Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1989, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Fale tłumią wiatr
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1989
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Fale tłumią wiatr: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fale tłumią wiatr»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Fale tłumią wiatr — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fale tłumią wiatr», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Nie, nie. Chce powiedzieć, że oni się przestraszyli. Śmiertelnie przestraszyli. Oszaleli z przerażenia. Nawet teraz boją się tu wrócić. Niektórzy chcą uciec z Ziemi po tym, co tu przeżyli. I o ile rozumiem, pani jest jedynym człowiekiem, który usłyszał błagania o pomoc.
Albina słuchała majestatycznie, ale uważnie.
— No cóż — powiedziała — widocznie tak im wstyd, że muszą tłumaczyć się strachem… Niech pan im nie wierzy, mój drogi, niech pan nie wierzy! To najprymitywniejsza, paskudna ksenofobia! Coś jak uprzedzenia rasowe. Pamiętam, że w dzieciństwie panicznie bałam się żmij i pająków… Tu było dokładnie to samo.
— To bardzo możliwe. Ale niektóre rzeczy chciałbym jednak uściślić. Te stworzenia błagały o pomoc. Domagały się miłosierdzia. Ale w czym to się wyrażało? Przecież o ile wiem, nie mówiły, nawet nie jęczały…
— Mój drogi! One były chore i umierały! Co z tego, że umierały w milczeniu? Delfinek wyrzucony na ląd też się nie odzywa… w każdym razie my go nie słyszymy… ale przecież rozumiemy, że potrzebna mu jest pomoc i spieszymy z tą pomocą… Albo idzie sobie chłopczyk, nie słyszymy stąd, co mówi, ale widać, że jest wesoły, zadowolony i szczęśliwy…
Od willi nr 6 zbliżał się do nas Kir i rzeczywiście najwyraźniej był wesoły, zadowolony i szczęśliwy. Basile, który maszerował obok, z szacunkiem niósł czarny model wielkiej, antycznej galery i jak się zdaje zadawał stosowne pytania, zaś Kir odpowiadał, pokazując rękami odpowiednie wymiary jakiejś formy, jakieś skomplikowane współzależności. Niewykluczone, że Basile sam był wielkim specjalistą w budowie antycznych galer.
— Pan wybaczy — powiedziała Albina — ale to przecież Kir!
— Tak — odparł Tojwo. — Wrócił po swój model.
— Kir jest dobrym chłopcem — oświadczyła Albina. — Ale jego ojciec zachował się ohydnie… Dzień dobry, Kir!
Kir pochłonięty swoimi sprawami dopiero teraz zauważył ją, przystanął i powiedział nieśmiało „Dzień dobry…”. Ożywienie znikło z jego twarzy. Zresztą z twarzy Basila również.
— Jak się czuje twoja mama?
— Dziękuje. Mama śpi.
— A tata? Gdzie jest twój ojciec, Kir? Gdzieś tu niedaleko? Kir w milczeniu pokręcił głową i zasępił się.
— A ty tu byłeś przez cały czas? — z zachwytem wykrzyknęła Albina i triumfująco popatrzyła na Tojwo.
— Kir wrócił po swój model — przypomniał Tojwo. Wszystko jedno. Przecież nie bałeś się tu wrócić, Kir?
— Dlaczego miałbym się ich bać, babciu Albino? — gniewnie wymruczał Kir, próbując chyłkiem ją wyminąć.
— Nie wiem, nie wiem — kłótliwie powiedziała Albina. — Bo na przykład twój tata…
— Tata ani trochę się nie przestraszył. To znaczy przestraszył się o mnie i o mamę. Po prostu w tym zamieszaniu nie zauważył, jakie one są łagodne.
— Nie łagodne, tylko nieszczęśliwe! — poprawiła Albina.
— Jakie tam nieszczęśliwe, babciu Albino? — oburzył się Kir, zabawnie rozkładając ręce gestem kiep — Magika. — Były takie wesołe, chciały się bawić. Nawet się łasiły!
Babcia Albina uśmiechała się z politowaniem.
Nie mogę się powstrzymać, aby natychmiast nie podkreślić pewnej cechy charakterystycznej dla Tojwo jako dla pracownika. Gdyby na jego miejscu był zielony stażysta, po rozmowie z Duremarem byłby pewien, że jego rozmówca kreci i że sprawa ogólnie i konkretnie jest absolutnie jasna — Fleming stworzył embriofory nowego typu, jego potwory wyrwały się na wolność, wiec można spokojnie wracać do łóżka, a rano zameldować o wszystkim przełożonym.
Pracownik doświadczony, na przykład Sandro Mtbewari, też nie spędzałby czasu na piciu kawy z Basilem — embriofory nowego typu to nie żarty — i Sandro niezwłocznie rozesłałby ze dwa i pół dziesiątka pytań do wszystkich możliwych instancji, a sam popędziłby do Dolnej Peszy, żeby chwycić za gardziel tych chuliganów i niedorajdów Fleminga, póki nie przygotowali się do odgrywania urażonych niewinności.
Tojwo Głumow nie ruszył się z miejsca. Dlaczego? Tojwo poczuł zapach siarki. Nawet nie zapach, lecz taki lekki zapaszek. Niebywały embriofor? Naturalnie, to poważna sprawa. Ale to nie zapach siarki. Histeryczna panika? Już ciepło, znacznie cieplej. Ale najważniejsza jest dziwna staruszka z willi nr 5. To jest to! Panika, histeria, ucieczka, służba awaryjna, a ona prosi, żeby nie hałasować i nie przeszkadzać jej spać. Tu już nie pasują tradycyjne wyjaśnienia. Tojwo zresztą nie próbował tego wyjaśniać. Po prostu został i czekał, kiedy staruszka wstanie, żeby jej zadać kilka pytań. Został i był wynagrodzony. „Gdyby mi nie wpadło do głowy zjeść śniadania z Basilem — opowiadał mi później — gdybym przyleciał z raportem do pana od razu po rozmowie z tym Tołstowem, pozostałoby mi już na zawsze wrażenie, że w Małej Peszy nie zdarzyło się nic zagadkowego, oprócz dzikiej paniki, spowodowanej najściem sztucznych zwierząt. Ale wtedy pojawił się ten chłopiec Kir oraz babcia Albina i wprowadzili istotny dysonans w zgrabny i prymitywny schemat…”
„Wpadło do głowy zjeść śniadanie”, tak się wyraził. Najprawdopodobniej po to, żeby nie tracić czasu na próby wyrażenia słowami tych niejasnych i trwożnych przeczuć, które kazały mu czekać.
MAŁA PESZĄ. TEN SAM DZIEŃ, 8 GODZINA RANO.
Kir z galerą w ręku jakoś jednak wcisnął się w kabinę zero-T i udał się do Pietrozawodska. Basile zdjął swoją upiorną kurtkę, uwalił się w cieniu na trawie i zdaje się, że przysnął. Babcia Albina odpłynęła do swojej willi nr 1.
Tojwo nie poszedł do pawilonu, po prostu usiadł na trawie, skrzyżował nogi i zaczął czekać.
W Małej Peszy nic szczególnego się nie działo. Żelazny Jurgen od czasu do czasu porykiwał z głębin swego domku nr 7 — coś w związku z pogodą, coś w związku z rzeką i coś w związku z urlopem. Albina, jak poprzednio cała w bieli, zjawiła się na werandzie i usiadła pod markizą. Dobiegł jej głos — melodyjny i niegłośny — widocznie rozmawiała przez wideofon. Kilkakrotnie w polu widzenia pojawił się Dudemar Tołstow. Krążył miedzy domkami, przykucał, oglądał ziemie, właził pod krzaki, czasami nawet przemieszczał się na czworakach.
O wpół do ósmej Tojwo wstał, wszedł do klubu i połączył się przez wideo z mamą. Normalny kontrolny dzwonek. Bał się, że dzień będzie tak wypełniony, że później zabraknie czasu. Porozmawiali o tym i owym… Tojwo opowiedział, że spotkał tu starą tancerkę, której na imię Albina. Czy to nie ta Wielka Albina, o której bez przerwy słyszał w dzieciństwie? Przedyskutowali to zagadnienie i doszli do wniosku, że niewykluczone, a zresztą była jeszcze jedna wielka primabalerina Albina, starsza o jakieś piętnaście lat od Wielkiej Albiny… Potem pożegnali się do jutra.
Na dworze rozległ się potężny ryk „A raki? Lowa, przecież mamy raki!…”
Lowa Tołstow szybkim krokiem zbliżał się do klubu, z irytacją machając lewą ręką. Prawą tulił do piersi sporą paczkę. Przy wejściu do pawilonu przystanął i piskliwym falsetem wrzasnął w kierunku willi nr 7 „Przecież wrócę! Niedługo wrócę!” W tym momencie zauważył, że Tojwo patrzył na niego i wyjaśnił jakby przepraszająco:
— Wyjątkowo dziwna historia. Muszę się w tym rozeznać.
Znikł w kabinie zero-T i jeszcze przez jakiś czas nie działo się zupełnie nic. Tojwo postanowił poczekać do godziny ósmej.
Za pięć ósma zza lasu wyleciał glider, zatoczył kilka kół nad Małą Peszą, zniżając się stopniowo, i miękko usiadł przed domkiem nr 10, tym samym, w którym sądząc po sprzętach mieszkała rodzina malarza. Z glidera wyskoczył rosły mężczyzna, lekko wbiegł po schodach na werandę, odwrócił się i krzyknął: „Wszystko w porządku! Nie ma nic i nikogo!” I w czasie kiedy Tojwo szedł w kierunku domu przez plac, z glidera wysiadła młoda kobieta o krótko obciętych włosach, w fioletowej chlamidzie przed kolana. Nie weszła na ganek, tylko stała obok glidera, przytrzymując drzwi.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Fale tłumią wiatr»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fale tłumią wiatr» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Fale tłumią wiatr» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.