Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1989, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Fale tłumią wiatr: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fale tłumią wiatr»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wszystko to zaczęło się dwa wieki temu, kiedy w skałach Marsa odkryto puste podziemne miasto i po raz pierwszy podło słowo "Wędrowcy". Kierownik Wydziału Wydarzeń Nadzwyczajnych Maksym Kammerer, opowiada…

Fale tłumią wiatr — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fale tłumią wiatr», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jak się okazało, malarzem w tej rodzinie była właśnie kobieta, Zosia Ladowa, i jak się wyjaśniło, to właśnie jej autoportret widział Tojwo w willi Jaryginów. Miała mniej więcej 25–26 lat, studiowała na Akademii w pracowni Komowskiego-Korsakowa i nie namalowała jeszcze nic, o czym warto by mówić. Była bardzo ładna, znacznie ładniejsza od swojego autoportretu. W jakiś sposób przypominała Tojwo jego Asie, — co prawda nigdy nie widział swojej Asi tak przerażonej.

A mężczyzna nazywał się Oleg Olegowicz Pankratow i był lektorem w Syktykwarze, a poprzednio, w przeciągu prawie trzydziestu lat, astroarcheologiem, pracował w grupie Fokina, brał udział w ekspedycji na Kala-i-Mug (czyli „paradoksalną planetę Marochasi”) i w ogóle jadł chleb z niejednego pieca. Bardzo spokojny, nawet można powiedzieć nieco flegmatyczny człowiek, o dłoniach jak łopaty, mocny, pewny, spychaczem trudno by go ruszyć z miejsca, a przy tym twarz — krew z mlekiem, nos jak kartofel, broda płowa, jaką nosił Ilia Muromiec…

I nie było nic w tym dziwnego, że w czasie nocnych wypadków małżonkowie zachowywali się zupełnie różnie. Oleg Olegowicz na widok żywych worków, włażących przez okno do sypialni, zdziwił się rzecz jasna, ale wcale nie przestraszył. Być może dlatego, że od razu przypomniał sobie o filii w Dolnej Peszy, w której swego czasu kilkakrotnie bywał, zresztą sam wygląd potworów nie wydał mu się szczególnie niebezpieczny. Obrzydzenie to było to, co poczuł przede wszystkim. Obrzydzenie i wstręt, ale w żadnym wypadku nie strach. Nie wpuścił worków do sypialni, wypchnął je z powrotem do ogrodu. wstrętne, śliskie i lepkie, nieprzyjemnie podatne, a zarazem sprężyste i chyba najbardziej przypominały wnętrzności jakiegoś ogromnego zwierzęcia. Zaczął biegać po sypialni, szukając czegoś, w co można by wytrzeć ręce, ale wtedy na werandzie zaczęła krzyczeć Zosia i natychmiast zapomniał o obrzydzeniu…

Tak, wszyscy nie zachowaliśmy się najlepiej, ale rozkleić się tak, jak rozkleili się niektórzy jednak nie wolno. Przecież są tacy, którzy do tej pory nie mogą się opamiętać, Frołowa musieliśmy umieścić w szpitalu od razu w Suli, wyrywaliśmy go z glidera na raty, popadł w jakąś psychozę… A Grigorianowie z dziećmi nawet nie zatrzymali się w Suli, popędzili do zero-kabiny całą czwórką i przenieśli się prosto do Mistrza-Czarle. Grigorian krzyknął na pożegnanie „Dokądkolwiek, byle jak najdalej i na zawsze!”

Ale Zosia rozumiała Grigorianów bardzo dobrze. Ona osobiście nigdy nie przeżyła czegoś równie przerażającego. I zupełnie nie o to chodzi, czy te zwierzęta były niebezpieczne, czy też nie były. Jeśli nas wszystkich gnało przerażenie… Nie wtrącaj się, Oleg, mówię o nas, o zwyczajnych, nie przygotowanych ludziach, a nie o takich pancernych facetach jak ty… Jeśli nas wszystkich gnało przerażenie, to wcale nie dlatego, że baliśmy się, że ktoś nas pożre, zadusi, żywcem strawi albo coś w tym rodzaju… Nie, to było zupełnie inne uczucie!” Zosi trudno je było sprecyzować. Najbardziej zbliżone było następujące jej sformułowanie: nie przerażenie, tylko poczucie całkowitej obcości, niemożność pozostawania z tymi stworzeniami w jakiejkolwiek ograniczonej przestrzeni. Ale najciekawsze w jej opowieści było coś innego.

Okazuje się, że te potwory były na domiar wszystkiego jeszcze przepiękne! Były do takiego stopnia straszne i odrażające, że stanowiły swego rodzaju doskonałość. Doskonałość szpetoty. Estetyczny styk idealnej szpetoty i idealnego piękna. Gdzieś, ktoś, kiedyś powiedział, że idealna szpetota powinna jakoby wywoływać u nas takie same wrażenie estetyczne jak idealne piękno. Do wczorajszej nocy to stwierdzenie wydawało się Zosi jedynie paradoksem. A tymczasem to nie paradoks! Chyba że ona, Zosia, jest wyjątkowo perwersyjnym człowiekiem?

Pokazała Tojwo swoje szkice, zrobione z pamięci około dwie godziny po tym, jak zaczęła się panika. Oboje z Olegiem zajęli jakiś pusty domek w Suli i na początku Oleg cucił ją tonikiem, następnie psychomasażem, ale to wszystko nie pomagało, wiec złapała kawałek papieru i jakieś paskudne piórka, twarde i rozcapierzone, i zaczęła spiesznie, kreska za kreską, cień za cieniem, przenosić na papier to, co jak okropny koszmar stało jej przed oczami, zasłaniając realny świat…

Nic szczególnego na tych rysunkach zauważyć się nie dało. Plątanina linii, kontury znajomych przedmiotów — poręcz na werandzie, stół, krzaki, a nad tym wszystkim rozmyte cienie o nieokreślonym kształcie. Rysunki te zresztą emanowały jakąś trwogę, opuszczenie, zagubienie… Oleg Olegowicz uważał, że w nich coś jest, chociaż jego zdaniem wszystko było prostsze i obrzydliwsze. Zresztą jest człowiekiem dalekim od sztuki. Cóż, niewykwalifikowany odbiorca, nic więcej…

Zapytał Tojwo, co udało się do tej pory wykryć. Tojwo zreferował mu swoje przypuszczenia — Fleming, Dolna Peszą, embriofory nowego typu i tak dalej. Pankratow pokiwał głową, że się zgadza, a potem oznajmił z niejakim smutkiem, że w całej tej historii najbardziej go martwi… jakby tu się wyrazić? No, powiedzmy, przesadna nerwowość współczesnego mieszkańca Ziemi. Przecież wszyscy uciekli, no dosłownie jak jeden mąż! Żeby chociaż ktoś jeden był ciekaw, okazał zainteresowanie… Tojwo pospieszył ratować honor współczesnego Ziemianina i opowiedział o Albinie i Kirze.

Oleg Olegowicz ożywił się nadzwyczajnie. Uderzał swoimi dłońmi jak łopaty po poręczach fotela, po blacie stołu, rzucał zwycięskie spojrzenia to na Tojwo, to na swoją Zosie i podśmiewając się, wykrzykiwał „Brawo, Kir! Zuch! Zawsze mówiłem, że będą z niego ludzie! A nasza Albina! Niby taka mizerota…” Na to Zosia oznajmiła zapalczywie, że nie ma w tym nic dziwnego, starcy i dzieci są siebie warci… „I pionierzy kosmosu! — wykrzykiwał Oleg Olegowicz. — Nie zapominaj o pionierach kosmosu, najmilsza moja!” Spierali się na wpół poważnie, na wpół żartobliwie, kiedy nagle wydarzył się maleńki incydent.

Oleg Olegowicz, który słuchał swojej najmilszej z uśmiechem od ucha do ucha, nagle uśmiechać się przestał i wyraz radości na jego twarzy ustąpił miejsca wyrazowi zatroskania, jakby coś wstrząsnęło nim do głębi duszy. Tojwo uchwycił jego spojrzenie i zobaczył, że w drzwiach domku nr 7 stoi oparty ramieniem o framugę niepocieszony i rozczarowany Ernst Jurgen, tym razem już nie w skafandrze do łowienia krabów, a w obszernym beżowym garniturze, że w jednej ręce dzierży płaską puszkę piwa, a w drugiej kolosalną kanapkę z czymś czerwono-białym, podnosi do ust na przemian to jedną rękę, to drugą, gryzie i potyka, i patrzy przy tym nieprzerwanie przez plac na drzwi klubu.

— Otóż i Ernst! — zawołała Zosia. — A ty mówiłeś!

— Zwariować można! — wolno powiedział Oleg Olegowicz ciągle z tym samym zatroskanym wyrazem twarzy.

— Ernst, jak widzisz, też się nie przestraszył — powiedziała Zosia nie bez jadu.

— Widzę — zgodził się Oleg Olegowicz.

Coś wiedział o tym Ernście Jurgenie, w żaden sposób nie spodziewał się go tutaj zobaczyć po wczorajszym. Ten Ernst Jurgen nie miał teraz co tu robić, nie miał po co stać na swojej werandzie w Małej Peszy, pijąc piwo i jedząc kraboraki, a powinien najwidoczniej zwiewać teraz gdzie pieprz rośnie, może do siebie na Tytana, a może jeszcze dalej.

Wiec Tojwo pospieszył wyjaśnić nieporozumienie i opowiedział, że Ernsta Jurgena nie było wczorajszej nocy w osiedlu, lecz był wczoraj w nocy tam, gdzie łowił kraboraki, kilka kilometrów wyżej z biegiem rzeki. Zosia bardzo się zmartwiła, a Oleg Olegowicz, jak się wydało Tojwo, nawet odetchnął z ulgą. „To zupełnie co innego! — powiedział. — Trzeba było od razu tak mówić…” I chociaż oczywiście nikt żadnych pytań na temat jego zatroskania nie zadawał, zaczął nagle szczegółowo objaśniać — stropiło go to, że w nocy, w czasie paniki, widział na własne oczy, jak Ernst Jurgen, rozpychając wszystkich łokciami, pędził do pawilonu, w którym stoi zero-kabina. Teraz rozumie, że się pomylił, tak nie było i jak się okazuje być nie mogło, ale w pierwszej chwili, kiedy zobaczył Ernsta Jurgena z puszką piwa…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fale tłumią wiatr»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fale tłumią wiatr» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Fale tłumią wiatr»

Обсуждение, отзывы о книге «Fale tłumią wiatr» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x