– No dobrze, ale jak? Co mam zrobić?
– Do kogo byś poszedł, gdybyś chciał rozmawiać z duchem?
Okno wypełniło się nagle światłem słońca i widziałem już tylko blask oczu Śpiewającej Skały.
– Nie chcesz chyba powiedzieć, że…
– Masz mało czasu. Pospiesz się.
– Śpiewająca Skało…
– Nie, Harry Erskine. Dałem ci więcej rad, niż powinienem. Żywi nie mogą stale polegać na martwych, bo się w nich zamienią.
– A jeśli będę cię jeszcze potrzebował?
Nie otrzymałem odpowiedzi. Śpiewająca Skała zniknął.
Chciałem iść sam, ale Gil stwierdził, że nawet w dziennym świetle ulice są zbyt niebezpieczne. Strigoi mogą siedzieć w trumnach i lustrach, ale po mieście będą krążyć szabrownicy i wariaci, nie wiadomo także, co z wojskiem, które może mieć rozkaz najpierw strzelać do każdego, a dopiero potem grać w koło fortuny.
Na wypadek gdybyśmy zostali zatrzymani i nie mogli wrócić przed zmrokiem, Gil dwa razy sprawdził, czy wszystkie okna są zaryglowane, a lustra zbite, żeby Jenica była bezpieczna.
Jenica miała się czym zająć. Odkryła w biurku ojca ukraińską książką o martwych wampirach pod tytułem Opera i pamflet z Transylwanii Opowieści o siscoi ( siscoi to lokalna nazwa żywych martwych). Znalazła także siedem tomów pamiętników ojca w ciemnoczerwonej skórze, zaczynających się od tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego roku.
– Nic mi się nie powinno stać – oświadczyła. – Nie martwcie się. Mam jeszcze jedną butelkę palinki, więc niczego nie będzie mi brakować do szczęścia.
– Szczęśliwa i nieprzytomna – mruknął Gil, kiedy wychodziliśmy. – Mam kaca giganta. Sama myśl o tej wódzie boli.
Wyszliśmy na ulicę i znaleźliśmy się w filmie science fiction lat siedemdziesiątych. Szliśmy przez brązowy, powstały na skutek nadmiernej fotosyntezy smog, mijaliśmy porozrzucane wszędzie samochody i śmieci oraz rozdziobywane przez kruki trupy. Panowała całkowita cisza. Sporo ludzi musiało przeżyć – prawdopodobnie tysiące – ale musieli się ukrywać w mieszkaniach, podobnie jak my. W odróżnieniu od nas nie wiedzieli jednak, iż aby powstrzymać strigoi przed wejściem do domów, muszą porozbijać lustra, a nie było sposobu ich ostrzec.
– Powinieneś zobaczyć się z żoną i córkami – powiedziałem, kiedy szliśmy wzdłuż Hudson Street zasypanym szkłem chodnikiem.
– Zrobię to, ale najpierw sprawdźmy, czy uda nam się skontaktować z tą Zmienną Kobietą. Przynajmniej jest szansa, że zaczniemy im oddawać.
– Jak uważasz.
Kiedy przecinaliśmy Morton Street, ujrzeliśmy w oddali czterech, może pięciu ludzi. Klęczeli na chodniku, machali rękami jak szaleni i wyli jak wilki. Gil popatrzył na nich przez lornetkę i podał mi ją.
Zobaczyłem, że to trzech mężczyzn i dwie kobiety – nadzy lub częściowo nadzy. Ich ciała były pokryte wielkimi czerwonymi pęcherzami, a z włosów leciał dym.
– Bladzi ludzie – stwierdził Gil. – Wszyscy płoną jak Frank.
– Chodźmy stąd, zanim nas zobaczą. Wiemy przecież, że chcą tylko jednego: krwi.
Przed dotarciem do Christopher Street nie zobaczyliśmy Już nikogo więcej. Nikogo żywego, bo na rogu Barrow Street leżała sterta zwłok, falująca od żerujących w nich robaków.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, wcisnąłem należący do mieszkania Amelii mosiężny przycisk. Otarliśmy pot z twarzy grzbietem dłoni.
– A jeśli jej nie będzie? – spytał Gil. Nie dodał: „albo nie żyje”, bo nie musiał. Byłem równie zaniepokojony jak on.
Nacisnąłem ponownie i niemal natychmiast rozległ się głos Bertiego:
– Kto tam?
– To ja, Bertie. Harry Erskine.
– Harry! Czego chcesz, do pioruna?
– Muszę porozmawiać z Amelią. To ważne.
– Idź sobie i zostaw nas w spokoju.
– Bertie, jeżeli nas nie wpuścisz, wyłamiemy drzwi i tak czy owak wejdziemy.
Zapadła długa cisza i w końcu drzwi się otwarły.
W mieszkaniu państwa Carlssonów było gorąco i duszno i wokół latały muchy – jak wszędzie. Bertie miał na sobie szlafrok w żółte i niebieskie pasy – szwedzkie barwy narodowe – ale jego twarz była purpurowa. Z sypialni wyszła Amelia w luźnej białej sukience, wyszywanej w białe kwiaty.
– Harry i… Gil, zgadza się?
– Tak jest, proszę pani.
– Znalazłeś Razvana?
– Razvan jest w Bukareszcie, ale widzieliśmy się z jego córką, która wie o strigoi nie mniej od niego.
– Wypowiedziałeś głośno to słowo…
– Które? Strigoi ? Tak, ale zdaniem Jenicy to nie ma znaczenia, jeżeli nie są bardzo blisko, za oknem lub pod łóżkiem, i nie są zbyt spragnione. Trzeba tylko uważać, żeby nie wymieniać ich indywidualnych imion.
– To wielka ulga – wycedził Bertie. – Zwłaszcza że nie jestem z żadnym wampirem po imieniu.
– Nie żartuj sobie z tego, BertiI. Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że znowu was widzę. Te strigoi dostają się niemal wszędzie.
– Tu się nie dostaną – oświadczył Bertie. – Nikt się tu nie dostanie. Mój system alarmowy jest najwyższej klasy.
– Chyba lepiej będzie, jeżeli usiądziecie – zasugerowałem.
Opowiedziałem im w skrócie, jak odkryliśmy trumny w krypcie pod kościołem Świętego Stefana, o tym, jak Gil spotkał Franka i przyprowadził go do mieszkania Dragomirów oraz co Frank powiedział o lustrach. Opowiedziałem także, jak strigoi wspinały się po murze i wchodziły przez uchylone okno, a w korytarzu pojawił się Vasile Lup.
– Ale duch Vasile Lupa został ożywiony przez jeszcze potężniejszego ducha – dodałem. – Przez Misquamacusa.
Amelia popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
– To jakiś żart, prawda?
– Chciałbym, żeby tak było, ale widziałem go na własne oczy. W rytualnym nakryciu głowy i pełnym bojowym rynsztunku…
Amelia wstała i podeszła do okna. Na parapecie stał wazon z niebieskiego szkła z pięcioma wyschniętymi liliami, otoczony opadłymi z kwiatów płatkami. Spojrzała na ulicę w dole z wyrazem twarzy, jakiego nigdy jeszcze u niej nie widziałem – wyrazem twarzy osoby, która próbowała uciec przed swoim przeznaczeniem, ale jej się nie udało.
– To ten sam Misquamacus, z którym kiedyś walczyliście? – spytał Bertie.
– Obawiam się, że istnieje tylko jeden Misquamacus.
Amelia odwróciła się.
– Rozumiem, że rozmawiałeś ze Śpiewającą Skałą?
– To była pierwsza rzecz, jaką zrobiłem.
– I co mówił?
Opowiedziałem o Zmiennej Kobiecie, jej synu, Zabójcy Potworów i Ludziach-ze-Słońcem-w-Oczach. Amelia cierpliwie słuchała, a potem zapytała:
– Dlaczego on sam się z nianie skontaktuje? W końcu jest Indianinem i szamanem.
– Tak, ale są dwa poważne problemy… Po pierwsze, jest Siuksem, a nie sądzę, aby Nawajowie i Siuksowie byli przyjaciółmi od serca. Po drugie, jest mężczyzną, a Zmienna Kobieta nie rozmawia z mężczyznami.
– Oszaleję od tego wszystkiego… – jęknął Bertie.
– Lepiej oszaleć, niż zostać wyssanym – stwierdziłem.
– Harry, nie sądzę, że mi się uda – powiedziała Amelia. – Czytałam sporo o Zmiennej Kobiecie i nie jest to ktoś w rodzaju ducha ciotki Mildred. To bogini.
– Wiem, ale z tego, co o niej mówił Śpiewająca Skała, wynika, że jak na boginię jest bardzo sympatyczna. Poza tym sprzyja życiu… nie jest miłośniczką podrzynania gardeł i wysysania ludzi.
Bertie wstał, podszedł do Amelii i ujął jej dłonie w swoje.
– Amelio, powinnaś spróbować.
– Sądziłem, Bertie, że nie wierzysz w te głupoty – odparowałem zdziwiony.
Читать дальше