– W obecnej chwili nie bardzo się liczy, w co wierzę – odrzekł z godnością. – Wystarczy wyjrzeć przez okno, aby zobaczyć, że miasto umiera, a władze pozostawiły nas na pastwę losu. Jeżeli nikt nie zamierza nam pomóc, musimy pomóc sobie sami. Jeżeli jedynym sposobem jest… no cóż, musimy spróbować.
– Nie wiem, Bertil – odparła Amelia. – Naprawdę uważam, że moje siły parapsychiczne są niewystarczające…
– Skąd możesz to wiedzieć, dopóki nie spróbujesz? Przecież już walczyłaś z tym Miskym Markusem i posłałaś go do diabła, prawda? Jeśli udało ci się raz, uda ci się i drugi.
Amelia popatrzyła na mnie, ale mogłem tylko wzruszyć ramionami.
– Twoja decyzja, moja droga.
Usiedliśmy przy szklanym stole w jadalni, który stał pod skandynawskim kandelabrem, zrobionym z dziesiątków trójkącików niebieskiego i białego matowego szkła. Dochodziło południe i wilgotność powietrza tak wzrosła, że każdy z nas ociekał potem. Bertie zaczął się wachlować podkładką pod talerz i szkiełka kandelabru zagrzechotały. – Nie, kochanie… nie zakłócaj powietrza – poprosiła Amelia. – Więc mam się rozpuścić?
– Pomyśl o zmrożonym prippsie – zaproponowałem. Amelia kazała nam się wziąć za ręce i zamknęła na chwilę oczy.
– Wzywam każdego ducha, który może mi pomóc – powiedziała po chwili.
Kiedy wypowiada to zdanie, zawsze czuję mrowienie pod włosami. Jej głos brzmi wtedy tak, jakby nie było jej w pobliżu, a stała w pokoju obok. Niezależnie od tego, ile razy rozmawiałem ze Śpiewającą Skałą czy próbowałem wzywać duchy, nigdy nie udawało mi się sprawić, aby mój głos brzmiał podobnie.
– Wzywam każdego ducha, który może mnie zaprowadzić do Zmiennej Kobiety. Wzywam każdego ducha, który może dotknąć jej ramienia i poprosić ją, aby ze mną porozmawiała.
Czekaliśmy w milczeniu, dłonie pociły się nam coraz bardziej. Czułem, jak z czubka mojego nosa spada kropla potu i uderza o stół, a za nią tworzy się następna, ale nie mogłem temu zaradzić. Nie wolno było zerwać połączenia naszych dłoni.
– Proszę o to, by zaprowadzono mnie do Zmiennej Kobiety, abym mogła złożyć jej wyrazy szacunku i błagać ją o przysługę w imieniu tych, którzy dali jej życie: Sa ‘ah Naaghaii i Bik ‘eh H-zh-…
Po raz kolejny musiałem przyznać, że Amelia zna się na rzeczy. Powiedziała ot tak mimochodem, że „sporo czytała” o Zmiennej Kobiecie, ale znając ją, oznaczało to prawdopodobne, że summa cum laude ukończyła studia z zakresu mistycyzmu Nawajów.
– Zmienna Kobieto, podziwiam cię i szanuję. Zmienna Kobieto, Zmienna Kobieto, błagam cię o rozmowę.
Sądząc po wyrazie spoconej, purpurowej twarzy Bertiego mąż Amelii zaczynał się czuć coraz bardziej nieswojo, szanował jednak umiejętności Amelii – nawet jeśli trudno mu było uwierzyć w istnienie duchów i wampirów. Kiedy go poznałem, pomyślałem co prawda, że jest ostatnim dupkiem, ale tylko dlatego, że byłem zazdrosny. Cholera jasna, on ją kochał!
– Zmienna Kobieto, porozmawiaj ze mną! Potrzebuję twojej energii życiowej i siły oraz twojej mądrości. Proszę cię, abyś mi dała moc Słońca, żebym mogła przepędzić ciemność z naszego miasta. Potrzebuję twojego syna, Zabójcy Potworów, oraz synów twojego syna i jego córek.
Nagle zebrało mi się na kichanie. Wykrzywiałem twarz, ale swędzenie w nosie nasilało się, aż doszło do punktu, w którym miałem do wyboru albo puścić rękę Gila, albo prychnąć Bertiemu prosto w twarz.
W tym momencie powietrze za krzesłem Amelii zadrżało i chęć kichania przeszła mi jak ręką odjął. Powietrze wyglądało, jakby się marszczyło – jak w upalny dzień nad blaszanym dachem. Dokładnie przede mną zaczęła się materializować stara kobieta – z początku była przezroczysta, ale z każdą chwilą robiła się wyraźniejsza. Była drobna i zgarbiona, miała zaplecione w warkocze siwe włosy i tak wysuszoną twarz, że bardziej przypominała małpę niż człowieka. Odziana była w jasnoszarą wełnianą pelerynę, a w ręku trzymała błyszczącą turkusową laskę.
Amelia miała cały czas zamknięte oczy i wciąż wzywała duchy, aby jej pomogły. Nie wiedziałem, czy krzyknąć coś w rodzaju: „Popatrz za siebie!”, ale z moich dotychczasowych kontaktów z zaświatami wiedziałem, że nie wolno przerywać seansu. Mogło to przepłoszyć duchy, było również niebezpieczne.
– Zmienna Kobieto, potrzebuję twojej odwagi. Zmienna Kobieto, potrzebuję twojego ciepła. Zmienna Kobieto, potrzebuję twojej życzliwości.
Teraz zaczęło także migotać powietrze za Bertiem. W ciągu kilku sekund pojawiła się kolejna kobieta – tym razem około czterdziestki. Miała na głowie strój z suchych liści, była owinięta brązowym kocem z surowego płótna, a jej policzki pokrywała czerwona farba. Stała po mojej prawej stronie i patrzyła na mnie nad głową Bertiego – miała całkowicie czarne oczy, jakby jej czaszka była w środku pusta.
Gil otworzył oczy i mocniej ścisnął mnie za rękę, aby dać znak, że również widzi kobiety.
– Nic nie mów… – szepnąłem.
Ścisnął jeszcze mocniej moją dłoń i przechylił głowę do tyłu.
– Za… tobą… – powiedział, poruszając bezgłośnie wargami.
– Co?
Znów przechylił głowę i zrozumiałem, że musiał się za mną zmaterializować kolejny duch. Bardzo powoli odwróciłem głowę i kątem oka ujrzałem młodą kobietę, ubraną we fluoryzującą białą sukienkę, ozdobioną ciemnoczerwonym zygzakiem. Nie mogłem odwrócić się na tyle, aby dostrzec jej twarz, ale jeżeli mina Gila mogła być jakąś wskazówką, trzecia kobieta była nie mniej przerażająca jak ta stojąca za Bertiem.
– Zmienna Kobieto, wysłuchaj mnie. Przybądź do mnie ze wszystkich stron świata. Ze wschodu, gdzie słońce i wszystko inne się rodzi. Z południa, gdzie wszystko rośnie i dojrzewa. Z zachodu, gdzie słońce zapada za horyzont po wypełnieniu swojego codziennego obowiązku. I z północy, gdzie wszystko umiera.
Teraz powietrze poruszyło się za krzesłem Gila. Przez chwilę falowało jak przepływająca nad głazami czysta woda, a potem stopniowo zaczęło przybierać kształt dziewczyny – całkowicie nagiej, jeśli nie liczyć sznurów biało-czerwonych paciorków, owiniętych wokół nadgarstków i kostek, oraz skomplikowanych wzorów, namalowanych na jej ciele brązową farbą. Srebrzystoczarne włosy sięgały jej do połowy pleców.
Gil siedział po północnej stronie stołu i kiedy pojawiła się czwarta postać, było oczywiste, że Amelii udało się przywołać Zmienną Kobietę. Śpiewająca Skała powiedział przecież, że podąża ona w odwrotnym kierunku. Na północy, zwykle symbolizującej zimno i śmierć, pojawiła się najpiękniejsza dziewczyna, przynosząc nadzieję na płodność i nowe życie.
Amelia powoli otworzyła oczy.
– Jesteś… – wyszeptała i uśmiechnęła się.
– Wzywałaś mnie – odpowiedziały jej cztery głosy naraz. W pokoju było tyle energii parapsychicznej, że powietrze aż trzaskało. Kiedy Zmienna Kobieta się odezwała, po brzegu stołu przeleciała ścieżka z iskier, a wszystkim nastroszyły się włosy. Elektryczna gąsienica przepełzła nawet po blaszkach identyfikacyjnych Gila i srebrnym łańcuszku, który miał na szyi.
– Zmienna Kobieto, potrzebujemy twojej pomocy – oświadczyła Amelia. – Czarownik Misquamacus wrócił w płaszczu pożyczonego ducha. Ożywił plemię żywych trupów zza wschodniego oceanu. Zamordowali już tysiące ludzi i jeżeli ich nie zniszczymy, zło rozprzestrzeni się po całym kraju.
– Wiem o tym – odparła Zmienna Kobieta. Kiedy mówiła, buczały mi zęby, a skóra piekła, jakby pełzały po mnie czerwone mrówki.
Читать дальше