, co się stało. To sztuczka magiczna? Ja bym…
(w fonogramie wypustka: 12 minut 23 sekundy)
Łogowienko:… zupełnie inny.
Komow: Co ma z tym wspólnego fukamizacja?
Łogowienko: Odhamowywanie podwzgórza niszczy trzeci sygnalny. Nie mogliśmy do tego dopuścić, póki nie nauczyliśmy się go regenerować.
Komow: I przeprowadziliście kampanie, w sprawie Poprawki.
Łogowienko: Mówiąc ściśle, kampanie przeprowadziliście wy. Ale oczywiście z naszej inicjatywy.
Komow: A „syndrom pingwina”?
Łogowienko: Nie rozumiem.
Komow: No te wszystkie fobie, które wywoływaliście swoimi eksperymentami… kosmofobie, ksenofobie…
Łogowienko: A, już wiem. Widzi pan, istnieje kilka sposobów i metod wykrycia u człowieka trzeciego sygnalnego. Ja sam jestem technikiem, ale moi koledzy…
Komow: Wiec to też była wasza robota?
Łogowienko: Rozumie się! Przecież nas jest bardzo niewielu, tworzymy swoją rasę własnymi rękami, w tej chwili, z marszu. Chętnie wierze, że niektóre nasze sposoby wydają się wam amoralne, nawet okrutne… ale musicie przyznać, że ani razu nie dopuściliśmy do działań o skutkach nieodwracalnych.
Komow: Powiedzmy. Jeśli nie liczyć wielorybów.
Łogowienko: Bardzo przepraszam. Nie „powiedzmy”, a właśnie nie dopuściliśmy. Jeśli zaś chodzi o wieloryby…
(w fonogramie wypustka: 2 minuty 12 sekund)
Komow:… interesowało nie to. Proszę zauważyć, Leonidzie Andrejewiczu, nasi chłopcy szli niewłaściwym tropem, ale we wszystkim oprócz interpretacji mieli racje.
Łogowienko: Dlaczego „oprócz”? Nie wiem, kto to są ci „wasi chłopcy”, ale Maksym Kammerer namierzył nas bardzo precyzyjnie. Dotąd nie wiem, w jaki sposób w jego rękach znalazła się lista wszystkich ludenów, poddanych inicjacji w ciągu ostatnich 3 lat.
Gorbowski: Przepraszam, pan powiedział „ludenów”?
Łogowienko: Nie mamy jeszcze przyjętej przez nas obowiązującej nazwy. Większość używa terminu „metahomo”, że tak powiem „za-człowiek”. Niektórzy nazywają siebie „mizitom”. Ja wole nazywać nas ludenami. Po pierwsze koresponduje to ze słowem Judzie”, po drugie — pierwszym z nas był Paweł Ludenów, to nasz Adam. Po trzecie istnieje żartobliwy termin „homo ludens”…
Komow: „Człowiek bawiący się”..-
Łogowienko: Tak. „Człowiek bawiący się”. A wiec Maksym zdobył jakimś sposobem listę ludenów i bardzo zręcznie mija zademonstrował, dając do zrozumienia, że nie jesteśmy już dla was tajemnicą. Mówiąc szczerze, poczułem ulgę. Był to bezpośredni powód, żeby wreszcie rozpocząć negocjacje. Już ponad miesiąc czułem na swoim pulsie czyjąś rękę, próbowałem wysondować Maksyma…
Читать дальше