Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1989, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Fale tłumią wiatr: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fale tłumią wiatr»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wszystko to zaczęło się dwa wieki temu, kiedy w skałach Marsa odkryto puste podziemne miasto i po raz pierwszy podło słowo "Wędrowcy". Kierownik Wydziału Wydarzeń Nadzwyczajnych Maksym Kammerer, opowiada…

Fale tłumią wiatr — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fale tłumią wiatr», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jeżeli chodzi o wille nr 7, z której zaczęło się najście, to wyraźnie ktoś tam mieszkał i jedno tylko pozostawało do wyjaśnienia — kim był ten człowiek. Głupim żartownisiem czy nieodpowiedzialnym fajtłapą? Czy naumyślnie wypuścił embriofory, czy nie zauważył, kiedy same wylazły? Jeśli przegapił, to czy przez zbrodnicze niedbalstwo, czy z braku elementarnych kwalifikacji?

Jednak dwie rzeczy jakby tu nie pasowały. Tojwo nie znalazł żadnych śladów po otoczkach embriofor. To po pierwsze. A po drugie początkowo w żaden sposób nie udawało mu się ustalić danych personalnych mieszkańca domku nr 7. Albo mieszkańców.

Na szczęście nasza zamieszkała Ziemia w zasadzie urządzona jest dosyć sprawiedliwie. Na placu nagłe rozległy się gromkie głosy i po chwili wyjaśniło się, że poszukiwany mieszkaniec zjawił się w centrum wydarzeń we własnej osobie i na dodatek nie sarn, tylko z gościem.

Był to krepy, jakby odlany z żelaza mężczyzna w polowym kombinezonie i z brezentowym workiem, z którego dolatywały dziwne szeleszczące i skrzypiące dźwięki. Gość zaś żywo przypominał Tojwo starego, dobrego Duremara świeżo wydobytego ze stawu ciotki Tortilli — wysoki, długowłosy, długonosy, chudy, w nieokreślonej chlamidzie oblepionej wysychającym mułem. Natychmiast okazało się, że żelazny lokator nazywa się Ernst Jurgen, że pracuje jako operator-ortomistrz na Tytanie, na Ziemi jest na urlopie… co roku dwa miesiące urlopu spędza na Ziemi, miesiąc w zimie, miesiąc w lecie, i w lecie zawsze tutaj w Peszy, w tym właśnie domku… Jakie znowu potwory? Kogo pan właściwie ma na myśli, młody człowieku? Jakie potwory mogą być w Małej Peszy, niech się pan zastanowi, nie macie w służbie awaryjnej nic lepszego do roboty, czy co?

Za to Duremar, przeciwnie, okazał się istotą całkowicie ziemską, prawie tubylcem. Nazywał się Tołstow Lew Nikołajewicz. Ale co innego było w nim interesujące. Okazało się, że mieszka na stałe i pracuje zaledwie czterdzieści kilometrów stąd, w Dolnej Peszy, gdzie, jak się okazuje, już od kilku lat działa filia firmy znanego nam dobrze Fleminga!

Dodatkowo jeszcze się okazało, że Ernst Jurgen i jego dawny przyjaciel Lowa są wybrednymi smakoszami. Corocznie spotykają się tu, w Małej Peszy, ponieważ mniej więcej pięć kilometrów dalej z biegiem rzeki, wpada do Peszy maleńki strumyk, w którym żyją jakieś kraboraki. Właśnie dlatego on, Ernst Jurgen, spędza swój urlop w Małej Peszy, właśnie dlatego razem ze swoim przyjacielem Lową Tołstowem wczoraj wczesnym wieczorem wybrali się łodzią na połów kraboraków i właśnie dlatego Ernst Jurgen razem ze swoim przyjacielem Lową byliby bardzo wdzięczni służbie awaryjnej, gdyby w obecnej chwili dała im spokój, gdyż kraboraki (Ernst Jurgen potrząsnął ciężkim workiem, z którego dochodziły dziwaczne dźwięki) bywają tylko jednej świeżości, dokładnie mówiąc, wyłącznie pierwszej…

Ten zabawny, hałaśliwy mężczyzna w żaden sposób nie mógł wyobrazić sobie, że na Ziemi, nie tam u nich na Tytanie, nie na Pandorze, nie gdzieś tam na Jajle, a na Ziemi! w Małej Peszy! mogło wydarzyć się coś, co wywołało strach i panikę. Bardzo interesujący typ zawodowego zdobywcy kosmosu! Przecież widzi, że osiedle jest puste, widzi przed sobą funkcjonariusza służby awaryjnej, przedstawiciela KOMKONu-2, widzi, nie neguje ich autorytetu, ale to, co się stało, próbuje wyjaśniać na wszelkie sposoby, byle tylko nie przyznać się, że na jego ciepłej, ojczystej Ziemi może się okazać coś nie w porządku…

Następnie, kiedy wreszcie udało się go przekonać, że stało się to, co się stało, obraził się — urażony jak dziecko, wydął wargi i poszedł sobie, wlokąc po ziemi worek z drogocennymi kraborakami, usiadł bokiem na swoim ganku, tyłem do wszystkich, nie życząc sobie nikogo widzieć, nie życząc sobie nikogo słyszeć, wzruszając od czasu do czasu ramionami i porykując „Ładnie odpocząłem… Raz do roku człowiek przyjeżdża i proszę — Żeby coś podobnego…!”

Zresztą Tojwo interesowała raczej reakcja przyjaciela Ernsta, Lwa Tołstowa, pracownika Fleminga, specjalisty w dziedzinie konstruowania i uruchamiania sztucznych organizmów. A reakcja specjalisty była następująca: najpierw kompletne niezrozumienie, spontaniczne mruganie oczami i niepewny uśmiech człowieka podejrzewającego, że ktoś robi z niego balona i to w dość głupi sposób, następnie — frasobliwie zmarszczone brwi, spojrzenie puste, jakby zwrócone do wewnątrz, zatroskane ruchy dolnej szczeki. I pod koniec wybuch zawodowego oburzenia. Czy panowie rozumiecie o czym mówicie? Czy macie chociaż najmniejsze pojecie o temacie? Czy w ogóle kiedykolwiek widzieliście sztuczny organizm? Ach, tylko na kronice? A więc dowiedzcie się, że nie ma i nie może być sztucznych stworzeń, które byłyby zdolne włazić przez okna do czyjejkolwiek sypialni. Przede wszystkim są powolne i niezgrabne, a jeśli już w ogóle się poruszają, to nie idą do ludzi, tylko od łudzi, uciekają, ponieważ naturalne biopole jest dla nich przeciwwskazane, nawet biopole domowego kota… Dalej, cóż to znaczy „mniej więcej wielkości krowy”? Czy próbowaliście chociaż w przybliżeniu obliczyć, jaka energia potrzebna jest embrioforowi, żeby rozrosnąć się do takiej masy, powiedzmy, nawet w ciągu godziny? Przecież tutaj kamień na kamieniu by się nie ostał, nie mówiąc już o krowach, wyglądałoby to po prostu jak wybuch.

Czy dopuszcza możliwość uruchomienia tu embrioforów nieznanego mu rodzaju?

W żadnym wypadku. Takie embriofry po prostu nie istnieją.

Wiec co tu się stało, jego zdaniem?

Lew-Tołstow nie rozumiał, co tu się stało. Musi się rozejrzeć, żeby dojść do jakichś wniosków.

Tojwo zostawił go, żeby się; rozejrzał, a sarn z Basilem poszedł do klubu z zamiarem przegryzienia czegoś.

Zjedli po kanapce z zimnym mięsem i Tojwo zaczął parzyć kawę. I wtedy:

— W-w-w-w! — wykrztusił Basile z nabitymi ustami

Połknął z wysiłkiem i patrząc obok Toiwu, ryknął świeżym głosem:

— Stop maszyna! Dokąd się wybierasz, synku?

Tojwo odwrócił się. To był chłopak mniej więcej dwunastoletni, w szortach i kurtce, o odstających uszach, opalonej twarzy. Donośny okrzyk Basila zatrzymał go tuż przy wyjściu z pawilonu.

— Do domu — odpowiedział z wyzwaniem.

— Chodź no tu do mnie, proszę! — powiedział Basile.

Chłopiec podszedł i przystanął z rękami na plecach.

— Mieszkasz tu? — chytrze zapytał Basile.

— Mieszkaliśmy — odparł chłopiec — pod szóstką. Teraz już nie będziemy tu mieszkać.

— Kto — my? — zapytał Tojwo.

— Ja, mama i ojciec. To znaczy byliśmy tu na letnisku, a mieszkamy w Pietrozawodsku.

— A gdzie mama i tata?

— Śpią. W domu.

— Śpią — powtórzył Tojwo. — Jak się nazywasz?

— Kir.

— A twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś?

Kir przestąpił z nogi na nogę, wyraźnie skrępowany i powiedział:

— Wróciłem tu tylko na chwilkę. Muszę zabrać galerę, cały miesiąc się męczyłem.

— Galerę… — powtórzył Tojwo, wpatrując się w Kira.

Twarz chłopca nie wyrażała nic poza cierpliwą nudą. Widać było, że obchodzi go tylko jedno — chce jak najszybciej zabrać swoją galerę i wrócić do domu, zanim rodzice się obudzą.

— Kiedy stąd wyjechaliście?

— Dzisiejszej nocy. Wszyscy stąd wyjeżdżali i my też. A o galerze zapomnieliśmy.

— Dlaczego wyjechaliście?

— Była panika. Pan nie wie? Co się tu działo! Mama się przestraszyła, a ojciec powiedział: „Wiecie co, wynosimy się stąd, wracamy do domu”. Wsiedliśmy w glider i odlecieliśmy… To ja już pójdę, dobrze? A może nie wolno?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fale tłumią wiatr»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fale tłumią wiatr» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Fale tłumią wiatr»

Обсуждение, отзывы о книге «Fale tłumią wiatr» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x